Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-06-2018, 16:05   #81
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
łowa Heleny okazały się prawdziwe, gdyż w niedalekiej odległości od zarośli, w których to znaleźli jedną ze strzał Elely, Shee’ra odnalazła trop psowatego stworzenia. Odciski były niewyraźne oraz fragmentaryczne, lecz już sama ich głębokość oraz świeżość podpowiadały, czy wręcz pozwalały na stwierdzenie, iż musiał to być ślad niziołki oraz jej wiernego wierzchowca. Ostatecznie potwierdził to Nazir po tym jak obwąchał tropy. Poszukiwania zaginionej wreszcie można było uznać za warte zachodu.

odążanie śladem Sauga nie należało do zadań trudnych, a po sposobie w jakim układały się tropy, jaka była ich częstotliwość oraz kreślona trasa coraz jaśniejszym stawał się fakt, iż pies poruszał się w niezwykłym pośpiechu. Do tego wszystkiego obierane kierunki nie należały do najbezpieczniejszych, o czym dobitnie świadczyły krople krwi na końcówkach gałązek chaszczy. Wieści te nie nastrajały ich dobrze, a stały się jeszcze gorsze, kiedy to natrafili na większą plamę krwi oraz rozryte podłoże. Miejscem owym było powalone drzewo, a dokładniej wystające niby kolce jego fragmenty rozerwane podczas upadku. Na największym z nich widniały ślady krwi oraz sierści, a także fragmenty skóry. Od tego momentu ślady stały się chaotyczne, lecz wraz z posoką prowadziły w jednym kierunku. Dodatkowo wyraźne wśród tego chaosu odznaczały się odciski butów.

pewnym momencie gdzieś z boku Helena oraz Xhapion usłyszeli dźwięk łamanej gałązki. Wszyscy jak jeden mąż rzucili się ku broni, trwając w oczekiwaniu na atak i wypatrując wrogów. Zapanowała niemal grobowa cisza, lecz nie dla Ivora, bowiem wyłapał on coś niedaleko miejsca, z którego dobiegły ich pierwsze dźwięki. Zza jednym z drzew dostrzegli ramię łuku, a po chwili wysuwające się ostrożnie ciemne oko. Zaraz po nim wyłoniła się cała głowa Elely z dostrzegalnym grymasem ulgi.
Już myślałam, że to koboldy – rzekła opuszczając łuk i wskazując gestem dłoni, by poszli za nią.

oprowadziła ich do starej wilczej nory w jakimś wykrocie. Ujrzeli weń okrwawionego Sauga z opatrzoną wysoko tylną, lewą nogą. Zwierzę wyglądało na trochę wystraszone, a w jego oczach dostrzegli ślady bólu.
Za chwilę miałam zacząć Was szukać, ale najwyraźniej to wy wytropiliście mnie – rzekła uśmiechając się by rozładować napięcie. – po waszych minach widzę, że pragniecie wyjaśnień co się stało. Usiądźmy chwilę, a ja wszystko wyjaśnię.
Tak też uczynili. Przy okazji w ruch poszły manierki oraz suchary, by zaspokoić głód oraz pragnienie, a niziołka poczęła opowiadać:
W chwili, kiedy dziki wpadły w zaklęcie, Saug przestraszył się kakofonii oraz nagłego zamieszania. Musicie zrozumieć, że niezwykle trudno jest wytresować psa tak, by nie obawiał się magii, a tutaj jeszcze doszło zaskoczenie. Do tego mnie nie udało się w porę go opanować i w strachu poniósł przez chaszcze. Niestety zatrzymał się dopiero wówczas, kiedy to nadział się na to powalone drzewo niedaleko. Rozorał sobie nogę, ale udało mi się ją opatrzyć, więc raczej z tego wyjdzie, ale chwilowo o jeździe raczej nie ma mowy. Ale mimo wszystko nie powinno to spowalniać naszej podróży.


raz z odnalezieniem Elely można było kontynuować przerwaną podróż, która przez resztę dnia obyła się bez niespodzianek. Niziołka zabrała na własne barki część rzeczy, które to do tej pory niósł Saug, by odciążyć biedaka. Na całe szczęście dla niej nie było tego dużo. Ogólne tempo marszu nie uległo zmianie, to też jeszcze przed zmierzchem dotarli do wyszczególnionej na mapie podwójnej lipy. To konkretne drzewo górowało nad swoimi sąsiadami, a ich korona skutecznie skrywała duży fragment terenu w swym cieniu. Wokół pnia ziemia była stosunkowo sucha, jak i słabo porośnięta, gdyż ciemności skutecznie tłumiły zapędy młodych pędów.

zczegółowe oględziny okolicy oraz dalekie wypady Nevermore’a oraz Nazira nie wykazały śladów bytności koboldów, ani świeżych, ani starych. Jakby nie patrząc byli jeszcze dość blisko Ostoi, koboldy więc winny wykazywać się ostrożnością i nie wałęsać, jak im się żywnie podoba. W takim wypadku rozbicie obozu w tym miejscu nie był złym pomysłem, zwłaszcza, iż wszystkich oraz każdego z osobna dopadło zmęczenie. Najmocniej odczuwała to Astine, gdyż dopiero teraz nabyte sińce i obtłuczenia wynikłe z ataku lochy poczęły dawać się we znaki.

Jak trafiliście na ogłoszenie Arvana? W Secomber z tego co mi wiadomo nie brakuje pracy dla poszukiwaczy przygód. Dlaczego więc padło akurat na Ostoję i koboldy? – zagadnęła ich Elely. Przypominały jej się w tej chwili jej własne przygody oraz eskapady. To właśnie na jednej z nich poznała Dunina.


oc nie należała do cichych. Co i rusz dało się usłyszeć jakiś szmer, czy szum. A to przemknął jakiś gryzoń, a to gdzieś odezwała się sowa. Dla wartowników cienie wydawały się poruszać między drzewami, a oczyma wyobraźni zmieniały się to w koboldy, a to w wilki, albo i jeszcze jakąś inną wymyślniejszą poczwarę. Nie licząc jednak tych chwil czas upływał nieśpiesznie, a właściwie trudno było to stwierdzić. Gęste korony drzew skutecznie utrudniały dostrzeżenie nieba, a o księżycu nie wspominając. Niemniej noc upłynęła ostatecznie spokojnie. Jedynie raz podczas warty Xhapiona ten wystraszył się, kiedy to mysz przeskoczyła mu po nodze.


zień następny przyniósł ze sobą dobrą pogodę. Promienie słońca przebijały się spomiędzy liści, a sen, jaki by on nie był w tych warunkach, pozwolił im odzyskać siły. Zaczęli od szybkiego posiłku, by następnie przejść do zwijania obozu. Czyniła to w głównej mierze Astine, Ivor oraz Elely, gdyż pozostali potrzebowali czasu na modły, bądź magiczne studia. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, iż od tego zależeć może ich życie, tak więc nie przeszkadzali im.


olejny dzień wyprawy okazał się pod niektórymi względami bardziej owocny od poprzedniego, gdyż z czasem zaczęli natrafiać na coraz liczniejsze oznaki tego, iż koboldy były w okolicy. Odnajdywane ślady były w większości wypadków mocno zatarte i niewyraźne, to też określenie liczebności tychże było niemożliwe, lecz już sam ich stan pozwalał stwierdzić, iż nie były starsze, aniżeli tygodniowe, jak i nie młodsze niż kilkudniowe. Do tego wszystkiego natrafili na zastanawiający trop innego rodzaju. Mianowicie znaleźli dziwnie nieregularne ślady samotnego wilka. Odciskom jego łap brakowało płynności, a do tego ich układ był bardzo specyficzny.

odczas wędrówki Astine dane było poświęcić chwilę, by przyjrzeć się uważniej chmurom, ich ruchowi oraz połączyć to z zachowaniem się wiatru. Również zachowanie zwierząt, głównie ptaków dało jej kilka dodatkowych wskazówek, by wreszcie na podstawie tego wszystkiego dojść do wniosku, iż w najbliższych dniach pogoda powinna utrzymać się mniej więcej taka jaka była obecnie, bądź trochę się poprawić. Zapowiadało się, iż cieplejsze wiatry zaczynają docierać na północ.

rzełom nastąpił w późniejszej fazie dnia, w chwili, gdy dotarli do menhiru tak często wspominanego przez Dunina. Ten jak przewidywano miał postać wielkiego, około trzymetrowego, zwężającego się ku górze głazu. Wyryty był na nim specyficzny symbol, czy też może raczej runa.


ikt z nich jednak nie był w stanie powiedzieć cóż mogła oznaczać. Nikt z wyjątkiem Shee’ry, bowiem była to runa druidyczna oznaczająca wiedzę, mądrość bądź oświecenie. Dla pozostałych o wiele bardziej interesujące było to, co widniało u podnóża, a mianowicie różnego rodzaju ślady koboldów. Począwszy od najzwyklejszych śladów stóp i pazurów, przez resztki dawno zagaszonego ogniska, aż wreszcie po resztki jedzenia. Już z pobieżnych oględzin można było wysnuć wniosek, iż tropy są stosunkowo świeże, mające maksymalnie dwa dni. Tyle wyczytały z nich Elely oraz Astine, lecz druida dostrzegła o wiele więcej. Odcisku stóp bowiem układały się w konkretne wzory, a w resztkach ogniska znalazła zwęglone resztki kadzidła oraz małe kostki. Do tego z dość dużą dozą prawdopodobieństwa mogła przypuszczać, iż koboldów, które tutaj obozowały, było około tuzina, a co najmniej jeden z nich musiał być szamanem.

akby tego wszystkiego było mało, wraz ze zbliżaniem się do menhiru wszyscy z nich, z wyłączeniem Astine oraz Elely, zaczęli wyczuwać magię, która zdawała się jakby emanować z menhiru. Nie było to w żadnym razie nic nieprzyjemnego, przywodziło na myśl raczej ciepło ogniska, niźli chłód grobu. Im bliżej się niego znajdowali, tym silniejsze to było uczucie. Xhapion z Ivorem odnieśli wrażenie jakby w tym miejscu mogli wręcz dotknąć czystego Splotu.

 
Zormar jest offline