Jace, Kharrick i Yastra
Kiedy tylko Maria się uspokoiła, a jej wybawcy przeszukali dom, można było ruszać dalej. Tezerret zaprowadził siostrę do reszty uciekinierów, których pilnowała Rhyna - miał zapewnić, że nikt z nich nie będzie się wychylał. Kharrick zdążył podać mu jeszcze broń odebraną hobgoblinom - trzy szable i dwa łuki ze strzałami - nawet, jeśli ktoś nie wiedział, jak się nimi posługiwać, świadomość bycia uzbrojonym powinna dodać im otuchy. Prowadzeni przez Belerena, mieli poruszać się w bezpiecznym odstępie od prowadzącej ich przez atakowane Phaendar trójki, czekając na sygnały do dalszego marszu. Na szczęście odległości między budynkami były niewielkie, i korzystając z wciąż trwającego na placu chaosu, można było poruszać się niezauważenie, docierając do faktorii Kining Jasnobrodej bez większych komplikacji.
“Phaendarska Faktoria Handlowa”, jak to głosił drewniany szyld przed budynkiem, była zbudowanym z drewnianych klepek sklepem, połączonym jedną kamienną ścianą z przypominającą stodołę kuźnią. Owa ściana była jedną z najstarszych tutejszych struktur, dorównując wiekiem mostowi - ciekawe, czy przetrwa wydarzenia tej nocy? Podwójne drzwi do kuźni są szeroko otwarte, rozjaśniając cały dziedzińczyk blaskiem wiecznej pochodni, którą Kining trzymała w środku, by pracować przy lepszym świetle, i pokazać phaendarczykom, że ją stać na takie ekstrawagancje. Blask ten pozwalał dostrzec wiele szczegółów, które w ciemnościach pozostałyby niewidoczne z większej odległości. Na przykład truchła dwóch kóz i konia w niewielkiej zagródce koło kuźni, najwyraźniej zarżniętych przez najeźdźców z nudów albo dla sporu.
Wejście do samej faktorii nie było tak dobrze oświetlone blaskiem z drugiej części budynku, ale wciąż dało się dostrzec ślady uderzeń i rąbania na solidnych drzwiach, które najwyraźniej oparły się atakowi i pozostały zamknięte. Noga od krzesła wystająca przez niewielkie okienko obok sugerowała wyraźnie, że ktoś musiał skutecznie zabarykadować się wewnątrz sklepu, zaś drobne języki płomieni powoli obejmujące strzechowy dach w miejscu, gdzie ktoś rzucił nań kawałek rozżarzonego do czerwoności żelaza dawały wyraźny znak, że zamykanie się w pomieszczeniu niekoniecznie było najlepszym pomysłem.
Między drzwiami do faktorii a rogiem ściany stało trzech hobgoblinów, opierających się o nią ciężko. Nie przypominali triumfujących najeźdźców, jak większość ich pobratymców - byli mocno poobijani i potłuczeni, jakby ktoś obrzucił ich gradem kamieni, niełatwo im było nawet utrzymać się na nogach. Jeden z zielonoskórych co chwila lękliwie zaglądał za róg w stronę kuźni, zaś jego towarzysze patrzyli tępo w jego stronę, jakby oczekując jakiejś ważnej informacji.