Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-06-2018, 23:07   #47
Lord Melkor
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

“Rozwalony” przez Durina łucznik zalegający na podłodze podniósł dłoń do góry, jakiś Półork z krwawiącą gębą ruszył w kierunku Glaiscava, Druid leczył Zinn, powoli się uspokajała sytuacja… nikt jednak jakoś nie kwapił się do rannej Bardki, siedzącej na tyłku przy kontuarze i teatralnie sprawiającej wrażenie niemalże umierającej.

W tym też czasie - na polecenie dowódcy milicji - Koggin zaczął po cichu podliczać straty.

Ramas, gdyby nie kompani, w życiu nie zgodziłby się pokrywać jakiekolwiek straty. W końcu nie on wywołał tę burdę, co wykazałoby dokładne przesłuchanie. No ale skoro towarzysze podróży byli tacy ugodowi i cierpieli na nadmiar gotówki - niech płacą.
A z tą bardką, oby ją wścieklizna dopadła albo ręka zgniła, kiedyś się jeszcze policzy. I wtedy nie skończy się na byle pogryzieniu przez lwa.

Zaś Shargoz skończywszy z uzdrawianiem Zinn, zabrał się za leczenie magią ran zmaltretowanej bardki niespecjalnie zainteresowany tym, czemu Ramas wykazał się taką brutalnością wobec dziewczyny, którą niedawno podrywał. Z drugiej strony… przyczyna ataku Zinn też go specjalnie nie obchodziła. I nie zamierzał jej dociekać.

Na schodach prowadzących na piętro zjawiła się Hena. Miała mokre włosy, zupełnie jakby dopiero co skończyła kąpiel. Owinięta jedynie prześcieradłem, półnaga, bosa, blada... zwróciła od razu uwagę grubo ponad tuzina osób w głównej sali. Powoli zeszła schodami w dół, po czym skierowała swoje kroki w stronę milicji.
- Panowie gwardziści, tą sprawę na pewno da się załatwić pokojowo... - Przemówiła, podchodząc. I chyba na coś boleśnie nadepnęła, przez jej twarz bowiem przeleciał grymas bólu, nie odezwała się jednak na ten temat ani słowem.
- Ile wynoszą szkody? - Hena spytała Niziołka.
- No… to by było tak gdzieś 40 złociszy - Odpowiedział Koggin.
- Plus dwadzieścia na koszt miasta - Wtrącił dowódca milicji.

Dziewczyna wyciągnęła z sakiewki 6 platynowych monet, które położyła na kontuarze baru, jedną obok drugiej.
- W porządku? - Spytała. Karczmarz i dowódca kiwnęli głowami… a Hena dołożyła jeszcze jedną.
- Proszę nas nie wyrzucać w noc i deszcz, obiecuję, iż moi towarzysze nie sprawią już żadnych kłopotów - Odezwała się ponownie dziewczyna, na co pan Hardcheese znowu przytaknął.

- Podlecz potrzebujących - Hena wyciągnęła w stronę Glaiscava różdżkę. Gdy z kolei Bard ją wziął, wróciła na piętro, do swej izby… co bystrzejszy jednak zauważył, iż minimalnie utykała na prawą stopę. Najwyraźniej na coś boso nadepnęła, co ją chyba zraniło.

-Kurwa…- warknął Durin odprowadzając wzrokiem ich zleceniodawczynię. -Tylko popatrz w moją stronę, to ci toporem łeb rozwale…- warknął pod nosem do mężczyzny, którego kilka chwil temu obił taboretem, po czym ruszył na piętro za kobietą.
-Heno!- zawołał za nią. -Kiedy już zarobimy jakieś złoto w twoim uznaniu, potrąć od mojego wynagrodzenia równą część z tego co tutaj zapłaciłaś strażom.- rzekł gromko, po czym zszedł na dół do reszty.
-My nie powinniśmy płacić, ale ona tym bardziej…- wyrzuty sumienia doskwierały krasnoludowi bardziej niż wrodzone skąpstwo.
- No i pięknie…- mruknął sarkastycznie druid i przesunął palcami po szarych obecnie włosach. Zabrudzony błockiem, wyczerpawszy wszystkie czary leczące, ruszył w kierunku drzwi z karczmy, by odzyskać swoją laseczkę. A potem planował się wykąpać i pójść spać. Ta noc była już i tak wyjątkowo długa oraz męcząca.

Glaiscav wziął różdżkę przyglądając się jej uważnie. Gdy tylko ujął ją w dłoń natychmiast poczuł impuls magiczny, magia zatętniła mu w żyłach na przegubie, rozpaliła krew jak wino, które wcześniej pili. To był jeden z tych momentów, w których rozumiał dlaczego czarodzieje cenią magię ponad inne używki. Bard skłonił się Henie z szacunkiem.
Wiedział już jak używać tego narzędzia.
- Dziękuję - rzekł prosto po czym wziął się za leczenie starając się nie nadużyć mocy.

- No i dobrze się stało, nasza pracodawczyni zapłaciła w ramach zaliczki, nie widze problemu, Durinie. Przecież po wykonanym zadaniu uczciwie się rozliczymy, prawda?- Khalim dołączył do planujących udać się na górę kompanów, nieco rozbawiony oburzeniem krasnoluda. Na pewno nie miał zamiaru sprzątać tego bajzlu, jak Hena tyle zapłaciła.
- Ci głupcy mają szczęście, że rozeszło się po kościach, jakby nas chcieli aresztować, nie wiem czy coś by zostało z tego przybytku… - Khalim przypomniał sobie, jak lata temu, gdy włóczył się wraz z innymi młodymi szlachcicami po Calimporcie, w pewnej tawernie do której się nieostrożnie zapuścili doszło do podobnej rozróby. Kiedy straż miejska odkryła, że pospólstwo podniosło rękę na młodzieńców ze szlacheckich domów, biorący udział w bójce powędrowali do lochów, a dwóm najbardziej hardym ucięto ręce….Pamiętał, że było mu wtedy nieco przykro i nawet ocalił kilka osób od śmierci z rąk strażników. Stare dzieje, odkąd musiał opuścić rodzinne strony jego pochodzenie nie miało już takiego znaczenia, ale magiczna moc mogła mu to przecież aż nadto zrekompensować, czyż potężni magowie nie byli równi możnym tego świata, a przecież ich potęga nie była tak zależna od innych jak status arystokraty, czy fortuna bogatego kupca. Ale na razie trzeba było złapać nieco snu, w końcu podczas dalszej drogi mogły ich czekać ciekawsze atrakcje niż karczemne bójki…

- Na szczęście dla niektórych to zajście skończyło się ugodą - stwierdził Ramas. Zabrał z jednego z ocalałych stołów dzban z winem i trochę jedzenia. - Chodźmy, zanim zacznie się kolejna awantura - zaproponował.
 
Lord Melkor jest offline