Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-06-2018, 17:00   #51
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Strzał.
Hobgoblin nawet nie zdążył drgnąć, gdy w jego ramię wbiła się wypuszczona przez Rathana strzała.
Zaza, działająca równie szybko, jak Rathan, od strzały była jednak znacznie wolniejsza i w pobliżu wroga znalazła się parę sekund później.

W izbach raczej łuku się nie używało, na dodatek Rathan wolał nie ryzykować. Zaza stała zbyt blisko potencjalnego celu i, przez przypadek, mogłaby oberwać, co z pewnością nie spodobałoby się żadnej ze stron. No chyba że hobgoblinowi... Dlatego też Rathan ruszył do przodu, by wspomóc Zazę, której działania, jak na razie, zakończyły się totalną porażką, jako że próba zwalenia regału na hobgoblina zaowocowała upadkiem półorczycy na podłogę. A nim Rathan zdążył cokolwiek zrobić, przeklęty hobgoblin rzucił jakąś miksturą, od której zapaliły się spodnie Rathana i trzeba było zająć się sobą i gaszeniem płomieni, a nie wrogiem.
A ten, mimo mało inteligentnego wyglądu pyska, aż taki głupi nie był, jak można było sądzić. Chlusnął na Zazę kolejną miksturą i dziewczyna zapłonęła żywym ogniem.
W tym momencie Rathan pożałował nieco, że nie trzyma w dłoni łuku. Strzeliłby i po kłopocie, a tak to musiał gonić hobgoblina po całym sklepie.
- Chwyć go i przyciągnij do siebie! - rzucił w stronę Zazy.
Skoro płomienie gaszono kurtką czy kocem, to i sam podpalacz mógł się przysłużyć do naprawienia tego, co sam nabroił.
I udało się... acz nie do końca.
Płomienie co prawda zgasły, ale hobgoblinowi udało się jeszcze wsadzić dziewczynie sztylet między żebra. I jeszcze, jakby tego było za mało, uniknął ciosu mieczem, jakim próbował poczęstować go Rathan.
Drań miał wiele szczęścia i jeszcze więcej mikstur... Kolejna, na szczęście, nie była ogniem w płynie, ale za to przekształciła hobgoblina w potężnego mięśniaka, o skórze niczym drow. Ozór też mu zrobił się czarny.
Potężne mięśnie nie ocaliły go jednak przed wściekłością Zazy, która z całej siły walnęła go toporem. Hobgoblin wrzasnął z bólu i Rathan nie sądził, by to, iż Zaza zaraz po zadaniu ciosu zwaliła się na podłogę poprawiło tamtemu humor.
Rathan nie zamierzał czekać na to, aż hobgoblin dojdzie do siebie po 'prezencie', jakim obdarowała go Zaza i również zaatakował, a celne pchnięcie pozbawiło hobgoblina życia, omal nie pozbawiając go głowy.

Zaza leżała bez ruchu, więc pierwszą rzeczą, za jaką się zabrał Rathan, było sprawdzenie wszystkich buteleczek, jakie miał przy sobie przed momentem utrupiony hobgoblin. Większość z nich miała napisy w języku goblinów, ale wreszcie udało się Rathanowi trafić na taką z napisem "Lekarstwo".
Z nadzieją, iż nie chodziło o lekarstwo na kaszel czy ból brzucha, wlał, ostrożnie, po parę kropel, zawartość fiolki do ust Zazy, która, ku jego radości, odzyskała przytomność.
- Przeszukaj cały sklep, może znajdziesz coś pożytecznego - poprosił, po czym sam przejrzał raz jeszcze dobytek hobgoblina. I znalazł, ku swej radości, kolejną fiolkę, identyczną jak ta, dzięki której postawił Zazę na nogi.
Przez moment wahał się, czy poczęstować nią Zazę, czy może zostawić na czarną godzinę, w koncu jednak podjął męską decyzję, by sprawdzić, czy da się coś zrobić dla Orelda. Zbyt wiele nadziei nie miał - rany w brzuch były zwykle śmiertelne, ale zostawiać tamtego, by się powoli wykrwawiał na śmierć, nie potrafił.

Obrożę udało się odczepić bez większych trudności, lecz ledwo Rathan wyciągnął rękę, by chwycić za oszczep, Oreld powstrzymał go. Widząc fiolkę w dłoni młodego wojownika powiedział słabym glosem:
- Wylej całość na szmatkę, nie uroń ani kropli! Potem szybko wyciągnij oszczep i przyciśnij do rany.
Jako że to Oreld był medykiem i raczej wiedział, co należy robić, Rathan postąpił dokładnie według jego wskazuwek. I widać postąpił słusznie, bo po tym zabiegu twarz mężczyzny odzyskała część kolorów.
- Masz jeszcze inne mikstury leczenia? - spytał Rathan.
- Nie wiem, większość mogli zagrabić. - Mężczyzna był wyraźnie wciąż osłabiony i mówił tylko szeptem. - W piwnicy schowali się Olga, Talathel i Yalanda, wyciągnij ich. Tylko uważaj na pułapkę w drzwiach.
Nazwiska były Rathanowi znane. Szczególnie Olga, zielarka z jego rodzinnej wioski. Talathela i Yalandę, półelfy zajmujące się rolnictwem, znał tylko z widzenia. Co nie znaczyło, że nie miał zamiaru im pomóc. Było jednak jedno "ale".
- Pułapkę? - Rathan nie wyglądał na zachwyconego. - Jak ją rozbroić albo ominąć?
- Jeśli bardzo ostrożnie otworzysz drzwi, zobaczysz sznurek na klamce, wystarczy go odczepić.

Rathan raz jeszcze rzucił okiem na plac, na którym panował względny spokój. Wyglądało na to, że nikt nie interesuje się składem Orelda, więc Rathan ze spokojem ruszył na misję ratunkową.

Ostrożnie uchylił drzwi do piwnicy - na tyle tylko, by wsunąć dłoń - i odczepił sznurek. A potem nie wchodził dalej. Na wszelki wypadek wolał nie ryzykować. A nuż 'lokatorzy' poczęstowaliby go czymś twardym...
- Olga? To ja, Rathan - powiedział. - Możecie wychodzić. W sklepie nie ma wrogów, a my musimy uciekać z miasta.

Gdy tamci wreszcie zdecydowali się opuścić piwnicę, Rathan ponownie zastawił pułapkę, po czym podszedł do Orelda.
- Czy masz coś, co mogłoby posłużyć do wysadzenia mostu? - spytał.
 
Kerm jest offline