- Nie bądźmy dziecinni - powiedział Hajime - idę otworzyć, a wy się zamknijcie.
Poprawił i tak idealną fryzurę przed lustrem, poprawił kołnierzyk koszuli i otworzył.
Przed drzwiami stało dwóch umundurowanych gliniarzy. Ten wyższy, z twarzą kanciastą, jakby szlachetnie wyciosaną siekierą, był tu wyraźnie liderem. Ten drugi, łysy, i mocno umięśniony, trzymał się cienia.
Ten pierwszy zaczął. - Co to ma znaczyć? - warknął gliniarz - Jest późno! Przeszkadzacie ludziom w odpoczynku! Ściszyć mi natychmiast tę muzykę!
- Spokojnie - ten drugi wciął się płynnie - Sempai, Soroyamy nie poznajesz? Co tam, Soroyama - san? Trzy i pół gola w meczu? Siedem do zera z Sapporo…? - Cicho bądź! - zgasił go mówca - Nie jesteśmy na stadionie! Macie natychmiast ściszyć muzykę i imprezować na spokojnie! Jasne?
- Posłuchajcie mojego sempai, Soroyama-san. Rozumiemy, że zwycięstwo i w ogóle, ale trzeba znać umiar. Ściszcie muzykę, dobrze?
- Najmocniej przepraszam - powiedział Hajime - Trochę nas poniosło. Sami panowie rozumieją, nie często zdarza się taki wynik. Zaraz ściszymy muzykę. I obiecujemy, że przy następnym takim wyniku na pewno zachowamy się ciszej.
Uśmiechnął się w duchu, był znany. Nawet ten burak go poznawał. Dałby łysemu autograf, ale nie chciał ściągać mu na głowę niechęci przełożonego. - Dobrze. Chodź, sempai, idziemy gromić zło. A wy bawcie się dalej.
- I lepiej żebyśmy nie musieli tu wracać - dodał lider groźnie. Po czym obaj policjanci odmaszerowali w dół po schodach.
Z głębi apartamentu dobiegł Hajime głos Roya. - Poszli już?
Zamknął drzwi i odpowiedział: - Poszli, ściszcie trochę muzykę, bo mogą zaraz wrócić. Zresztą i tak niedługo zmieniamy miejscówkę. Mam niedużą niespodziankę dla wszystkich. - uśmiechnął się tajemniczo.
I impreza potoczyła się dalej. Trochę ciszej, trochę spokojniej, acz nie mniej intensywnie. |