Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-06-2018, 21:55   #694
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Gorące powietrze sparzyło mu gardło i płuca. Brak tlenu i odniesione wcześniej rany od ognia i eksplozji prochu sprawiły, że zatoczył się i upadł na kolana nie mając siły wydostać się z zasięgu zaklęcia wrogiego czarownika. Wyglądało na to, że jednak zginie podłą śmiercią, powalony plugawymi mocami przeklętego umgi, zamiast z toporem w dłoni jak przystało na krasnoludzkiego wojownika.

Tymczasem okazało się, że tuż przy kamiennych płytach, jakimi wyłożono szczyt murów znajdowało się jeszcze odrobinę świeżego powietrza, a żar nie palił aż tak dotkliwie. Gdy kolejne zaklęcie z hukiem przemknęło nad jego głową podniósł się z wysiłkiem i pobiegł w kierunku baszty. Tam, gdzie wcześniej zauważył dziwne kule dostarczone przez Glorma. Ten stawił się na wezwanie dowódcy i próbował coś tłumaczyć, ale wściekłość z powodu potwornych strat zadanych dowodzonym przez siebie i Galeba krasnoludom, spotęgowana przez ból własnych obrażeń sprawiła, że Detlef nie słuchał.

Z wysiłkiem podniósł ciężkie gliniane naczynie nad głowę i cisnął w podstawę wieży oblężniczej. Pocisk spadł nieopodal, ale poza tym nie stało się nic. Nieco zbity z tropu Thorvaldsson chwycił kolejny, którym rzucił jeszcze mocniej, tym razem trafiając w samą machinę. Ten również okazał się niewypałem. Rozczarowany spojrzał w kierunku inżyniera, który padł na posadzkę i zasłonił rękami uszy.

Potężna eksplozja rzuciła Thorvaldssona o ścianę baszty. Gdyby ten nie stracił wtedy słuchu, to zapewne usłyszałby kruszący się kamień, z którego ułożono mur obronny. Wraz z podstawą wieży spory fragment dolnej części muru południowego został zdmuchnięty siłą wybuchu, co spowodowało zawalenie górnej części umocnień. Gruzowisko w miejscu południowej części murów stało się grobem dla wielu dzielnych obrońców i napastników. I większość z nich zginęła z ręki Detlefa...

Ten oszołomiony rozmiarem wywołanej katastrofy chwiejąc się na nogach stał na niedużym ocalałym fragmencie muru, z którego chwilę wcześniej rzucił ładunki. W zwolnionym tempie rejestrował kłębiący się pył unoszący się z gruzowiska, a za nim stojące bez ruchu oddziały przeciwnika. Wyłom w murze odsłonił miasto przed atakującymi, zabijając właściwie wszystkich obrońców na tym odcinku. Nierozważnym użyciem ładunków zadał śmiertelny cios miastu, które miał przecież obronić...

Tymczasem po chwili oddziały przeciwnika zaczęły się wycofywać, a walki ustały. Wciąż ogłuszony dowódca obrony w osmalonym ogniem, pokiereszowanym i pokrytym jego własną krwią pancerzu rozglądał się wokół nie mogąc zrozumieć dlaczego przeciwnik nie zamierza skorzystać z tej idealnej, zdałoby się, okazji. Po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że Graniczni ponieśli tak duże straty, że stracili również chęć do dalszej walki.

Zatem Detlef Thorvaldsson, dowódca obrony Meissen, zabijając tak wielu obrońców zadał jednocześnie na tyle duże straty wrogowi, że ten odpuścił uparte miasto. Gorycz popełnionego czynu, choć w istocie niezamierzonego, mieszała się z radością z odparcia wroga. Thorvadsson był pewien, że jeszcze długo będzie się zastanawiał, jak potoczyłaby się obrona, gdyby nie zdecydował się użyć ładunków Glorma. Teraz jednak nie był czas ku temu...

Z wysiłkiem stawiając kroki w nagle zbyt ciężkim pancerzu, zgarbiony pod spojrzeniami ocalałych krasnoludów, w milczeniu skierował się ku schodom wiądącym na dół. Następnie krok za krokiem podążył w kierunku gruzowiska. Przysypane kamieniami ciała dzielnych obrońców domagały się szacunku i pochówku. Detlef zatrzymał się przy pierwszym z nich i zaczął odrzucać gruz. Po chwili zrzucił hełm, ukazując poparzone i zakrwawione oblicze, oraz ciężkie rękawice i kontynuował pracę gołymi rękoma. Wydobył spod kamieni pierwsze ciało i przeciągnął je dalej pod ocalały fragment muru. Złożył zmarłem krótki hołd szepcząc przy tym wersy psalmu pogrzebowego na cześć krasnoludzkich wojowników poległych w walce i wrócił na zawalisko po kolejne ciało.

Nikt nie śmiał przeszkadzać tej milczącej, poranionej i patrzącej niewidzącym spojrzeniem postaci w jej ponurej pracy. Najpierw jedna, później następna, a później coraz więcej i więcej osób przyłączało się do niego w celu wydobycia spod gruzów wszystkich poległych. Thorvaldsson nie zważając na nikogo i na nic dźwigał kamienie, przesuwał głazy, odgarniał skalny materiał z twarzy zmarłych do czasu, aż jego ciało osłabione upływem krwi i zmęczeniem poddało się i tracąc świadomość upadł na gruzowisko.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline