Olegario przebudził się i za pomocą swojej mistrzowskiej dedukcji doszedł do wniosku, że w zamieszaniu w chatce chodzi o coś więcej, niż po prostu jego kolej na pełnienie nocnej warty. Z krzyków dookoła wynikało, że jacyś samobójcy postanowili zaatakować ich uzbrojoną grupę. Włócznik zwlekł się więc z posłania, chwycił za oręż i jako jeden z ostatnich dołączył do szyku. Szybko okazało się, że napastnicy wcale nie byli niespełna rozumu, tylko po prostu martwi.
Drużyno, szybko, posprzątajcie w środku i nakryjcie do stołu! Sąsiedzi przyszli! Jak mówi porzekadło - gość w dom, bóg w dom! Powitajmy więc ich tym, co mamy najlepsze! - krzyknął do wszystkich, a na końcu zwrócił się jeszcze do zakonnika - A ty siedź na dupie w środku, obserwuj i nie wychodź! Później napiszesz o tym książkę i będziesz opowiadał o tej walce innym duchownym!
To starcie zdecydowanie różniło się od spotkaniu z orkami na trakcie 2 dni temu. Gdyby Olegario miał się do czegoś przyznać, to do tego, że zupełnie nie miał pojęcia jak walczyć z takim przeciwnikiem. Jak zranić szkieleta? Czy wystarczy mocniej uderzyć tarczą, aby zniwelować jakąś magiczną siłę, która utrzymuje te kości razem? Mimo swojej niewiedzy, chłopak postanowił zgrywać pewnego siebie i obserwować co robią towarzysze. Nie rzucał się do przodu, ale stanął przed szeregiem wszystkich strzelców, starając się nie dopuścić do nich żadnego zdechlaka.