| -Walczymy o życie. Nic innego bardziej się nie liczy…- odparł Balthazaar, na co drugie smoczydło przytaknęło tylko masywnym łbem.
~ I tu będą schody ~ przeszło przez myśl paladynce. Pozostawało jej mieć nadzieję, że Balthazaar będzie mniej zdeterminowany do rozprawienia się z Xalaz'sirem niż pozbyciem kapłanki Bane'a. Ale wpierw mosiężny jaszczuroludź musiał zostać wyciągnięty z niewoli łupieżców. Venora spojrzała na niego.
- Jakim cudem wydostałeś się z Podmroku? Spod umysłowego zniewolenia Ilithidów? - zapytała.
-Tego również nie pamiętasz…- uśmiechnął się lekko pod nosem, jakby i dla niego to była dziwna historia. - A pamiętasz, czym zajmowałem się zanim poznałem twojego dziadka i z nim podróżowałem?- spytał mrużąc oczy.
- Podróżowałeś z moim dziadkiem?! - Venora zrobiła wielkie oczy. - Więc to on był tym wspólnym przyjacielem, o którym pisał Morimond w liście, który przyniosłeś mi w dniu kiedy cię poznałam? - dopytała zaaferowana.
-Nie wiedziałaś o tym?- smoczydło uniosło brew. -Kiedyś byłem obrońcą wielkiego kapłana Bahamuta, ale kiedy bóg smoków zamilknął, a mój przyjaciel stracił wiarę, poszukałem innej drogi w życiu. Powrót Tiamat nie mógł obejść się bez echa nawet w boskich kręgach. Bahamut w końcu odezwał się do swych wiernych. W tym do mnie. Dzięki interwencji jego sługi odzyskałem wolność i odnalazłem cię.- wytłumaczył.
- Czyli... - Venora zmrużyła oczy. - Stało się to dopiero po tym jak ją przebudzono... - zmartwiła się, ale zaraz zrobiła zaciętą minę. - Mój przeor już wspominał mi kto może mi pomóc ciebie odnaleźć nim to się wydarzy - zapewniła go.
-No nieźle. Ale nie psuj mi głowy tymi informacjami. Dla mnie to przeszłość, która nie wróci.- Balthazaar urwał rozmowę.
- Ja... Przepraszam... Poniosło mnie - Venora spuściła głowę, gdy żachnęła się, że to co mówi faktycznie może być dla nich deprymujące, szczególnie przed ciężką batalią, która ich czekała. - To chyba wszystko... Chyba, że sami macie mi coś do powiedzenia? - spytała i westchnęła.
- ...I czy mamy tu jakiś alkohol, wino może? - dodała po chwili paladynka, wspominając w myślach bimber Augusta, który zawsze sprawiał, że składanie mu raportów i przeżywanie na nowo tych trudnych wydarzeń, było jakieś takie bardziej znośne.
-Alkohol... - prychnął Xalaz’sir -Dobre sobie…- dodał i kręcąc głową wyszedł na balkon, skąd było widać całą dolinę.
-Venoro ogromne połacie Faerunu są doszczętnie zniszczone. Smoki przekształciły miasta, twierdze i osiedla na swoje królestwa. Zdobycie żywności to trudne zadanie. W większości polujemy na smocze pomioty panoszące się gdzie popadnie. Woda zdatna do picia to jeden z najcenniejszych towarów. O alkoholu, owocach, słodkich ciastach możesz zapomnieć…- wytłumaczył Balthazaar.
Paladynka zrobiła minę niczym pouczona przez rodzica młódka i spuściła głowę. Żałowała, że o to zapytała, ale wydawało jej się, że akurat alkohol, choćby najpodlejszy bimber, będzie gdzieś walał się w kącie. Reszta wypowiedzi smoczydła była typowa dla niego, nie potrafiącego powiedzieć prostego "nie ma". Ale faktem było, że jego wypowiedź jeszcze bardziej uświadomiła ją jak koszmarne czasy nastały wraz z przebudzeniem Tiamat.
- Tyle cierpienia... Ciągła walka by przetrwać każdy kolejny dzień... - Venora pokręciła głową i uniosła spojrzenie na towarzyszy. - Tiamat i jej sługi pozbawiali nas najbliższych, często w okrutny sposób wykorzystując ich przeciw nam, niszczyli wszystko co mieliśmy... Ale mimo tego batożenia wciąż stoimy prosto, nie tracąc wiary w zwycięstwo - z jej oczu biło zacięcie i złość. - Cokolwiek nas jutro czeka, przetrwamy. Zgładzimy tą kurwę i odzyskamy nasz świat. - paladynka raptownie wstała i odetchnęła. Była bardzo, bardzo mentalnie zmęczona od natłoku informacji, emocji i ogólne wszystkiego czego doświadczyła w ostatnim czasie. Potrzebowała odpocząć, położyć się nawet na zwykłym kocu rozłożonym na podłodze.
Paladynka spojrzała na zamyśloną Kalasir i podeszła do niej.
- Pozwól, że pomogę ci zdjąć pancerz - powiedziała i stanęła za dziewczyną by zająć się wiązaniami jej zbroi.
Dziewczę spojrzało na matkę i skinęło jej głową.
-Balthazaarze!- krzyk mężczyzny zakłócił rozmowę na szczycie wieży. Smoczydło od razu podeszło do drewnianej klapy w posadzce nieopodal wejścia na balkon i otworzyło właz. Człek szepnął coś do jednookiego wielkoluda, na co ten tylko kiwnął głową i wejrzał na Venorę.
-Agness i jej rycerze dotarli do obozu…- rzekł do Venory.
- Przybyli wcześniej niż planowaliśmy. Ile pozostało do świtu? - zapytała paladynka zastanawiając się czy była to dobra czy zła nowina w ich obecnej sytuacji. - Idź przodem przywitać ich. Dołączę do ciebie jak rozbroję Kal - dodała z uśmiechem i skupiła się na wiązaniach pancerza, by jak najszybciej się z nim uporać.
-Poradzę sobie.- skomentowała córka Venory.
Venora zawahała się, ale uznała, że najwidoczniej Kal uważała, że spotkanie z dowódcą rycerzy Byka było ważne.
- Niech będzie - powiedziała w końcu kobieta i odstąpiła. - Prowadź w takim razie -mówiąc to podeszła do zejścia na dół. - Agness jest świadoma... że miewam takie dni jak dziś?
-Agness to nie interesuje- odpowiedział Balthazaar. Smoczydło ruszyło przodem schodząc drabinką w dół, a następnie kręconymi schodami prosto do podstawy wieży. Budynek przypominał magazyn i noclegownię. Wszędzie znajdowało się sporo skrzyń, beczek i wszelakiej maści broni i pancerzy.
Tam też stała Agness. W towarzystwie czwórki rosłych wojów, wyczekiwała spotkania z Venorą, trzymając swój hełm w kształcie głowy byka pod pachą. Jej pokryta tatuażami twarz była zmęczona i starsza niż ta, którą pamiętała Venora. Agness miała długie włosy sięgające niemal pasa, zaś boki głowy miała ogolone dosłownie do łysa.
-Mam nadzieję, że nie opóźniliśmy wymarszu?- odezwała się do rycerki i smoczydłą.
Paladynka pokręciła głową.
- Skąd. Spodziewaliśmy się was dopiero o świcie - odpowiedziała Venora i przyjrzała się towarzyszom jej przyjaciółki. - Rozgośćcie się i wypocznijcie
-Odpocznę z moimi ludźmi przy ognisku. O świcie zatem będziemy czekać na wymarsz.- odparła chłodno i opuściła niewielki budynek znikając w półmroku wieczoru.
Venora wpatrywała się jeszcze chwilę tam gdzie zniknęła sylwetka kobiety i w końcu złapała się pod boki.
- Najwyższy czas zacząć się modlić do naszych bogów - stwierdziła cicho, pod nosem. - Musi się nam udać. Wracajmy do wieży - Venora uniosła spojrzenie na szczyt budowli.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |