Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-06-2018, 12:39   #677
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Port i Przystań

Leonora chwyciła kosz z żarzącymi się węglami i pobiegła w kierunku wroga. Z dziesięciu łuczników aż ośmiu wzdrygnęło się widząc determinację w jej oczach, a z dziesięciu strzał trafiły tylko dwie. Ale ani trafienie w korpus ani w nogę nie zatrzymało odważnej Leonory i gdy tylko dotarła sypnęła żarem na nasączony wcześniej olejem pomost. Ten zapalił się, zmuszając wrogów do wskoczenia do wody, zgodnie z sugestią akolitki. Dwóch kuszników stojących przy punkcie opatrunkowym miało ułatwione zadanie, podobnie jak obsługa balisty, która posłała długi oszczep wprost w największą gęstwinę ludzi.
Kowal Hans i jego dwóch synów przybiegło na barykadę, ale za nic nie mogła zrozumieć o co chodzi krzyczącej do nich kobiecie.


Mur "północny":

Bert nie zmieniał rozkazów. Jego ludzie mieli wystarczająco wiele problemów i bez tego. Wojownicy ginęli po obu stronach, ale wróg miał ich po prostu więcej. Miastowi "młodzi" zanotowali niespodziewany sukces przeżywając pierwsze chwile starcia, a dzięki szkoleniu szermierczemu nawet zabić lub zranić kilku ciężej opancerzonych wrogów, ale teraz, poranieni i przestraszeni chwiali się pod naporem. Jeszcze gorzej szło piechocie z Czwartej - stracili już czterech z siedmiu żołnierzy, a z pozostałej trójki dwóch było rannych. Na razie w miarę trzymali się strzelcy, ale gdy tylko wróg się przebije, zostaną wycięci.
Mimo niskiej inteligencji niziołka zauważył on, że trzeba tylko jednego momentu mocniejszego naporu i cała obrona się załamie, wezwał więc pomoc. róg sygnałowy odezwał się, ale póki co, żadna pomoc nie nadeszła.
Za to wybuch z okolic bramy jeszcze bardziej obniżył morale obrońców.
Nie żeby atakujący nie mieli problemów - właśnie jakiś człowiek w środku wrogiego szyku zaczął wrzeszczeć z bólu. Ku zdumieniu wszystkich rozdarł napierśnik i próbować zerwać z siebie pancerz. Szarpiąc się pośliznął się i spadł z muru.


Garnizon (i okolice)

Waldemar został opatrzony przez własnych ludzi. Nikt z nich nie wierzył w kłamstwa krasnoluda na jego temat, teraz też nie uwierzyli, że próbował zabić Komendanta. Niestety, jego stan nie pomagał mu w zniknięciu. Trochę pomogło pojawianie się niespodziewanego "gościa" - jednego z żołnierzy wroga, który spadł z muru.


Brama

Sprytny plan granicznych zakładający bezpieczne dostarczenie beczki prochu pod bramę wybuchł im w twarz. Dosłownie. Z tarana nic nie zostało, z jego obsługi - tylko kilku z tych, którzy zdołali wyjść odbiegło wystarczająco daleko. Ciał większości z pozostałych nie da się nawet zidentyfikować.
Diuk i jego ludzie jednak nie obserwowali tego. Z ich pozycji, oddzielonej od wybuchu bramą wzmocnioną przez Detlefa słychać było tylko głośny huk i poczuli wstrząs. Brama wypadła z zawiasów, sporo kurzu i innego śmiecia owiało ich zaraz później, a spadający z bramy wielki kocioł z zawartością ich przestraszył. Ale nikt z nich nie został ranny. Chyba żeby liczyć chwilową głuchotę.


Mur "południowy" i Baszta

Płomienista zasłona zgasła.
Walter wycofał swoich ludzi i rannych z muru.
Galeb wezwał swoich do pomocy. Dzięki temu, że wróg nadal był zamknięty w wieży mogli bezpiecznie dotrzeć do niego i przygotować się na atak wroga. Czterech khazadów (zostawili dwóch rannych na Baszcie) minęło się z trójką wycofującą się z muru na Basztę na rozkaz Detlefa. Tylko tylu z "jego" oddziału przeżyło bowiem piekielny ogień.

Galeb w tym czasie sypnął rozżarzonymi węglami w lukę między osłoną wieży, a uchylonym trapem, po którym chcieli zejść na mur wrogowie. Okrzyki bólu sugerowały, że stary dobry dowcip z wrzuceniem komuś węgielka za koszulę udał się po raz kolejny.

A Detlef będący na Baszcie zignorował uwagę Glorma, że te kule to są do burzenia murów i postanowił użyć ich niczym granatów ręcznych.
- To za ciężkie, nie da się tym rzu... - zaczął krasnoludzki inżynier i przerwał zdziwiony, gdy wojownik drżąc z wysiłku podniósł kule nad głowę i z jękiem rzucił ją w okolice podstawy wieży oblężniczej. Spadła tam... i tyle. Drugą pchnął jeszcze silniej, w samą wieżę, ale nawet on nie był tak silny by przewrócić ją w ten sposób, ani nawet przebić jej ścianę. Ot, trochę gliny zostało na drewnie. Sama kula spadła gdzieś obok pierwszej.
Tylko czemu Glorm widząc to zbladł i skulił się jak najniżej mógł zatykając uszy rękoma?


Barykada i M1

Gustaw podzielił swoje siły i kazawszy Salowi zignorować rozkazy Dowódcy Obrony pobiegł z dwunastoma ludźmi na pomoc magowi.

Loftus niby oddał dowództwo ludziom Sala, ale zadecydował zachować nadzór i gdy zauważył, że wróg podnosi broń, wycofał swoich ludzi z tłumu, każąc im zabrać też już rozbrojonych jeńców. Przybycie Gustawa z posiłkami, których przeciwnicy odebrali jako zapowiedziane przez Loftusa wcześniej dziesiątki domykające pułapkę i czar Loftusa, po którym jeden z podoficerów wroga upuścił miecz ponownie spowodowały ponowny spadek morale wroga. A szlachcic miał wszelkie potrzebne umiejętności społeczne, których tak rozpaczliwie brakowało wielu innym i prezencję, która wręcz zmuszała innych do słuchania. Desant wroga zakończył się niemal bez rozlewu krwi.

Tymczasem Sal wydał rozkazy pozostałym trzem ludziom (mieli zostać przy barykadzie) i razem z ludźmi Leonory ruszył jej na pomoc. Za to ósemka Brocka, przekonana przez Gustawa, że jeśli z nim popłyną mogą się przysłużyć swojemu dowódcy postanowiła zrealizować niezamierzoną radę von Grunnenberga i wsiadła na łodzie.





I tak właśnie wyglądała sytuacja, gdy nagle Wstrząsacze Glorma eksplodowały.

Wieża uniosła się lekko nad ziemię i upadła na bok. A raczej jej górna część. Dolna uległa dezintergacji. Tak jak solidny kawał muru u jego podstawy, którego spora część zawaliła się z hukiem, grzebiąc pod sobą pozostałych na nim obrońców. Przy życiu pozostał tylko Galeb. Wybuch i wstrząs przewróciły go, a gdy otworzył oczy okazało się, że połowa muru i wszyscy jego ludzie zniknęli. Tak samo jako wrogowie. Tylko stojący daleko łucznicy wyszli w miarę bez szwanku. Choć ciężko było to stwierdzić z całą pewnością - żaden nie stał na nogach.
Nawet Baszta zatrzęsła się i przekrzywiła. A balista Starego Ferreta, z której szykował się do ustrzelenia wrogiego dowódcy dzięki kulom Glorma rozpadła się na części, zabijając jej twórcę na miejscu.
Na północnym murze ludzie tracili równowagę, podpierali się, padali na kolana, jeden graniczny nawet spadł z pomostu. Zręczny niziołek utrzymał się na nogach, z innych - mniej więcej jeden na trzech. Brama rozpadła się do reszty, a Karl i jego ludzie ogłuchli tak samo jak krasnoludy. Z wieży obserwacyjnej wypadł sygnalista. Waltera i jego ludzi osłoniły budynki, za którymi się schowali. Ale kilka bliższych wybuchowi budynków zawaliło się, a w całym mieście z okien powylatywały rozbite szyby. Nie żeby było ich wiele, nawet w tak bogatym mieście były powszechne tylko na samym Rynku i w dzielnicy krasnoludzkiej. Nawet po drugiej stronie miasta huk był słyszalny. Wybuch był widoczny nie tylko w materialnym świecie. Loftus zauważył nagłe zawirowanie wiatrów magii za Basztą. Waldemar zdał sobie sprawę, że wszyscy patrzą w kierunku, z którego słychać było huk i nikt na niego nie zwraca uwagi. Sam budynek koszar lekko tąpnął w środku.

A nie aż tak znowu daleko, na niewielkim wzniesieniu z którego Penneth Cychod obserwował szturm, na ziemię upadła luneta wypuszczona z rąk przez wrogiego dowódcę.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 16-06-2018 o 12:53.
hen_cerbin jest offline