Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-06-2018, 17:49   #591
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Walczymy o życie. Nic innego bardziej się nie liczy…- odparł Balthazaar, na co drugie smoczydło przytaknęło tylko masywnym łbem.
~ I tu będą schody ~ przeszło przez myśl paladynce. Pozostawało jej mieć nadzieję, że Balthazaar będzie mniej zdeterminowany do rozprawienia się z Xalaz'sirem niż pozbyciem kapłanki Bane'a. Ale wpierw mosiężny jaszczuroludź musiał zostać wyciągnięty z niewoli łupieżców. Venora spojrzała na niego.
- Jakim cudem wydostałeś się z Podmroku? Spod umysłowego zniewolenia Ilithidów? - zapytała.
-Tego również nie pamiętasz…- uśmiechnął się lekko pod nosem, jakby i dla niego to była dziwna historia. - A pamiętasz, czym zajmowałem się zanim poznałem twojego dziadka i z nim podróżowałem?- spytał mrużąc oczy.
- Podróżowałeś z moim dziadkiem?! - Venora zrobiła wielkie oczy. - Więc to on był tym wspólnym przyjacielem, o którym pisał Morimond w liście, który przyniosłeś mi w dniu kiedy cię poznałam? - dopytała zaaferowana.

-Nie wiedziałaś o tym?- smoczydło uniosło brew. -Kiedyś byłem obrońcą wielkiego kapłana Bahamuta, ale kiedy bóg smoków zamilknął, a mój przyjaciel stracił wiarę, poszukałem innej drogi w życiu. Powrót Tiamat nie mógł obejść się bez echa nawet w boskich kręgach. Bahamut w końcu odezwał się do swych wiernych. W tym do mnie. Dzięki interwencji jego sługi odzyskałem wolność i odnalazłem cię.- wytłumaczył.
- Czyli... - Venora zmrużyła oczy. - Stało się to dopiero po tym jak ją przebudzono... - zmartwiła się, ale zaraz zrobiła zaciętą minę. - Mój przeor już wspominał mi kto może mi pomóc ciebie odnaleźć nim to się wydarzy - zapewniła go.
-No nieźle. Ale nie psuj mi głowy tymi informacjami. Dla mnie to przeszłość, która nie wróci.- Balthazaar urwał rozmowę.
- Ja... Przepraszam... Poniosło mnie - Venora spuściła głowę, gdy żachnęła się, że to co mówi faktycznie może być dla nich deprymujące, szczególnie przed ciężką batalią, która ich czekała. - To chyba wszystko... Chyba, że sami macie mi coś do powiedzenia? - spytała i westchnęła.

- ...I czy mamy tu jakiś alkohol, wino może? - dodała po chwili paladynka, wspominając w myślach bimber Augusta, który zawsze sprawiał, że składanie mu raportów i przeżywanie na nowo tych trudnych wydarzeń, było jakieś takie bardziej znośne.
-Alkohol... - prychnął Xalaz’sir -Dobre sobie…- dodał i kręcąc głową wyszedł na balkon, skąd było widać całą dolinę.
-Venoro ogromne połacie Faerunu są doszczętnie zniszczone. Smoki przekształciły miasta, twierdze i osiedla na swoje królestwa. Zdobycie żywności to trudne zadanie. W większości polujemy na smocze pomioty panoszące się gdzie popadnie. Woda zdatna do picia to jeden z najcenniejszych towarów. O alkoholu, owocach, słodkich ciastach możesz zapomnieć…- wytłumaczył Balthazaar.
Paladynka zrobiła minę niczym pouczona przez rodzica młódka i spuściła głowę. Żałowała, że o to zapytała, ale wydawało jej się, że akurat alkohol, choćby najpodlejszy bimber, będzie gdzieś walał się w kącie. Reszta wypowiedzi smoczydła była typowa dla niego, nie potrafiącego powiedzieć prostego "nie ma". Ale faktem było, że jego wypowiedź jeszcze bardziej uświadomiła ją jak koszmarne czasy nastały wraz z przebudzeniem Tiamat.

- Tyle cierpienia... Ciągła walka by przetrwać każdy kolejny dzień... - Venora pokręciła głową i uniosła spojrzenie na towarzyszy. - Tiamat i jej sługi pozbawiali nas najbliższych, często w okrutny sposób wykorzystując ich przeciw nam, niszczyli wszystko co mieliśmy... Ale mimo tego batożenia wciąż stoimy prosto, nie tracąc wiary w zwycięstwo - z jej oczu biło zacięcie i złość. - Cokolwiek nas jutro czeka, przetrwamy. Zgładzimy tą kurwę i odzyskamy nasz świat. - paladynka raptownie wstała i odetchnęła. Była bardzo, bardzo mentalnie zmęczona od natłoku informacji, emocji i ogólne wszystkiego czego doświadczyła w ostatnim czasie. Potrzebowała odpocząć, położyć się nawet na zwykłym kocu rozłożonym na podłodze.
Paladynka spojrzała na zamyśloną Kalasir i podeszła do niej.
- Pozwól, że pomogę ci zdjąć pancerz - powiedziała i stanęła za dziewczyną by zająć się wiązaniami jej zbroi.
Dziewczę spojrzało na matkę i skinęło jej głową.
-Balthazaarze!- krzyk mężczyzny zakłócił rozmowę na szczycie wieży. Smoczydło od razu podeszło do drewnianej klapy w posadzce nieopodal wejścia na balkon i otworzyło właz. Człek szepnął coś do jednookiego wielkoluda, na co ten tylko kiwnął głową i wejrzał na Venorę.

-Agness i jej rycerze dotarli do obozu…- rzekł do Venory.
- Przybyli wcześniej niż planowaliśmy. Ile pozostało do świtu? - zapytała paladynka zastanawiając się czy była to dobra czy zła nowina w ich obecnej sytuacji. - Idź przodem przywitać ich. Dołączę do ciebie jak rozbroję Kal - dodała z uśmiechem i skupiła się na wiązaniach pancerza, by jak najszybciej się z nim uporać.
-Poradzę sobie.- skomentowała córka Venory.
Venora zawahała się, ale uznała, że najwidoczniej Kal uważała, że spotkanie z dowódcą rycerzy Byka było ważne.
- Niech będzie - powiedziała w końcu kobieta i odstąpiła. - Prowadź w takim razie -mówiąc to podeszła do zejścia na dół. - Agness jest świadoma... że miewam takie dni jak dziś?
-Agness to nie interesuje- odpowiedział Balthazaar. Smoczydło ruszyło przodem schodząc drabinką w dół, a następnie kręconymi schodami prosto do podstawy wieży. Budynek przypominał magazyn i noclegownię. Wszędzie znajdowało się sporo skrzyń, beczek i wszelakiej maści broni i pancerzy.

Tam też stała Agness. W towarzystwie czwórki rosłych wojów, wyczekiwała spotkania z Venorą, trzymając swój hełm w kształcie głowy byka pod pachą. Jej pokryta tatuażami twarz była zmęczona i starsza niż ta, którą pamiętała Venora. Agness miała długie włosy sięgające niemal pasa, zaś boki głowy miała ogolone dosłownie do łysa.
-Mam nadzieję, że nie opóźniliśmy wymarszu?- odezwała się do rycerki i smoczydłą.
Paladynka pokręciła głową.
- Skąd. Spodziewaliśmy się was dopiero o świcie - odpowiedziała Venora i przyjrzała się towarzyszom jej przyjaciółki. - Rozgośćcie się i wypocznijcie
-Odpocznę z moimi ludźmi przy ognisku. O świcie zatem będziemy czekać na wymarsz.- odparła chłodno i opuściła niewielki budynek znikając w półmroku wieczoru.
Venora wpatrywała się jeszcze chwilę tam gdzie zniknęła sylwetka kobiety i w końcu złapała się pod boki.
- Najwyższy czas zacząć się modlić do naszych bogów - stwierdziła cicho, pod nosem. - Musi się nam udać. Wracajmy do wieży - Venora uniosła spojrzenie na szczyt budowli.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 12-06-2018, 20:24   #592
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Balthazaar skinął jej głową i razem ruszyli na powrót do wieży. Z każdym kolejnym krokiem Venora coraz bardziej zamartwiała się. Jeszcze nigdy te sny nie trwały tak długo. Pojawiała się w nich nagle i tak samo nagle z nich się wyrywała... A teraz, z jakiegoś powodu nie mogła. Sny same w sobie były dziwne i powód oraz przyczyna ich śnienia nieznane, ale czarnowłosa już miała wrażenie, że jakoś to sobie poukładała. Niestety wszystko wskazywało na to, że wciąż tak naprawdę nic nie wiedziała.
Z takimi myślami paladynka tak mocno zacisnęła pięści, że aż zbielały jej kłykcie i zdrętwiały palce. Popatrzyła na swoje ręce i zaczęła rozcierać sobie dłonie.
~ Muszę coś z tym zrobić... Tylko jak?~ zachodziła w głowę.
Po dotarciu na szczyt od razu zwrócili na siebie uwagę Kalasir i niebieskiego jaszczura. Nie wyglądali oni jednak na zdziwionych, że Venorze i Balthazaarowi nie towarzyszy Agness. Czarnowłosa uznała, że po prostu w tych czasach tak już po prostu jest, każdy z nich bezpowrotnie zmienił się pod naporem nieszczęść i przeciwności obecnego świata.


"Sypialnia", bo tak pomieszczenie znajdujące się za kurtyną można było tylko w bardzo bardzo słabym żarcie nazwać, było duszne i ciasne. Znajdował się tu spory ale bardzo stary siennik i podarte szmaty, robiące za koce, które po bliższym przyjrzeniu się okazały się być gobelinami wyszywanymi w jakieś wzory, zerwanymi ze ścian. Kal przyprowadziła tu swoją matkę i usiadła na sienniku, sięgając po rondel, w którym jakaś breja pokrywała dno. Kobiety nie bardzo miały o czym rozmawiać, ale zmęczenie Kalasir szybko sprawiło, że nie musiały się tym długo zamartwiać i dziewczyna prędko zasnęła ułożona na jednej połowie siennika. Venora nie chciała wciąż uznać, że poprzedni sen nie był tylko iluzją, więc uznawała, że wydarzenia jakie tam widziały nie musiały mieć miejsca, nie mniej poczuła ulgę, że córka śpi, bo bała się poruszać jakikolwiek temat. Bo każdy mógł okazać się problematyczny.

Paladynka przyglądając się śpiącej Kal, tylko mocniej zaczynała się denerwować swoją sytuacją. Wydawało jej się, że coś jest bardzo nie tak i dlatego ciągle tu tkwi. Mogła się już chyba wyłącznie modlić do Helma, by nie zastała tu dnia walki z Tiamat. Ona, młoda panna Oakenfold, a nie doświadczona liderka ocaleńców, nie była gotowa prowadzić swych towarzyszy na śmiertelny bój z demoniczną boginą. Te przemyślenia jeszcze bardziej ją stresowały.
~ Oby do tego nie doszło... Muszę się obudzić...~ z tymi myślami Venora złożyła ręce do modlitwy i zaczęła się modlić do Helma.

~***~

Sen przyszedł późno. Venora nie mogła spać, od natłoku myśli oraz doskwierającej pogody. Silny wiatr wył po wieży, a głośne pioruny raz po raz błyskały gdzieś w oddali. Rycerka zastanawiała się, dlaczego jej sen ciągle trwa. Zastanawiała się, jak przyjdzie jej znieść spotkanie z Tiamat. W końcu jednak zmęczenie zwyciężyło i usnęła.
-Zbudź się.- głos Balthazaara zadudnił jej w głowie. Kiedy otwarła oczy, ujrzała przez wejście na balkon czerwone niebo i szalejącą w oddali burzę piaskową. Smoczydło pochylało się nad nią lekko, przyglądając jej uważnie.
~ Czemu do zarazy wciąż tu jestem?! ~ Venora skrzywiła się, a żeby ukryć swoje zaniepokojenie, zaczęła podnosić się z posłania, nie patrząc w pysk smoczydła.
- Ile mamy czasu? - zapytała, przecierając dłońmi twarz.
-To ty tu dowodzisz…- odparł krótko Balthaazar.
Paladynka przymknęła oczy. Nie było już żadnych złudzeń. Wszystko wskazywało na to, że nie ominie jej to wydarzenie. Miała więc dwa wyjścia... Trzy jeśli wliczyć w to skoczenie z balkonu. Na to nawet prychnęła sama do siebie pod nosem.
~ Co ja gadam? Jest tylko i wyłącznie jedno wyjście. Muszę walczyć. Muszę poprowadzić wszystkich do zwycięstwa... Przecież ja się nigdy nie poddaję ~ pokrzepiła się sama siebie. Otworzyła oczy i spojrzała na smoczydło już bez obawy, która dusiła ją nim zasnęła.
- Będziesz mi musiał jak najszybciej streścić plan jaki miałam - szepnęła cicho do niego, nie chcąc by ktokolwiek inny to usłyszał. - I nie denerwuj się. Tak pewnie jest lepiej

-Nie mamy żadnego planu. To znaczy mamy, ale nie jest ani trochę skomplikowany.- rzekł wojownik. -Stąd ruszamy całą kolumną do Karthosa. Wraz ze swoimi magami otworzą portal, który przeniesie nas nieopodal świątyni Tiamat. Wedrzemy się do środka i wyrżniemy w pień każdego kto stanie nam na drodze…- wyjaśnił.
- Lubię proste plany. W takich trudniej o rozczarowania - stwierdziła Venora z nutką ironii w głosie. - Jak wielu mamy kapłanów pośród nas? Magowie dołączą do nas za portalem? - dopytywała już poważnym tonem.
-Kapłanów nie ma zbyt wielu. Troje Helmitów, dwójka wyznawców Nobaniona. Będzie nam towarzyszył mój przyjaciel, sługa Bahamuta. No i Rycerze Byka. Magów praktycznie nie mamy żadnych. Tylko Krąg i Karthos. Wojna ze smokami wyniszczyła nasze siły tak bardzo… Tak bardzo, że pozostała nas tylko garstka.- rzekł ze spokojem zerkając na zbliżającą się burzę piaskową.
- Ale żyjemy, a to z czym mieliśmy do czynienia pokazało tylko kto z nas jest z najtwardszej stali zrobiony. Tiamat jest po prostu kolejnym parszywym smokiem, którego zabijemy. Nie możemy o niej myśleć inaczej - powiedziała z zacięciem Venora, wstając z posłania. - Pomóż mi założyć zbroję - mówiąc to skierowała swoje spojrzenie na przyszykowany sprzęt. Płytówka, była jej obca, ale nie była byle czym. Widać było na jej powierzchni połysk charakterystyczny umagicznionym przedmiotom. To samo tyczyło się miecza, na którego ostrzu w bladym zielonkawym blasku skąpane były runy. - Opowiedz mi co to za miecz i jaka magia skryta jest w zbroi

-Zbroja jak zbroja.- Balthazaar wzruszył obojętnie ramionami. -Miecz to niezłe cacko. Jeśli dobrze przycelujesz to odcina łeb he he he…- zarechotał na wspomnienie wielu odciętych głów u stóp Venory.
- W takim razie idealne narzędzie na pięciogłowego gada - Venora uśmiechnęła się pod nosem, po czym spojrzała na jaszczura. - Po wszystkim wyleczę ci w końcu to oko - stwierdziła tonem mówiącym, że zainteresowany nie ma w tej kwestii niczego do gadania. Balthazaar wyszczerzył lekko zębiska co przypominało karykaturalny uśmiech. Smoczydło skinął głową by rycerka przygotowała się do zakładania pancerza.
Czarnowłosa usiadła na chybotliwym stołku przy złożonej zbroi i sięgnęła po buty i nagolenice, by nie tracić czasu.
- Kal jest paladynem, tak jak ja? - zapytała jaszczura, wiążąc rzemienie na lewej nodze.
-Paladyni to wymierająca kasta. Filarem waszej profesji były ścisłe związki, oddanie i służba świątyni. Smoki rozdeptały w pył większość znanych im świątyń. Tiamat nawet wysłała swoje sługi na Evermeet i do krasnoludzkich twierdz. Starły w pył Thay oraz sieć twierdz w Wielkiej Rozpadlinie…- Balthazaar wziął głęboki wdech.
- Wszystko da się odbudować - skomentowała z przekonaniem Venora i zamilkła, skupiając się już w pełni na elementach swojej zbroi.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 15-06-2018, 12:59   #593
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Niedługo później Venora wraz z córką i towarzyszącymi jej smoczydłami opuściła wieżę, gdzie czekały na nią ostatnie setki ruchu oporu. Najbliżej, bo przy ogniskach wokół wieży, obozowali Rycerze Byka, którzy byli już niemal gotowi do drogi.
-Lady Venoro! Gromwald Silnoręki i jego plemię przybyli!- krzyknął jeden ze strażników kończących nocną wartę. W obozie zapanowała wrzawa a rycerka dostrzegła zbliżającą się grupę kilkudziesięciu skąpo odzianych ludzi na końskich grzbietach. Ich ciała były półnagie, chronione jedynie drobnymi elementami przypadkowych części różnych pancerzy. Na przodzie tej grupy jechał mężczyzna o silnych ramionach i wielkiej masie mięśniowej. Na jego łysej głowie znajdowało się wiele tatuaży, a twarz zdobiły liczne kolczyki. Barbarzyńca miał u boku dwa jednoręczne topory, zaś do siodła przytroczono zawinięty w szmaty dwuręczny miecz, którego skrawek ostrza lekko wystawał poza brudne płótno. Barbarzyńcy zbliżyli się do wieży i zatrzymali wierzchowce. Herszt grupy zeskoczył z konia i lekkim krokiem zbliżył się do rycerki łapiąc ją niespodziewanie za dłoń. Wielkolud był jedynie kilka cali niższy od Balthazaara, przez co Venora musiała podnosić głowę by spojrzeć Gromwaldowi w oczy. Osobnik lekko skinął głową i uniósł dłoń Venory, po czym niespodziewanie polizał ją po wierzchniej stronie.

-Gromwald Silnoręki przybył!- krzyknął, puścił dłoń Venory i z rozpostartymi ramionami odwrócił się do Rycerzy Byka oraz reszty ocalałych.
- Witaj... - Paladynka dosłownie zbaraniała po tym powitaniu, nie wiedząc co się właśnie wydarzyło. Bardzo bezpośredni sposób bycia mężczyzny niewątpliwie zawstydził młodą rycerkę, która tkwiła w ciele doświadczonej wojowniczki. Venora zabrała rękę i odruchowo wytarła ją o swoją zbroję, gdy Gromwald skupił swoją uwagę na ludziach Agness. - Wkrótce wyruszamy - dodała czarnowłosa i zaraz posłała ukradkowe, pytające spojrzenie Balthazaarowi.
-Jeśli twoi ludzie są gotowi do dalszej drogi, to możemy ruszać w drogę.- Balthazaar zwrócił się do Gromwalda.
-Czy moi ludzie są gotowi? Czy są gotowi rozlać krew śmierdzących smoków?- odwrócił się w kierunku smoczydła, przechylił głowę w bok i dotknął palcem podbródka Balthazaara.
-Pewnie, że jesteśmy gotowi…- syknął na tyle cicho, że usłyszał ją tylko smoczy woj i Venora.
Paladynka przez drobną chwilę miała wrażenie, że smoczydło odgryzie mężczyźnie rękę za tą zuchwałość. Możliwe, że nawet taka myśl wykluła się w jego miedzianej łepetynie, ale dzielnie powstrzymał się. I dobrze, bo bez ręki wojownik byłby mało przydatny sprawie.
- Ruszamy!!! - krzyknęła na całe gardło Venora, tak by jak najwięcej uszu ją usłyszało.

~***~

[media]http://www.youtube.com/watch?v=UIHOV07XoDQ[/media]

Ostatni spośród walczących i wciąż posiadających nadzieję na zwycięstwo, zebrali się do drogi w przeciągu kilku kwadransów. Był to moment, kiedy Venora całkowicie straciła nadzieję na wybudzenie się z koszmaru. Znalazła się tu i choć nie była dokładnie tą bohaterką, która scalała te wszystkie osoby do współpracy, to nie traciła przekonania, że wciąż była sobą - zdolną do czynienia rzeczy niemożliwych. Rycerze Byka, niedobitki Venory oraz barbarzyńcy Gromwalda. Wszyscy maszerowali ku ostatecznej walce i paladynka zauważyła, że na żadnej twarzy nie było już strachu. Był smutek, żal, ale nikt się nie bał, bo każdy wiedział, że nawet jeśli ten ostatni zryw się nie uda to śmierć mogła nie być całkiem tak zła po życiu w tym kręgu piekła jaki uczyniony został z Torilu. Mało kto rozmawiał, bo powietrze było suche, pełne drobinek piasku i śmierdzące, więc każdy starał się jak mógł zasłaniać twarz chustami. Z resztą trudy podróży sprawiały, że nie chciało się tracić sił na gadanie.
Marsz dłużył się, bo tylko ludzie Silnorękiego mieli konie - wyliniałe, niedożywione, ale mimo to nie brakowało im werwy. Nie robiono dłuższych postojów i trudno było tak naprawdę ocenić ile czasu szli, bo niebo było niezmiennie złowrogo czerwone, a pod nogami wciąż mieli tylko piasek i skały tworzące monotonny krajobraz. Aż w końcu dotarli do celu podróży, co Venora poznała po tym, że Karthos wyszedł jej naprzeciw. A właściwie to nagle pojawił się tuż obok rycerki. Venora automatycznie położyła dłoń na rękojeści miecza, ale przypomniała sobie opis wyglądu syna Arla. To był dla niej wielki szok. Diablęcie nie miało drobnych cech sferotkniętego.


Jego skóra była czerwona, a ze łba wyrastały dwa spore rogi. Pociągła, szczupła twarz nosiła poważny wyraz. Dopiero, kiedy spojrzała młodzieńcowi w oczy dostrzegła pierwiastek człowieczeństwa, a w zasadzie to cząstkę Arla i ta myśl wywołała ciarki na jej plecach.
-Witaj Venoro.- rzekł, lekko się przed rycerką pokłaniając. Dopiero teraz najbliższe otoczenie paladynki zwróciło uwagę na Karthosa. Smoczydła i Kal spojrzeli na diablęcie przez ramię, każde dobywając odruchowo swej broni.
-Prosiłem byś tak nie robił…- syknął do niego Xalaz’sir -Któregoś dnia utnę ci łeb przez przypadek…- pokręcił głową.
Paladynka nie odrywała spojrzenia od diablęcia przez dłuższą chwilę.
~Nie diablę a półczart… ~ czarnowłosa próbowała zapanować nad własnymi emocjami i przyzwyczajeniami jakich zdążyła nabrać od czasu swojego pasowania na rycerza.
~Już raz z diabłem się sprzymierzyłam... ~ Venora starała się uspokoić swoje zapędy, ale to wspomnienie na niewiele się zdało, bo zaraz przypomniała sobie o tym co się stało z Albrechtem. ~ Wróg mojego wroga… Czasy są takie, że nawet Helmici z Baneitami współpracują...~ powtarzała sobie w myślach i usilnie starała się nie wczuwać w aurę zaklinacza. Westchnęła i przybrała surowy i poważny wyraz twarzy.

- Zdecydowanie nigdy więcej tak nie rób - odezwała się w końcu rycerka, powtarzając słowa po smoczydle, patrząc Karthosowi w oczy. - Witaj - dodała zaraz z lekkim skinieniem głowy. -Jak wygląda tu sytuacja? Mieliście jakieś problemy? - zapytała diablę.
-Nie lady Venoro. Wszystko jest pod pełną kontrolą. Od czasu jak nakazałaś nam strzec portalu tylko dwa razy smok przeciął niebo nad nami. Oni chyba nie są świadomi obecności tych portali…- wyjaśnił sferotknięty. Istota nie poruszała się płynnie i naturalnie. Jej ruchy były szybkie i momentami jakby niekontrolowane.
-Jeden z moich ludzi przeszedł przez portal. Niestety nie ma przejścia powrotnego.- oznajmił niespodziewanie.
-Miałeś nikogo nie wysyłać na drugą stronę…- głos zabrała zdenerwowana Kal.
-Wiem siostro, ale dzięki wiadomości, którą mi przesłał wiem gdzie powinniśmy kierować kroki po drugiej stronie. - wyjaśnił Karthos.
-A co się dzieje z twoim informatorem teraz?- spytał Balthazaar.
-Nie odpowiada…- odparło diablęcie pochylając głowę.
-Głupcze… Jeśli został schwytany i wzięty na spytki to może oznaczać nasz ostateczny koniec!- warknął Xalaz’sir.
-Ufam swoim ludziom. Każdy z nich woli się otruć niż oddać nasze tajemnice!- zaprotestował Karthos.
-Ale ja nie ufam tobie…- syknął błękitnołuski, po czym oddalił się od nich.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 17-06-2018, 18:55   #594
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Paladyńskie zmysły Venory były zbyt wyostrzone by mogła ignorować aurę Karthosa. Cała jego sylwetka promieniowała negatywną energią - dużo bardziej niż Agness kiedykolwiek. To po prostu było w jego naturze. Kiedy tak czarnowłosa przyglądała się synowi jej ukochanego oceniła, że ewidentnie był on wyrachowaną istotą, która ma swoje odchylenia od norm wyznawanych przez ludzi, a już szczególnie rycerzy.
Jednak mimo to młoda panna Oakenfold czuła, że miał on dobre intencje względem jej osoby jak też ewidentnie zależało mu na powodzeniu tego ataku. Paradoksalnie istota z piekła rodem miała większą świadomość tego jak myślą i reagują ich wspólny wróg.
- Nie dobrze, że nie posłuchałeś nakazu, ale w tej chwili niczego już z tym nie zrobimy - stwierdziła paladynka. - Miejmy nadzieję, że twoja decyzja była słuszna, a uzyskane informacje nam pomogą - dodała i przetarła twarz z potu.
- Balthazaarze, Kalasir, przekażcie pozostałym, że przed wyruszeniem przez portale, robimy tu nieco dłuższy postój, by wszyscy mogli zregenerować się po marszu przed atakiem. Za kwadrans chce, by Gromwald i Agness dołączyli do nas by ustalić kto za co będzie odpowiadał - powiedziała Venora i spojrzała na diablę, z którym odsyłając jaszczura i córkę chciała zostać sam na sam. - Skoro posłałeś zwiadowcę… To powiedz czego się od niego dowiedziałeś? Jak jest chroniony teren? Jak duże straże są wystawione?

-Lady Venoro…- syknęło diablęcie. -Nikt nie stoi na straży tej świątyni. Portal prowadzi do świątyni Helma w sercu Suzail…- stęknął, jakby spodziewał się, że ta informacja może wstrząsnąć kobietą.
-A raczej miejsca, gdzie niegdyś stał. Kult Tiamat postawił swoją najważniejszą świątynię tam, gdzie zamordowali Purpurowego Smoka…- warknął Balthazaar.
Venora zadrżała, czego na szczęście nie było widać po jej sylwetce zakutej w pełną zbroję płytową. Lecz zbolała mina mówiła wszystko. Paladynka sama była świadkiem ataku jednego smoka i smoczydła na główną katedrę, to co dopiero mogły uczynić główne siły kultystów Tiamat. Ale nawet mimo to panna Oakenfold nie była w stanie wyobrazić sobie by jej rodzima świątynia, którą zawsze miała za swój dom, mogła zostać zrównana z ziemią. Paladynka nerwowo przeczesała włosy.
- Purpurowego Smoka? - Venora uniosła brew w zdziwieniu, kierując spojrzenie na miedziane smoczydło, które wspomniało o tej bajce dla dzieci.

Każdy Cormyrczyk znał legendę o Purpurowym Smoku. Jaszczur o purpurowych łuskach, który potrafił przybrać ludzką postać. Nikt nie znał wszystkich mocy Purpurowego Smoka, wiadome było jedynie to, że nienawidził nadmiernego wycinania drzew, zbyt wielu polowań i chciwości. Miał on kochać dzikie istoty zamieszkujące Leśne Królestwo. Chciał by jego lud mógł marzyć bez ograniczeń, a w czynach swych dawać dowody męstwa. Jaszczur ten był samotnikiem, trzymający się od innych na dystans. Nikt nie znał jego zamysłów: potrafił on być przyjacielski i troskliwy, albo srogi i zabójczy. W jednej chwili ratuje zaginione dziecko, by w następnej wyrwać z pancerzy, jedna po drugiej zakrwawione kości okrutnych rycerzy.
Zupełnie dziwny to był smok, zważywszy że pochodzić miał od czerwonołuskich jaszczurów, których wybarwienie łusek miało być spowodowane elficką magią, która dawno temu wsączyła się w krew gadów Leśnego Królestwa.
Pytaniem pozostawało gdzie kryły się te istoty. Wielu uważało, że byli nimi członkowie rodziny królewskiej, krwi króla Azouna. Ale to co było najważniejsze w legendzie o Purpurowym Smoku to przepowiednia, że gdy zginie ostatni, przepadnie wtedy też i cały Cormyr.
- Kim był smok? - zapytała Balthazaara.

-Legendy i bajdy. Nie przybrał żadnej, ludzkiej postaci. Jego leżę było ukryte pod królewskimi katakumbami. Spał wiele lat przed powrotem Tiamat. Spał tak głęboko, że nie poczuł zła które panoszyło się po królestwie…- smoczydło pokręciło głową.
- Tak samo Bahamut przespał wszystko... - syknęła Venora ledwo panując nad swoim oburzeniem skierowanym na ignorancję smoków.
~ Tiamat wszystkich wzięła na przeczekanie i trafiła idealnie ~ na tą myśl paladynka zagotowała się w sobie. Przymknęła na chwilę oczy, by opanować w sobie gniew. Obiecywała sobie, że z wiedzą jaką pozyskała w tej wizji rosły szanse na niedopuszczenie do tej zagłady. Dopiero po chwili spojrzała ponownie na Karthosa.
- Jakie są szanse, że twój zwiadowca jeszcze żyje, albo na to że jednak nie udało mu się spożyć trucizny? - spytała.
-Nigdy mnie nie zawiódł, choć współpracujemy stosunkowo krótko, wiem, że mogę na nim polegać.- odparło diablęcie. -Liczę, że po prostu czeka na nasze przybycie w ukryciu.- dodał szybko.
- Też mam taką nadzieję - mruknęła do siebie Venora.

- Jak sprawiłeś, że Krąg Aradosa przyjął twoje przywództwo? Ze mną nie chcieli się ułożyć - zapytała, bo w sumie zaintrygował ją ten fakt.
-Nie jesteś wybitnie uzdolnionym magiem…- odparł nieśmiało, ale szybko spuścił wzrok, gdy dotarło do niego, że odpowiedź była dość zuchwała.
-Wybacz. Zagalopowałem się… Ci magowie nie słuchają nikogo. Nawet mnie. Nie jestem ich przywódcą. Raczej kimś, kto ich zlepia w całość.- dodał.
- Jednoczyć indywidua by osiągnąć wspólny cel to właśnie rola przywódcy - Venora położyła dłoń na ramieniu diablęcia i uśmiechnęła się do niego miło. - Chcę żebyś trzymał się blisko mnie po przejściu przez portal - dodała wracając do poważnego tonu i cofając od niego swoją rękę.
-Tak pani. Jestem tu po to by cię strzec. Wszyscy tutaj wiedzą, że to ty jesteś kluczem do powrotu normalności.- odparł bez namysłu.
-Ruszamy? Moi ludzie są żądni smoczej krwi!- krzyknął z oddali Silnoręki, zaś jego barbarzyńcy aż wstali z miejsc, by dać dowód swej gotowości.

Venora miała wrażenie, że Karthos ma na myśli coś więcej niż tylko zwycięstwo. Może nawet był świadom, że paladynka przenosiła się w tą przyszłość, przejmując ciało starszej wersji siebie. A może to tylko było jej wyobrażenie i diablę nic nie wiedział. Na pewno Xalaz'sir postarał się by nie wyszła ta informacja poza najbardziej zaufanych, do których rogaty młodzieniec z wielu powodów nie należał.
Rycerka spojrzała na Gromwalda.
- Niebawem ruszamy. Wszyscy szykujcie się do przejścia przez portal - krzyknęła by każdy ją usłyszał.
Zebrana horda ludzi powoli zaczynała wstawać z miejsca i szykować się do dalszego wymarszu.
-Portale są blisko.- wyjaśnił Karthos. -Tam za wzniesieniem. Ukryte w jaskini, by smoki z powietrza nie mogły ich wypatrzyć.- dodał mężczyzna.
-Ruszaj. Obstawcie tę jaskinię i czekajcie na nas. Xalaz’sir i rycerze byka przejdą ostatni, zamykając nasz pochód. My z Venorą, ludźmi i twoimi magami przejdziemy przodem. Za nami barbarzyńcy. Inaczej nie zapanujemy nad nimi.- polecił Balthazaar. Diablęcie skinęło głową i ruszyło przodem.
-Mam nadzieję, że twoje właściwe “ja” niebawem tu wróci, bo czeka nas cholernie trudna przeprawa…- rzekł Balthazaar.
Panna Oakenfold spojrzała na smoczydło z wyrzutem.
- A jak nie wróci to co, zawrócisz wszystkich? - szepnęła na tyle cicho, że nawet on miał problem z dosłyszeniem jej słów. - Dobrze machać mieczem potrafię już teraz - dodała, nie patrząc już na jaszczura.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-06-2018, 21:05   #595
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Droga do celu trwała około godziny. Portal był ukryty w płytkiej jamce, pod skalistym wzniesieniem, które przed eskalacją konfliktu ze smokami mogło być domem watahy wilków. Venora wiedziała doskonale jak wyglądają portale oraz z czym wiąże się przejście przez ten rodzaj drogi. Na miejscu czekał na nich Karthos i jego siedmioro magów oraz Xalaz’sir, Gromwald i Agness.
Balthazaar szybko wyjaśnił wszystkim “decyzyjnym”, w jakiej kolejności będą przeprawiać się na drugą stronę, po czym spojrzał wyczekująco na rycerkę.
Uwaga Venory była skupiona na przyglądaniu się towarzyszom Karthosa. Paladynka już nie miała najmniejszych złudzeń, że od pokonania Tiamat zależał jej powrót do siebie. Nie miała pojęcia czy była w tej chwili lepsza od starszej siebie, czy raczej nie dorastała sobie do pięt, lecz niezależnie od tego jak było naprawdę, była tu i musiała doprowadzić swoich do zwycięstwa choćby miała stanąć na rzęsach. Przez te rozmyślania dopiero po chwili zauważyła, że jaszczur zamilkł i czekał na nią.
- Wszyscy długo czekaliście na ten dzień - powiedziała do nich. - Damy dziś z siebie wszystko. A jutro... Może w końcu ktoś zacznie pędzić bimber, żeby było czym opijać zwycięstwo. - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Ruszajmy

~***~

Styczność z magią teleportacji zawsze była dla Venory trudnym przeżyciem. Tak było i tym razem. Pierwszą rzeczą, którą poczuła był oślepiający blask jaskrawych kolorów. Zaraz po tym rycerka poczuła jak cały żołądek wywraca jej się do góry nogami, a ewidentne braki zawartości sprawiły, że najzwyczajniej w świecie zwymiotowała sobie pod nogi.
-Jesteś cała?- usłyszała krzyk Balthazaara, a sekundę później jego szponiasta dłoń zaległa na jej plecach.
- Nienawidzę portali... - syknęła w odpowiedzi paladynka i splunęła śliną.
Wiatr wył przeraźliwie, wzbijając w powietrze tumany kurzu, piachu i pyłu. Wszędzie tutaj dominował pustynny klimat, oraz suche powietrze. Venora musiała zasłonić usta i nos, by nie podusić się od nadmiaru pyłów niesionych wiatrem. Po chwili zmysły wróciły do niej i mogła rozejrzeć się dookoła. Brukowane ulice Suzail były przysypane piachem. Większość budynków była zawalona, a te których szkielety nadal stały, okazały się być jedynie gołymi ścianami spalonych domostw. W oddali było widać majaczące mury zrujnowanego zamku.
-Prędko! Musimy ukryć się w ruinach by żaden smok nas nie wypatrzył!- krzyknął Karthos, wskazując palcem jeden z najbliższych, możliwych budynków.
-Idźcie! Ja pokieruję każdego kto przejdzie przez portal!- zaoferował się Balthazaar.


- Jasne. Idziemy - odparła Venora jaszczurowi i zaraz skinęła głową Karthosowi by prowadził, ruszając zaraz za nim. Paladynka do wszechobecnego piasku już zdążyła przywyknąć, ale widok zniszczonego Suzail... Można było uznać, że pani Oakenfold była w tak dużym szoku, że jeszcze do niej nie docierał ten kontrast wyglądu jej miasta z tym jakie widziała je ostatnio.
Akcja rozmieszczania i krycia ludzi Venory trwała kilka długich chwil. Wielu, zasilających szeregi hordę miało styczność z wojowaniem, magią, a także innymi dziedzinami życia, które pozwoliły im przetrwać w tak trudnych warunkach, pod okupacją smoków. Przejście przez portal miało trudne konsekwencje dla organizmów tylko co niektórych osób. Większości udało się przejść bez problemów, a pokierowani przez Balthazaara od razu odnaleźli drogę do tymczasowych kryjówek.
-Niedaleko stąd, w miejscu gdzie była kiedyś północna brama znajduje się ruina starej strażnicy. To tam trafimy na korytarz do katakumb i prostą drogę do kultystów Tiamat!- rzekł Karthos, rozkładając na kupie piachu starą mapę.

Paladynka przyjrzała się uważnie schematom, pomagając przy okazji diablęciu trzymać mapę. Miała dziwne wrażenie, że wskazany korytarz był tym samym, którym swojego czasu wieczorną porą przemykała się z Albrechtem, gdy potajemnie opuszczała świątynię, tak by przeor nie dowiedział się o jej obecności.
- Tak, to jest dobra droga - zgodziła się Venora. - Trzeba ruszać czym prędzej
Niedługo później ich oczom ukazała się reszta “decyzyjnych”.
-To wszyscy.- syknął Balthazaar.
-No?! I gdzie te skurwiałe gady?- Gromwald domagał się przeciwników.
-Już niebawem mój narwany przyjacielu.- odparł mu Karthos. -Ruszajmy.- spojrzał na Venorę, oczekując jej polecenia.
Venora podeszła do Kalasir, przyglądając się jej uważnie. Dziewczyna nie wyglądała by podróż portalem była jej ulubioną formą transportu. Kobieta poklepała ją po plecach i odwróciła się do wszystkich.
- Nie atakuj póki nie będzie to konieczne - rzuciła do Silnorękiego i skierowała wzrok na diablęcie. - Pójdę przodem, chyba znam te korytarze, którymi mamy iść. Chodźcie

Rzesza powstańców musiała podzielić się na kilka mniejszych grup, a następnie pokonywać kolejne odcinki drogi do ich celu, by pozostać niezauważonym.
Smoków nikt nie widział na niebie, ale każdy z obecnych tutaj doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że smoki to niesłychanie sprytne istoty. Kompani pod dowództwem Venory przebyli kilka przecznic, pomiędzy zrujnowanymi budowlami, aż w końcu w oddali ujrzeli budynek, który był bramą do podziemi.
-To jest, tamto miejsce!- rzekł Karthos, zasłaniając usta by nie połknąć piasku.
-Nie traćmy czasu! Ruszamy!- rzekł Xalaz’sir kiedy ziemia pod ich stopami zadrżała.
-Smooook!- krzyknął ktoś z tłumu, a ludzie prędko dobyli broni.
Czerwony gad poskładał skrzydła i pochylił głowę, zerkając na powstańców ogromnym okiem.
-A cóż to niezapowiedziana wizyta? Hm… Dawno nie jadłem świeżego mięsiwa… Może starczy was żeby zapchać mój brzuch…- zarechotał, po czym powoli zsunął się z zawalonej świątyni Lathandera, kierując się niespiesznie w kierunku Venory i jej ludzi.
-Idźcie! Zajmiemy się nim!- polecił ochoczo Silnoręki.

Panna Oakenfold skinęła mu głową. Najchętniej sama by ich wsparła w walce z gadem, ale dobrze wiedziała, że walka ściągnie ich tu więcej i zaalarmuje w końcu Tiamat.
- W razie problemów, po prostu go odciągnijcie - syknęła Venora w odpowiedzi do Gromwalda. To było jedyne rozwiązanie, choć prawie na pewno skazywało Silnorękiego i jego ludzi na śmierć. - Ruchy! - warknęła do pozostałych.
-Przynieście mi jego łeb! Aaaaaaa!- krzyknął zagrzewając swoich ludzi do boju, po czym ruszył do ataku. Barbarzyńca pociągnął za sobą swoją hordę do boju. Kilka eksplozji wzbiło w powietrze jeszcze więcej kurzu i kamieni, lecz Venora nie miała czasu przyglądać się bitwie. Jej misja była zdecydowanie ważniejsza. Gdzieś tam za ich plecami, między domami zagrzmiał ryk czerwonego gada, ale służka Helma już o tym nie myślała. Jej oczom ukazał się budynek, będący ich celem. Zrujnowany, lecz mimo to wyglądał najlepiej z tych wszystkich, które do tej pory mijali po drodze.
-To tamto miejsce! Ruchy! Ruchy!- ponaglał ich Karthos, biegnąc przodem.
- Szybko, szybko ! - wtórowała mu Venora, tylko ukradkiem spoglądając kątem oka za siebie, żeby upewnić się czy jej ludzie nadążają. Sama nie zwalniała nawet na chwilę, wspinając na wyżyny własnej wytrzymałości, bo bieg w pełnym pancerzu był nie lada wyczynem.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 24-06-2018, 13:24   #596
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Venora zbiegła z piaskowej wydmy, prawie tracąc równowagę. Do drzwi wejściowych budowli dzieliło ją zaledwie kilkanaście kroków. Venora słyszała tuż za sobą brzęczenie pancerzy oraz ciężkie sapanie towarzyszy. Rycerka już czuła satysfakcję z pokonania pierwszego fragmentu drogi do Tiamat, gdy niespodziewanie na przeciw jej, z wnętrza budynku wyskoczyło dziecko. Venora poczuła ukłucie w sercu i zanim zdążyła cokolwiek zrobić, czy powiedzieć do dzieciaka dołączyło kolejne i następne. Wychudzone, blade, bite i przede wszystkim przykute łańcuchem do zbroi krzepkiego woja o długich i czarnych włosach. Mężczyzna przywitał Venorę skinieniem głowy i szelmowskim uśmiechem. W ręku dzierżył zakrzywione ostrze oraz ciężką, stalową tarczę, a w jego pancerzu znajdowało się wiele ogniw, do których przyczepione były łańcuchy z łącznie dziewiątką dzieci.
-Dzień dobry helmia kurwo!- krzyknął uśmiechając się pod nosem.
-Ciekaw jestem jak masz zamiar wejść do środka!- dodał szybko.
- Po twoim trupie śmieciu... - warknęła ze złością panna Oakenfold. Wyglądało na to, że zwiadowca Karthosa dostał się w łapska Kultu Smoka, bo jak inaczej przygotowany dokładnie na Venorę kultysta mógł się tu znaleźć? Ale paladynka nie mogła się zatrzymać. Te dzieci były i tak stracone jeśli nie dotrze do celu.
Rycerka, która dobyła już miecza gdy ruszył na nich smok, nie czekając na nic pognała na przeciwnika. Jedyne co mogła teraz zrobić to próbować nie trafić żadnego z dzieci, celując ostrzem wprost w szyję oponenta.


Mężczyzna w pierwszej chwili miał zaskoczoną minę, gdy Venora ruszyła do ataku. Szybko jednak się pozbierał i szarpnął dwoma łańcuchami sprawiając, że dwóch chłopców wpadło wprost pod nogi paladynki, która by nie przewrócić się na nich, musiała zrobić zwód i podeprzeć na mieczu by nie stracić równowagi. Kultysta zasłonił się przed nią tarczą i uniósł miecz, ale nie na nią. Ostrze wbiło się w bok jednego z dzieci po jego prawej. Drobne ciało zostało przebite na wylot, krew chlusnęła na piasek, a dziecięcy, pełen bólu wrzask rozległ się po całej okolicy.
Venora aż się wzdrygnęła, a na to rozproszenie czekał kultysta, który niezwłocznie ciął w nią szablą. Paladynka już wiedziała, że za każdy jej cios, mężczyzna będzie ranił dzieci, więc musiała jak najszybciej go zabić. Ciało rycerki zareagowało samo, gdy lewą ręką uniosła tarczę, zbijając cios w górę i stając nisko na nogach, błyskawicznie zmniejszyła dystans do niego, znajdując się pod jego wyciągniętą ręką trzymającą miecz. W tym momencie bycie skutym z dziewiątką dzieci szarpiących się w każdą stronę mocno ograniczyło ruchy mężczyźnie. Venora lewym łokciem uderzyła od dołu w rękę przeciwnika z taką siłą, że wybiła mu broń z dłoni, jednocześnie sprawiając, że kończyna wygięła mu się pod nieodpowiednim kątem. Kultysta ryknął z bólu, lecz zamilkł tak szybko jak ostrze miecza paladynki oddzieliło jego głowę od korpusu, po tym Venora pchnęła mieczem prosto w odsłoniętą krtań kultysty.

Głowa mężczyzny upadła głucho na piasek, a zaplątana przy okazji w łańcuchy Venora, runęła razem z bezgłowym ciałem na ziemię. Paladynka jak najszybciej próbowała oswobodzić się, ale płacze i szarpanie się dzieci teraz jej sprawiały problem.
- Spokojnie, już nie żyje... - próbowała je opanować, starając się jednocześnie w tym zamieszaniu dostrzec to dziecko, które było ranne.
- Matko! - pierwsza doskoczyła do niej Kalasir i natychmiast zaczęła ją rozplątywać z łańcuchów.
- Tamto jest ranne, nie mogę do niego sięgnąć - wskazała Venora, gorączkowo starając się wygramolić. Wtem coś pociągnęło ją i prawie uniosło w powietrze.
- Ruszamy! - warknął Balthazaar, który to wraz z Xalaz'sirem postawili ją na nogi i zaczęli ciągnąć do wejścia.
- Nie zostawimy ich tu! - Venora wyszarpnęła się im i wróciła do zwłok z przykutymi do nich dziećmi.
- Nie weźmiemy ze sobą! - ryknął na nią Balthazaar.
- Przynajmniej do korytarza! - odparła paladynka nie tracąc zapału. Kalasir widząc determinację rodzicielki nie zastanawiała się dłużej i uleczyła dziewczynkę, zasklepiając jej ranę. Panna Oakenfold złapała bezgłowe zwłoki i zaczęła je ciągnąć do wejścia. Kalasir bez słowa wspomogła ją w tym. Smoczydła złorzecząc w swojej mowie na zachowanie Venory też ruszyły im pomóc, bo to było szybsze niż zmuszenie rycerki do pozostawienia dzieciaków na zewnątrz. Wspólnymi siłami dość sprawnie dotarli do drzwi i zatopili się w cieniu korytarza.

Dziećmi od razu zaopiekowała się jedna z kobiet, z tłumu ludzi idących do walki za Venorą. Niewiasta najwyraźniej znała się na medycynie i bez namysłu zajęła się doglądaniem ich najpoważniejszych ran. Paladynka skinęła jej głową z wdzięcznością i odstąpiła od dzieci przypiętych do trupa, rozglądając się po pomieszczeniu. Korytarz miał zaledwie trzy metry długości, prowadząc powstańców do wielkiego pomieszczenia o półokrągłym sklepieniu. Na środku marmurowej posadzki znajdowała się ogromna wyrwa. Kupa gruzu na dnie dziury była stosunkowo wysoko i zeskoczenie na nią nie groziło nieszczęśliwym upadkiem.
-Pójdę przodem.- zaapelował Balthazaar.
- Dobrze. Xalaz'sir idź z nim - nakazała Venora nie chcąc by miedziany jaszczur szedł sam w nieznane. Kobieta stanęła na skraju podłogi, mając krótką chwilę na złapanie oddechu po morderczym biegu i walce z kultystą. Panna Oakenfold kątem oka zerkała ku wejściu w którym pojawiały się kolejne osoby. Była zadowolona, że żadne z dzieci nie straciło życia w tym starciu, bo zdawała sobie jak ryzykowne było to co tam u wejścia zrobiła.
~Pierwsze koty za płoty ~ pomyślała.
Strofowała się jednak w cieszeniu z tego drobnego zwycięstwa, bo była to dopiero jedna z pierwszych przeszkód na drodze do łbów Tiamat. Ale na pewno to jak poradziła sobie z kultystą dodawało jej nadziei, że da radę ze smoczym bóstwem, bo choć nie miała pamięci swojego starszego ja, to ciało wciąż miało jej odruchy. W końcu również i ona ruszyła za smoczydłami.

Venora maszerowała dziarskim krokiem. Po kilku chwilach dotarła do wielkiej komnaty, w której trwała batalia między Xalaz’sirem i Balthazaarem, a szkaradną istotą przypominającą gabarytami giganta. Niebieskołuski sieknął zakrzywionym ostrzem w udo wielkiego czarta. Potwór zawył tak głośno, że echo zatrzęsło ścianami, ale wtedy właśnie Balthazaar przebił go na wylot swym mieczem przez brzuch i plecy. Wielkolud o rogatym łbie przyklęknął na jedno kolano, a wtedy niebieskołuski wywinął potężnego młyńca, odcinając głowę oponenta. Masywny trup padł na kamienną posadzkę, a jego krew obficie trysnęła pod nogi przechodzących tym pomieszczeniem śmiałków. Smoczydła prędko dołączyły do Venory i ruszyli dalej.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 25-06-2018, 21:31   #597
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Powstańcy pokonali wiele metrów przeróżnych korytarzy. Jedne częściowo przysypane ogromnymi kawałkami skał i gruzu, inne z kolei wysokie, o półokrągłym sklepieniu. Były wąskie i były usłane kolumnami. Tak wielkiemu zróżnicowaniu krajobrazu towarzyszyło wielkie zróżnicowanie w istotach próbujących powstrzymać pochód małej armii Venory.
Zniewolone bestie, demoniczne stwory, czarni rycerze, czarnoksiężnicy i wielu innych. Jeden po drugim uginali się pod ostrzem kompanii. Venora konsekwentnie parła do przodu zagłębiając się coraz niżej i dalej w podziemnych korytarzach pod Suzail.
W końcu dotarli do miejsca, gdzie na ścianie nad jedyną możliwą drogą znajdowała się jasna i jednoznaczna wskazówka, że są już niemal na miejscu. Popiersie pięciogłowego smoka, odwzorowany z niesamowitą pieczałowitością i kunsztem. Każda z pięciu głów Tiamat wyglądała tak, jakby zdjęto ją z karku najprawdziwszego smoka. Każda z głów zerkała z góry na przechodzących pod nimi powstańców.
-Jesteśmy blisko…- syknął Karthos, który przez cały ten czas nie odstępował Venory na krok i kilkukrotnie już podczas tej drogi przez podziemia uchronił ją przed wrogimi zaklęciami.
-Powietrze jest cholernie ciężkie... - skomentowała Kalasir.


-Pójdę przodem. Sprawdzę czy korytarz jest bezpieczny.- oznajmiła Agness, po czym bez zbędnych słów przeszła do czynów. Korytarz ciągnął się jakieś trzydzieści metrów, a na jego końcu trudno było dojrzeć cokolwiek poza mrokiem. Panna Oakenfold wpatrywała się w tą ciemność, w napięciu wyczekując powrotu towarzyszki. Chciała co prawda iść z nią, ruszyć na pierwszej linii ale dobrze wiedziała, że sama była zbyt ważna by móc sobie pozwolić na zaatakowanie siebie przez podrzędne pomioty, które co prawda nie miały większych szans jej ranić, ale na pewno mogłyby ją zmęczyć przed najważniejszą walką, na którą tak oszczędzała swoje siły.
Agness wróciła po kilku chwilach, nie zwlekając z raportem.
-Po drugiej stronie jest wielka jaskinia. Na jej środku znajduje się budynek, to najprawdopodobniej świątynia zniszczenia. Droga do niej jest prosta, ale oddziela nas rzesza smoczych pomiotów.- wyjaśniła.
-Smoczych pomiotów?- Karthos poprosił o doprecyzowanie.
-Dziesiątki rodzajów abberacji smokowatych- odparła poprawiając swój hełm w kształcie byczej głowy.
-To jej armia przeklętych. Ich również musimy zniszczyć- rzekł Xalaz’sir zerkając w stronę Venory.

-Dlatego mamy ze sobą tych ludzi. Ale kiedy nastanie bitwa my musimy udać się do wnętrza świątyni i odnaleźć głównego kapłana.- doradził Balthazaar.
- Tak, nasza piątka nie może się opóźniać walką, by nie dać im nawet chwili czasu na przygotowanie obrony kaplicy - Venora zgodziła się z tym co sugerował miedziany jaszczur.
Nie żeby rycerce podobało się zostawianie jej ludzi samych w walce ze smoczymi szkaradami, ale każdy szedł w to miejsce w pełni świadom ryzyka i poświęcenia jakiego będzie musiał dokonać. Serce paladynki biło coraz mocniej, w miarę jak zbliżali się do celu. Byli blisko, ale to nie znaczyło, że zacznie robić się łatwiej, a wręcz przeciwnie biorąc pod uwagę, że na końcu czekała ją walka z demonicznym bogiem. Rycerka zdawała sobie sprawę, że gdy dojdzie do tej konfrontacji, to niczym nie będzie mogła się rozpraszać. Nawet jeśli krzywda przydarzy się jej bliskim.
Na tą myśl mimowolnie spojrzała po swoich przybocznych - jej przyjaciele i krew z jej krwi.
- Ruszajmy zatem - nakazała młoda panna Oakenfold.
-Idźcie! Ja poprowadzę moich ludzi przez środek! Spróbujemy rozdzielić tę bandę na pół!- oznajmiła Agness. U boku Venory wciąż byli Balthazaar, Xalaz’sir, Kal, Karthos i jego czarodzieje z Kręgu Aradosa.
-Magowie powinni wspomóc Agness. Tu są zdecydowanie bardziej potrzebni.- podpowiadał Balthazaar.


- Karthos, dasz radę sam nas wspierać? Możemy zostawić z Agness twoich magów? Czy tylko część twoich ludzi? - zapytała Venora maga, uznając, że on będzie najlepiej wiedział.
-Obojętnie ilu by nas nie było to pewnie i tak za mało- odparło diablęcie.
- To wyznacz jeszcze dwóch ludzi do nas, a reszta niech rusza z Agness- zdecydowała panna Oakenfold. Karthos skinął rycerce głową, po czym spojrzał przez ramię na swych towarzyszy.
-Valirio, Yth’sa, pójdziecie ze mną. Reszta wesprze Agness w boju!- polecił, a chwilę później obok Venory stał młody elf oraz genasi powietrza o bladej cerze i białych włosach przypominających obłoki na niebie sprzed czasów powstania Tiamat.
-Agness. Ruszysz do ataku skupiając na sobie smokowców. My w tym czasie przedrzemy się okrężną drogą do bramy świątyni.- oznajmił Balthazaar.
Kapłanka Tempusa kiwnęła głową i sięgnęła po swój buzdygan.

Paladynka dobrze wiedziała, że tak naprawdę wszystko zacznie się dopiero teraz i ta myśl stresowała ją jeszcze bardziej. Nie poddawała się jednak zwątpieniu, które jak ten cień kręciło się ciągle przy niej, szepcząc, że nie podoła temu zadaniu, bo nie jest tym za kogo się tu podaje. Była Venorą Oakenfold, wybrańcem Wiecznie Czujnego i niczemu nie wahała się stawić czoła. Nawet demonicznej bogini.
- Powodzenia i wytrwałości Agness. My zrobimy co w naszej mocy by jak najszybciej to zakończyć - zapewniła Venora swą przyjaciółkę. - Jesteśmy już blisko, ale nie dajcie się ponieść, zachowajcie zimną krew i nie traćcie skupienia na zadaniu - dodała z poważnym wyrazem, a słowa te skierowała były do wszystkich, a już szczególnie do siebie samej. - Agness zaczynaj
Kapłanka uśmiechnęła się krzywo, po czym włożyła na głowę swój hełm, dobrze go ustawiając. Wyznawczyni Tempusa sięgnęła po dużą, stalową tarczę i odwróciła się do Rycerzy Byka, którzy jak jeden mąż stanęli na baczność wydając przy tym brzęk pancerzy.

-Nie bierzcie jeńców!- krzyknęła, a jej głos poniósł się echem po jaskini. Teraz to było i tak bez znaczenia, gdyż odgłosy bitwy z pewnością zbudzą najgłębsze czeluści Otchłani. Agness skinęła delikatnie głową w kierunku Venory i ruszyła przodem, lekko przygarbiona z tarczą na wysokości piersi. Rycerze Byka bez chwili namysłu ruszyli za nią, a tuż po nich z krzykiem na ustach pobiegła horda powstańców gotowych walczyć i umrzeć za wolność. Kilka sekund później w obozie smoczych pomazańców zagrzmiał ryk i trąba na alarm, a ziemia zadudniła.
-Zaczęło się. Ruszajmy…- rzekł Balthazaar.
Venora i jej grupa skierowali swe kroki zgodnie z planem do świątyni. Kilka potężnych eksplozji wyrzuciło w powietrze dziesiątki ciał smokostworów, a kilku magów z Kręgu Aradosa zaczęło lewitować nad swymi kamratami by z powietrza ciskać śmiercionośną magią.
Nagle między smoczyskami pojawił się olbrzymi żywiołak lodu, który deptał co mniejsze bestie, zaś te większe próbował zamrozić żywcem swoim oddechem.
-Tędy! To ta ścieżka!- krzyczał Karthos, wskazując najbezpieczniejszą drogę z dala od oczu broniących się stworów.
Kilka chwil później zdyszani kamraci dotarli do bram wielkiej świątyni. Aura zła była tutaj tak silna, że Venora czuła jak przyprawia ją o ból głowy.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 26-06-2018, 20:29   #598
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Echo ich ciężkich kroków niosło się po wysokich na dwadzieścia metrów korytarzach, rozświetlonych przez gigantyczne paleniska rozstawionych bez ładu wszędzie dookoła.
-Pójdę przodem!- rzekł Balthazaar, zaś Xalaz’sir zamykał cały pochód nie odstępując pleców Venory na krok. Grupa biegła nie zwalniając tempa, aż w końcu udało im się dotrzeć do wirującego w ścianie kręgu magicznej esencji mocy teleportującej.
-To jedyna droga!- skomentowała Kal, wskazując portal.
-Nie zatrzymujcie się, oni już wiedzą o naszym przybyciu!- krzyknął Karthos, po czym bez zastanowienia wskoczył do kręgu mocy znikając z oczu reszcie.
Venora wiedziała, że nie ma się co zastanawiać, a i na szacowanie konsekwencji dawno było już za późno. Z mieczem w ręku wskoczyła za synem Arla do portalu, a tuż za nią podążyli Balthazaar, Kal i reszta.
Smród zgnilizny, śmierci i najgorszych obrzydliwości świata był pierwszą rzeczą, którą poczuła Venora. Kolejną rzeczą było wycie wiatru, które było łudząco podobne do agonalnego ujadania setek, a może i tysięcy cierpiących duszy.



Wszechobecny mrok ustępował tylko przed dwoma pochodniami umieszczonymi nad wejściem do kolejnej części świątyni. Wrota były tak wielkie, że przeszedł by przez nie antyczny smok. Venora i reszta ruszyła schodami w górę, w kierunku wejścia do budowli, aż w końcu na ich szczycie dostrzegli wnętrze konstrukcji.
Była to ogromna komnata, z równie wielką dziurą w centralnej jej części. W środku panował mrok, ale Venora dostrzegła trzy punkty jasnej, kolorowej energii.
~Kamienie ioun~ pomyślała od razu i już wiedziała, że oto wyczekuje ich kapłan Tiamat we własnej osobie. Paladynka wraz ze swoją córką użyły objawionych mocy by otoczyć wszystkich energią chroniącą ich przed złem. Dopiero po tym Venora dała znak by ruszać dalej.
Grupa wbiegła do środka od razu się rozpraszając, by przypadkiem jedno zaklęcie nie wyeliminowało ich z potyczki. Dopiero gdy nieco się zbliżyli do centrum, dostrzegli, że to nie kapłan, a kapłanka. Szczupła kobieta o bladej karnacji. Jej skąpy strój nijak był w stanie uchronić ją przed ostrzem miecza, ale Venora doskonale zdawała sobie sprawę, że kapłanka zapewne zna wiele przebiegłych sztuczek i brak pancerza niczego jej nie ujmuje.


~ W sumie to na rękę byłoby nam gdyby to miejsce było na innym planie~ pomyślała z ironią Venora, odnosząc się do ochronnej energii, która otaczała ją i jej kompanów.
W ostatecznym rozrachunku miejsce jednak nie miało znaczenia, bo końcu był czas działania panny Oakenfold i nikt już jej nie stopował. Ostrze miecza o zielonkawych runach rozbłysło w dłoni paladynki ciepłym światłem o blasku dużo większym niż zazwyczaj, gdy ruszając na kapłankę, Venora natchnęła swój oręż boską energią. Rycerka była teraz niczym płomień świecy rozświetlający mrok, skupiając na sobie uwagę wrogów, oślepiając ich swoim blaskiem - dając tym samym szansę swoim towarzyszom na lepsze rozstawienie się i flankowanie wroga.
-Długo kazałaś na siebie czekać. Zdołaliśmy spustoszyć kilka królestw, zniewolić tysiące oraz połową nich nakarmić nasze psy he he he…- krzyknęła kobieta, a echo jej głosu niosło się po ogromnej komnacie.

Venora uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem, pozostając niewzruszoną słowami kultystki, bo nie były one w stanie sięgnąć jej serca. Panna Oakenfold nie należała do tego świata, obce więc były jej zmagania, którym latami stawiała czoła jej odpowiedniczka z przyszłości. To co działo się tu było dla rycerki bardzo okropnym koszmarem. I właśnie było tylko i wyłącznie koszmarem - niczym prawdziwym, bo wierzyła, że jej rzeczywistość tego nie uświadczy. Paladynka nie zwalniała biegnąc wprost na kapłankę, szykując się do zadania ataku. Emocje trzymane na wodzy nie przeszkadzały jej w zachowaniu czujności przed sztuczkami przeciwnika. Venora uniosła ostrze miecza ku górze a jej myśli skupione były na kapłance, z której twarzy ani na chwilę nie schodził szelmowski uśmiech. Venora biegła ile sił w nogach słysząc za plecami kroki jej kompanów.
Ziemia pod jej stopami zadrżała, a z ogromnego otworu w posadzce buchnęły płomienie. Gdzieś z najgłębszych czeluści tej jamy wydobył się przeciągły jęk. Kapłanka Tiamat stała nieruchomo cierpliwie wyczekując przybycia Venory. Kiedy dzieliło je już dosłownie kilka kroków, kapłanka niespodziewanie przyklękła na jedno kolano, a Venora jednym, płynnym cięciem pozbawiła ją głowy. Chlupiące krwią ciało runęło na podłogę, a odcięta głowa potoczyła się gdzieś w mrok.

-Poszło łatwiej niż się spodziewałam...- skomentowała Kal.
-Obawiam się, że to dopiero początek...- skomentował Karthos rozglądając się na boki.
- Nie sądzę, żeby byli na nas przygotowani - stwierdziła Venora, która podobnie jak diablę rozglądała się po sali. - Wyraźnie działają bez planu i w chaosie. Dobrze dla nas - pochyliła się nad ciałem kapłanki by je przeszukać, bo mogła mieć przydatne w walce z Tiamat przedmioty.
Przeklęty symbol służki smoków było zdecydowanie łatwiej zdjąć z szyi zamordowanej kobiety, kiedy nie miała na karku głowy.
-Dlaczego nawet się nie postawiła?- spytał Xalaz’sir zaglądając do ogromnej dziury.
- Pewnie złożyła się w ofierze... - powiedziała Venora marszcząc brwi. Wzięła do ręki zakrwawiony symbol Tiamat i wyprostowała się, spoglądając po towarzyszach. - ...licząc, że to wzmocni demoniczne, smocze bóstwo. - zasugerowała poważnym tonem. Paladynka spojrzała na płynący strumyk krwi, który w końcu dotarł na skraj szczeliny i wpadł do środka. Wtedy płomienie po raz kolejny eksplodowały z wnętrza o mały włos porywając ze sobą stojącego zbyt blisko Xalaz’sira.

-Uważaj!- krzyknęła Kal, ale nim dokończyła zdanie jej głos zagłuszył potworny ryk. Venora poczuła jak negatywna energia zagotowała się. Paladynka wnet wyprostowała się patrząc w ogromne płomienie, z których nagle wyłonił się ogromny, smoczy łeb z rogami i czerwoną łuską. Gadzie oko spojrzało na rycerkę. Smok wciągnął powietrze i wydał z siebie kolejny ryk, prawie wywracając Venorę z równowagi. Sekundę później z płomieni wyłonił się kolejny łeb w białym kolorze, po nim czarny i kolejne dwa - zielony i niebieski.


-Na bogów…- mruknął Karthos na ten potworny widok, który złamał jego morale i odebrał wszelkie chęci do walki z tak strasznym przeciwnikiem.
Panna Oakenfold musiała szerzej stanąć na nogach i podeprzeć się mieczem na trzęsącej się kamiennej podłodze, by nie stracić równowagi, gdy przyglądała się wyłaniającym stworowi. Był to największy smok jakiego widziała kiedykolwiek i musiała mocno zadzierać głowę, by spojrzeć Tiamat prosto w pysk... Ale rycerka nie traciła czasu na samym oglądaniu widoków. Zacisnęła mocno dłoń na rękojeści miecza, szepcząc pod nosem w niebiańskim języku dobrze już znaną jej modlitwę, która miała uczynić jej miecz ostrzem zguby.
Pięć łbów, górujących nad wszystkim, utrudniało skupienie się na konkretnym jednym, choć po prawdzie teraz każdy jeden patrzył właśnie na służkę Helma.

- Nareszcie się spotykamy... - powiedziała Venora i wyprostowała się, z dumą prezentując spoczywający na jej napierśniku symbol Wiecznie Czujnego Oka. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe, a ruchy zrobiły się nerwowe. Jednak jej paladyńska wola nie dopuszczała do jej duszy strachu, który roztaczała demoniczna bogini.
- Dziś skończę twoje rządy!!! - krzyknęła i rzuciła się szarżą na boga. W biegu wymawiała kolejną modlitwę, pozwalając sobie by ogarnęła ją bitewna furia, dodając jej sił.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 29-06-2018, 11:16   #599
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rozdział XII: Sen czy jawa?

-Venoro walcz... Nie poddawaj się...- delikatny, kobiecy głos huczał w głowie Venory. Znała doskonale tę barwę, lecz ból w plecach, nodze i barku był tak silny, że nie sposób było skupić się na osobie szepczącej do ucha rycerki. Venora powoli otworzyła oczy, a pierwszą osobą którą ujrzała była Gritta, a zza jej pleców Arlo przyglądał się całej sytuacji.
Ziemia pod Venorą lekko zadrżała, a ona odzyskała odrobinę pamięci. Walka ze szmaragdowym smokiem, jego paskudne sługi, upadek z wysokości i sen...
~Czy aby na pewno sen?...~ pytała samą siebie Venora. Leżała rozebrana ze zbroi na prowizorycznie przygotowanym z koców posłaniu.
-Wiedziałam, że odzyskasz przytomność. Jesteś zbyt silna by po prostu odejść.- powiedziała harfiarka posyłając pannie Oakenfold ciepły uśmiech. Paraliżujący ból w ciele spowodowany upadkiem z wysokości nie pozwalał się skupić służce Helma, nawet na krótką chwilę, ale pytanie skąd tu się wzięła Gritta nie dawało Venorze spokoju. No i do tego jej sen, który był przecież tak realny, że do teraz czuła paskudny smród z pyska Tiamat.
-Kochanie! Modliłem się do wszystkich bogów byś prędko odzyskała przytomność!- odezwał się w końcu Arlo, przyklękając na jedno kolano. Czarodziej złapał Venorę za dłoń i uśmiechnął się do niej ciepło.

Paladynka z bólu zacisnęła rękę na dłoni maga. Usilnie starała się zebrać myśli, co niestety w jej stanie szło topornie. Jak obecność Gritty ją nurtowała, tak widok i bliskość blondyna działały na nią uspokajająco i chyba głównie to pozwoliło jej w końcu skupić.
- Co… Co się stało? - syknęła przez zaciśnięte zęby pierwsze pytanie jakie udało się jej zadać.
-Pokonaliśmy go. Zabiliśmy smoka. Silver zajął Zieloną Koronę, a my rozbiliśmy jego serce.- wyjaśnił mag.
To była wspaniała informacja, po której panna Oakenfold westchnęła z ulgą, ale zaraz przeciągle jęknęła, z powodu promieniującego bólu w klatce piersiowej.
- Co z resztą? - szepnęła.
-Żyją. Plądrują zamek Onyxa.- odparła Gritta, przyglądając się przetrąconemu barkowi Venory.
Rycerka z trudem przechyliła głowę w kierunku elfki. Musiała się dowiedzieć skąd się tu wzięła harfiarka, bo jej obecność mogła przecież oznaczać, że Venora nadal wędruje między snami i wizjami.
- Nie powinno ciebie tu być... - stwierdziła paladynka, z bolesnym grymasem, który wykrzywił jej twarz.

-Ale jestem. Szukam was od wielu dni. Przybyłam do Suzail niedługo po tym jak ruszyliście z wojskami regentki.- wyjaśniła. -Mam dla ciebie kilka informacji, ale pozwolisz, że opowiem nieco później, kiedy wydobrzejesz…- zaproponowała skupiając się na doglądaniu dawnej towarzyszki.
- Jak się tu dostałaś... - Venora nawet mimo swojego złego stanu nie zamierzała odpuścić tego tematu.
-Poszłam tropem, który wskazali mi barbarzyńcy. Dotarłam do ogromnego wąwozu i tam spotkałam stworzenie przypominające golema. To on otworzył dla mnie portal na ten plan.- wyjaśniła -Wystarczyło, tylko uprzejmie wysłuchać jego opowieści.- uśmiechnęła się.
-Z barkiem wszystko dobrze. Gorzej z plecami być może masz połamane żebra.- kontynuowała.
Paladynka potrzebowała chwili, żeby przetrawić opowieść harfiarki. To co powiedziała układało się sensownie. Zaraz też przypomniało jej, że to właśnie głos Gritty wyrwał ją z pułapki, która prawie ją pochłonęła. To nieco uspokoiło pannę Oakenfold i dało jej nadzieję, że wróciła w końcu do swojej rzeczywistości.
- Coś w tym miejscu próbowało... - Venora zamilkła nie znajdując słów na dokładne opisanie tego czego doświadczyła w pierwszym śnie. - ... Iluzją zniszczyć moją duszę... - dokończyła.

-W jakim miejscu?- spytał Arlo unosząc brew. Venora zdawała sobie sprawę, że dla jej towarzyszy jej słowa mogły brzmieć nieco jak bezsensowny bełkot.
-Odpoczywaj. Twoje ciało musi znieść ogromny ból. Kiedy wróci tu Dundein pomodli się do Moradina o łaskę leczenia, by nieco ukoić twoim cierpieniom.- zaleciła jej Gritta.
-Zwyciężyliśmy kochanie. Pokonaliśmy smoka.- Arlo zmienił temat siadając tuż obok swej ukochanej. -Nie dość, że odzyskaliśmy zamczysko Onyxa i przy okazji udało nam się przekonać do siebie nowego sojusznika, to jeszcze poznamy tajemnice orków w górach.- kontynuował. Venora przypomniała sobie, że przecież to był ich cel. Dowiedzieć się od przygarniętego przez barbarzyńców orka sekretów, które pomogłyby w walce z hordą na zamku.
Paladynka kiwnęła nieznacznie głową. Na wspomnienie o kapłanie, niczym olśnienie, przypomniało się jej, że powinna być przecież w stanie samej sobie ulżyć w bólu. Puściła rękę Arla i położyła dłonie na swojej piersi. Nim jednak użyła swoich mocy, potrzebowała chwili na zapanowanie nad falą bólu, który wywołało w niej samo poruszanie ramionami. W końcu Venora zamknęła oczy i skupiła się na swej objawionej mocy. Blade światło pojawiło się pod jej dłońmi i całe ciało zalała energia, która stopniowo koiła jej ból, a z ust wydobyło się pełne ulgi westchnienie.

- Jak się cieszę, że tu wróciłam... - szepnęła bardziej do siebie niż do nich.
-Coś ty narobiła?- Gritta od razu zwróciła Venorze uwagę. -Mówiłam, że masz połamane żebro. Jeśli przez twoją magię, źle się zrosło trzeba je będzie połamać jeszcze raz…- rzekła i z bezsilności klepnęła się rękami w biodra.
-Już zapomniałam jaka jesteś narwana…- dodała kręcąc głową. -[i]Odwróć się. Muszę sprawdzić twoje kości.
- I kto to mówi... - odparła Venora. - Osoba która sama i ranna chciała iść na baneitów... - dodała, ale posłusznie przekręciła się na bok. Nawet zaczęła się martwić, że faktycznie przez to może chodzić pokrzywiona dopóki nie znajdzie się wprawny medyk, który jej to jeszcze raz złamie i dobrze poskłada. Ale w tamtym momencie nie myślała o niczym innym niż by ulżyć sobie w bólu. I faktycznie teraz czuła się zdecydowanie lepiej, a wizja czekania na Dundeina już nie była katorgą. Venora sięgnęła ręką do dłoni Arla i kiedy poczuła ciepło jego ciała w końcu uśmiechnęła się, po raz pierwszy od przebudzenia.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - zapytała czarodzieja.
-Trudno stwierdzić. Czas w tym cholernym miejscu płynie jakoś wolniej.- odparł czarodziej.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 30-06-2018, 11:14   #600
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Dla mnie to wszystko ciągnęło się co najmniej cały dekadzień - powiedziała Venora. Objawiona lecząca moc znacznie poprawiła komfort egzystencjalny paladynki, więc ta, podpierając się na łokciach, powoli zaczęła podnosić się na posłaniu. Nadal bolało ją wszystko co tylko mogło, ale ból był przynajmniej na znośnym poziomie. - Jeśli wierzyć słowom Xora, to tydzień w tym miejscu nadal odpowiada tylko krótkiej chwili w naszym planie - wspomniała, opierając się na Arlu.
-To plan ziemi. Więc miałoby to sens.- wtrąciła się Gritta, doglądając pleców Venory. -Pomóż jej wstać- Harfiarka poleciła czarodziejowi, który od razu złapał delikatnie ukochaną za ręce i pociągnął do przodu stawiając ją na nogi.
-Dobrze, żebro na szczęście zrosło się dobrze. Z biodrem chyba też wszystko w porządku.- skomentowała, po czym w końcu wstała.
-Nic się nie zmieniłaś od czasu jak ostatnio się widziałyśmy.- Gritta uśmiechnęła się do Venory.
Paladynka spojrzała na elfkę i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Wciąż trzymając się ramienia Arla, bo nogi miała jak z waty, objęła jedną ręką harfiarkę za szyję, przytulając ją lekko do siebie.
- Dobrze ciebie widzieć - powiedziała Venora. - Podejrzewam, że moich towarzyszy już zdążyłaś poznać - ni to stwierdziła, ni zapytała.

-Tak- odparła krótko zezując na Arla. Elfka najwyraźniej była zaskoczona faktem, że Venora z kimkolwiek się związała.
-Ho ho ho!- głos Dundeina poniósł się echem po wysokich korytarzach chodzącego zamczyska. -Mówiłem, że jest niezniszczalna?- krzyczał z uśmiechem od ucha do ucha.
-Wiem, przecież. W końcu mnie pokonała…- skomentowała towarzysząca krasnoludowi Agness.
-Jak się czujesz? Możesz chodzić? Onyx zaprasza nas do tronowej sali po odbiór nagrody!- krasnolud podszedł bliżej delikatnie głaszcząc Venorę po boku, niczym starszy, troskliwy brat.
Rycerka widząc swoich towarzyszy w dobrych humorach sama uśmiechnęła się szeroko. Reakcja elfki na czułości jakie wymieniała paladynka z magiem, nie dziwiła zbytnio Venory. Harfiarka z pewnością była bardziej rozgarnięta i na pewno wiedziała o uczuciach jakie do rycerki żywił ich wspólny znajomy Albrecht. Za to trochę zastanawiało pannę Oakenfold co Gritta musiała pomyśleć na widok ex czarnej kapłanki, ale o tym zamierzała pomówić z nią dopiero jak zrobi się spokojnie.
- Nawet nie raz to było - Venora z mrugnięciem oka skomentowała słowa przyszłej kapłanki Tempusa. - Nie wiem z jak wysoka spadłam, ale ewidentnie musiałeś się mocno namęczyć by nastawić mi wszystkie kości - powiedziała z wdzięcznością do brodacza zakładając, że to krasnolud udzielił jej fachowej pierwszej pomocy po walce. Całe ciało Venora miała odrętwiałe i nie miała pojęcia czy byłaby w stanie ustać dłużą chwilę sama, bez oparcia na czyimś ramieniu. Ale na pewno oberwanie czarem dezintegracji skończyłoby się dla niej znacznie gorzej. - Nie dowiem się czy dam radę chodzić, jeśli nie spróbuję... - stwierdziła. - Może rozchodzę tą sztywność w nogach - spoglądając na Arla. - Chodźmy

-Spokojnie.- zaprotestował mag. -Najpierw dojdziesz trochę do siebie. Dopiero co się przebudziłaś. Onyx poczeka.- dodał, na co krasnolud tylko przytaknął głową.
-Co ona tu robi?...- szepnęła Harfiarka, Venorze na ucho. Zgodnie z podejrzeniami rycerki, elfka była mocno zdziwiona obecnością Agness, choć ukrywała to dobrze.
Paladynka miała minę jakby zamierzała nie zgodzić się z opinią maga i kapłana. Ale ostatecznie odpuściła, bo faktycznie teraz już nic ich nie goniło i mogli odpocząć. Ponownie usadowiła się na posłaniu, na którym dołączył do niej Arlo.
- To możemy ten czas przeznaczyć na oficjalne poznanie się - powiedziała Venora patrząc na harfiarkę, której pytanie na razie pozostawiła bez odpowiedzi. - Gritta jest moją przyjaciółką, z którą nie tak dawno temu przymierzałam Smocze Wybrzeże i dokopałyśmy kultystom. Walczyłyśmy też wspólnie z beholderem - przedstawiła elfkę. - Ten wprawny w boju i leczeniu kapłan to Dundein, dołączył do mnie kiedy napotkałam hordy nieumarłych na północy Cormyru - skinęła głową na brodacza. - Ten tu - Venora spojrzała na blondyna, którego zaraz bez skrępowania pocałowała czule w policzek. - To Arlo, najbardziej czarujący mag królestwa - po tych słowach uśmiechnęła się promiennie. Następnie spojrzała na ostatnią osobę. - Oraz Agness... - w tym towarzystwie tylko Gritta na własne oczy wiedziała jak wyglądał początek jej znajomości z ex czarną kapłanką. Dundein miał co prawda pojęcie kim była Agness, ale pierwszy raz spotkał ją dopiero, gdy ta porzuciła swego dawnego boga, a Venora nie rozwijała przy nim tego tematu. -...Która jest teraz moją towarzyszką i przyjaciółką - ton jakim to powiedziała paladynka miał dać do zrozumienia, że to co było dawniej nie miało już znaczenia.

Agentka Harfy kiwnęła każdemu z towarzyszy Venory głową. Kobieta darowała sobie komentarzy na temat obecności Agness w tej grupie. Znała Venorę na tyle, żeby ufać jej doborowi towarzyszy.
-Venoro pomówmy w cztery oczy.- zaproponowała Gritta.
- Jasne. Tylko pomóż mi wstać - odparła paladynka z westchnięciem, bo miała nadzieję, że uda jej się odroczyć w czasie dowiedzenie się co też za tragednia pognała harfiarkę tak daleko. Bo przecież nie mogło chodzić o żadną dobrą nowinę.
-Siedź, siedź…- skomentował Arlo podnosząc się. -Dajmy im kilka chwil.- zwrócił się do pozostałych i po krótkiej chwili Gritta i Venora zostały same.
-Venoro, przybyłam tu by przekazać ci wieści o Albrechcie. Twój przyjaciel nie żyje…- mówiąc to spuściła wzrok na posadzkę, po czym zamilkła dając Venorze czas na przyswojenie tej wiadomości.
Paladynkę zamurowało, cała wesołość uleciała z niej w jednej chwili. Przez cały ten czas podświadomie liczyła, że w końcu znajdą go i wróci do Cormyru. Nigdy przez myśl jej nie przeszło, że... Venora spuściła głowę i wzięła głęboki oddech. Czuła żal i winiła się za tą śmierć, bo gdyby go nie zabrała ze sobą… Ta wieść była dla niej tak szokująca, że nie chciała w nią uwierzyć.
- Jesteś... tego pewna? - spytała cicho, nie podnosząc na nią spojrzenia. - Skąd to wiesz? Jak... do tego doszło? - dopytywała łamiącym się głosem.

-Oddał się czarcim podszeptom. Kapłani Helma, których wysłał twój mistrz na poszukiwania Albrechta, odnaleźli go i zabili.- wyjaśniła elfka. -Wiem, że to poważna sprawa, dlatego postanowiłam cię odnaleźć i przekazać ci te wiadomości osobiście.- dodała.
Venora skuliła się i objęła rękami swoje kolana, na których oparła głowę. Wiedziała, że na poszukiwania kapłana z pewnością posłano kompetentne osoby, zapewne jakiegoś egzorcystę obeznanego w opętaniach, bo już wtedy było podejrzenie, że demon może sterować zachowaniem Albrechta. Więc jeśli zakończyło się to zgładzeniem Helmity, to musiało oznaczać, że nie było innego wyjścia.
-Dziękuję… Ja... - mruknęła ze smutkiem panna Oakenfold. - Gdy na żaden z moich listów nie było odpowiedzi... Czułam, że musiało się coś złego stać… Może gdybym tam była... Ale nie mogłam przyjść mu z pomocą... Tu tyle się działo... - pokręciła głową, czując jak łzy napływają jej do oczu.
-Przykro mi Venoro.- Gritta położyła dłoń na ramieniu dawnej towarzyszki, próbując wesprzeć ją w tych trudnych chwilach.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172