Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2018, 19:55   #18
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cała drużyna wybiegła za paladynem i…
Magiczna mgła zdawała się ustąpić o wiele rzadszej, naturalnej mgle spowijającej każdy zakątek tej ponurej wioski.
Wysokie kształty budynków wyłaniały się zza białej powłoki mgły.
Wszędzie jest błotnista ziemia, a jedynie ścieżki między budynkami były wyścielone mokrym brukiem.
W wiosce panuje przygnębiająca cisza, zakłócana od czasu do czasu kobiecym łkaniem z daleka, które odbijało się echem. Powoli z uliczek zaczęli wyłaniać się ludzie, którzy najpierw wpatrywali się w nowych przybyszów, aby zaraz udawać, że nie zwracają w ogóle na nich uwagi, i tylko od czasu do czasu zerkali na nich. Kiedy trafiali wzrokiem na pół-orczycę, marszczyli podejrzliwie nosy i szeptali coś do siebie, ku jej widocznemu niezadowoleniu.
“Rasiści…” - przeszło jej przez myśl.


Uliczką można iść na północ, albo południe. Wszystkie domy mają pogaszone światła, a rozpadające się sklepy są już dawno zabite dechami.
- Wieś… - mruknął Hassan zrzucając z barków targany wór i delikatnie kładąc na ziemi żyrandol. Chwilę na niego patrzył i aż sapnął ze złości. - Plugawa, skurwysyńska, czarna magia!! - rzucił w kierunku bezwartościowego klamota, jakim stał się żyrandol - No trudno, znajdziemy godniejszy łup - wojownik kręcił głową niepocieszony.
- Może powinni znaleźć ten młyn? - Cahnyr zwrócił się do pozostałych.
- Teraz powinniśmy znaleźć jakąś karczmę lub gospodę, tam dowiedzieć się coś nieco o okolicy. No chyba że chcesz spać w młynie, który może nawet nie mieć dachu. - Agust rozejrzał się z kim z obecnych mieszkańców można by najłatwiej porozmawiać.
- Ja to załatwię, dowiem się gdzie możemy bezpiecznie się schronić. - Po czym podszedł do najmilej wyglądającej mu osoby, z swoim najcieplejszym uśmiechem na ustach.
Na widok zbliżającego się paladyna tłum rozszedł się w milczeniu. Osoba, którą obrał sobie za cel Agust, burknęła coś pod nosem i pospiesznym krokiem zaczęła odchodzić w najbliższą uliczkę, od czasu do czasu odwracając się, aby się upewnić, czy na pewno nikt za nią nie podąża.
- Chyba nie wzbudzasz zaufania. - Cahnyr pokręcił głową, lecz uśmiechnął się, mówiąc te słowa.
- Jeśli mam być szczery to oni mojego też nie. A myślałem że to waterdeepska szlachta ma największy kij w dupie i pogardę wobec obcych. - Paladyn westchnął.
- Może wobec kobiety będą bardziej ufni. - Cely uśmiechnęła się do zaklinacza i paladyna, po czym skierowała się do zebranych tam ludzi, w celu spytania o nocleg dla drużyny.
Jakaś skromnie ubrana kobieta spojrzała Cely głęboko w oczy. Jej oczy drżały, a głos był stłumiony.
- Tą drogą na północ, a potem na wschód. - mruknęła i szybko zniknęła za rogiem najbliższego budynku.
- No cóż… - westchnęła pół-drowka. - Z kulturą u nich na bakier, ale lepsza taka odpowiedź niż żadna.
- Boją się nas, kobieto. Nie każdy kmiot musi od razu błyszczeć na salonach. Może karmieni są batem przez ich pana? Któż to wie? - Hassan wzruszył ramionami. - Taki los wieśniaków. Prawo pana, baty dać, prawo chłopa, baty brać - zarechotał, po czym podniósł toboły i powoli ruszył we wskazaną przez wieśniaczkę kierunku.
- Hahaha, boki zrywać, taki przezabawny żarcik… - Celaena rzuciła po cichu, z ironią w głosie w stronę Hassana, po czym ruszyła w tym samym kierunku.

Idąc mglistą drogą, drużyna zauważyła jak każdy, kto ją widział, zamykał pospiesznie drzwi, ściskając w dłoniach święte symbole.
Na ścianach budynków, oraz drzwiach, gdzieniegdzie widać było ślady pazurów.
W końcu można było zobaczyć w oddali jakieś światła (było późne popołudnie, prawie wieczór). Kiedy się zbliżyli, zobaczyli dwa budynki na przeciwko siebie, po obu stronach uliczki. Z budynku po prawej, z okien wydobywało się słabe światło, ledwo przebijające się przez grube warstwy firanek. Nad drzwiami widniał napis "Sklepik Bildratha".
Po lewej stronie stał odrobinę niższy budynek. Światło bijące z tego budynku wydawało się świetlanym filarem niosącym odrobinę nadziei w tym mglistym, smutnym miejscu. Nad otwartymi drzwiami wisi lekko skrzywiony napis "Tawerna Krwiste Wino".

W oddali, na zachodzie (czyli dalej prosto ścieżką), zobaczyliście jakąś starowinę chodzącą od domu do domu. Pchała jakiś terkoczący drewniany wózek. Nikt jej nie otwierał. W końcu otworzyły się drzwi jednego domu i wyszła stamtąd rozczochrana, drżąca kobieta, z wielkimi cieniami pod oczami.
- Psst! Hej, proszę! Poczekaj!
Starowina zatrzymała się i spojrzała ze złośliwym uśmiechem na kobietę.


- Czego chcesz? Hmm? - odpowiedziała zachrypłym, przeciągłym głosem.
- Możemy dostać dwa ciasteczka? Proszę, zapłacimy kolejnym razem. Przysięgam.
- Płacicie z góry, albo nie marnujcie mojego czasu.
- Proszę… - łkała kobieta.
Starowina powolnym ruchem udawała, że ma zamiar iść dalej.
- Dobrze! Damy ci to, czego chcesz…
Z domu wyszedł mężczyzna, pchając przed sobą małego, na oko siedmioletniego chłopca. Starowina uśmiechnęła się od ucha do ucha i złapała chłopca mocnym uściskiem za ramię. Pospiesznie wyciągnęła igłę i nakłuła ramię chłopca. Chłopiec rozpłakał się, a starucha zaśmiała i klasknęła dłońmi.
- Ma duszę… - mruknęła do siebie. - Zgoda. - Sięgnęła do wozu i wręczyła kobiecie dwa ciasteczka w foremkach.
- Nie chcę… - chłopiec rozpłakał się, a starucha uderzyła go w twarz i posadziła na wóz.
- Jak się jeszcze raz odezwiesz, to cię zabiję - warknęła.
Rodzice chłopca mieli już w ustach ciastka. Ich oczy zaszły mgłą, a ponure twarze rozjaśniły błogimi uśmiechami. Powolnym krokiem, potykając się o własne nogi, wrócili do domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
- A to ci banda skurwysynów dziecko za słodycze sprzedaje, a dziwka dziwka w siedem życi przez demony chędożona nie ma nic przeciwko… - mruknęła cicho Mira. - Faktycznie, cywilizacja jest taka dobra… - dodała sarkastycznie.
- Co tu się właśnie odpieprzyło?! Sprzedać dziecko za ciastka? Trzeba pomóc temu małemu! A potem wygarnąć tym wyrodnym rodzicom! - Sytuacja ze staruchą wywołała w zaklinaczce burzę negatywnych emocji.
- Ciekawe, co jest w tych ciastkach - powiedział cicho Cahnyr. - Widać bardziej je lubią, niż własnego syna.
- Zapewne nic dobrego - odpowiedziała Celaena, którą aż rwało, żeby wyrwać chłopca z łap dziwnej staruchy, ale czekała na decyzję innych.
- Nie tylko to jest podejrzane. Słyszałaś co powiedziała? Ja tego nie puszczę płazem.
Paladyn zagotował się w środku. Zebrał resztki sił i przyzwał błogosławieństwo zmysłów. Coś mu się wydawało że starucha nie jest tym na kogo może wyglądać. Wyczuł to czego się obawiał.
- Starucha nie jest człowiekiem. To jakiś pomiot zła, bądźcie ostrożni - szepnął w kierunku towarzyszy, potem ruszył w jej kierunku. - Co to za ciastka sprzedajecie? - wycedził, starając się nie zwracać uwagi na swoje emocje.

Nie zauważyli jej wcześniej, jednak zaraz obok nich, ze splecionymi rękami na piersi, opierała się o ścianię jakaś osoba. Srebrzysto-białe włosy spływały jej po ramionach, odbiając ostatnie promienie słońca tak jak srebrne ozdoby w jej spiczastych uszach. Jej zgrabna figura oraz gracja, wysoko umieszczone kości policzkowe, zwężająca się na twarz trójkąta twarz, duże, midgałowate oczy o barwie świeżej krwi oraz skóra w kolorze czarnego atłasu nie pozostawiała złudzeń. Jak Celaena była pół-drowką, tak ona pełnokrwistym mrocznym elfem.
Westchnęła głośno na słowa sunity.
- Od razu gdy was zobaczyłam wiedziałam, że tak to się skończy - rzekła melodyjnie, z dozą ironii w głosie. Nie wyglądała jednak tak, jakby miała zamiar w jakikolwiek sposób reagować. Przynajmniej na razie
- Przybyliście z tego dziwnego domu, jak sądzę? - dodała chwilę moment, gdy już przykuła ich uwagę.
Celaena odwróciła wzrok w kierunku z którego usłyszała słowa. Kiedy zobaki drobiazgaczyła postać, która je wypowiadała stanęła jak wryta. Postać wyglądała prawie jak ona, jednak były między nimi pewne różnice.
- Jakbyś zgadła… - odparła ze zdziwieniem, spoglądając na kobietę. Pomimo, że jej ojcem był drow, to sama nigdy w życiu nie widziała mrocznego elfa.
"Jasnowidzaca", pomyślał z ironią Cahnyr.
- Może po prostu widziała - powiedział, przyglądając się drowce z wyraźnym brakiem sympatii. Tak jakoś nie potrafił przekonać się do mieszkańców wioski, a dla tej nieznajomej nie miał zamiaru robić wyjątku.
- Póki co jest jedyną osobą, która wyraża chęć rozmowy z nami - odpowiedziała Cahnyrowi. - Może to wykorzystajmy i spróbujmy dowiedzieć się czegoś o tym miejscu. - Zwróciła wzrok z powrotem na drowkę. - Jestem Celaena. A jak ciebie zwą? - spytała nowo napotkaną.
Kąciki ust elfki na chwilę uniosły się nieco w górę, formując coś na cień uśmiechu. Zniknął on jednak tak samo szybko, jak się pojawił.
- Cień rządzi tym miastem. Ci ludzie są nim upojeni, pragnąc go coraz więcej i więcej, sprzedając własne dusze i godność. Ich potwory formują się na ich oczach, żądając krwi - mówiła ponuro, pozwalając sobie nieco wyjaśnić sytuację z własnego punktu widzenia. Nie brzmiała jednak tak, jakby było to dla niej obce. - Wasza księżna wysyłała tu grupę za grupą, nie zdając sobie sprawy z tego, co się tutaj dzieje. Moją coś rozszarpało na strzępy. Wybiegłam z lasu… i znalazłam się tutaj. Sama powinna tutaj przybyć i zobaczyć na co nas skazała.
- Alune … Baenre. Być może znasz - spojrzała badawczo na Cel, wyraźnie zaciekawiona jej reakcją - Choć wiele ze swoją rodziną wspólnego nie mam.
- Wybacz, ale pierwszy raz słyszę. Zresztą być może po moim wyglądzie ciężko się tego spodziewać, ale jesteś pierwszym mrocznym elfem, którego widzę w życiu. - Cely odpowiedziała drowce. - Ale miło cię poznać.
- [i]Och, jak miło. Jesteś pierwszą osobą w moim życiu, która to powiedziała - sarknęła w odpowiedzi Alune.
- Z jakiego domu? - spytał Cahnyr. - Długo tu jesteś? Wiesz coś więcej o tej kobiecie z wózkiem, kupującej dzieci?
Drowka po prostu pokręciła głową na wszystkie pytania.
- Lepiej ratujcie swojego kolegę, bo zaraz i on zacznie żreć ciastka - lekko kiwnęła głową w stronę staruszki.
- Albo go aresztują. W moim kraju niewolnictwo jest legalne. Wpieprzamy się w czyjś interes. Szkoda malca, ale życie jest brutalne. - Hassan ruszył w stronę paladyna, zamierzając przemówić mu do rozsądku
- A ja może pójdę przemówić do rozsądku jemu i poczęstować tą staruchę jakimś ognistym pociskiem. - Pół-drowka ruszyła za wojownikami.
- Powodzenia. Ja postoję - wzruszyła ramionami elfka.
- Tchórz bez honoru z ciebie w takim razie… Ta starucha to jakieś ucieleśnienie zła. Wiedźma, sukkub czy cokolwiek, paladyn pewnie wie lepiej - warknęła Mira, której spojrzenia wioskowych zaczynały powoli irytować. - Wiesz może o niej coś więcej? Na przykład gdzie zwodzi te dzieci?
Alune wywróciła oczami na słowo "honor". Tak jakby drowy jakikolwiek miały.
- Gdyby mnie to interesowało, to bym szła za nią - rzuciła od niechcenia.
Starucha usłyszawszy głos Agusta, wzdrygnęła. Zakryła materiałem swoje ciasteczka i odchrząknęła kilka razy, pchając wóz i idąc szybciej przed siebie.
- Pyszne wypieki, za jedynie jedną złotą monetę za sztukę. Ale już zamknięte… tak, zamknięte! Bądźcie cierpliwi, a na pewno zdołacie kupić następnym razem. Te już są zarezerwowane - zaśmiała się nerwowo. Chłopiec siedzący na wozie milczał i drżał ze strachu. Patrzył mokrymi oczami prosto w oczy paladyna, powoli się oddalając.
- Nie tak prędko starucho! - warknęła pół-drowka idąc szybkim krokiem za kobietą. - Najpierw wypuścisz chłopca, albo spotkają cię nieprzyjemności. Wybieraj.
- …A więc zaczęło się - mruknęła do siebie drowka, zadowolona z obrotu spraw. Na prawej dłoni lekko zalśnił jakiś dziwny symbol, który zaczął zbierać mrok z otoczenia, formując w jej rękach kompozytowy długi łuk. Całkowicie materialny, lecz uformowany z samych cieni. Teraz po prostu czekała na okazję do oddania strzału.
Starucha odwróciła się i spojrzała na Cely. Sapnęła głośno i zmrużyła oczy.
Wzięła chłopca za jego podartą, brudną koszulkę i pchnęła w stronę pół-drowki.
- Zabieraj go, jak tak bardzo ci zależy. Mnie on nie potrzebny. A oni - wskazała na dom jego rodziców - niech najpierw upewnią się, że mają czym płacić za ciężką pracę innych! - Splunęła na ziemię i warknęła oburzona. Pchnęła swój wóz i ruszyła pospiesznie w dalszą drogę.
- Poczekaj, ja mam pieniądze! I chętnie kupię ciacho za więcej. - Po tych słowach paladyn pośpiesznie ruszył żeby ją zatrzymać. Ale w biegu już zdecydował, przed dotarciem do samej babuszki dobył młota i zamachnął się.
- Czekaj! - wrzasnęła kobieta. Agust mógł ją z łatwością uderzyć, ale zatrzymał się z młotem nad jej głową. Kobieta sapała a w jej oczach pojawiło się przerażenie. - Jeśli mnie oszczędzicie, powiem wam, co tylko chcecie wiedzieć o tym miejscu. Jesteście tu nowi. Przydadzą się wam informacje. Zawrzyjmy umowę. Nie krzywdzicie mnie, a ja wam mówię co wiem. Nie jestem głupia. Wiem, że możecie mnie z łatwością zabić. Nie będę kłamać w momencie, kiedy moje stare życie wisi na włosku.
- Nic ci nie jest? - Celaena podbiegła do przerażonego chłopca, cały czas jednak będąc czujną w razie gdyby trzeba było atakować.
- Dz… dziękuję wam. - Chłopiec powolnym, niepewnym krokiem podszedł do Cely i wtulił się w nią twarzą, nic więcej nie powiedział, tylko tak stał.
- Będziesz go musiała ze sobą zabrać - powiedział Cahnyr. - Nie może tu zostać.
- Oczywiście, że nie może. Jednak biorąc pod uwagę nasze ostatnie przygody, z nami też bezpieczny nie będzie. - odpowiedziała Celaena. - Musimy znaleźć mu jakieś bezpieczne miejsce. Może nasza królewna jest w stanie zapewnić chłopcu opiekę - ciągnęła dalej.
- Ach, bo ta starucha zapewni mu większe bezpieczeństwo… - rzekła Mira, skiwając znacząco głową w stronę sprzedawczyni, nie spoglądając nawet przy tym na pół-drowkę. Wizja spuszczenia wzroku z tej starej ropuchy porywającej dzieci jakoś jej się nie podobała. - Zabijmy ją, sami wszystko o tej wiosce możemy wybadać.
- Bez sensu mordować bezbronnych. Rozprawiamy o honorze a zamierzacie zabić staruszkę na środku drogi. Odpowie na nasze pytania, a jak się nam nie spodobają, zostanie ukarana - Hassan zaszedł wózek z drugiej strony, na wypadek gdyby trzeba było przeciąć staruszce drogę odwrotu. Widział już przejawy mrocznej magii i przypuszczał, że starucha może nie być zwykłym człowiekiem. Trzymał ostrze swojej glewii wycelowane w nieznajomą póki co wolał czekać na rozwój wypadków, które mnożyły się w tym przedziwnym miejscu niczym w kalejdoskopie.
Paladyn złapał ją za szyję i przyglądał się z zimnym wzrokiem, cały czas trzymając.
- Kto ma największą władzę w okolicy? - Cahnyr jako pierwszy zadał pytanie.
Wieczór powoli się zbliżał. Zerwał się mocniejszy wiatr. Na ulicach byliście już tylko wy.
Kobieta wyciągnęła jęzor i stęknęła żałośnie.
- Czekajcie. Chcę mieć pewność, że mnie nie zabijcie po tym, jak dam wam odpowiedzi. - sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła zielony, oszlifowany kryształ, patrzyła nadal w przerażający wzrok paladyna. - To kamień przysięgi. Wszyscy złożymy przysięgę. Ten kto ją złamie, skończy marnie. Możecie się nie zgodzić, ale wtedy nic nie powiem. Skoro mam zginąć, to co za różnica, czy teraz, czy za dziesięć minut.
- Agust, ja wiem, że jesteś paladynem, przysięgi i tak dalej, ale na bogów błagam, nie bawmy się w jakieś cyrografy z tą starą wiedźmą… - Celaena zwróciła się do paladyna, obejmując wtulonego w nią chłopca. - Nie mamy pewności, że mówi prawdę co do tego kamienia.
- Jeśli chłopiec nie opuści wioski, to spotka go dużo gorszy los, głupia dziewucho! - warknęła kobieta.
- To jest handel, a w czasie handlu wszyscy oszukują - powiedział Cahnyr. - W mniejszym lub większym stopniu. Ale uważam, że powinniśmy zaryzykować. Nie zaatakujemy jej, ale i ona też nie zrobi nic, by nam zaszkodzić.
- Masz rację, Cely, jestem paladynem składałem przysięgi, nie mordować, bronić słabszych, okazywać litość i łaskę… - Po czym szybkim ruchem paladyn spróbował skręcić staruszce kark. - …oraz niszczyć pomioty zła, czarty i demony.
Głowa kobiety obróciła się powoli w stronę paladyna. Uśmiechnęła się, ukazując zepsute zęby i gęstą, ciągnącą się ślinę.
- Brak szacunku do starszych… - jęknęła, z łatwością rozchyliła ramiona Agusta, uwalniając się z jego uścisku. Jej siła fizyczna była zaskakująca. Jej wątłe ramiona na to nie wskazywały. I akurat wtedy w ramię trafiła ją cienista strzała, która rozpłynęła się na wietrze, pozostawiając głęboką, otoczoną czarnymi żyłkami ranę w jej ciele. To Alune wyzwoliła z cięciwy swego łuku celny pocisk, wbrew poprzednim swym słowom włączając się do walki nim wszyscy inni zdążyli zareagować.
- Nasze źródło informacji właśnie wyschło - powiedział zaklinacz, odsuwając się nieco od paladyna i staruchy. - Trochę szkoda, ale może chłopiec podzieli się z nami jakąś wiedzą.
Dejan podbiegł do chłopca i odszedł z nim do gospody.
- Taka to bezbronna staruszka jak ci kolorowi ludzie! - wrzasnęła Mira, zdzielając staruszkę toporem przez łeb, zmieniając nieco pozycję, aby jej kompani mogli ją flankować. - Giń! - krzyknęła wściekle.
Czuła, jak wilk przejmuje kontrole, jak chce polować, skoczyć ofierze do gardła. Polubiła to uczucie. Może i bez totemu nie czuła go w pełni, ale na wszystkich bogów, polubiła je. Mira trafiła wiedźmę.
Wszyscy wprost palili się do walki, więc Cahnyr postanowił ułatwić nieco życie swoim towarzyszom i spróbował osłabić nieco handlarkę dziećmi, rzucając w jej stronę czar frostbite. Wiedźma starała oprzeć się magii Cahnyra, lecz zdało się to na nic. Czar pół-elfa oszronił ciało staruchy. Warknęła w stronę zaklinacza.
Hassan podszedł od boku na jakieś dziesięć stóp i uderzył glewią, poprawiając tylcem broni po zamaszystym uderzeniu, po czym odskoczył w tył, widząc, że pazury tej kobiety to nie przelewki. Wiedźma zręcznie uskoczyła przed pierwszym atakiem, ale nie spodziewała się następnego. Dostała tyłem glewii w bok.
Z łuku Alune bezdźwięcznie poszybowała kolejna strzała, tak jakby wiatr nie stawiał jej żadnego oporu, tyle że tym razem ta nie była zwykłym cieniem. Lśniła mroczną energią, pędząc w stronę demona. Z jakiegoś powodu spodziewała się, że nauka demonologii w jej dawnym "domu" może się tutaj dość szybko przydać. Demony były odporne na broń niemagiczną, a ona, dzięki łasce swej bogini, na szczęście takową posiadała.
Celaena wystrzeliła w stronę staruchy pocisk pełen elektryczności. Wiedźma, widząc elektryczny, magiczny pocisk Cely, wyciągnęła łapę, w której pojawiła się zielona aura i chwyciła pocisk, gasząc go zaciśnięciem pięści. Pół-drowka zaklęła siarczyście w języku Podmroku.
Agust chwycił mocniej swój młot.
- Zaraz zetrę ci ten twój uśmiech z twarzy. - Po czym zamachnął swój młot, celując w nogę wiedźmy. Gdy obuch dotknął uda zdezorientowanej staruchy, rozświetlił się i zaczął wypalać jej ciało.
Starucha zgięła się wpół z bólu. Nie zdążyła nawet wypowiedzieć słowa, kiedy spadł na nią grad ciosów przeciwników. Jej dłonie zaczęły świecić bladym blaskiem. Magia w nich pulsowała.
- Miałam nadzieję zrobić to dużo wcześniej, ale widzę, że nie mam do czynienia z amatorami.
Wyszeptała coś i blask z jej dłoni pokrył całe ciało. W ostatnim momencie Alune zraniła wiedźmę zaklęciem mind spike. I to dotkliwie. Powietrze zadrżało, przestrzeń, w której stała wiedźma, zagięła się i w jednym momencie starucha zniknęła wam z oczu.
Poszukiwanie śladów w błocie i nasłuchiwanie nie przyniosło efektów. Błoto pozostało bez zmian, nie było też słychać żadnych dźwięków.

Dziecko wraz z Dejanem wyszło z karczmy i spojrzało na was wszystkich z otwartymi ustami.
- Prawdziwi bohaterowie… - szepnął do siebie w zachwycie.
- Niech to! Uciekła! - Paladyn był zły. Ale spojrzał na chłopca i trochę się rozchmurzył. Coś udało im się osiągnąć. - Jak się czujesz wszystko w porządku? Pokaż rękę. - Po czym obejrzał miejsce w którym wiedźma zakuła go igłą.
Chłopiec posłusznie nadstawił ramię. Na jego brudnej twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Cały czas błądził wzrokiem po każdym, po jego wybawicielach. Agust zobaczył zaczerwienienie w miejscu, w którym ukłuła go wiedźma, nic poza tym.
- Nie boli - powiedział chłopiec, po czym spojrzał na wóz pełen ciastek, które zostawiła wiedźma. - Zepsujcie to. Te ciastka sprawiają, że inni są szczęśliwi, ale zapominają o całym świecie… o dzieciach…
Sunita odwrócił się do towarzyszy.
- Narobiliśmy sobie właśnie wrogów, a przynajmniej uprzedziliśmy ich o naszej obecności. Dobrze byłoby teraz zjednać sobie jakichś przyjaciół. Nie uwierzę że w tym miejscu nie ma nikogo kto nie współpracuje z tymi pomiotami. Jednego przyjaciela może właśnie zdobyliśmy. - I odwrócił głowę w kierunku drowki. - Dziękuję za pomoc.
Czy to ze skupienia na swoim aktualnym zadaniu polegającym na wpatrywaniu się w dziwny symbol na dłoni, czy czystej złośliwości, elfka zignorowała paladyna.
- Nie ma za co, chłopcze. Dla nas to czysta przyjemność. - Pół-orczyca uśmiechnęła się. - Co do tego wozu… Może i masz rację, ale najpierw mam pytanie. Co miała na myśli ta zołza mówiąc, że jeśli nie opuścisz wioski, spotka cię dużo gorszy los?
Chłopiec pokręcił glową.
- Nie wiem. Może kłamała, żebyście mnie jej oddali?
- Może… - Cely skinęła głową. Słowa chłopca wydawały jej się przekonujące. - Dobra, ja tam nie umiem o nic wypytywać, mnie tam to wystarczy - dodała, po czym przyjrzała się zawartości.
“Ciekawe, czy poza ciastkami masz tam coś jeszcze…” - pomyślała Mira.
Kiedy Mira zajrzała do środka, poczuła słodką woń ciasteczek. Spędziła kilka minut na przekopywaniu się przez nie, ale nie znalazła nic poza większą ilością ciastek.
- Kłamała czy nie, tu zostać nie możesz. Przynajmniej do czasu, aż mieszkańcy, w tym twoi rodzice, nie wrócą do normalności - powiedziała Celaena.
- Pewnie nieprędko wrócą, jeśli są tak uzależnieni od tych ciasteczek - stwierdził Cahnyr. - Co zrobimy z tym ładunkiem? Spalimy, zanim mieszkańcy dojdą do wniosku, że warto nas okraść lub na nas napaść?
- Tak, pozbądźmy się tego cholerstwa - odrzekła pół-drowka, po czym zaczęła wypowiadać słowa zaklęcia.
Magiczny pocisk uderzył w wózek i podpalił go. Po chwili cały towar wiedźmy stanął w płomieniach. Co chwilę ogień buchał w górę i strzelał iskrami. Twarze zaciekawionych mieszkańców pojawiły się w oknach, oraz uchylających się drzwiach. Z tawerny wyjrzał niski, przysadzisty mężczyzna, którego łatwo można było pomylić z krasnoludem. Po chwili machnął ręką i powrócił do karczmy.
- Jeden problem z głowy - powiedział zaklinacz. - Teraz do karczmy, zasięgnąć języka?
- Tak. Chociaż nie chwalmy się może, że zepsuliśmy im ciastka. Nie wiadomo co ćpunom może przyjść do głowy - powiedziała Mira.
- Z pewnością nikt nic nie zauważył. - Półelf pokręcił głową. - Kto jest właścicielem karczmy? - zwrócił się do chłopca. - A tak w ogóle, to jak ci na imię? Mnie zwą Cahnyr.
- Jestem Lucian. Lucian Jarov, proszę pana - odpowiedzał chłopiec. - Nie wiem kto jest właścicielem, ale pan za ladą jest strasznie niemiły.
- Dla nas będzie grzeczny - zapewnił go Cahnyr. - Panie przodem? - zaproponował.
- Hmm… Może jednak pochwalimy się komuś tą walką? - Pół-orczyca mruknęła sama do siebie. - I panie mogą iść przodem. Chodź z nami, Lucien. Ja jestem Mira. - Wyciągnęła do chłopaka dłoń.
Hassan ponownie zebrał swoje manele z ziemi. Nie mógł powstrzymać ironicznego uśmieszku kiedy patrzył na zaklinaczkę. Chichocząc pod nosem podszedł do kobiety i mruknął
- “Odpieprzyło?” - Wojownik pokręcił głową. - To tyle, jeśli chodzi o etykietę, nieprawdaż? Dobra, flaki się przewracają od tego pieprzenia. Trzeba podzielić łupy i wlać nieco trunku w gardło! - gromko oznajmił Zakharyjczyk i ruszył w stronę drzwi karczmy. Zanim jednak dotknął klamki, odwrócił się w stronę towarzyszy. - I starajcie się nie paplać za wiele. Ci ludzie się boją, a tacy są nieobliczalni. Nie ufam im, a oni pewnie nie ufają nam.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi - odrzekła zaklinaczka. - Nigdy nie przedstawiałam się jako, ktoś wysoko urodzony, ktoś kogo obchodzi etykieta. Szczególnie kiedy w grę chodzi o bezpieczeństwo dzieci… - Spojrzała na wojownika. - Ale zgadzam się z jedną rzeczą - po wszystkim co się już dzisiaj wydarzyło, napicie się czegoś mocniejszego dobrze nam wszystkim zrobi.
Jedni prawili o etykiecie, drudzy o etykiecie dzieci i powinnościach. Alune to nie interesowało. Zignorowała i gapiów, i dziecko, nawet się na nie nie oglądąc, a skupiając się na zaklęciu Umysłowego Kolca, jakie wbiła w głowę demonicy. Uprzednio rozpraszając cienisty oręż, z zmarszczonymi brwiami i wystawioną dłonią z jaśniejącym na niej mistycznym symbolem kręciła się dookoła siebie, przemieszczając się drobnymi kroczkami w stronę grupy. Była łowcą, a "staruszka" była jej zwierzyną.
Czekała na jakikolwiek sygnał mogący wskazać jej drogę do celu, jakim był ten potwór.
Nie doczekała się. Cel uciekł. Cicho zaklęła w swoim drowim języku, wyrzucając ręce do góry ze wściekłości.
- Ta... ssindossa... - cokolwiek to znaczyło, nieprzyjemny wydźwięk słowa utwierdzał w przekonaniu, że to nic miłego - Wróciła do Otchłani.
- I na pewno wróci jeszcze tutaj. Tym razem przygotowana - dodała już spokojniej chwilę później - Lepiej nie śpijcie zbyt głęboko, bo może wam głów zabraknąć.
- Oby wróciła przygotowana, osobiście kości jej porachuję jeśli ośmieli się do nas wrócić i powtórzyć to, co wtedy. - Zaśmiała się Mira. - A teraz dajcie mi piwa! Mogę nawet postawić kilka kolejek. Mamy w końcu co uczcić.
- Tak… Chodźmy do tej knajpy. Mam nadzieję, że pan za barem faktycznie będzie dla nas grzeczny, jak mówisz Cahnyrze, bo mam już dzisiaj awantur po dziurki w nosie, czy to z duchami, żyjącymi chwastami, duchami, ludźmi i bogowie tylko wiedzą z czym jeszcze… - westchnęła pół-drowka. - Jeszcze ta wiedźma elg’caress… Mam nadzieję, że już dzisiaj się nie zjawi… - dodała.
- Sai inya… - pokręcił głową Hassan słysząc obie kobiety.
 
Kerm jest offline