| - Ramas! - syknął Glaiscav. - Odwołaj swojego przywołańca, zanim nie doszło do nieszczęścia!
Nie patrząc już czy wojenny mag zastosował się do jego prośby bard zwrócił swoją uwagę w całości na przedstawicieli miejscowego, ogólnie pojmowanego prawa. A konkretnie na ich przywódcę. Minstrel co prawda nie znał się na naszywkach i stopniach,ale potrafił wyłuskać osoby posiadające jakaś tam charyzmę.
Jakby tu zacząć…
- Moi panowie - Bard skłonił uprzejmie głowę jednocześnie chowając flet do futerału. -Dobrze, że jesteście. Mamy tu lekką różnicę poglądów. Kto zaczął... to chyba nieważne. Ważne, że mamy kilka wybitych zębów i zdemolowaną salę. Dlatego też, nasza siódemka - tu Glais wskazał grupę szerokim gestem - weźmie tę sytuację na siebie. Jesteśmy skłonni, jak każe prawo, zapłacić grzywnę oraz wyrównać straty właścicielowi tego przybytku. Czy to ci, panie, odpowiada? - ostatnie słowa wypowiedział już bezpośrednio do przywódcy zbrojnych. Glaiscav nie uśmiechał się, nie kpił, nie groził. Patrzył spokojnie, niemal życzliwie.
Khalim z pewnym rozbawieniem przyjął pojawienie się lwa w karczemnej bijatyce, ale widząc pojawiającą się milicję jego mina nieco zrzedła. Wydawali się oni niewiele więcej niż marnie uzbrojonymi wieśniakami i pewnie jedna dobrze wycelowana błyskawica załatwiła by sprawę (stwierdził, że instynktownie stara się ustawić tak, by jak najwięcej dosięgnąć zaklęciem). Jedna czy chcieli by podążała za nimi reputacja zwykłych bandytów?
Z westchnieniem podniósł więc dłonie do góry (choć wokół niego powietrze nieco iskrzyło) i wsparł próby perswazji Glaiscava. Choć nie był przekonany, czy w przypadku niepowodzenia pozwoli, by ta hołota ważyła się go aresztować.
- Zrobimy tak, jak rzecze nasz bard, zacna to karczma i żałujemy, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Choć ja osobiście zostałem bez żadnej prowokacji i ostrzeżenia zaatakowany gdy spokojnie piłem wino, a następnie broniłem się za pomocą mojej magii przeciwko brutalnej przemocy, nie używałem jednak zaklęć mogących trwałą krzywdę wyrządzić. - Przybrał niewinną, a nawet nieco oburzoną minę. - Jestem Khalim z rodu Sikharich, jednego z najbardziej starożytnych rodów w Calimporcie, które było ostoją cywilizacji zanim powstało Waterdeep, czy wyglądam na kogoś kto wszczynałby karczemną burdę?
- Dobrze mówi mój druh. Choć Waterdeep to również szlachetne miasto, słusznie zwane klejnotem północy. - Glaiscav skinął głową Khalimowi i przywódcy zbrojnych - I jest, jak słyszałem, miastem prawa. Dobrze mówię?
Zdaniem Ramasa ważną rzeczą było, kto zaczął, podobnie jak i ważną było, kto skończy całą awanturę. A wyglądało na to, że on i jego kompani byli górą... przynajmniej dopóki nie przypatoczyła się banda jakichś strażników.
Skąd ich się tylu nabrało w takiej małej dziurze, trudno było powiedzieć i Ramas najchętniej przepędziłby ich gdzie pieprz rośnie (w czym z pewnością pomógłby okazały lew), jednak skoro kompani planowali załatwienie wszystkiego po dobroci...
Odwołał więc lwa, nie wziął jednak udziału w próbie przekonania strażników, by sobie poszli, skoro bójka się już skończyła, a przeklęta bardka dostała nauczkę, że z magami nie należy zadzierać, nawet jeśli chce się zdobyć temat na balladę.
-Że niby kurwa co?!- uniósł się krasnolud, przecierając czoło z potu dłonią. Glaiscav najwyraźniej zarobił kilka razów w łeb, że miał zamiar brać na siebie konsekwencje burdy.
-Prędzej założę suknię elfa niż pokryję jakikolwiek koszt tej awantury!- burknął do barda, ignorując straże. -A ten sfatygowany taboret to jedyna rzecz, za którą mogę cokolwiek zapłacić!- rzekł stanowczo, ucinając rozmowę z Glaiscavem.
- Nie ma to jak solidarność, co Durin? - wycedził Glaiscav, po czym natychmiast się opanował. Nie godziło się załatwiać osobistych porachunków w trakcie rozmowy z miejscowymi prewencjuszami - Wezmę jego - tu wskazał na krasnoluda -jego część grzywny na siebie. To chyba nie problem. I żeby nie było, oni - wskazał na kompanię elfki -płacą za siebie.
Synarfin w międzyczasie powoli sięgnął po taboret, którym chwilę wcześniej był atakowany i… sobie na nim usiadl. Przetarł twarz, gdyż cieknąca z łuku brwiowego krew zalewała mu oczy i w sumie to ledwo co widział. Przyłożył dłoń by zatamować krwawienie i spojrzał na bardziej wygadanych członków drużyny, którzy próbowali załagodzić sytuację.
Mocno się oburzył, na propozycję Glaiscava, by pokryć koszty całej bijatyki.
Z jakiej racji?! Grzecznie kosztował potraw gdy ktoś rzucił w niego kuflem!
Przytaknął ochoczo za Durinem, zerkając na rozbitą ławę. W ostateczności poprosi Ritę, by wyłożyła te sto sztuk złota, czy ile tam musi kosztować wykonanie takiego przedmiotu.
- Ty solidarności w to nie mieszaj! Wiem o solidarności co nieco - warknął brodacz, prowokowany przez barda. - Nie my wszczęliśmy bójkę. Nie my za to powinniśmy beknąć. A na pewno płacić za straty, których nie wyrządziliśmy! - odparł Glaiscavowi i splótł ręce na piersi.
Shargoz taktycznie udawał nieprzytomnego, więc na razie nie było co liczyć że się włączy do pogaduszek.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Ostatnio edytowane przez Nefarius : 17-06-2018 o 18:49.
|