|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
24-06-2018, 17:23 | #691 |
Reputacja: 1 | Bert był w lekkim szoku. Nie do końca wierzył że blef się uda, a jednak wydarzył się cud i wrogi oddział odstąpił, zostawiając wieżę oblężniczą. Niziołek natychmiast rozkazał ją spalić, by wróg nie mógł jej ponownie użyć. Następnym jego działaniem było rozeznanie się w sytuacji, czyli wysłanie chłopców by zorientowali się co stało się w mieście, czy nie toczą się gdzieś jeszcze jakieś walki. Co prawda na razie wrogowie odstąpili, ale różnie jeszcze mogło być w różnych dzielnicach miasta. Poza tym jego ludzie musieli zorientować się gdzie teraz znajduje się punkt medyczny, wszak trzeba było jak najszybciej pomóc rannym. |
25-06-2018, 12:21 | #692 |
Reputacja: 1 |
|
25-06-2018, 22:26 | #693 |
Reputacja: 1 | Jeszcze chwilę trwało zanim Galeb uświadomił sobie że oto oblężenie się kończy. Najwyraźniej w wieżach znajdowała się naprawdę spora część sił Granicznych. Utrata tylu ludzi w wyniku walk, przy zadaniu wrogowi strat jest normalna. Utrata takiej ilości ludzi na raz jest tragiczna. W dodatku utracili swojego czarownika co zdecydowanie przechyliło szalę na korzyść Imperialnych. Kowal Run spokojnie poprawił kołczan, dozbierał sobie bełtów i zachował kuszę. Wolał tą broń dużo bardziej od marnego łuku, który zdołał zgarnąć z taborów. Potem pozostało szukać zejścia na dół. Musiał dołączyć do pozostałych krasnoludów i jak najszybciej zabrać rannych do medyka. Gdzieś w tyle głowy jednak miał świadomość, że gdzieś tam szykują się w głębi miasta kolejne kłopoty. Na przykład rozprawa z cyrulikiem, która może wywołać zamieszki. Tak czy tak lepiej będzie być blisko krasnoludzkiej huty o ile... Nie... nie o ile, a kiedy zacznie się raban. Ludzie nie tak łatwo zapomną o zaciskaniu pasa jakie zafundowało im wojsko. |
26-06-2018, 21:55 | #694 |
Reputacja: 1 | Gorące powietrze sparzyło mu gardło i płuca. Brak tlenu i odniesione wcześniej rany od ognia i eksplozji prochu sprawiły, że zatoczył się i upadł na kolana nie mając siły wydostać się z zasięgu zaklęcia wrogiego czarownika. Wyglądało na to, że jednak zginie podłą śmiercią, powalony plugawymi mocami przeklętego umgi, zamiast z toporem w dłoni jak przystało na krasnoludzkiego wojownika. Tymczasem okazało się, że tuż przy kamiennych płytach, jakimi wyłożono szczyt murów znajdowało się jeszcze odrobinę świeżego powietrza, a żar nie palił aż tak dotkliwie. Gdy kolejne zaklęcie z hukiem przemknęło nad jego głową podniósł się z wysiłkiem i pobiegł w kierunku baszty. Tam, gdzie wcześniej zauważył dziwne kule dostarczone przez Glorma. Ten stawił się na wezwanie dowódcy i próbował coś tłumaczyć, ale wściekłość z powodu potwornych strat zadanych dowodzonym przez siebie i Galeba krasnoludom, spotęgowana przez ból własnych obrażeń sprawiła, że Detlef nie słuchał. Z wysiłkiem podniósł ciężkie gliniane naczynie nad głowę i cisnął w podstawę wieży oblężniczej. Pocisk spadł nieopodal, ale poza tym nie stało się nic. Nieco zbity z tropu Thorvaldsson chwycił kolejny, którym rzucił jeszcze mocniej, tym razem trafiając w samą machinę. Ten również okazał się niewypałem. Rozczarowany spojrzał w kierunku inżyniera, który padł na posadzkę i zasłonił rękami uszy. Potężna eksplozja rzuciła Thorvaldssona o ścianę baszty. Gdyby ten nie stracił wtedy słuchu, to zapewne usłyszałby kruszący się kamień, z którego ułożono mur obronny. Wraz z podstawą wieży spory fragment dolnej części muru południowego został zdmuchnięty siłą wybuchu, co spowodowało zawalenie górnej części umocnień. Gruzowisko w miejscu południowej części murów stało się grobem dla wielu dzielnych obrońców i napastników. I większość z nich zginęła z ręki Detlefa... Ten oszołomiony rozmiarem wywołanej katastrofy chwiejąc się na nogach stał na niedużym ocalałym fragmencie muru, z którego chwilę wcześniej rzucił ładunki. W zwolnionym tempie rejestrował kłębiący się pył unoszący się z gruzowiska, a za nim stojące bez ruchu oddziały przeciwnika. Wyłom w murze odsłonił miasto przed atakującymi, zabijając właściwie wszystkich obrońców na tym odcinku. Nierozważnym użyciem ładunków zadał śmiertelny cios miastu, które miał przecież obronić... Tymczasem po chwili oddziały przeciwnika zaczęły się wycofywać, a walki ustały. Wciąż ogłuszony dowódca obrony w osmalonym ogniem, pokiereszowanym i pokrytym jego własną krwią pancerzu rozglądał się wokół nie mogąc zrozumieć dlaczego przeciwnik nie zamierza skorzystać z tej idealnej, zdałoby się, okazji. Po dłuższej chwili zdał sobie sprawę, że Graniczni ponieśli tak duże straty, że stracili również chęć do dalszej walki. Zatem Detlef Thorvaldsson, dowódca obrony Meissen, zabijając tak wielu obrońców zadał jednocześnie na tyle duże straty wrogowi, że ten odpuścił uparte miasto. Gorycz popełnionego czynu, choć w istocie niezamierzonego, mieszała się z radością z odparcia wroga. Thorvadsson był pewien, że jeszcze długo będzie się zastanawiał, jak potoczyłaby się obrona, gdyby nie zdecydował się użyć ładunków Glorma. Teraz jednak nie był czas ku temu... Z wysiłkiem stawiając kroki w nagle zbyt ciężkim pancerzu, zgarbiony pod spojrzeniami ocalałych krasnoludów, w milczeniu skierował się ku schodom wiądącym na dół. Następnie krok za krokiem podążył w kierunku gruzowiska. Przysypane kamieniami ciała dzielnych obrońców domagały się szacunku i pochówku. Detlef zatrzymał się przy pierwszym z nich i zaczął odrzucać gruz. Po chwili zrzucił hełm, ukazując poparzone i zakrwawione oblicze, oraz ciężkie rękawice i kontynuował pracę gołymi rękoma. Wydobył spod kamieni pierwsze ciało i przeciągnął je dalej pod ocalały fragment muru. Złożył zmarłem krótki hołd szepcząc przy tym wersy psalmu pogrzebowego na cześć krasnoludzkich wojowników poległych w walce i wrócił na zawalisko po kolejne ciało. Nikt nie śmiał przeszkadzać tej milczącej, poranionej i patrzącej niewidzącym spojrzeniem postaci w jej ponurej pracy. Najpierw jedna, później następna, a później coraz więcej i więcej osób przyłączało się do niego w celu wydobycia spod gruzów wszystkich poległych. Thorvaldsson nie zważając na nikogo i na nic dźwigał kamienie, przesuwał głazy, odgarniał skalny materiał z twarzy zmarłych do czasu, aż jego ciało osłabione upływem krwi i zmęczeniem poddało się i tracąc świadomość upadł na gruzowisko.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
26-06-2018, 22:33 | #695 |
Reputacja: 1 | Pośród tych, którzy dołączyli do wydobywania pogrzebanych pod gruzami ludzi dołączył także Galeb. Rzucał co jakiś czas ukradkowe i gniewne spojrzenia na Detlefa, ale widać było po dowódcy, że ostro go straty w wybuchu dotknęły. Pomimo całej swojej surowości w osądach nie był w stanie rzucić towarzyszowi prosto w twarz oskarżenia. Nie teraz. Poza tym dzięki tej ofierze oblegający odstąpili. Kowalowi Run przypomniał się pewien dowódca spod Azul, który dla utrzymania morale swoich oddziałów nakłamał im, aby wzbudzić przygasającą nadzieję. W końcu zmarłych odgrzebano i ułożono na bruku. Galeb zwrócić miał się już do Detlefa odnośnie tego co mają robić dalej, ale dowódca... a raczej jego głowa postanowiła w tym momencie odpocząć. Thorvaldsson osunął się na kamienie. W ostatniej chwili Galvinsson doskoczył i podstawił dłonie pod jego głowę. Jeszcze brakowało, aby w takim momencie ten dureń rozbił sobie łeb! - Zabieram go do lazaretu! - zawołał Galeb - Zawołajcie noszowych, aby przenieśli tych co nie mogą się ruszać. |
27-06-2018, 18:00 | #696 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 27-06-2018 o 21:29. |
27-06-2018, 23:09 | #697 |
Dział Fantasy Reputacja: 1 | Gdy już pierwsze dwa kroki zrobił spostrzegł Waldemara. - Medyk! Co tu robicie i co dzieje się w garnizonie? Wróg się wdarł? - Zadał pytania i oczekiwał szybkiej odpowiedzi i zamierzał kontynuować bieg na ratunek. Gustaw martwił się, że wróg już przedarł się i atakuje garnizon. Zamierzał zbierać obrońców po drodze i prowadzić do walki a służby pomocnicze pogonić do gaszenia pożaru. - Wroga nie ma, dowódco. A ja właśnie uciekam - odpowiedział Gustawowi Waldemar z bliska konspiracyjnym tonem. - Krasnolud Detlef wydał na mnie wyrok uwięzienia bowiem lokalne karły chciały ubić na śmierć. Uciekłem z więzienia, ale złapał mnie komendant i pociął mieczem. Potem nagle powstał pożar, chyba Oleg upuścił lampę. Bo on też był uwięziony przez krasnoluda, razem uciekaliśmy, w sensie… - Czekaj, czekaj!- Potrząsnął głową Gustaw. - Jak to uciekasz? Dezerterujesz?- Zapytał zdziwiony Baron. - Komendant już i tak był świadkiem mojej ucieczki. Musiałby zginąć, bym zażył spokoju. - Opuszczasz potrzebujących? Rannych? WIesz, że za dezercję jest stryczek?- Dodał i popatrzył w kierunku koszar i widać było, że Gustaw nie wie co robić. - Loftus. Aresztuj Bröka, ale nie odprowadzaj go do khazadów. Skryj go gdzieś, aż sprawę wyjaśnię.- Rzucił i puścił się pędem w kierunku koszar. - Zaraz! Skryć to się mogę bez aresztowania! Żebyście widzieli jak mnie ten koślawy karzeł potraktował, zszargał moje dobre imię jedynie by pokazać uprzywilejowaną pozycję krasnoludów w mieście. Dowódco - zmienił ton Waldemar. - Nie mogę tu dłużej oficjalnie przebywać. Mogę ogolić głowę i wąsy, ale nie mam nawet dobrego przebrania by podawać się za jednego z ludzi Brocka. - Ty mi oczu nie mydlij. Mam swoje obowiązki i muszę iść. Jeśli sam się zaszyjesz to jak ciebie dorwą to nic nie poradzę. Jeśli dowiedzą się, że ja ciebie aresztowałem i jesteś w mojej władzy powinni dać spokój póki mnie się nie zapytają - rzucił dość poirytowany oporem cyrulika. - Mam tedy wrócić do loszku? Po tym, jak zwiałem? Ubiją mnie na miejscu! - Czyś ty ogłuchł Waldemar? Loftus gdzieś ciebie zadekuje. On do portu idzie a tam Leo jest. Tam u cyrulika skryć ciebie można lub innym miejscu. Tylko nie waż się zwiewać bez mojej zgody! - Warknął. - Zgoda. Sam się ze mną skontaktujesz czy mam na kogoś zaufanego z wiadomością czekać? Gustaw chwilę się zamyślił i spojrzał na magusa. - Loftus będzie wiedział gdzie jesteś a jak nie to na dźwięk z nim ustalony wyjdziesz z ukrycia. Sam przyjdę lub Loftusa poślę.- Spojrzał na maga przenikliwie szukając oznak buntu i sprzeciwu. Waldemar jedynie kiwnął głową na znak, że wszystko zrozumiał. |
27-06-2018, 23:09 | #698 |
Reputacja: 1 | Zastając budynek opuszczony i nie strzeżony, Karl natychmiast zrobił to co oficer imperium powinnien. Topher wystawił straże przy drzwiach, balkonach i wysokich oknach. Budynek był zabezpieczony jak melina księcia złodzei. Diuk ruszył w trzewia biurokracji. Akty własności, spadki, składki. Wszystko co pozwalało osiągnąć trochę grosza po NN, którzy zginęli pod Meissen. Karl miał całą noc i sporo czasu. Jeśli w ratuszy była jakaś kopia planów krasnoludzkiej huty, to trafiła ona do fantów Diuka.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 30-06-2018 o 16:37. |
30-06-2018, 00:04 | #699 |
Reputacja: 1 |
|
30-06-2018, 13:33 | #700 |
Reputacja: 1 |
|
| |