Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-06-2018, 21:31   #597
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Powstańcy pokonali wiele metrów przeróżnych korytarzy. Jedne częściowo przysypane ogromnymi kawałkami skał i gruzu, inne z kolei wysokie, o półokrągłym sklepieniu. Były wąskie i były usłane kolumnami. Tak wielkiemu zróżnicowaniu krajobrazu towarzyszyło wielkie zróżnicowanie w istotach próbujących powstrzymać pochód małej armii Venory.
Zniewolone bestie, demoniczne stwory, czarni rycerze, czarnoksiężnicy i wielu innych. Jeden po drugim uginali się pod ostrzem kompanii. Venora konsekwentnie parła do przodu zagłębiając się coraz niżej i dalej w podziemnych korytarzach pod Suzail.
W końcu dotarli do miejsca, gdzie na ścianie nad jedyną możliwą drogą znajdowała się jasna i jednoznaczna wskazówka, że są już niemal na miejscu. Popiersie pięciogłowego smoka, odwzorowany z niesamowitą pieczałowitością i kunsztem. Każda z pięciu głów Tiamat wyglądała tak, jakby zdjęto ją z karku najprawdziwszego smoka. Każda z głów zerkała z góry na przechodzących pod nimi powstańców.
-Jesteśmy blisko…- syknął Karthos, który przez cały ten czas nie odstępował Venory na krok i kilkukrotnie już podczas tej drogi przez podziemia uchronił ją przed wrogimi zaklęciami.
-Powietrze jest cholernie ciężkie... - skomentowała Kalasir.


-Pójdę przodem. Sprawdzę czy korytarz jest bezpieczny.- oznajmiła Agness, po czym bez zbędnych słów przeszła do czynów. Korytarz ciągnął się jakieś trzydzieści metrów, a na jego końcu trudno było dojrzeć cokolwiek poza mrokiem. Panna Oakenfold wpatrywała się w tą ciemność, w napięciu wyczekując powrotu towarzyszki. Chciała co prawda iść z nią, ruszyć na pierwszej linii ale dobrze wiedziała, że sama była zbyt ważna by móc sobie pozwolić na zaatakowanie siebie przez podrzędne pomioty, które co prawda nie miały większych szans jej ranić, ale na pewno mogłyby ją zmęczyć przed najważniejszą walką, na którą tak oszczędzała swoje siły.
Agness wróciła po kilku chwilach, nie zwlekając z raportem.
-Po drugiej stronie jest wielka jaskinia. Na jej środku znajduje się budynek, to najprawdopodobniej świątynia zniszczenia. Droga do niej jest prosta, ale oddziela nas rzesza smoczych pomiotów.- wyjaśniła.
-Smoczych pomiotów?- Karthos poprosił o doprecyzowanie.
-Dziesiątki rodzajów abberacji smokowatych- odparła poprawiając swój hełm w kształcie byczej głowy.
-To jej armia przeklętych. Ich również musimy zniszczyć- rzekł Xalaz’sir zerkając w stronę Venory.

-Dlatego mamy ze sobą tych ludzi. Ale kiedy nastanie bitwa my musimy udać się do wnętrza świątyni i odnaleźć głównego kapłana.- doradził Balthazaar.
- Tak, nasza piątka nie może się opóźniać walką, by nie dać im nawet chwili czasu na przygotowanie obrony kaplicy - Venora zgodziła się z tym co sugerował miedziany jaszczur.
Nie żeby rycerce podobało się zostawianie jej ludzi samych w walce ze smoczymi szkaradami, ale każdy szedł w to miejsce w pełni świadom ryzyka i poświęcenia jakiego będzie musiał dokonać. Serce paladynki biło coraz mocniej, w miarę jak zbliżali się do celu. Byli blisko, ale to nie znaczyło, że zacznie robić się łatwiej, a wręcz przeciwnie biorąc pod uwagę, że na końcu czekała ją walka z demonicznym bogiem. Rycerka zdawała sobie sprawę, że gdy dojdzie do tej konfrontacji, to niczym nie będzie mogła się rozpraszać. Nawet jeśli krzywda przydarzy się jej bliskim.
Na tą myśl mimowolnie spojrzała po swoich przybocznych - jej przyjaciele i krew z jej krwi.
- Ruszajmy zatem - nakazała młoda panna Oakenfold.
-Idźcie! Ja poprowadzę moich ludzi przez środek! Spróbujemy rozdzielić tę bandę na pół!- oznajmiła Agness. U boku Venory wciąż byli Balthazaar, Xalaz’sir, Kal, Karthos i jego czarodzieje z Kręgu Aradosa.
-Magowie powinni wspomóc Agness. Tu są zdecydowanie bardziej potrzebni.- podpowiadał Balthazaar.


- Karthos, dasz radę sam nas wspierać? Możemy zostawić z Agness twoich magów? Czy tylko część twoich ludzi? - zapytała Venora maga, uznając, że on będzie najlepiej wiedział.
-Obojętnie ilu by nas nie było to pewnie i tak za mało- odparło diablęcie.
- To wyznacz jeszcze dwóch ludzi do nas, a reszta niech rusza z Agness- zdecydowała panna Oakenfold. Karthos skinął rycerce głową, po czym spojrzał przez ramię na swych towarzyszy.
-Valirio, Yth’sa, pójdziecie ze mną. Reszta wesprze Agness w boju!- polecił, a chwilę później obok Venory stał młody elf oraz genasi powietrza o bladej cerze i białych włosach przypominających obłoki na niebie sprzed czasów powstania Tiamat.
-Agness. Ruszysz do ataku skupiając na sobie smokowców. My w tym czasie przedrzemy się okrężną drogą do bramy świątyni.- oznajmił Balthazaar.
Kapłanka Tempusa kiwnęła głową i sięgnęła po swój buzdygan.

Paladynka dobrze wiedziała, że tak naprawdę wszystko zacznie się dopiero teraz i ta myśl stresowała ją jeszcze bardziej. Nie poddawała się jednak zwątpieniu, które jak ten cień kręciło się ciągle przy niej, szepcząc, że nie podoła temu zadaniu, bo nie jest tym za kogo się tu podaje. Była Venorą Oakenfold, wybrańcem Wiecznie Czujnego i niczemu nie wahała się stawić czoła. Nawet demonicznej bogini.
- Powodzenia i wytrwałości Agness. My zrobimy co w naszej mocy by jak najszybciej to zakończyć - zapewniła Venora swą przyjaciółkę. - Jesteśmy już blisko, ale nie dajcie się ponieść, zachowajcie zimną krew i nie traćcie skupienia na zadaniu - dodała z poważnym wyrazem, a słowa te skierowała były do wszystkich, a już szczególnie do siebie samej. - Agness zaczynaj
Kapłanka uśmiechnęła się krzywo, po czym włożyła na głowę swój hełm, dobrze go ustawiając. Wyznawczyni Tempusa sięgnęła po dużą, stalową tarczę i odwróciła się do Rycerzy Byka, którzy jak jeden mąż stanęli na baczność wydając przy tym brzęk pancerzy.

-Nie bierzcie jeńców!- krzyknęła, a jej głos poniósł się echem po jaskini. Teraz to było i tak bez znaczenia, gdyż odgłosy bitwy z pewnością zbudzą najgłębsze czeluści Otchłani. Agness skinęła delikatnie głową w kierunku Venory i ruszyła przodem, lekko przygarbiona z tarczą na wysokości piersi. Rycerze Byka bez chwili namysłu ruszyli za nią, a tuż po nich z krzykiem na ustach pobiegła horda powstańców gotowych walczyć i umrzeć za wolność. Kilka sekund później w obozie smoczych pomazańców zagrzmiał ryk i trąba na alarm, a ziemia zadudniła.
-Zaczęło się. Ruszajmy…- rzekł Balthazaar.
Venora i jej grupa skierowali swe kroki zgodnie z planem do świątyni. Kilka potężnych eksplozji wyrzuciło w powietrze dziesiątki ciał smokostworów, a kilku magów z Kręgu Aradosa zaczęło lewitować nad swymi kamratami by z powietrza ciskać śmiercionośną magią.
Nagle między smoczyskami pojawił się olbrzymi żywiołak lodu, który deptał co mniejsze bestie, zaś te większe próbował zamrozić żywcem swoim oddechem.
-Tędy! To ta ścieżka!- krzyczał Karthos, wskazując najbezpieczniejszą drogę z dala od oczu broniących się stworów.
Kilka chwil później zdyszani kamraci dotarli do bram wielkiej świątyni. Aura zła była tutaj tak silna, że Venora czuła jak przyprawia ją o ból głowy.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline