Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-06-2018, 12:59   #593
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Niedługo później Venora wraz z córką i towarzyszącymi jej smoczydłami opuściła wieżę, gdzie czekały na nią ostatnie setki ruchu oporu. Najbliżej, bo przy ogniskach wokół wieży, obozowali Rycerze Byka, którzy byli już niemal gotowi do drogi.
-Lady Venoro! Gromwald Silnoręki i jego plemię przybyli!- krzyknął jeden ze strażników kończących nocną wartę. W obozie zapanowała wrzawa a rycerka dostrzegła zbliżającą się grupę kilkudziesięciu skąpo odzianych ludzi na końskich grzbietach. Ich ciała były półnagie, chronione jedynie drobnymi elementami przypadkowych części różnych pancerzy. Na przodzie tej grupy jechał mężczyzna o silnych ramionach i wielkiej masie mięśniowej. Na jego łysej głowie znajdowało się wiele tatuaży, a twarz zdobiły liczne kolczyki. Barbarzyńca miał u boku dwa jednoręczne topory, zaś do siodła przytroczono zawinięty w szmaty dwuręczny miecz, którego skrawek ostrza lekko wystawał poza brudne płótno. Barbarzyńcy zbliżyli się do wieży i zatrzymali wierzchowce. Herszt grupy zeskoczył z konia i lekkim krokiem zbliżył się do rycerki łapiąc ją niespodziewanie za dłoń. Wielkolud był jedynie kilka cali niższy od Balthazaara, przez co Venora musiała podnosić głowę by spojrzeć Gromwaldowi w oczy. Osobnik lekko skinął głową i uniósł dłoń Venory, po czym niespodziewanie polizał ją po wierzchniej stronie.

-Gromwald Silnoręki przybył!- krzyknął, puścił dłoń Venory i z rozpostartymi ramionami odwrócił się do Rycerzy Byka oraz reszty ocalałych.
- Witaj... - Paladynka dosłownie zbaraniała po tym powitaniu, nie wiedząc co się właśnie wydarzyło. Bardzo bezpośredni sposób bycia mężczyzny niewątpliwie zawstydził młodą rycerkę, która tkwiła w ciele doświadczonej wojowniczki. Venora zabrała rękę i odruchowo wytarła ją o swoją zbroję, gdy Gromwald skupił swoją uwagę na ludziach Agness. - Wkrótce wyruszamy - dodała czarnowłosa i zaraz posłała ukradkowe, pytające spojrzenie Balthazaarowi.
-Jeśli twoi ludzie są gotowi do dalszej drogi, to możemy ruszać w drogę.- Balthazaar zwrócił się do Gromwalda.
-Czy moi ludzie są gotowi? Czy są gotowi rozlać krew śmierdzących smoków?- odwrócił się w kierunku smoczydła, przechylił głowę w bok i dotknął palcem podbródka Balthazaara.
-Pewnie, że jesteśmy gotowi…- syknął na tyle cicho, że usłyszał ją tylko smoczy woj i Venora.
Paladynka przez drobną chwilę miała wrażenie, że smoczydło odgryzie mężczyźnie rękę za tą zuchwałość. Możliwe, że nawet taka myśl wykluła się w jego miedzianej łepetynie, ale dzielnie powstrzymał się. I dobrze, bo bez ręki wojownik byłby mało przydatny sprawie.
- Ruszamy!!! - krzyknęła na całe gardło Venora, tak by jak najwięcej uszu ją usłyszało.

~***~

[media]http://www.youtube.com/watch?v=UIHOV07XoDQ[/media]

Ostatni spośród walczących i wciąż posiadających nadzieję na zwycięstwo, zebrali się do drogi w przeciągu kilku kwadransów. Był to moment, kiedy Venora całkowicie straciła nadzieję na wybudzenie się z koszmaru. Znalazła się tu i choć nie była dokładnie tą bohaterką, która scalała te wszystkie osoby do współpracy, to nie traciła przekonania, że wciąż była sobą - zdolną do czynienia rzeczy niemożliwych. Rycerze Byka, niedobitki Venory oraz barbarzyńcy Gromwalda. Wszyscy maszerowali ku ostatecznej walce i paladynka zauważyła, że na żadnej twarzy nie było już strachu. Był smutek, żal, ale nikt się nie bał, bo każdy wiedział, że nawet jeśli ten ostatni zryw się nie uda to śmierć mogła nie być całkiem tak zła po życiu w tym kręgu piekła jaki uczyniony został z Torilu. Mało kto rozmawiał, bo powietrze było suche, pełne drobinek piasku i śmierdzące, więc każdy starał się jak mógł zasłaniać twarz chustami. Z resztą trudy podróży sprawiały, że nie chciało się tracić sił na gadanie.
Marsz dłużył się, bo tylko ludzie Silnorękiego mieli konie - wyliniałe, niedożywione, ale mimo to nie brakowało im werwy. Nie robiono dłuższych postojów i trudno było tak naprawdę ocenić ile czasu szli, bo niebo było niezmiennie złowrogo czerwone, a pod nogami wciąż mieli tylko piasek i skały tworzące monotonny krajobraz. Aż w końcu dotarli do celu podróży, co Venora poznała po tym, że Karthos wyszedł jej naprzeciw. A właściwie to nagle pojawił się tuż obok rycerki. Venora automatycznie położyła dłoń na rękojeści miecza, ale przypomniała sobie opis wyglądu syna Arla. To był dla niej wielki szok. Diablęcie nie miało drobnych cech sferotkniętego.


Jego skóra była czerwona, a ze łba wyrastały dwa spore rogi. Pociągła, szczupła twarz nosiła poważny wyraz. Dopiero, kiedy spojrzała młodzieńcowi w oczy dostrzegła pierwiastek człowieczeństwa, a w zasadzie to cząstkę Arla i ta myśl wywołała ciarki na jej plecach.
-Witaj Venoro.- rzekł, lekko się przed rycerką pokłaniając. Dopiero teraz najbliższe otoczenie paladynki zwróciło uwagę na Karthosa. Smoczydła i Kal spojrzeli na diablęcie przez ramię, każde dobywając odruchowo swej broni.
-Prosiłem byś tak nie robił…- syknął do niego Xalaz’sir -Któregoś dnia utnę ci łeb przez przypadek…- pokręcił głową.
Paladynka nie odrywała spojrzenia od diablęcia przez dłuższą chwilę.
~Nie diablę a półczart… ~ czarnowłosa próbowała zapanować nad własnymi emocjami i przyzwyczajeniami jakich zdążyła nabrać od czasu swojego pasowania na rycerza.
~Już raz z diabłem się sprzymierzyłam... ~ Venora starała się uspokoić swoje zapędy, ale to wspomnienie na niewiele się zdało, bo zaraz przypomniała sobie o tym co się stało z Albrechtem. ~ Wróg mojego wroga… Czasy są takie, że nawet Helmici z Baneitami współpracują...~ powtarzała sobie w myślach i usilnie starała się nie wczuwać w aurę zaklinacza. Westchnęła i przybrała surowy i poważny wyraz twarzy.

- Zdecydowanie nigdy więcej tak nie rób - odezwała się w końcu rycerka, powtarzając słowa po smoczydle, patrząc Karthosowi w oczy. - Witaj - dodała zaraz z lekkim skinieniem głowy. -Jak wygląda tu sytuacja? Mieliście jakieś problemy? - zapytała diablę.
-Nie lady Venoro. Wszystko jest pod pełną kontrolą. Od czasu jak nakazałaś nam strzec portalu tylko dwa razy smok przeciął niebo nad nami. Oni chyba nie są świadomi obecności tych portali…- wyjaśnił sferotknięty. Istota nie poruszała się płynnie i naturalnie. Jej ruchy były szybkie i momentami jakby niekontrolowane.
-Jeden z moich ludzi przeszedł przez portal. Niestety nie ma przejścia powrotnego.- oznajmił niespodziewanie.
-Miałeś nikogo nie wysyłać na drugą stronę…- głos zabrała zdenerwowana Kal.
-Wiem siostro, ale dzięki wiadomości, którą mi przesłał wiem gdzie powinniśmy kierować kroki po drugiej stronie. - wyjaśnił Karthos.
-A co się dzieje z twoim informatorem teraz?- spytał Balthazaar.
-Nie odpowiada…- odparło diablęcie pochylając głowę.
-Głupcze… Jeśli został schwytany i wzięty na spytki to może oznaczać nasz ostateczny koniec!- warknął Xalaz’sir.
-Ufam swoim ludziom. Każdy z nich woli się otruć niż oddać nasze tajemnice!- zaprotestował Karthos.
-Ale ja nie ufam tobie…- syknął błękitnołuski, po czym oddalił się od nich.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline