Akatsuki no Yona
Czyli rude jest piękne.
Co prawda protagonistka tak nie uważa. Ale spokojnie, stado bizonów wokół niej podtrzymuje ją na duchu.
O czym jest to anime? Ano, księżniczka jest świadkiem śmierci swego ojca, cesarza, sama z trudem umyka śmierci dzięki swemu lojalnemu generałowi. I zaczyna się opowieść o czterech smokach, które to mają prikaz służyć, kochać i nigdy nie zdradzić. Coś jak w udanym związku, nie?
Z tym, że ten związek to z sześcioma mężczyznami i ogranicza się do relacji przyjacielskiej.
No trudno.
Muszę przyznać, że serię oglądało mi się bardzo przyjemnie. Największe zaskoczenie in plus? Główny zły. On naprawdę jest szlachetny (?), prawy (?) i honorowy (?). Tak klasowego villaina jeszcze nie spotkałem. Gdyby mu zależało mógłby księżniczkę dopaść szybko i zgładzić okrutnie. Ale on ma skrupuły i naprawdę chce dobrze dla swego cesarstwa.
Sama protagonistka rozpoczyna serię jako maskotka ekipy. Niemniej, z biegiem czasu, głównie za sprawą swego generała, nabiera tężyzny fizycznej i mentalnej. Yona w końcówce i z początku to zupełnie inne dziewczę.
Grafika zacna, walki, zwłaszcza w wykonaniu Grzmiącej Bestii, imponujące, a żołnierze villaina, całkiem poukładani. Muzyki nie zarejestrowałem, drat.
Dwadzieścia cztery odcinki i to wystarczy by zamknąć pierwszą część serii czyli zbieranie drużyny. Druga część się szykuje. Obejrzą, z pewnością.
Ocena, 7,5/10, brawo.
Cheers |