Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-06-2018, 21:51   #9
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Perka oddała pocałunek obejmując mocno kochankę.
- A już myślałam, że w takiej ilości ubrań nie będę cię kusić. - Odgarnęła czarne pasmo, które jak zwykle opadło na twarz Jagody. - Ja.. czułam… nadal czuję niepokój.
- Postaram się go zdławić.- palce Jagody sięgnęły do zapięcia marynarki rudej czarownicy. Odchyliła jej poły i przywierając ciałem od jej ciała, całować poczęła szyję. Dłonie zeszły niżej na pośladki Zosi masując je delikatnie, a czasem drapieżnie.
- Ja wiem… że ze mnie żadna pomoc, ale zrobię co będzie trzeba… mamy zapiski mojej babci, mamy te eliksiry które przygotowała przed śmiercią. Nie jesteś sama z tym problemem.- szeptała muskając języczkiem skórę Zosi, choć obecny strój ograniczał jej możliwości.
Zosia oparła się o ścianę z zamkniętymi oczami ciesząc się dotykiem kochanki. Pocałunki rzeczywiście nieco ją uspokajały.
- W okolicy jest ranny Leszy. Oszalał. - Powiedziała powoli. - Chce tylko zabijać.
Te słowa musiały zmrozić Jagodę. Choć była raczej niedoświadczoną i nie dokońca wyszkoloną czarownicą to wiedziała, czym jest leszy… jeden z najpotężniejszych duchów. Co mogło zranić taką istotę?
Wilga przerwała na moment pieszczoty sparaliżowana słowami Perki. I dopiero po chwili uśmiechnęła się blado.
- Tu nam nic nie grozi… uroki… rzucone przez prababkę… nas chronią.- kucnęła i podwijać zaczęła sukienkę rudej kochanki, by odsłonić jej nogi i intymne obszary między nimi. - Mogę… to znaczy… nie wiem… jeszcze… ale mogę z czasem… się dowiedzieć co go raniło. Mam… domysły.-
Gdy sukienka znalazła się w górze, rajstopy okazały się być grubymi pończochami, dopiętymi do skrytego gdzieś wyżej pasa. Perka zapewniła swojej kochance sympatyczny widok zakładając do tego czerwone koronkowe majtki.
- Sprawdzimy. - Mruknęła obserwując Jagodę. - Spróbujemy go uspokoić nim zabije więcej zwierząt lub co gorsza człowieka.
- Tak… zrobimy to…- wyszeptała Jagoda językiem napierając językiem na tą bieliznę. Wodząc po niej, pocierała koronką intymny zakątek kochanki.- Zaplanujemy i przygotujemy się. Przybył z deszczem… jeśli znów przybędzie… spróbuję… burzę naszym sojusznikiem uczynić.
- Yhym… - Perka chwyciła sukienkę, uwalniając dłonie kochanki.
Jagoda zerknęła w górę i zsunęła powoli majteczki Zosi w dół, przyglądając się z lubieżnym uśmieszkiem podbrzuszu.
- Nie widziałaś mnie jak tańczę w bursztynowych bransoletach i naszyjniku…- zamruczała dumnie i palce zanurzyła w intymnym zakątku kochanki, poruszając nimi leniwie. Także i język zaczął prowokująco pocierać po wrażliwym zakątku jej łona. Pieszczoty te były niespieszne, ale Wilga dbała o to by doznania były wyraźne.
- Będziesz musiała… mnie związać. - Perka naparła biodrami, nabijając się mocno na palce kochanki. - Związać, bym się nie rzuciła na ciebie w tej burzy.
- Nie wiem… czy będę musiała… to może… spodobać się płanetnikom… albo żmijowi… jeśli ty też będziesz ubrana jak… tancerka dla niego…- stwierdziła cicho Jagoda zaczynając śmiało sobie poczynać w intymnym zakątku Zosi. Pozwalała jej się szybko nabijać, na swe palce, poruszała nimi energicznie, sama szybko je wciskała liżąc podbrzusze i uda kochanki. - Ponoć… tancerki kusiły, by zszedł do nich jako kochanek… Ale babcia żadnego nie ściągnęła z nieba… choć mogłaby pewnie, gdyby chciała.
- A chciałabyś... mnie zobaczyć ubraną tylko... w bursztyn? - Perka cały czas przyspieszała ruchy czując, że jeszcze od rozmowy telefonicznej czuje w dołku pewien ucisk.
- Też…- szeptała rozpalonym głosem Wilga. Jej usta wodziły po udach kochanki, przyszpilając ruchami palców rudą kusicielkę nie dając jej ani chwili wytchnienia.
Przy okazji rzekła cicho.
- Mam cztery komplety… ale nigdy nie dało się znaleźć czterech tancerek. I powodu, by tyle ich zebrać razem.
- Nie.. nie mogę się doczekać… - Wizja tańca nago pośród deszczu, w objęciach Wilgi sprawiła, że Perkę przeszył przyjemny dreszcz. Trzymając w zębach sukienkę, zaczęła ściskać ukryte pod sukienką i stanikiem piersi.
- Ja też… nigdy nie tańczyłam z kimś… w deszczu.- poruszając palcami w intymnym zakątku kochanki także i Jagoda się rozmarzyła. Jej język delikatnie muskał skórę podbrzusza w przeciwieństwie do gwałtownych ruchów dłoni podbijających ciało doświadczonej czarownicy falami rozkoszy.
Zosia jęknęła dochodząc i oparła się ciężko o ścianę. Chwilę łapała oddech wpatrując się w czarną czuprynę kochanki.
- Kto mówił o tańczeniu.. - Uśmiechnęła się, czując jak wraz z dreszczami znika nieprzyjemne napięcie, związane z nowymi informacjami.
- Przyznaję… że miło będzie cię rozebrać do naga…- zachichotała Jagoda zerkając w górę. Z bezczelnym uśmieszkiem oblizała palce, którymi przed chwilą dotykała kwiatuszka swej młodej mentorki. Następnie z pietyzmem nasunęła bieliznę Perki na jej miejsce.
- Ale myślę, że nie możemy chodzić po moim domu na golasa… za duża to pokusa. - dodała.
Perka przez dłuższą chwilę wpatrywała się bez słowa w kochankę, to jak Jagoda oblizała palce, sprawiło że miała ochotę kontynuować zabawę.
- Tak… lepiej żebyś się nie rozbierała… nie masz może jakiegoś worka pokutnego? - Spytała żartobliwie, choć niezbyt była w stanie ukryć to jak rozpalony jest jej głos. - Nie… to mogłoby nic nie dać.
- Masz rację.- mruknęła malarka potulnie wstając i przyglądając się kochance. - To ja zajmę się prześcieradłami i wystrojem może, ty kolacją… a potem jak starczy jeszcze czasu, zajmiemy się sobą nawzajem? Może tak być?
- Potem powinnyśmy się zająć przebraniami. - Perka zdjęła marynarkę odwieszając ją w korytarzu i poprawiła potarganą sukienkę. - Obawiam się, że zajmowanie się sobą będzie musiało poczekać na Patryka. - mruknęła.
- Dobrze… chcesz je sama wybrać? Powiem ci gdzie są. - malarka też odwiesiła swoją kurtkę, zerkając łakomie na zgrabną sylwetkę Zosi. - zastanawiam się czy rano zdołamy być powściągliwe. Dziś rano nie byłyśmy.
- Może wybierzemy się tam razem. Chwile mi zajmie wstawienie tego wszystkiego w kuchni. - Perka podeszła do kochanki i pocałowała ją. - A rankiem… będziemy się martwić rano.
- Dobrze…- uśmiechnęła się Jagoda i ruszyła stroić prześcieradłami pokój ich przyszłej ofiary na ołtarzu miłości cielesnej. Zaś Perce przyszło udać się do kuchni, by zabrać się za przygotowanie posiłku.
Zosia założyła fartuszek, który jeszcze niedawno miała na gołym ciele i podwinęła rękawy sukienki. Sprawa obiadu była dosyć prosta, wystarczyło jedynie wstawić mięso do piekarnika, ale chciała jeszcze zrobić ciasto i jakąś zupę… już nie pamiętała kiedy ostatnio zjadła pełen posiłek. A już taki, który by ktoś dla niej zrobił… westchnęła ciężko i zabrała się za pichcenie. Niestety podczas gotowania powróciły obawy i nawet lekko wilgotne majtki i wizja nocnych igraszek nie potrafiły odciągnąć jej myśli. Leszy… oszalały Leszy. Pomrukiwała pod nosem starając się wymyślić jak poradzić sobie z tym problemem. Może gdyby go wyleczyć… tylko jak znaleźć go, zbliżyć się tak by jej nie zabił i jeszcze mu pomóc?

Machinalnie obierała ziemniaki, a po nich jabłka, dając obierki Duchowi i zerkając na piekarnik. W końcu gdy już wszystko było przygotowane, poddała się i wybrała numer matki. Wolała przyznać się do niewiedzy przed nią niż przed Heleną.
- Słucham? - usłyszała znajomy głos, matka była osobą dystyngowaną i spokojną… przynajmniej przez telefon.
- Cześć. - Perka zaczęła odruchowo miętosić fartuszek. - Mam malutki kłopot i zastanawiałam się czy mogłabyś mi coś poradzić.
- Jaki to kłopot moja córko?- odparła kobieta stanowczym tonem głosu, niczym nauczycielka przepytująca uczennicę.
- Oszalały ranny Leszy. - mruknęła zrezygnowana Zosia. Gadanie z matką nigdy nie było łatwe, nawet mimo że jednak była tą czarownicą. - Zastanawiam się czy dałoby radę go uspokoić.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła złowroga cisza.
- Nie można zranić Leszego, to nie dzikie zwierzę. Można… zatruć i w ten sposób powoli uśmiercić. Ale takiej trucizny nie da się uwarzyć z wilczej jagody. Jak… długo był zatruty? Co ci powiedział? - zaczęła w końcu pytać matka.
- Nie rozmawiałam z nim mamo. - Perka miała ochotę sama się kopnąć za swoją głupotę. - Rozmawiałam z Julkami bo nie wiedziałam co w ogóle się dzieje. W nocy zabito kilka koni a inne mocno raniono i ewidentnie nie było to związane z posilaniem się.
- Aż tak źle? To już niewiele da się zrobić. Nawet jeśli jakimś cudem uda się go wyleczyć, to i tak będzie zmieniony przez to co doświaczył i zrobił. Będzie skażony. Najlepiej wytropić jego leże i otoczyć cierniową barierą co by nikogo skrzywdzić nie mógł, nim skona. Nie znam kochanie żadnego sposobu na ubicie Leszego. Może w okolicy w której jesteś są jakieś doświadczone czarownice?- zapytała matka.
- Wierzba zmarła dwa lata temu, obecnie jest tu jej wnuczka. - Odpowiedziała Perka, zerkając na drzwi do kuchni. - Mogę się rozejrzeć, ale nie wyczułam innej czarującej.
- Ród Wierzby wywodzi się od kapłanek świątynnych. Dobrze sobie radziła z pogodą. Jeśli jej wnuczka może sprowadzić piorun na ziemię, to to może uśmiercić Leszego, dając mu wytchnienie. - to było duże “jeśli”, zważywszy na to jaką wiedźmą była Jagoda.
Perka chciała zauważyć, że przed chwilą wysłuchała, że Leszego nie da się zranić, ale ugryzła się w język.
- Porozmawiam z nią. - Odparła tylko, zerkając na pracujący piekarnik. - A co u ciebie mamo?
- Och… poszłam do lekarza na kontrolę. Nawet nie uwierzysz co u mnie odkrył.- rzekła z rozbawieniem Barbara, która choć leczyła się sama to z racji wieku chodziła do lekarza na comiesięczną kontrolę, “bo tak wypadało”. On zaś znajdował u niej różne dziwne znamiona i niedobory przepisując matce Perki mnóstwo suplementów. Barbarę zawsze to bawiło… wymyślne łacińskie określenia, które jej medyk nadawał wyimaginowanym przez niego “chorobom”, jakie to miały trawić ciało Barbary. Potem przyszedł czas na plotki dotyczące domowych stron Zofii. W tym czasie do kuchni weszła Jagoda i widząc że jej przyjaciółka rozmawia przez telefon usiadła na stole obserwując ją. Niepewna tego z kim mówi Perka, Wilga powoli rozpięła guziki flanelowej koszuli, robiąc u góry niewielki dekolt i eksponując szyję. Z figlarnym uśmiechem czekała na reakcję Zosi na ten widok.
- Ttaa… wiesz mamo. - Oczy Perki zawisły na odsłoniętej skórze Wilgi. - Chyba… coś mi się przypala. - Skłamała, bo podczas paplaniny matki dawno wyłączyła piekarnik. - Pozdrów ciocie, dobrze?
- Dobrze kochanie… uważaj na siebie.- odparła Barbara i połączenie się zakończyło. A Jagoda czekała grzecznie na to co zrobi Zosia.
Perka podeszła do kochanki i bez słowa sięgnęła do jej koszuli rozpinając kilka kolejnych guzików.
- Mówiłaś coś o żadnym seksie przed przybyciem Patryka… że czasu nie ma?- stwierdziła malarka, nie tylko w żaden sposób nie przeszkadzając Perce odkrywania tego co ma pod flanelową koszulą. Co więcej sama położyła dłonie na biuście rudej czarownicy i ugniatała obie piersi drapieżnie. A sama pana Jabłonowska odkryła co Wilga ma pod koszulą. Różową półprzezroczystą koszulkę na wąskich ramiączkach.
- To czemu zaczynasz? - Perka pochyliła się i pocałowała Wilgę w usta.
- Tylko… dotykam… to ty rozpięłaś…- jęknęła okularnica podnieconym głosem i mocniej ścisnęła biust kochanki i dodała. - Skończyłam… z pokojem. A ty?
- Coś tam dodać, coś polać, ale tuż przed podaniem. - Zosia wsunęła dłoń we włosy Wilgi i odchyliła jej głowę do tyłu. - To idziemy wybierać ciuszki?
- Tak.- rzekła zadziornie Wilga, ale oplotła kochankę w pasie nogami dodając. - Rozpięłaś mi koszulę.
- A ty masz pod spodem koszulkę. Ładnie to tak? - Perka wyszczerzyła się.
- A ty nie masz biustonosza? - odgryzła Wilga nachylając się i całując szyję czarownicy. Jej dłonie nie przerywały intensywnego ugniatania biustu pochwyconej “ofiary”.
- Mam… pasujący do majtek. - Zosia rozpięła do końca koszulę kochanki. - Jak myślisz… kiedy tu dotrze?
- Za pół godziny… może… odpuścimy sobie dobieranie ubrań? Zawsze możemy to zrobić później? Chyba że chcesz się przebrać już teraz w coś… nie wiem… innego?- szeptała Wilga oddychając szybciej.
- Jest mi w tym bardzo dobrze. - Zosia uniosła koszulkę Wilgi, starała się by jej głos był jak najspokojniejszy ale miała problemy z ukryciem narastającego podniecenia. - Może jednak popracujemy nad twoją cierpliwością?
- Jjak?- speszyła od malarka czerwieniąc ze wstydu. Po czym dodała cicho.- Wyglądasz kusząco w tym co masz na sobie Perko.
Zosia chwyciła piersi Wilgi i ścisnęła je mocno.
- Będę cię pieścić przez te pół godziny a potem każę czekać na spełnienie do igraszek z Patrykiem. - Uśmiechnęła się niewinnie. - Co ty na to?
- Ja… nie wiem…- pisnęła przestraszona i pobudzona zarazem okularnica, sama mimikując pieszczotę dłoni Zofii, na jej biuście.
Perka przyklęknęła przed stołem i zaczęła rozpinać spodnie Wilgi.
- Co cię naszło żeby założyć dżinsy. - Pociągnęła mocno za pas, ściągając je ze szczupłej pupy kochanki.
- Skoro miałyśmy się udać na łąkę… uznałam że pasują. Założyć coś innego?- mruknęła malarka nie próbując ukryć różowych majteczek w białe serduszka. I faktu, że są nieco wilgotne.
- Nie mam seksownej bielizny, nie miałam dotąd powodu takiej kupować.- skomentowała wstydliwie.
Perka delikatnie pogładziła kobiecość kochanki przez materiał majteczek.
- Ta jest całkiem seksowna. - Delikatnie kąsnęła udo Wilgi.
- Cieszy mnie… że ci się podoba na mnie…- zamruczała cicho Jagoda rozsuwając szerzej nogi i ułatwiając kochance zadanie. - I chciałabym móc ciebie… pieścić… dotykać… później.
- Dobrze… - Perka dalej delikatnie przesuwała palcami po majteczkach. - … pozwolę ci po obiedzie. - Pocałowała lekkie zaczerwienienie na udzie i ugryzła obok.
- Patryk będzie… wtedy… już po eliksirze? Zobaczę… wszystko?- drżąc lekko od pieszczot Wilga nerwowym ruchem dłoni zakładała opadające w dół pasma włosów za uszy.- Możesz… ją zdjąć dla mnie teraz? Sukienkę?
- Czy ja wiem… - Zosia uśmiechnęła się spoglądając na kochankę z dołu. - … miałam cię jedynie pieścić. - Pocałowała kolejną malinkę i zabrała się za robienie kolejnej tuż przy majteczkach Wilgi.
- Pieścić możesz i mój wzrok swoim… pięknem…- argumentowała Wilga przyglądając się z pożądaniem kochance i masując swoje piersi delikatnymi muśnięciami palców.
- Hm… zgodzę się jeśli nie będziesz się dotykać. - Zosia sięgnęła do zapięcia sukienki na plecach.
- Obiecuję.- rzekła pospiesznie malarka, bojąc się że jej kochanka może zmienić zdanie.
Perka uśmiechnęła się i rozpięła sukienkę. Powoli ściągnęła ją przez głowę, ukazując pasujący do majtek czerwony koronkowy stanik i podobny pas, do którego przypięte były pończochy. Nachyliła się i pocałowała przez majteczki kobiecość Wilgi.
- Nie musisz się przebierać, by być słodkim snem… wyglądasz jak marzenie…- jęknęła cicho Jagoda napierając podbrzuszem na pieszczące ją usta Zosi, ale dotykać… dotykała tylko swoich piersi przez różową koszulkę.
- Cieszę się, że ci się podoba. - Zosia dmuchnęła na przemoczone majteczki Wilgi i powróciła do delikatnych pocałunków. Musiała być ostrożna jeśli nie chciała by kochanka jej tu doszła. Muśnięcie za muśnięciem… to było niczym otwieranie sejfu wytrychem. Delikatne ruchy, nasłuchiwanie… czasami bolesne czekanie, by Jagoda ostygła nieco. Jej ciało drżało, a na policzkach miała rumieńce. A i Zofia musiała radzić sobie z faktem, że była tylko w bieliźnie rozbierana wzrokiem przez spragnioną jego kochankę. Co było też podniecające dla samej rudej kusicielki. Zabawa jednak była przednia, aż…
- Nnnadjeżdża… Patryk, nadjeżżdża.- zauważyła przez okno Jagoda, a i Zosia słyszała silnik jego wozu.
Perka pocałowała na pożegnanie majteczki Wilgi i wstała z klęczek, zabierając swoją sukienkę. Poczuła jak jej własna bielizna jest przemoczona, do tego koronka przyjemnie drażniła nabrzmiałe płatki.
- Ubierz się - Powiedziała rozpalonym głosem, jednocześnie wciągając przez głowę sukienkę. - zagadam go chwilkę.
- Dobry pomysł… założę spódniczkę…- zeskoczywszy ze stołu Jagoda podciągnęła szybko jeansy i pognała do swojego pokoju pospiesznie. A Tarpan zatrzymał się już i Patryk z zapakowanym plecakiem ruszył do drzwi domostwa.
Zosia wyszła na korytarz dopinając sukienkę i wygładziła ją nim otworzyła drzwi.
- Dotarłeś. - Ucieszyła się szczerze, w końcu miały wobec mężczyzny nieco planów.
- Na skrzydłach radości bym tu przyleciał, gdybym nie mógł samochodem.- zażartował Patryk. W jeansach… ale poza tym miał białą koszulę i czarną marynarkę. Bardzo formalnie. - Wyglądasz zjawiskowo.
- A ty tak elegancko, że mam obawy czy mój obiad jest dość dobry. - Perka zaśmiała się. - To wszystko? - Wskazała na plecak.
- Ubrania, broń, amunicja.. za… perfumy wam kupiłem, w ramach prezentu. Marzeniem każdego faceta jest zamieszkać z dwiema atrakcyjnymi kobietami pod jednym dachem.- rzekł wesoło mężczyzna. - Mieszkam niedaleko, jak coś mi braknie to podjadę po prostu.
- Będę miała dla ciebie zadanie. - Zosia wpuściła mężczyznę do środka uznając, że dała kochance wystarczająco dużo czasu. - Jagoda ma beznadziejne korkociągi. Sprawdzimy czy nadajesz się na naszego obrońcę. - Mrugnęła do Patryka i poprowadziła go do kuchni.
- Zmierzę się z każdym wyzwaniem. - odparł dumnie mężczyzna podążając za Zofią.- To jak spędzacie wieczory? Jagoda ma prąd, ale jej babka nie chciała mieć ani telewizji ani radia nawet.
Perka wprowadziła go do kuchni i wydobyła z szafki butelkę wina i korkociąg. Obie rzeczy położyła na stole.
- Przyjechałam dopiero wczoraj i to późno. - Uśmiechnęła się i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że był to zalotny uśmiech. Jej ciało było tak rozpalone, że nie do końca nad nim panowała. - Porozmawiałyśmy, powspominałyśmy, wzięłyśmy kąpiel i padłyśmy.
- Tooo… ciekawie spędzony wieczór.- odparł Patryk sięgając po korkociąg i nie odrywając wzroku od Zofii. Dziewczyna nie była telepatką, ale w tej chwili była pewna, że zna jego myśli. Z pewnością próbował sobie wyobrazić wspólną kąpiel obu kobiet.
Perka uznała, że z przyjemnością popracuje nad wyobrażeniami mężczyzny.
- Nie widziałyśmy się z Jagodą wieki. - Wzięła ze stołu fartuszek, który zrzuciła razem z sukienką i powoli zaczęła składać różową tkaninę. - Chcemy nadrobić ten czas, więc ciężko nam się rozdzielić nawet na chwilę. Tak długo rozmawiałyśmy, że usnęłyśmy w jednym łóżku. - Zaśmiała się. - Wybacz to dziecinne.
- Ale zrozumiałe. Nie będę wam przeszkadzał?- zapytał biorąc się za otwieranie wina. - Nie jestem z rodziny i nie wiem czy powinienem słuchać waszych rozmów. Rodzinne tajemnice winny pozostać w rodzinie. Może powinienem jutro przywieźć jakieś planszówki?
Nie umknał Zosi jego wzrok wędrujący po jej pupie, gdy się pochyliła poskładać fartuszek.
- Och… to nie będzie problem, z przyjemnością się czegoś o tobie dowiem. - Zosia przytuliła różową tkaninę do piersi, unosząc je przy tym delikatnie. - Widziałam dzisiaj twoją stadninę, to imponujący obiekt.
- Wykorzystałem po prostu możliwości okolicy. Hipoterapia jest coraz bardziej ceniona.- zezował w kierunku jej piersi podczas otwierania butelki. A gdy się udało rzekł żartobliwie.- Koziorożec, trzydzieści lat, lubię jeździć konno, zachody słońca, spacery po lesie i… rudowłose… czarnowłose, blondynki, te z zielonymi włosami i niebieskimi też..- dodał ze śmiechem.- Jak widzisz jeszcze nie dopracowałem mojej wizytówki na stronach matrymonialnych. Co do reszty… nie umiem sobie mówić, ale odpowiem na wszystkie pytania.
- Uważałabym z takimi propozycjami. Masz tu dwie samotne kobiety i właśnie otwierasz wino. Pytania mogą być niebezpieczne. - Mrugnęła do niego. - Cieszy mnie, że wymieniłeś mój kolor włosów na pierwszym miejscu.
- Jeśli zapytasz o moje kompromitujące randki, to… cóż… obawiam się że jestem nudny pod tym względem. Dotąd moje romanse były… mdłe. Każdy kończył się zwykłym pożegnaniem… żadnego tłuczenia talerzy.- rzekł z uśmiechem Patryk, a do kuchni weszła Jagoda. Widząc strój Patryka speszyła się.- Nie wiedziałam, że… to tak… oficjalnie.-
Miała bowiem nadal flanelową koszulę na sobie (i pewnie tą samą koszulkę pod nią), a dobrała do nią jeansową spódniczkę do kolana.
- Wyglądasz wspaniale. - Perka podeszła do niej odkładając po drodze na bog fartuszek i ujęła w dłoń końce koszuli. Po chwili rozpięła kilka dolnych guzików i zawiązała kokardę tuż pod piersiami Wilgi. Nie omieszkała przy tym delikatnie dotknąć ich palcami. - A teraz wyglądasz nawet jak kowbojka. Będzie pasowało.
- Wygląda… naprawdę… świetnie.- Patryk się zgadzał z Zosią pod tym względem wędrując łapczywym wzrokiem po odkrytym ciele i podkreślonych piersiach Jagody. Ta czerwieniła się wyraźnie poprawiając nerwowo okulary. A Zosia nie potrafiła zgadnąć, na ile ten rumienic był wywołany wstydem a na ile podnieceniem.
- Dzidzięki… ty też wyglądasz świetnie Patryku. To długo tak gadacie? Może powinnam zostawić was samych. Ja tam dużo nie gadam. Chyba że się zdenerwuję… ale nie wścieknę, po prostu nie panuję wtedy nad językiem. Ale po co wam to mówię skoro oboje wiecie…- rozpoczęła swój monolog Jagoda.
Zosia z rozbawieniem położyła palec na jej wargach.
- Zaraz zatkamy ci czymś tą buzię. - Mrugnęła do kochanki. - A na razie moje gadułki, trzeba rozłożyć obrus i podać jedzenie. - Obróciła się do Patryka. - Cieszę się, że nie tłuczesz talerzy, bo nie ma tu zbyt wiele zastawy.
- To jak dzielimy obowiązki?- zapytał Patryk, a Jagoda wykorzystała okazję by musnąć językiem palec Perki na swoich wargach.
Zosia aż przygryzła wargę. Niechętnie zabrała palec spoglądając jeszcze na Wilgę.
- To Jagoda jest tu gospodynią, niech decyduje. Ja wyciągam jedzenie z piekarnika. - Odsunęła się od kochanki nim ta zrobiła coś co by jeszcze bardziej podnieciło i zabrała się za kończenie posiłku. Gdy założyła rękawice i pochyliła się by otworzyć piekarnik, była niemal pewna, że spojrzenia obu spoczęły na zapięciach pończoch.
Co potwierdzało milczenie obojga. Zamiast zabrać się za robienie czegoś konstruktywnego, gapili się na jej ciało w ciasnej sukience.
- Ttak… to… co robimy… Jagodo?- zapytał w końcu Patryk wykazując nieco więcej siły woli niż młoda czarownica.
- Ty wyjmij talerze… a ja… ja.. rozłożę obrus.- rzekła w końcu Wilga.
Zosia w tym czasie by upewnić się, że jej towarzysze nie będą się nudzić, wydobywając mięso z naczynia, w którym się piekło i polewając je sosem, delikatnie przesuwała stopą po łydce niby się drapiąc.
- Nie gap… się... bo talerze…- Jagoda syknęła cicho, do rozkładającego talerze na stole Patryka. On wykładał. Ona poprawiała. Oboje zerkali na Perkę. Patryk miał trudniej, bo wykorzystywał też okazję, by zerknąć w dekolt Wilgi, podkreślony przez “zmiany kosmetyczne” Perki.
Zosia ustawiła na stole półmisek z parującym mięsem.
- To będzie duże fo pa, jak zdejmę te buciory, prawda? - Uśmiechnęła się do przyglądającej się jej dwójki. - Przez to jeżdżenie i spacery nogi mi odpadają.
- Mi to nie przeszkadza… a tobie Jagódko?- zapytał retorycznie Patryk, ta tylko zaprzeczyła ruchem głowy.
- Jesteście kochani. - Zosia usiadła na krześle i zakładając nogę na nogę tak by gdzieś tam zamajaczyła czerwona bielizna, zaczęła po mału rozsznurowywać buty. - W piekarniku są jeszcze ziemniaczki, a w lodówce sałatka. - Uśmiechnęła się do pozostałej dwójki, ciekawa które pierwsze dopadnie piekarnika by schylając się zajrzeć jej pod spódnicę.
Uczynił to Patryk któy jednak nie miał konkurencji. Nie dlatego że Jagódka nie pragnęła, ale zaczerwieniona jak burak, próbowała uspokoić myśli. Wpatrywała się w talerze układając je tam i z powrotem, niby to poprawiając ich układ. A Patryk… próbował dyskretnie podejrzeć majtki Zosi.
Perka skończyła rozsznurowywać jeden but i zabrała się za drugi, przekładając nogę tak by mężczyzna mógł zobaczyć nieco więcej.
- Jagódko pomożesz mi z nimi? Ciężko je samemu zdjąć.- Uśmiechnęła się ciepło do “kuzynki” dla takich chwil warto było walczyć z wysokim obuwiem.
- Ja… dobrze… dobrze…- wydukała Jagoda, podczas gdy Patryk dłuuugo wyciągał te ziemniaczki, zerkając w kierunku Zofii. Na plus można było mu zaliczyć to, że starał być “dyskretny” w swym podglądaniu.
Jagoda podeszła do Perki i wodziła przez chwilę na granicy buta, by po chwili zacząć go obiema rękami ściągnąć z kochanki. Oczywiście… musiała się przy tym nachylić. A choć jej sukienka nie była dość krótka, by odkryć przed Patrykiem sekretów bielizny malarki. To była wystarczająco ciasna, by opinać wypięte lekko pośladki dziewczyny, ku uciesze zarówno Patryka jak i Zofii.
Perka uniosła wyżej nogę by ułatwić Wildze zadanie, a jednocześnie wynagrodzić jej tą pracę, widokiem własnych przemoczonych majteczek. Jednocześnie odsłoniła się na tyle, że jeśli do tej pory Patryk miał wątpliwości co do tego jak wygląda jej bielizna to powinien je w tej sekundzie stracić.

Rozwiązane buty zeszły gładko z nóg i Zosia odetchnęła z ulgą, stając w samych pończochach na kuchennej podłodze.
- Dziękuję. - Całowała Jagodę w policzek, dyskretnie przesuwając po nim języczkiem i przejmując od czarnowłosej czarownicy swoje obuwie. - Odniosę to do korytarza. - Uśmiechnęła się do stojącego przy piekarniku mężczyzny. - Jakby co też się nie krępuj. Chciałybyśmy byś się tu czuł jak w domu.
- Nie krępuję się. - stwierdził nieco speszony jednak mężczyzna, bo jak się okazało, wybrał trochę za ciasne spodnie. I choć rysunek Wilgi był przesadzony, to nie za bardzo. I reakcja na widoki była dość wyraźna. Nic więc dziwnego, że próbował ją zamaskować niosąc ziemniaki na poziomie bioder.
Perka powstrzymała uśmiech. Wiedziała, że w tej chwili byłby zbyt lubieżny i tak oblizała wargę gdy tylko wyszła na korytarz by odnieść buty. Idąc w stronę drzwi wejściowych nasłuchiwała co też dzieje się w opuszczoną przez nią kuchni. Patryk okazywał się być śmielszym mężczyzną niż się początkowo spodziewała i w sumie… cieszyło ją to.

Odstawiła buty i idąc na palcach ruszyła w drogę powrotną. Wyglądało na to, że nie będą miały bardzo trudnego zadania. Trzeba było tylko w odpowiednim momencie podać mu wywar. Z radości prawie podskoczyła, powstrzymała ją jednak ciekawość. Zatrzymała się krok od drzwi kuchni nasłuchując.
-...anta była zaskoczona, ale miała coś dla ciebie.- słychać było głos Patryka.
- Ccoo?- głos Jagody zadrżał nerwowo.
- Zabawkę którą chciałaś. Nie była pewna czy będzie w twoi guście… jest mniejsza.-
- Jaką zabawkę? - głos malarki nieco drżał.
- Nie każ mi mówić. Wi…-
- Aaa tą.-
- Prezent dla Zofii? Wygląda na przebojową kobietę. Jolanta powiedziała że może być w jej guście, choć nie wyobrażam sobie by go potrzebowała.
Perka pewnym krokiem wkroczyła do kuchni.
- Słyszałam swoje imię. Obgadujecie mnie? - Uśmiechnęła się dając znak, że w ogóle jej taka możliwość nie przeszkadza.
- Ależ nie… tylko rozważamy.- rzekł pospiesznie Patryk patrząc, jak Wilga odruchowo i nieporadnie próbuje ukryć opakowanie z erotyczną zabawką w środku.
- W zasadzie uznałem, że tak piękna i elegancka kobieta jak ty musi mieć powodzenie..- dodał Patryk z uśmiechem próbując zmienić temat.
- Dużo podróżuję. - Zosia ruszyła w kierunku Wilgi. - Nawet jeśli mam powodzenie, to nie sprzyja związkom. Co tam masz? - Sięgnęła za plecy Wilgi, za którymi ta starała się ukryć opakowanie, przywierając przy tym swoimi piersiami do jej biustu.
- Przypuszczam jednak, że na potańcówce w Remizie ciężko by mi było się do ciebie dopchać. - zaśmiał Patryk, gdy w dłonie Perki dostało się pudełko. Śmiech jednak ugrzązł mu w gardle na widok dwóch tulących się dziewcząt, a w spodniach nastąpiło lekkie “ożywienie”.
Perka przejęła pudełko i z zainteresowaniem zaczęła studiować zawartość.
- Raczej nie bywam na potańcówkach. - Uśmiechnęła się do mężczyzny i powróciła do rozpakowywania “prezentu”. - Jeżdżę za pracą, a po kilku godzinach przy zwierzętach zazwyczaj padam snem sprawiedliwych. Och.. to dla mnie? - Spojrzała pytająco na Wilgę.
- Ttak… niespodzianka. Jolanta mmmówiła ponoć, że ci się spodoba. - wymruczała niewyraźnie malarka, gdy Zofia wyjęła długi metaliczny przedmiot, przyjemny w dotyku i o wygodnym przycisku i pokrętle do regulacji wibrowań.
- Jagoda też nie chodzi. Wielka strata dla potańcówek. - zażartował Patryk.
- Nie umiem dobrze tańczyć. I tam bywają tłumy… zresztą podpierałam ściany. - tłumaczyła się malarka.
Perka przez chwilę oglądała zabawkę przesuwając po niej palcami w niedwuznaczny sposób i w końcu przerwała dyskusję naciskając przycisk. Urządzenie zawibrowało delikatnie.
- Kochana Jolanta, załączyła nawet baterie. - Zaśmiała się cicho i spojrzała na Wilgę i Patryka. - To co… siadamy do posiłku?
Sądząc po minach oboje wyobrażali sobie jak Zosia korzysta z prezentu. Patryk jednak pierwsze otrząsnął się z tej “hipnozy” mówiąc. - Jedzmy jedzmy, póki jeszcze nie wystygło.
Zosia wyłączyła wibrator i położyła go na stole, tuż obok jednego z talerzy.
- To wyjmę tą sałatkę, a wy siadajcie. - Podeszła do lodówki i po sekundzie miała już w rękach miskę. - Patryk, nalałbyś nam wina?
- Oczywiście.- odparł szarmancko mężczyzna rozlewając trunek do kieliszków, podczas gdy Wilga grzecznie usiadła obok Zofii, zostawiając ich gościowi miejsce naprzeciw obu kobiet.
Zosia przyniosła ostatnią część obiadu i zabrała się za krojenie mięsa pochylając lekko nad stołem zapewniając przy tym Patrykowi dobry widok na swoje piersi, a Jagodzie na pupę.
- Wracając do tematu, myślę że w okolicy jest wiele atrakcyjnych kobiet, więc z pewnością nie nudzisz się na tych potańcówkach. - Nałożyła Patrykowi kawałek mięsa i wróciła do krojenia.
- Nie narzekam…- nie dziwiło w ogóle czarownicy, że ich gość był deczko… rozkojarzony zerkając dyskretnie na jej biust. - Są ładne panny w okolicy, ale są też i dzielni strażacy. Niemniej… choć parę pannic przykuło moje oko, to nie jestem w żadnym związku. -
Jagoda zaś nie zwracała uwagę na pośladki kochanki, ale tylko dlatego że dłonią sięgnęła do uda Perki i dyskretnie muskała je palcami tuż pod jej sukienką i poza zasięgiem wzroku Patryka.
- Ale wspominałeś, że byłeś. - Perka nałożyła mięso sobie i Jagodzie po czym usiadła ostrożnie na krześle, nie chcąc zgnieść dłoni kochanki. - Zdradzisz nam nieco szczegółów?
- Z takich ważniejszych były trzy… dwa trwały pół roku, jeden półtora. Nie były to szczególnie ogniste romanse…- stwierdził ze śmiechem Patryk. - Pewnie dlatego, że poczciwina ze mnie.-
Zabrał się za posiłek komentując go po chwili. - Bardzo smaczne. Jesteś kobietą wielu talentów Zofio. -
Wilga w tym czasie zabrała się do jedzenia, pochylając twarz, by ukryć rumieńce.
Perka zaśmiała się, sama zabierając się za posiłek.
- Nie powiedziałabym. - Zosia spróbowała dania. Smakowało jak zwykle. Było smaczne, starała się by tak było, ale… jak dla niej nie wyróżniało się niczym szczególnym. Zioła… wszystko to kwestia znajomości ziół. Rozchyliła pod stołem nogi, tak by jej udo zetknęło się z udem Wilgi. - Ale… jako że często w trasie gotuję tylko dla siebie i Ducha, miło usłyszeć że komuś to smakuje.
Podniosła wzrok na Patryka.
- Przyznaję, że zazwyczaj słyszałam odmienną opinię o osobach obcujących z końmi nie raz wypowiadaną przez je same.
- Jaką? - zaciekawił się Patryk, podczas gdy palce Jagody podwinęły rąbek sukienki kochanki i wodziły palcami po skórze kolana delikatnie.
- Że są równie jurni i tak samo hojnie obdarzeni co ich ogiery. - Perka uśmiechnęła się niewinnie, choć jej ciało delikatnie zadrżało od pieszczoty.
Patryk zakrztusił się wpierw, potem popił winem. A następnie zaśmiał. Potem spojrzał na Zofię dodając ze śmiechem. - Nie wątpię, że każdy facet to powie. Acz muszę być szczery… nigdy sobie nie mierzyłem, więc niem czy jest wystarczająco duży. Żadna dotąd nie narzekała… a jurność, cóż… przy pięknych namiętnych kobietach każdy jest ogierem. -
Mrugnął przy tym porozumiewawczo do nich, by wiedziały że je ma na myśli. Jagoda zaczerwieniła się na te słowa. A może dlatego, że palcami podciągnęła sukienkę nieco wyżej i muskała granicę pończochy Zosi?
Perka aż poruszyła nogą ze zniecierpliwienia. Czy Jagoda sięgnie dalej? Była ciekawa czy czarnowłosej wystarczy śmiałości by zająć się kochanką prawie na oczach Patryka… a czy jej wystarczy sił by tego nie okazać.
- Och… skoro nie narzekały to z pewnością nie jest tak duży. - Zosia zachowała niewinną minę pozwalając by jej głos nabrał rzeczowego tonu. - Pozyskiwałam nasienie z ogierów rozpłodowych… uważam że to mogłoby zrobić krzywdę nie jednej kobiecie.
- Najlepiej ocenić własnoręcznie. - urażone męskie ego połączone z alkoholem sprawiło, że Patryk podjął grę. Niemniej popijał wino by dodać sobie animuszu. A palce Jagody podążały w górę ostrożnie muskając udo. Korzystała z faktu, że przekomarzający się mężczyzna, skupił uwagę na Perce.
- Och myślę, że posiadam inne narzędzia pomiarowe niż ręce. - Perka uśmiechnęła się pozwalając by słowa na chwilę zawisły w powietrzu, po czym wskazała na torbę lekarską, którą miała rano przy sobie. - Tam jest miarka.
- To podam ci rano wynik jak mi ją pożyczysz.- zażartował Patryk trochę z rozczarowaniem, trochę z ulgą na obliczu. Dreszczyk przechodzący przez ciała lekarki weterynarii był coraz mocniejszy. Palce Jagody docierały coraz bliżej majteczek.
- Obawiam się, że musiałabym być przy pomiarze. - Perka odchyliła się w krześle odkładając sztućce po skończonym posiłku. Mocniej rozchyliła nogi, zachęcając kochankę. - Sprawdzono, że mężczyźni zawsze dokładają sobie co nieco.
- Tylko jeśli byłabyś w bikini podczas pomiaru. Chciałbym się godnie zaprezentować. - odparł Patryk po nalaniu i wypiciu solidnego kieliszka trunku… dla kurażu. A palce okularnicy dotarły do gniazdka miłości i zaczęły pocierać kwiatuszek Zosi przez koronkę. Malarka jadła najwolniej z nich, skupiona bardziej na dotykaniu kochanki niż posiłku.
- Ach… - Perka powstrzymała jęknięcie szybko przechodząc do odpowiedzi. - Obawiam się, że nie mam stroju kąpielowego. Nieco mi przybyło w ostatnim czasie. - Mówiąc to potarła dłonią obszar tuż powyżej piersi delikatnie sugerując gdzie dokładnie nastąpił wzrost masy. - Ale jeśli satysfakcjonuje cię zwykła bielizna, to coś się znajdzie.
- To kiedy tylko będziesz chciała… pomierzyć. - odparł zadziornie Patryk… po kolejnym kieliszku wina. Palce Jagody zaś wodziły po majteczkach Zofii coraz mocniej i intensywniej.
Perka zaśmiała się nie starając się ukryć rumieńca, który pojawił się na jej twarzy.
- Chyba powinnam się pospieszyć nim zmienisz zdanie. Ale… chyba będę potrzebowała też nieco się napić. - Mrugnęła do niego i wskazała na opróżnioną przez mężczyznę butelkę.
Patryk nie zareagował od razu. Był pewien, że ta rozmowa to tylko przekomarzaniem dla przekomarzania. Zaśmiał się nerwowo i wstał mówiąc.
- Jasne.
Po czym ruszył do szafki z winami, by odkorkować kolejne i napełnić kieliszek kusicielki, w której to pułapkę już wpadał.
Zosia skorzystała z okazji, że mężczyzna był do nich plecami i dolała do jego częściowo opróżnionego kieliszka swojego wywaru. Pozostawało mieć nadzieję, że Patryk wypił już tyle, że nie zwróci na to magiczne rozmnożenie uwagi.
- Mam nadzieję, że nie razi cię ta dyskusja Jagódko. - uśmiechnęła się do siedzącej obok kuzynki.
- Dopóki nie jestem w nią wciągana to nie. - mruknęła cicho gospodynj rozkoszując się swymi palcami na majteczkach kochanki. Patryk zaś, oszołomiony rozwojem sytuacji, dolał powoli wina i sobie i Zofii.
- Przyznaję, że chciałam cię w nią wciągnąć. - Zosia upiła nieco ze swojego kieliszka. - Bo wychodzi na to, że będzie nam potrzebne niezależne jury.
-Nie jestem gotowa by zdjąć coś z siebie. - pisnęła dziewczyna cichutko. A Patryk dodał pocieszająco. - Myślę że Zofia wystarczy… bym dał z siebie wszystko.
- Widzisz. Wystarczyłoby byś sprawdziła czy odpowiednio wykonujemy pomiar. - Perka uśmiechnęła się tym razem obdarzajac tą niewinna minką Jagodę. - A może ty byś go wykonała? Skoro ja mam się prezentować.
-Mmoggę.- zgodziła się wstydliwie okularnica, a Patryk jednym haustem wypił doprawiony trunek.
- Wszystko dla nauki, tak? - zażartował.
Perka udała zamyślenie.
- Hm… w sumie rzeczywiście można to potraktować jako badanie. - Jej głos nabrał żartobliwie poważnego tonu, gdy naśladowała swoją nauczycielkę z liceum. Niczym nauczycielka która chwyta wskaźnik by pokazać na ucznia, ujęła to co miała pod ręką by wskazać na Patryka. Niefortunnym przedmiotem okazał się być wibrator. - Tylko wtedy należy wykonać kilka niezależnych prób. Pytanie tylko… czy obiekt badawczy temu podoła.
- Zależy o jakich próbach mówimy.- stwierdził niepewnym tonem Patryk, który mimo wlanego alkoholu wiedział (a właściwie naiwnie sądził), że sytuacja wyrwała się spod ich kontroli. Ale nic nie mógł zrobić.
- O grupie pomiarów. Potrzebna jest jakaś próba, z której należałoby wyciągnąć średnią. - Perka postukała wibratorem o drugą dłoń. Zaczynała mieć coraz więcej frajdy z tej dyskusji… choć z chęcią przekułaby ją już w jakieś czyny. Majtki dawno przesiąkły a i jej piersi zrobiły się drażniąco ciężkie i nabrzmiałe. Pytanie… kiedy zacznie działać wywar. - Tylko jaka próba byłaby dobra? Dwa pomiary to chyba mało, prawda?
- On nie jest z gumy… nie rozciągnie się ani nie skurczy po wpływem temperatu… - rozbawiony Patryk potarł skroń nieco rozkojarzony. - Chyba za dużo wypiłem.
- Rzeczywiście sporo ubyło. - Perka zdawała się nie zważać na uwagę mężczyzny choć skrycie się ucieszyła. Nie była pewna jak długo mogłaby bawić się w ten cyrk. - Ale… w sumie nie możesz być pewny, prawda? Skoro nigdy go nie mierzyłeś. Może niewielki ruch na pomiarze będzie… To może pięć wystarczy?
- Nie mogę?- elokwencja gdzieś uciekała mężczyźnie. Oddychał ciężko. - Pięć?
- Pięć prób. - Zosia mrugnęła do Wilgi dając jej znak, że chyba czas zmienić lokalizację. Powoli wstała z krzesła nie zważając na zadartą sukienkę i podeszła do mężczyzny stając tuż obok.
- To jak? Zgadzasz się?
- Mam się zgodzić, prawda? - rzekł Patryk po prostu kładąc dłoń na obecnie odsłoniętym udzie Zosi i wodząc nią po skórze aż do jej pośladka. Był to dobry znak. Wywar uśpił jego umysł, ale samcze instynkty, nadal były aktywne. Nie będzie żywym manekinem w łóżku.
- Będzie nam bardzo miło. - Perka przysunęła się bliżej tak, że twarz siedzącego mężczyzny niemal dotknęła jej piersi. A potem rzeczywiście dotknęła, bo Patryk nachylił się i zaczął ją całować przez ubranie nie przerywając macania pośladka czarownicy.
- Więc zgadzam się. - mruknął pomiędzy pieszczotami, czynionymi na oczach Wilgi wyraźnie pobudzonej widokami. Wstała od stołu i zaciskała dłonie na spódniczce w okolicy podbrzusza.
Perka pogładziła włosy mężczyzny.
- Zabierzemy cię wobec tego w miejsce, gdzie będzie nam wygodnie cię zmierzyć, dobrze? - Zamruczała od dotyku męskich dłoni. To było odrobinę za dużo. Pieszczoty Wilgi przed przyjazdem Patryka… w trakcie obiadu… ich spojrzenia, ta rozmowa. Głowa Perki kręciła się i czuła, że jeśli nie da ujścia napięciu to oszaleje. Już teraz była gotowa dosiąść mężczyzny na tym krześle i zmierzyć go po swojemu. Tyle, że… nie taki był plan. Wilga chciała… Wizja kochanki sprawiła że zadrżała mocno. - Szybko. Proszę.
- Tak. - Patryk wstał i dobrze było widać, że będzie co mierzyć. Jego ramię oplotło drobniutką Zosię. Nie oparł się na niej, ale był gotów do poprowadzenia przez nią.
 
Aiko jest offline