Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-06-2018, 23:35   #218
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 28 05:05 h; 1.12 ja do Dagon V (167 500 000 km)

Układ Dagon; 5:05 h po skoku; 1.12 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya



- Za 15 - 20 min wejdziemy w maksymalny zasięg wystrzelenia dropshipa do Dagon V. - głośnik odezwał się uprzejmie spokojnym głosem Alex przekazując na pokład reszcie załogi sytuację z mostka. A raczej tego co się działo wokół korwety bo poza mostkiem właściwie nie miało się świadomości co się dzieje poza światem obserwowalnym własnymi zmysłami lub pośrednio za pomocą pokładowych systemów komunikacji i obserwacji. Wyglądało na to, że po kilku godzinach podróży przez ten zapomniany przez ludzi system w końcu zaczynali finisz na ostatniej prostej jaka miała się zakończyć parkowaniem na orbicie gazowego olbrzyma.

Sprawne palce przesuwały się płynnie po przyciskach i suwakach konsolet sterujących najważniejszymi funkcjami okrętu. Na razie szło zaskakująco gładko jak na takie zniszczenia jakie im dowaliła fregata Floty oraz prowizorkę jaką w tym systemie odstawili już sami. Aż dziwne.

Teraz gdy zbliżyli się na odległość do planety podobną w jakiej Ziemia okrążała Słońce gazowy gigant zdawał się rosnąć z każdą chwilą. Gdyby była możliwa bezpośrednia obserwacja gołym okiem dalej jednak byłby właściwie widoczny jedynie dla wprawnego astronoma i ledwie jako niewielki punkcik. Tylko w innym kolorze niż inne kropki odległych gwiazd.

“Archaonowi” brakowało jeszcze jakieś 15 do 20 min skąd było sens wystrzeliwać dropshipa. Mniejszą jednostkę można było łatwiej i rozpędzić i wyhamować niż większą masę. Więc gdy korweta wciąż hamowała z kosmicznych prędkości by móc przejść do manewrów orbitowania na Dagon V dropship można było puścić przodem. I to z większą prędkością niż coraz wolniejsza korweta. Zwłaszcza gdyby za sterami siedział profesjonalny nawigator. Wówczas czas dolotu do gazowego giganta można było skrócić do pół godziny, może 20 minut jeśli by wypuścić go w tym najwcześniejszym, możliwym do wylotu punkcie. Można było później, zwłaszcza jeśli dropship okazałby się nie do końca sprawny i zdatny do lotu lub coś opóźniło start. Wówczas odległość między korwetą a planetą skracałaby się ale wyprzedzenie jakie mógł mieć dropship w relacji do wciąż zwalniającej korwety byłoby wówczas mniejsze.

W takiej perspektywie można było zacząć planować użycie dropshipa no i kto miałby nim lecieć. Sterować nim mogły i automaty, pytanie czy i w ogóle mieliby się jakoś dzielić na załogę jaka zostaje na korwecie i jaka miałaby obsadzić dropshipa. No i co na niego zabrać.



Śródokręcie; seg 6; pokł D; magazyn skafandrów; Julia i Abe



- Za 15 - 20 min wejdziemy w maksymalny zasięg wystrzelenia dropshipa do Dagon V. - głośnik odezwał się uprzejmie spokojnym głosem Alex przekazując na pokład reszcie załogi sytuację z mostka. A raczej tego co się działo wokół korwety bo poza mostkiem właściwie nie miało się świadomości co się dzieje poza światem obserwowalnym własnymi zmysłami lub pośrednio za pomocą pokładowych systemów komunikacji i obserwacji. Wyglądało na to, że po kilku godzinach podróży przez ten zapomniany przez ludzi system w końcu zaczynali finisz na ostatniej prostej jaka miała się zakończyć parkowaniem na orbicie gazowego olbrzyma.

Straty rosły. A czas uciekał. Abe zorientował się dość szybko, że Julia mimo tego cholerstwa szczepionego w twarz pod rozbitą szybką hełmu nadal żyje. Chociaż widocznie była nieprzytomna i bezwładna. Specowi od improwizacji udało się jednak doholować nieprzytomną koleżankę do medlaba. Tam była nadzieja na jakąś pomoc medyczną. Widok jaki tam zastał nie był jednak zbyt budujący w porównaniu do tego jak to wyglądało gdy je opuszczał by wymienić butlę w skafandrze.

Przytomna była tylko biolog. Linda chyba spała przypięta do wolnego dotąd łóżka. W izolatce gdzie wcześniej była nieprzytomna informatyczka teraz panowały ciemności przez które prawie nic nie było widać co się tam dzieje. A teraz on doholowal kolejną nieprzytomną załogantkę.

Dość szybko dwójka przytomnych członków załogi streściła sobie nawzajem co się stało tam gdzie dotąd byli. Komunikat Alex tylko dodatkowo komplikował sytuację. Byli w medlabie we dwójkę z trójką nieprzytomnych koleżanek. Z tego dwie zostały zaatakowane przez obce istoty i właściwie nie było wiadomo czego się spodziewać. Poza nimi na mostku była kolejna dwójka, nawigator i kapitan. Gdzieś w trzewiach zdewastowanej rufy byli jeszcze pewnie Rohan i Drake ale w tej czarnej dziurze komunikacji na korwecie nie było z nimi łączności tak samo jak z zaginionym kilka godzin temu Jeanem.

Komunikat jaki padł z głośników oznaczał, że wkrótce będzie można wystrzelić dropshipa by dokować do tych nieruchomych jednostek dryfujących na orbicie gazowego giganta. A do tego zwykle właśnie używano dropshipa. Ale z wcześniej profilaktyki przeprowadzonej przez kapitana wyszło, że jest on uszkodzony. A dokładniej jego ładownia jest rozhermetyzowana. A to oznaczało, że zaczynały się schody. Najlepszym kandydatem na pilota tego pojazdu była oczywiście Prya. Chociaż automaty latacza też powinny dać radę przy standardowych sytuacjach. Rozhermetyzowana ładownia zmniejszała margines bezpieczeństwa podróży. Ale póki wszyscy mieli na sobie szczelne skafandry i butle z tlenem nie było to takie straszne a raczej uciążliwe. Jednak na obcej jednostce zwykle pracowało się z większym komfortem psychicznym gdy do burty cumowala bezpieczna przystań.

Mieli jakiś kwadrans, może dwa zanim bez większych opóźnień dropship powinien opuścić korwetę aby zacumować przy obcych jednostkach. Minus czas na spakowanie się na te latadełko i procedury przedstartowe. Czyli jakby się chciało mieć nadzieję na wystartowanie sprawnym dropshipem to trzeba było jak najprędzej się za to zabrać. Czyli opuścić medlab i przenieść się do hangaru. I pewnie pomoc Rohana byłaby bardzo na rękę albo Sparka. Ale z Rohanem nie było łączności a przelot do hangaru oznaczał albo rozdzielenie się ich dwójki i samotną pracę wbrew wcześniejszym rozkazom kapitana albo wspólny przelot i pozostawienie medlaba z trzema nieprzytomnymi koleżankami swojemu losowi.

Nivi mogła jeszcze spróbować awaryjnie wybudzić Lindę. Tylko nie była do końca pewna ani jak jej to wyjdzie ani w jakim stanie byłaby lekarka po wybudzeniu. No albo darować sobie naprawę dropshipa i zająć się czymś innym.



Rufa; seg 9; pokł C; zdewastowane magazyny; Rohan i Drake



- Za 15 - 20 min wejdziemy w maksymalny zasięg wystrzelenia dropshipa do Dagon V. - głośnik odezwał się uprzejmie spokojnym głosem Alex przekazując na pokład reszcie załogi sytuację z mostka. A raczej tego co się działo wokół korwety bo poza mostkiem właściwie nie miało się świadomości co się dzieje poza światem obserwowalnym własnymi zmysłami lub pośrednio za pomocą pokładowych systemów komunikacji i obserwacji. Wyglądało na to, że po kilku godzinach podróży przez ten zapomniany przez ludzi system w końcu zaczynali finisz na ostatniej prostej jaka miała się zakończyć parkowaniem na orbicie gazowego olbrzyma.

No i człowiek, cyborg i robot wrócili do punktu wyjścia. Znowu byli w zaciemnionej, zdemolowanej 9-ce na pokładzie C. Całkiem niedaleko gdzie swego czasu pająkowaty stwór zaatakował artylerzystę. A jeszcze bardziej po sąsiedzku w czasie zaczęli poszukiwania Jeana w tym samym składzie tylko innymi bateriami u robota. Tymi które teraz były przymocowane do pasa jego właściciela.

Tak. To był ten moment. W którym musieli podjąć klasycznie męska decyzję i ponieść jej konsekwencje przed resztą załogi. Czas uciekał. A Jeana jak nie było tak nie było. Przynajmniej tam gdzie przeszukali. Dwukrotnie. Rufowe przedziały na pokładach A, B i C. Człowiek, cyborg i robot. I nie znaleźli wąsacza. A czas się kończył. Wedle wyliczeń Alex łysemu olbrzymowi zostało powietrza na 15 - 20 min. Plus 30 min rezerwy. Gdzieś tyle czasu mogło zająć przeszukanie rufowego D, E i F w których jeszcze nie sprawdzali ani razu. Oczywiście o ile nie na tknął się na przeszkody nie do pokonania w tym ociemniałym złomowisku w jakie przemieniły się te rufowe segmenty okrętu. Więc mogło zejść i dłużej bo tam skutki uderzenia torpedy były najbardziej odczuwalne. Niemniej doliczając rezerwową butle nadal mieli szansę sprawdzić ten teren.

Gdzieś tam jednak, zwłaszcza przy rozbitej maszynowni szkodliwe promieniowanie było największe. Zwłaszcza dla kanoniera który miał tylko standardowy skafander. Ale o ile tam by nie utknęli na nie wiadomo na jak długo to chyba w medlabie Linda znalazłaby sposób by to jakoś odkręcić.

Z 15 - 20 min gdzieś tyle czasu mieli z tego limitu jaki wyznaczył na poszukiwania Drake. Co mieli robić? Wrócić do reszty? Sprawdzić trzeci raz teren jaki właśnie skończyli przeszukiwać drugi raz? Zejść na niższe poziomy?

I też gdzieś 15 - 20 min brakowało korwecie do momentu gdy będzie można wystrzelić dropshipa. Potem powinno nastąpić wejście na orbitę gazowego olbrzyma. No i o ile nie zamierzali zakończyć tego lotu na podziwianiu widoków planety zbliżonej rozmiarami do solarnego Neptuna albo Urana no to wypadało dostać się na te dwa orbitujące tam statki. A to było najlepiej robić za pośrednictwem dropshipa. A ten z wcześniejszych komunikatów z mostka miał rozszczelniona ładownię.

Człowiek, cyborg i robot unosili się w zaciemnionej przestrzeni zdemolowanego korytarza oswietlani tylko przez swoje latarki i światła skafandrów zdając sobie sprawę, że muszą podjąć decyzję jakiej nikt inny za nich podjąć nie mógł.



Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Linda, Nivi i Veronica



- Za 15 - 20 min wejdziemy w maksymalny zasięg wystrzelenia dropshipa do Dagon V. - głośnik odezwał się uprzejmie spokojnym głosem Alex przekazując na pokład reszcie załogi sytuację z mostka. A raczej tego co się działo wokół korwety bo poza mostkiem właściwie nie miało się świadomości co się dzieje poza światem obserwowalnym własnymi zmysłami lub pośrednio za pomocą pokładowych systemów komunikacji i obserwacji. Wyglądało na to, że po kilku godzinach podróży przez ten zapomniany przez ludzi system w końcu zaczynali finisz na ostatniej prostej jaka miała się zakończyć parkowaniem na orbicie gazowego olbrzyma.

Biolog o ciemnoczerwonych włosach miała inne zmartwienia. Po pierwsze mimo, że w królestwie krótkowłosej Lindy były z załogi we trzy to obecnie świadoma i w pełni sił została tylko ona. Czyli właściwie została sama. Veronica wciąż leżała nieprzytomna w izolatce. Wciąż z tą obcą, pajakowata istotą oplecioną wokół szyi i twarzy.

Z Lindą było niewiele lepiej. Pod względem ratowania życia lekarzowi to akcja ratunkowa biolog udała się znakomicie. Z początku światło zamontowane przy pistolecie odbiło się od szyby izolatki niewiele poprawiając widoczność. Jednak sytuacja zmieniła się po wejściu do śluzy a potem do samej izolatki. Plama światła w końcu jednak już bez przeszkód spoczęły na dryfującym pod sufitem sylwetce. W pierwszej chwili Nivi nie była w stanie określić co się właściwie wydarzyło w izolatce i jedyne czego była pewna to, to, że zastępca dowódcy jeszcze żyje ale jest nieprzytomna. Jej skafander i hełm chyba nie były przebite.

Nivi udało się wydostać bezwładne ciało drugiej kobiety najpierw do śluzy a potem z powrotem do głównej części medlaba. W stanie nieważkości nie było to takie trudne jak wówczas gdy panowało 1 G. Istota z izolatki chyba w ogóle nie zareagowała na tą interwencję.

Na zewnątrz biolog co prawda nie była lekarzem jak nieprzytomna kobieta ale miała w końcu dość pokrewną specjalizację no i była w medlabie. Po paru minutach diagnozy i zabiegów udało jej się przywrócić Lindę do przytomności.

Jednak lekarka czuła się źle. Postawiła sobie autodiagnozę, że uległa porażeniu prądem. Normalnie pewnie uratowałby ja skafander a przynajmniej osłabił szok. Ale przez właśnie rozszczelniona rękawicę której nie zdążyła ani uszczelnić, ani wymienić trzepnęło ją prawie z pełną mocą. Teraz nie czuła tego ramienia a dla odmiany w reszcie ciała czuła przeszywający ból, mdłości i zawroty głowy. Więc znowu sama zaaplikowała sobie odpowiedni koktajl środków znieczulających, wzmacniających i regenerujących i teraz spała ciężkim, chemicznym snem. Trzeba było czekać aż środki przestaną działać albo zaryzykować terapię szokową z kolejnym koktajlem, tym razem na wybudzenie.

Jakby tego było mało medlab dalej zasuwał na zasilaniu awaryjnym a w izolatce panowały ciemności. Nivi nie była pewna ile takie zasilanie powinno działać ale była pewna, że w końcu się wyczerpie. I jeszcze Abe zaraportował o kolejnej ofierze tych pajakowatych istot, tym razem chodziło o Julię.


---




Układ Dagon; 05:05 h po skoku; orbita Dagon V; pokład “SS Vega”




Śródokręcie; seg IV; Silvia



- Muszę naładować baterie. - Nina nieco uniosła dłoń z zegarkiem w górę ale nie zatrzymała się ani nawet nie zwolniła swojego marszu. Wydawała się dość zdeterminowaną by zrealizować swój cel. - Bez tego nie będę mogła tutaj chodzić. Zaspałam i nie podładowałam ich wcześniej. - dziewczyna wydawała się być zmartwiona tą perspektywą. Poruszała się płynnie i zdecydowanie i widocznie świetnie zdawała sobie sprawę dokąd zmierza. No i speszyło jej się bardzo. Blondynka też musiała iść bardzo szybko by za nią nadążyć i definitywnie zostawić za sobą prawie gotowy obiad.

- Gordon to mój przyjaciel. Zawsze jest dla mnie bardzo miły. I jest bardzo wykształcony. Jest naukowcem. Bardzo go lubię. I jest sympatyczny. No ale… zgubił się gdzieś… i teraz próbuje go odnaleźć. Ale to taki duży statek. - dziewczyna szybko szła kolejnymi korytarzami, bez wahania wybierając drzwi, przejścia i sale. Ów Gordon o jakim mówiła widocznie kojarzył jej się w samych superlatywach a przynajmniej tak o nim mówiła. Tylko to, że się zgubił wydawało się martwić Ninę. Wciąż raźno maszerując najpierw wyrzuciła ramiona nad głowę a potem gwałtownie opuściła je trzepiąc o biodra w geście bezradności.

I tak gwiazda holowizji doszła że swoją przewodniczką do jakiegoś przybytku rekreacyjnego. Zwykle musiał być całkiem przyjemnym miejscem. Kafelki, boazeria na tyle dobrze zrobiona by udawała prawdziwe drewno, toaletki do robienia makijażu, wanna, większa wanna chyba z jacuzzi, kabiny prysznicowe, sauna, solarium wszystko w całkiem przyzwoitym standardzie. Tylko stan aktualny psuł te przyzwoite wrażenie.

Po pierwsze szwankowało światło. Tylko jedna lampa sufitowa zapaliła się pełnym światłem i to ta najbliżej drzwi. Druga lampa tylko strzelała iskrami z jakiegoś przebicia a trzecia w ogóle nie działała. Zapaliły się światła przy toaletce, przyjemnym, ciepłym i nieco przytłumionym światłem które świetnie pasowało do pomieszczenia gdzie przychodziło się zrelaksować i odprężyć. Ale obecnie spora część pomieszczenia tonęła w półmroku a sauna i solarium które były oddzielnymi pomieszczeniami to w ogóle pogrążone były w ciemnościach. Światła było na tyle by zorientować się, że pomieszczenie jak i inne cierpi na efekty powolnego rozmarzania. Więc wszędzie było pełno wody. A to w kałużach na podłodze i meblach, a to ściekała strużkami po ścianach, gromadziła się kroplami na suficie i przedmiotach albo skapywała na podłogę z cichym akompaniamencie kapiącej wody właśnie. Do tego tam i tu leżało przewrócone krzesło, porzuconych ręcznik. Wiszący niedbale szlafrok, rozlana z czymś butelka i wszystko to wkomponowane było płynnie jakby pod scenerię holo o porzuconej w pośpiechu placówce ludzi chodziło. No albo właśnie statek po jakiejś katastrofie.

- Nie mogę cię teraz zaprowadzić na mostek. Musisz albo zaczekać albo spróbuj dojść sama. Wystarczy iść po strzałkach, są na każdym rozwidleniu. Mostek jest w I-szym segmencie na pokładzie C. - Nina chyba nieco się uspokoiła jakby dotarła na miejsce. Zwolniła swój szybki marsz gdy weszła do zabałaganionego pomieszczenia odwracając się w stronę aktorki. No i rzeczywiście. Na korytarzach i krzyżówkach były strzałki i podpisy jaki jest adres danej lokacji. Jak się miało trochę czasu i pomyślunku lub po prostu doświadczenia no to było do ogarnięcia. Silvia wierzyła, że sobie z tym poradzi z rozczytaniem tych wskazówek. Chociaż nie była pewna jak to się ma do aktualnej sytuacji.

Nina tymczasem śmiało otworzyła drzwi z matowego szkła do solarium. Weszła tam i chyba pstryknęła światło ale mimo, że zamrugało to się nie zapaliło. Dlatego w ciemnym pomieszczeniu sylwetka dziewczyny przestała być widoczna ledwo odeszła od drzwi solarium. Musiała czuć się tam pewnie bo z wnętrza po chwili dał się dostrzec odblask bladej, błękitnej poświaty jak od jakiegoś niedużego ekranu lub panelu. - Przepraszam z tego wszystkiego nie zapytałam wcześniej! Chcesz skorzystać z solarium? Są dwie kabiny! - Nina podniosła nieco głos by być słyszalna przez zamknięte, matowe drzwi.

Silvia stojąca w drzwiach salonu nie była pewna. Różne dźwięki niosły się bezludnymi korytarzami, przenoszone wentylacją albo rurami nie wiadomo skąd. Na to nakładały się odgłosy bliższe, te wydawane przez krzątającą się po solarium specjalistkę od rekreacji. - Jakbyś chciała to wewnątrz kabiny są gogle a obok olejek! - dokrzyczala z solarium Nina i chyba otwarła swoją kabinę sądząc po odgłosach. A stojąca wciąż w drzwiach blondynka nie była nadal pewna. Jeden z tych metalicznych odgłosów gdzieś z korytarza przypominał otwarcie drzwi czy to jej wyobraźnia płatała figle?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline