Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2018, 22:50   #401
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień szósty, świt.



Na terenie garnizonu Svein miał już dość krycia się i czekania. Wiedział, że gdy zacznie świtać, to jego szanse znacznie spadną. Mimo, że kapitan straży nakazał wzmocnienie wart, to bardzo szybko nadarzyła się okazja do podjęcia próby. Szczurołap miał parę asów w swoim rękawie, było ciemno, umiał się kryć i skradać. Był też nadspodziewanie szybki, a i sztuka wspinania nie była mu obca. Dodatkowo, strażnicy to zwykli ochotnicy, zmęczeni psychicznie i fizycznie ostatnimi dniami. Właśnie dzięki kumulacji tych paru rzeczy oraz odrobinie szczęścia dotarł nie spostrzeżony pod palisadę. Niestety gdy zaczął się z psem wspinać, ten zawył i to wystarczyło, aby przewrażliwieni po spotkaniu z demonem strażnicy zwrócili uwagę na ten fragment ostrokołu.
- Alarm! Stój! Kmiot uciekł! – Mężczyzna widział tylko kontur postaci, nie wiedział kto dokładnie ucieka, choć był przekonany, że to chłop, kultysta ze stajni.
Svein nie posłuchał, będąc już praktycznie na samym szczycie poczuł tego konsekwencję. Miejscy strażnicy próbowali go ustrzelić. Tych pocisków nie było dużo, trzy, cztery, może pięć, ale jeden bełt okazał się celny. Szczurołap czuł jak gorąca krew spływa mu po prawym ramieniu. Bełt przeleciał na wylot, na szczęście mężczyzny nie rozerwał mięśni, ani nie roztrzaskał kości. Choć rana była poważna, to nie zatrzymała uciekiniera, a ten po drugiej stronie palisady dodał jakby skrzydeł i uciekał jeszcze szybciej.


Svein Dahr - lekko ranny





Zdecydowana większość osób będących w świątyni garnęła się do działania, jedynie Hannes Hebel kręcił sceptycznie głową. Nie podobało mu się zachowanie części bohaterów oraz Herberta Dröge. Szczególnie gdy młoda akolitka Erna próbowała coś wyjawić. - Kapłanie, to to oni, oni nie są – zaczęła z lękiem i przestrachem w oczach. Ulrykanin nie chciał jej jednak słuchać. - Milcz i się nie wtrącaj! Nic nie zrobiłaś, jesteś słaba i bezużyteczna. Żadnego ale, żadnych wyjaśnień, już dość! Idź, skryj się w swej kapliczce. Zabierz ze sobą tego starca, tylko będzie nas spowalniał. – Wskazał na dziadygę i zwrócił się do reszty. - Nie czas na miłosierdzie, czas na srogą karę i pomstę. Zima nadchodzi! - Erna tylko opuściła głowę, skuliła się w sobie i jeszcze bardziej odsunęła. Kapitan straży choć cała sytuacja mu się nie spodobała, to zachował spokój. Jedynie przyglądał się części z Was jakby dłużej, a skarconej kobiecie wydał polecenie. - Erno idź tak jak Ci powiedziano, w drodze powrotnej przyjdę do Ciebie. - Na nic więcej nie było czasu, Lennart, Roel, Erich i Oskar poganiali pozostałe osoby. Poganiali na tyle skutecznie, że Otto nie miał czasu opatrzyć ran ani rzucać zaklęć.


Cała grupa skierowała się w stronę domostwa burmistrza, najwyraźniej umknęło im z pamięci, gdy Dziadyga zaraz po pierwszym ataku demona, wspominał o Ratuszu. Być może jednak pora dnia skłoniła ich do podjęcia innej decyzji. Dom Bruno Hauptleitera pozostał nietknięty, stężony przez pierwsze dni nie został splądrowany przez zdesperowanych ludzi. Kapłan zapukał do drzwi mosiężną kołatką. Nie żałował siły, więc nawet jeśli domownicy lubili pospać, to z pewnością zostali obudzeni. W innych okolicznościach wrażliwe dusze doceniłyby piękno ogrodu otaczającego okazałe domostwo, jednak Wam czas zdawał się dłużyć. Kapłan Herbert również tracił cierpliwość, bo łomotał już w drzwi jakby chciał je wyważyć. Po dłuższym oczekiwaniu wrota zostały rozwarte, stała w nich Helga, siostra burmistrza. Wyjaśniła, że jej brat został wczoraj w ratuszu i nie wrócił, gdyż na głównym placu przed nim trwały modły pielgrzymów i części mieszkańców. Z tego co wie, to nawoływali go przy tym, aby porzucił wiarę i się do nich przyłączył. Kobieta zdradziła również, że w domu panuje zaraza, szwagierka jest chora, a także troje z piątki dzieci.


Słońce powoli wychyliło się zza horyzontu. Koszmar nocy jednak się nie skończył. Z sąsiedniej, bocznej ulicy słychać było wołania o pomoc. Czyżby pomiędzy ludźmi nadal krążyły przerażające potwory? W takim razie, czy najgorsze już nastąpiło, czy miało dopiero nadejść?


 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline