Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-06-2018, 00:51   #5
Gormogon
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Życie Argusa Lucjusza Lazarasa zmieniło się trochę od czasu zniknięcia Sami Wiecie Kogo, właściwie to wszystko zmieniło się od jego zniknięcia. Praca stała się mniej ciekawa, a wszędzie zapanował chaos. Ludzie znikali, inni się pojawiali. Z początku nikt się już nie interesował samym zaginionym czarnoksiężnikiem, a jedynie urządzano obławy na jego wyznawców. Lecz po pojawieniu się choroby, nawet nimi przestano się interesować.

Jak codzień został obudzony przez swojego skrzata domowego, który przy szafce nocnej postawił filiżankę parującej kawy. Cichym i skrzeczącym głosem stworzenie oznajmiło swojemu panu, że śniadanie czeka w jadalni na parterze.
- Koszulę także wyprasowałem, panie - kłaniając się Potrzebek niezdarnie zaczął opuszczać przestronną sypialnie.
- Wybornie, oczekuję, że podasz mi ją po skończonej kąpieli. - rzucił Argus nawet nie spoglądając na skrzata. Czarodziejowi czystej krwi nie wypadało zwracać uwagi na podrzędne istoty. Upił łyk kawy, była dokładnie taka jaką lubił. Powoli wstał z łóżka i wciągnął miękkie pantofle, a na kraciastą piżamę zarzucił szlafrok. Potrzebka już nie było w pokoju. Lazaras ruszył do najbliższej z łazienek, aby wziąć poranny prysznic i ułożyć włosy. Stwór zdążył w międzyczasie przygotować czarodziejowi kompletny strój do pracy, oczywiście zgodny z podanymi mu instrukcjami. Po założeniu jasnobrązowego, trzyczęściowego garnituru i zawiązaniu pod szyją idealnego Prince Alberta, a także umieszczeniu pasującej do całości poszetki w brustaszy zszedł na parter, gdzie znajdowała się jadalnia.

Argus był wdzięczny Lucjuszowi Severusowi i Hypatii Teodorze za podarowanie mu tego domu i skrzata po tym jak jego związek z Amandą stał się czymś poważniejszym. W końcu przecież niedawno zaczęli zastanawiać się nad najodpowiedniejszą datą ślubu i listą ewentualnych gości. Jednak po ostatnim spotkaniu i ze względu na epidemię musieli zmienić swoje plany. Obojgu nie było to w smak, ale na podjętą decyzję nie mieli wpływu. Amanda wraz z Lazarasem zdecydowali więc, że najbezpieczniej będzie, jeśli tylko on zostanie tutaj, a ona wyjedzie do rodziny na krótki urlop.

Czarodziej usiadł na szczycie wielkiego, drewnianego stołu i nim zaczął jeść śniadanie rzucił okiem po zastawionym naczyniami meblu. Czegoś mu brakowało.
- Skrzacie! - wrzasnął, specjalnie nie używając jego imienia. Gdy ten się pojawił Argus popatrzył na niego z obrzydzeniem i przez zęby wycedził - Czego tutaj brakuje, ty mała pokrako?
Stworzonko z przestrachem popatrzyło na swojego pana i zdołało jedynie wyszeptać cichutko “Proroka”. Czarodziej uśmiechnął się szyderczo i znów wycedził.
- Czego tutaj brakuje, ty mała pokrako?
- Proroka Codziennego - odpowiedział Potrzebek, a w jego oku pojawiła się łza.
- Masz szczęście, nie mam dziś czasu karać - Argus odwrócił wzrok od skrzata i nałożył sobie parującej jajecznicy. Potrzebek niemal niezauważony przyniósł swojemu panu gazetę, a następnie gdzieś zniknął. Lazaras kończąc fasolkę i bekon usłyszał gdzieś w oddali jęki skrzata, jednak nic sobie z tego nie robił. Wierzył, że skrzat musi sobie także sam wymierzyć karę. Odłożył sztućce, wytarł usta i sięgnął po gazetę, lecz nawet jej nie przeczytał.

Po śniadaniu wyszedł z pałacyku i teleportował się w pobliżu ministerstwa, do którego wszedł tak, jak wszyscy inni pracownicy. Sam budynek nie robił na nim nigdy wielkiego wrażenia, a przynajmniej nie tak wielkiego, jak na innych, mniej wartościowych czarodziejach. W końcu Tiara Przydziału skomentowała jego wyjątkowy talent i niezwykle czystą krew.
Auror udał się do odpowiedniego biura, gdzie większość dnia minęła mu na papierkowej robocie. Uważał, że pisanie raportów ujmuje zacnym czarodziejom i powinni robić to za nich inni.

Po zakończonej pracy Argus spokojnym i powolnym, niemal majestatycznym krokiem ruszył na spotkanie poświęcone epidemii. Idąc tam dużo myślał. Nieoczekiwanie jednak ktoś wybił go z zadumy.
- Idziesz na spotkanie? – Zapytał ostrożnie wskazując na plakat.
- Taaak - odpowiedział mu Argus nienaturalnie przeciągając samogłoskę - Rozumiem, że także będziesz obecny?
- Mhmm - wymruczał pod nosem potwierdzenie i pokiwał głową. - Wybacz, że na ciebie wpadłem.
- Przyzwyczaiłem się - teatralnym ruchem otrzepał swoją pelerynę, a następnie rzucił jakby od niechcenia - Puchoni tak mają.
- A może to po prostu Ślizgoni ciągle wpadają im pod nogi? Scrimgeour wie, że się zgłosiłeś? - zapytał. W sumie niepotrzebnie. Pupilek na pewno pochwalił się swojemu przełożonemu.
- Niebywałe, prawdziwy Puchon - równie odważny co głupi - udając zaskoczenie zripostował bardziej doświadczony auror - Jak tylko zostałem poinformowany, że ta przypadłość zagraża także tym - zastanowił się przez krótką chwilę - prawdziwym czarodziejom to jako pierwszy poszedłem do Rufusa.
- ”Prawdziwym czarodziejom” - zakpił Finn. - Dotychczas prawdziwie udaje ci się tylko wciskać w tyłek lepszym i wyżej postawionym od ciebie.
- Ja - wyraźnie to zaakcentował, a końcówkę zdania już praktycznie wysyczał - Przynajmniej wiem kto jest ode mnie lepszy i wyżej postawiony. I dlatego jestem tu gdzie jestem.
- Ja też wiem, kto jest lepszy... i dlatego nie wciskam się w tyłek tobie Argusie. - Uśmiechnął się niewinnie.
- Miilcz - syknął Lazaras, po czym obrócił się na pięcie i szybkim krokiem ruszył ku miejscu spotkania.

Finnegan uśmiechnął się pod nosem. Nawet jeśli miał to być jego jedyny sukces dzisiaj - udało mu się rozwścieczyć tego dupka. Promieniejąc z dumy, patrzył chwilę w kierunku oddalającego się mężczyzny, po czym również ruszył w kierunku miejsca spotkania. Musi jeszcze przed rozpoczęciem złapać Seana.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline