Mózg z planety Arous… tak nazywał się film, który Dixie oglądała kiedyś z kumpelami z akademika. Był w nim dziwny, metrowy twór przypominający ludzki mózg, przejmowanie władzy nad światem… macki, tragedia, horror, groteska… i kicz idealnie wpasowująca się w klimat b-movies ubiegłej epoki.
Może przez świecące ślepia ratowniczka przypomniała sobie o nim właśnie teraz, uciekając od zgoła innej maszkary? Albo jej własny mózg już przestawał pracować poprawnie, wariując od nadmiaru bodźców, chaosu i ścinającego komórki nerwowe strachu.
Biegła nie oglądając się za siebie. Biegła ile sił w nogach i powietrza w płucach. Biegła przez deszcz, ciemność i upiorne światła. Biegła obok wrestlera, ściskając w ramionach apteczkę jakby ta mogła ją od czegokolwiek uchronić. W uszach słyszała przedśmiertny wrzask Kutra, mieszający się z duetem głosów prosto ze starego filmu.
-Steve, wiesz co robi ciekawość?
- Wiem, wiem. Zabija koty.