Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-06-2018, 13:16   #136
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Nie pomylił się nawet jeśli dziewczyny nie byłyby przekonane do branie kogoś do swego towarzystwa, to na pewno nie chciały odmawiać przystojnemu wampirowi. Szybko zagarnęły Amandę do siebie i przedstawiły towarzyszącym im dżentelmenom. Natomiast wampir nie chciał się narzucać innym. Skoro zaś stały sobie osobno panie: Charlotta oraz Mondragone, osobno Amanda przy Klaudii oraz Dianie, po prostu podziękował grzecznie oraz stanął sobie na boku zakładając po prostu, iż wystarczająco narobił zamieszania oraz więcej nie musi się specjalnie produkować. Posyłał zabójcze uśmiechy paniom natomiast panom poparte Prezencją skinięcia, szczególnie jeśli wyglądali na lepszą warstwę. Widać było, że rozmowa rozkręciła się na dobre. Trochę obawiał się mężczyzny rozmawiającego z Dianą. Zbyt chętnie skracał dystans, a był na tyle przystojny, że dziewczynie to nie przeszkadzało. Dał chwilkę im jeszcze, ale skoro rzecz się nie zmieniła, po prostu bezczelnie wykorzystał sytuację, iż orkiestra zaczęła grać jakąś muzyczkę. Oczywiście walcem byłby zainteresowany jedynie ze swoją narzeczoną, przynajmniej pierwszym. Jednak akurat orkiestra zaczęła grać coś bardziej neutralnego. Podszedł więc do niej.
- Milady, czy zaszczyci mnie pani tym tańcem - powiedział nie patrząc na niewątpliwie wkurzonego mężczyznę. Problem był taki, iż gdyby nawet pocałowali się, mężczyzna mógł oczekiwać, iż dla ratowania honoru córki rodzina pozwoli na niechciane małżeństwo. Dlatego byli tacy, którzy starali się postawić młodą kobietę w sytuacji niezręcznej, w której tylko ślub mógł ocalić ją przed oceanem plotek. Istniały osoby, które plotki miały gdzieś, jednak były bardzo ustawione lub nie mające chęci do spotykania wysoko postawionych szlachciców. Większość młodych kobiet jednak pragnęła czegoś dokładnie innego. Dla nich takie coś byłoby straszną sytuacją, podobnie dla wielu rodziców. Oczywiście młode kobiety doskonale zdawały sobie sprawę, ale co innego zdawać, co innego ulec czarowi, szczególnie na swoich pierwszych spotkaniach towarzyskich. Dlatego właśnie opiekunowie powinni reagować. Diana zgodziła się odrobinę zaskoczona i dała poprowadzić w tańcu. Z parkietu widział zirytowanego mężczyznę, ale też zaskoczone Marię i Charlottę. Wyjaśni potem. Potrafił tańczyć. Uczył się nieco ze swoją piękną Charlottą. Przede wszystkim jednak miał naturalną gibkość pozwalającą prowadzić partnerkę bardzo swobodnie.
- Proszę wybaczyć lady Somerset, mam nadzieję, iż taniec ten nie przeszkodził pani w czymkolwiek istotnym, o czym oczywiście powinna pamiętać młoda dama. Świetnie pani tańczy - dodał po chwili bardzo uprzejmie oraz oczywiście prawdziwie.
- Nie, w niczym Pan nie przeszkodził. - Diana była cała zachwycona, że może zatańczyć z tak przystojnym mężczyzną.
- Wobec tego cieszę się, lady Diano - uśmiechnął się oraz skupił się na eleganckich ruchach wedle rytmiki muzyki. Czuł, że będzie trzeba dobrze pilnować panny Somerset. Mimo, że był jej opiekunem, przywarła do niego mocno w tańcu. Po balu w operze, wiedział już że damy nie pozwalają sobie na taką poufałość i dziewczyna też nie powinna. Szczęśliwie prowadząc jako tako kontrolował ruchy, więc mógł zachować względnie rozsądny dystans, albo próbował przynajmniej to uczynić. Pannę Dianę trzeba było pilnować oraz za skarby nie brać owej kobiety pod jakąkolwiek opiekę. Później planował zabrać na rozmowę owego smalącego cholewki nieznanego gentlemana. Taniec się skończył i pary zaczęły się mieszać. Panowie prosili inne Panie, niektóre dziewczęta odchodziły by ochłonąć. Natomiast rycerz odprowadziwszy lady Somerset podszedł do owego mężczyzny, który próbował uwieść Dianę.
- Mogę pana prosić, sir, na chwilkę rozmowy na taras? - planował po prostu porozmawiać z nim używszy wampirzego przestrachu, jeśli zaś tamten odmówiłby, miał inny pomysł, zdecydowanie bardziej wredny, wykorzystujący sferę Dominacji. Prosty rozkaz: “Głośno przeklnij”, “albo “Krzycz: Jestem głupi!” wypowiedziany cicho powinien załatwić sprawę, żeby tamten ośmieszył się oraz żeby lady Diana przestała się nim interesować kompletnie. Mężczyzna wydawał się lekko speszony, ale poszedł za wampirem. Odezwał się dopiero gdy znaleźli się na tarasie.
- Czy mogę jakoś Panu pomóc? - Odezwał się spokojnie, jednak cały czas zerkał w kierunku opuszczonej sali.
- Zdecydowanie może pan. Pan pozwoli, jestem Henry Ashmore, czy mogę wiedzieć, z kim odbywam tą rozmowę? Ale to w sumie nieważne - zreflektował się wampir. - Otóż mam do pana prośbę, którą proszę potraktować jak polecenie. Niech nigdy, ale to nigdy nie zbliża się pan ani do lady Diany, ani do lady Claudii, ani do lady Amandy, rozumiesz pan? - mówiąc to wysyczał wręcz owe słowa, zaś spojrzenie błysnęło mu chłodem używając dyscypliny Prezencji Przerażającego spojrzenia. - Proszę ewentualnie spróbować z kimś innym, kimś bardziej doświadczonym oraz potrafiącym się bronić, może choćby gospodynią panią Sinett - mówiąc to użył kolejnej dyscypliny zwanej Dominacją usiłując Wsączyć mu Fałszywą wolę. Przypuszczał, iż Sinett ewentualnie postawi go do pionu, bowiem wydawała się osobą wyjątkowo kostyczną.
- Edward Howard. - Spokojnie wymienił nazwisko należące do angielskiej arystokracji. - Obawiam się, że Pani Sinett jest już w zbyt zaawansowanym wieku.
- To już pana sprawa, stanowczo nie będę się narzucał
- spojrzał na niego Nadwrażliwością oglądając aurę. Zasadniczo jeśli się oparł, musiał być wampirem, albo stało się coś kompletnie niezwykłego. - Mnie interesuje tylko, żeby zostawił pan te trzy panie.
Edward nie był wampirem, ale był ghulem.
- Jeśli tego pan sobie życzy. - Przyznał niechętnie. - Choć noszę bardzo zaszczytne nazwisko i z pewnością, te damy by nie żałowały kontaktów ze mną.
- Pozostaję pełny szacunku wobec pańskiego nazwiska oraz pańskiego Sire
.

Howardowie rzeczywiście byli czystą angielską arystokracją. Edward Howard musiał należeć do owego rozrodzonego rodu, skoro jednak nie wymienił jakiegokolwiek tytułu, musiał być młodszym synem. Ale ogólnie rzeczywiście ród był bardzo potężny. Obecnie kilku jego przedstawicieli zasiadało na ławach Izby Lordów. Choćby Henry Howard, 2i Earl Effingham, albo Henry Charles Howard, 13y Duke of Norfolk. Nieczęsto się to zdarzało, nawet przy potężnych klanach, zaś jeszcze kilku innych jego członków posiadało tytuły, choćby honorowe. Zaś jego pan, hm … nie wiadomo, kim był, więc lepiej było zachować ostrożność.

Mężczyzna na słowo Sire, lekko się wzdrygnął, od tej pory przyglądał się Gaherisowi uważniej.
- Te damy są pod moją obecnie opieką, zaś ich rodzice stanowczo nie życzyliby sobie, of by ich córki w jakikolwiek sposób ucierpiały, nie tyle ze względu na relacje z panem, ale ze względu na plotki, które jak pan wie, potrafią bardzo mocno uderzyć.
Nie chciał mieć rozprawy z jakimś wampirem, który uznałby, że zbyt ostro potraktował jego ghula. Jednak dobierając się do jego podopiecznych ghul wchodził na jego podwórko, więc miał prawo zrobić, to co właśnie zrobił. Oczywiście nie przeginając. Choć szczerze mówiąc paniczyk mu się średnio podobał. Owszem, mógł być Howardem, którzy mieli wielu wybitnych przedstawicieli, ale wśród licznego rodu wielu stanowiło klientów swoich magnackich kuzynów. Ten pan chwalił się nazwiskiem, jednak manier nie miał zbyt wielkich. Znajomości heraldyki także. Może nie skojarzył, że lady Diana Somerset należy do tych Somersetów, których głową był diuk Beaufort. Zaś Claudia de Vere mogła się poszczycić prawdopodobnie najstarszym, albo jednym z najstarszych rodowodów Anglii. Pierwszy Aubrey de Vere, 1-y Earl Oxford otrzymał swój tytuł w XII wieku. Sama zaś rodzina przybyła do Anglii w 1066 roku podczas ataku Wilhelma Zdobywcy będąc już znacznymi dostojnikami normandzkimi. Wprawdzie ostatni hrabia, 20-y kolejno noszący również imię Aubrey, pozostawił 150 lat temu jedynie córkę, na którą przeszedł tytuł, ale nazwisko de Vere nie skończyło się. Diana Beauclerk, Dussessa of St Albans, córka wspomnianego earla Oxfordu dochowała się całkiem ładnej gromadki dzieci. Jej trzecie dziecko otrzymało imię Vere. Syn ów służył w brytyjskiej flocie oraz po zostaniu admirałem otrzymał także własny tytuł barona Vere, lub nawiązując do dawnych czasów de Vere. Czyli Vere de Vere, dosyć ciekawe. Przy okazji admirał znany był także z działalności charytatywnej opiekując się porzuconymi dziećmi jako wiceprzewodniczący fundacji. Jego najstarszy syn odziedziczył później także tytuł diuka St Albans. Jednak niektórzy potomkowie woleli się opisywać jako de Vere. Przeto stanowczo, mości Edward Howard nie trafił na jakichś hołyszów, ale bardzo utytułowane rodziny. Wprawdzie bez tytułów szlacheckich, jednak niezwykle ustosunkowane oraz posiadające odpowiednie pokrewieństwa. Pojęcia nie miał tylko, jak przy lady Amandzie, jednak skoro była siostrzenicą księżnej Mondragone też nie mogła wyskoczyć sroce spod ogona. Inna kwestia, że zdarzały się mezalianse, kiedy córka bogatego kupca wychodziła za szlachcica, jednak jeśli ojciec dziewczyny był odpowiednio bogaty, przymykano oko. Trzeba było na temat Amandy pozyskać jakieś informacje, uznał wampir.
- Wybaczy Pan jeśli moje zachowanie było niewłaściwe. Nie posiadam Sire. - Powiedział cicho Howard. Prawdą było, że jeśli był ghulem nie mógł tytułować wampira w ten sposób. - Ale mój Pan byłby niepocieszony gdybym naraził się komuś z rodziny. - Skłonił się lekko, tak by nie przyciągnęło to zbyt wiele uwagi.
- Rozumiem, wykazał pan tutaj odpowiedni szacunek wobec swojego Pana.
Wampir lekko oddał mu skinienie, jakim spokojnie można się było darzyć na zasadzie wzajemnego szacunku.
- Kto jest twoim panem?
- Pan Beathan
. - Odezwał się cicho.
- Pan Beathan - powtórzył wojownik kompletnie zdziwiony. - Słyszałem to imię wiele lat temu. Poznaliśmy się - przypominał sobie. Młody chłopiec, który kręcił się obok Pani Jeziora. Jeszcze wiele eonów temu za czasów Króla Artura. Co on tutaj robi? - Poznaliśmy się kiedyś, dawno temu. Warto byłoby odnowić znajomość? - powiedział uprzejmie. - Czy szanowny pan Beathan jest Ventrue, a może Toreadorem, można go spotkać przy jego wysokości księciu? - spytał wpatrując się w niego. Starał się odczytać jego myśli.
- Pan Beathan przebywa obecnie w Szkocji. - Odpowiedział krótko Edward. Nie wiedział do jakiego klanu należy jego Pan, ale przysłał tu go na przeszpiegi. - Jeśli takie jest Pańskie życzenie mogę posłać mu list.
- Bardzo chętnie. Musimy się koniecznie spotkać, bym panu doręczył ów list. Gdzie pan mieszka w pięknym Londynie, czy zastanę pana w ciągu kilku dni, bym doręczył ów list szanownemu Beathanowi
? - skoro go tutaj nie było podczas tych wydarzeń, więc Beatchan nie był owym poszukiwanym wampirem. Więc już coś. Przeszpiegi zaś, no cóż, normalna sprawa, skoro doszły do niego słuchy na temat całego zamieszania.
- Zatrzymałem się u rodziny. - Edward podał adres rezydencji, należącej do Howardów, znajdującej się niedaleko Westminsteru. - Na pewno jeszcze czas jakiś pozostanę w Londynie.
- Wobec tego do zobaczenia
- zapamiętał adres pałacu. Skinął. Potem spokojnie powrócił na salę balową kierując się ku księżnej hrabinie oraz pięknej Charlotcie. Skłonił się zręcznie.
- Wybaczcie panie drobną przerwę, musiałem wyprostować pewnego zbyt trochę natarczywego pana, który na moment zapomniał się. Wszystko już jednak zostało oczyszczone. - Wesoło dodał - Mam nadzieję, iż nie obmawiałyście mnie bardzo?
- Nie.. choć zbiło mnie z tropu iż nie tańczysz ze swą narzeczoną Henry
. - Maria spojrzała na Charlottę ale ta uśmiechnęła się tylko.
- Dobrze, że udało się wszystko wyprostować.
- Przepraszam, że cię zaniedbałem kochanie, ale dla ciebie będą wszystkie trzy walce grane podczas tego spotkania
- odpowiedział Charlotcie. Później zaś płynnie przeszedł do księżnej - Natomiast tam, no cóż, musiałem przerwać natychmiast pewne nieprzystojne zachowanie. Tak tak, wiem, pewnie powiesz mi, że w młodości to ja byłem wielki urwipołeć, który nie przejmował się prawidłami etykiety. Ale jednak zmieniłem się. Wielka zasługa panny Ashmore - wskazał dziewczynę.
Charlie oparła mu dłoń na ramieniu.
- Już nie chwal mnie tak. - mrugnęła do niego, a Maria ucieszyła się na tą życzliwość.
- Och gdybyście mogli poznać mojego Roberta, niech Pan świeci nad jego duszą. Ten to dopiero był podrywacz. - Machnęła dłonią. - Bawcie się a ja podoglądam naszych dziewcząt.
- Wobec tego dziękujemy za twoją pomoc, droga siostro. Cieszę się naszym spotkaniem
- powstał skłaniając się przez Charlottą. - Panno Ashmore, czy pozwoli pani, bowiem właśnie będą zaczynać walc.

Piękna panna Charlie przyjęła podaną dłoń i dała się poprowadzić do tańca. Mimo skromnej sukni przyćmiewała urodą wszystkie debiutantki.
Walc wiedeński był tańcem dla konserwatystów zbyt bliskim, przepełnionym erotyką. Nawet nieco bardziej stonowany angielski także im się nie podobał. Jednak pomimo tego taniec ów szturmował salony. Stanowił kwintesencję relacji pięknych pań oraz przystojnych panów. Wszyscy czekali na walca na każdym balu, ale zwyczajowo grano go jedynie parę razy. Panie zapisywały sobie swoich partnerów balowych na specjalnych karteczkach, panowie zaś mieli się okazję poruszyć przed potencjalnymi partnerkami, niczym kolorowe pawie przed swoimi pawicami. Gdy wampir ze swą narzeczoną zaczęli krążyć w tanecznych krokach, pary wokół odsunęły się dalej. Nikt nie chciał konkurować z nienaturalnie piękną parą.
- Muszę ci się do czegoś przyznać. - Charlie odezwała się tuż przy jego uchu. - Nigdy nie miałam debiutu.

Zasadniczo ciężko, żeby miała. Wcześniej pracowała w służbach, potem była nauczycielką. Ale teraz była bardzo bogatą kobietą, jednak nie debiutującą nastolatką.
- Wydaje mi się, kochanie, że to niechaj będzie nasz wspólny debiut, choć znacznie ważniejszy będzie przed samą królową, czyli coś, czego mogą sobie jedynie wymarzyć będące tutaj panie, przynajmniej znaczna ich część - mówił równie cichutko. - Jesteś piękna, przyćmiłaś wszystkie debiutantki.
- Odbijam sobie za te wszystkie lata gdy na to czekałam
. - Zaśmiała się cicho, dając się prowadzić. - Widziałam, że powiodło ci się z Marią.
- Popracowałem nad nią co nieco, nie chcę przesadzać, bowiem wydaje się dystyngowaną nico, jednak dobrą kobietą
- przyznał. - Tym bardziej, iż będę musiał to samo uczynić potem z rodziną Amandy oraz przede wszystkim rodziną szkocką. Tam podobno żyje jeszcze ciotka Elsa. Musi być starsza nawet od samej księżnej - mówił oczywiście cały czas bardzo cicho. - Planuję po pierwsze odwiedzić rodzinę Amandy, po drugie musimy jechać do Szkocji, po jednak trzecie, wyjeżdżając powrotnie, musimy zajechać albo do Carltona, albo do siedziby księcia, albo do Florence. Wydaje mi się, że też po walcu powinniśmy zgodzić się na tańce z klientami banków, ich żonami, zaś ja dodatkowo z kuzynką Amandą oraz Claudią, żeby nie poczuła się mniej istotna.
- Myślę, że dziś przenocujemy w Londynie, możesz wybrać gdzie byś wolał. A co do tańców, cóż… już taka moja dola, że muszę się tobą dzielić
. - Mrugnęła do niego. - Ale uważaj będę potem oczekiwała wynagrodzenia.
- Haha, wobec tego wracamy do Florence, żeby owo wynagrodzenie było jak największe
- lekko się uśmiechnął. Przypuszczał, iż biorąc wszystko pod uwagę zaproszenia się sypną. Ten taniec oraz plotki powodowały, iż pewnie stali się towarzyską atrakcją, przynajmniej póki nie przebije ja kolejna plotka. - Ale to nie jedyny powód. Florence będzie ciekawa, jak poszedł bal, ponadto muszę przekazać jej parę rzeczy, powiem kiedy będziemy jechać - wyszeptał narzeczonej, kiedy akurat podczas którejś figury jej ucho zbliżyło się do jego ust.
- Wobec tego trzymam cię za słowo. - Charlie odsunęła się gdy taniec się skończył i już po chwili znalazł się obok nich jakiś mężczyzna. Gaheris rozpoznał w nim jednego z klientów banku. Skłonił się przed ghulicą.
- Czy mogę prosić Panią do tańca? - Wyciągnął dłoń, spoglądając pytająco na Gaherisa.

Uśmiechając przekazał wojownik jej dłoń owemu panu. Przekonany był, iż wielu mężczyzn spogląda na owego klienta zazdrośnie bardzo, oj bardzo bardzo. Pewnie oznaczało to, że Charlotta będzie więc rozrywana przy następnych kawałkach muzyki. Ale to tylko super! Chyba każdy mężczyzna cieszy się, iż jego ukochana wzbudza podziw oraz jest hołubiona przez innych panów.
- Sir - lekko skinął - oddaję panu na ten taniec najpiękniejszą dłoń na parkiecie - powiedział wesoło rycerz, po czym sam ruszył do panny Claudii, potem zaś do Amandy, potem do jeszcze innych pań, które były zainteresowane tańcem. Chciał porobić jak najwięcej znajomości. Kiedy zaś pomiędzy tańcami pojawiała się przerwa zamieniał kilka uprzejmych słów z gentlemanami, jeśli trzeba, traktując Zauroczeniem.
 
Kelly jest offline