Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2018, 22:40   #20
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Ismark pospiesznym krokiem doprowadził drużynę do swojego domu.
- Nie było mnie tu przez tydzień. Siostrzyczka pewnie musiała się martwić.
Duża rezydencja stoi za zardzewiałym płotem. Prawe skrzydło bramy stoi uparcie w miejscu, podczas gdy lewe smętnie huśta się na wietrze, jęcząc przy tym ponuro.
Chwasty pokrywają cały teren koło domu, bezczelnie obrastając nawet jego ściany. Jedynie ścieżka prowadząca od bramy do drzwi domu została pozbawiona zielonych, niechcianych gości. Niegdyś piękne, drewniane wykończenia ścian są teraz naznaczone, nosząc ślady potężnych pazurów jakiejś bestii. W oknach nie ma ani odłamka szkła. Wszystkie okna są zabite grubą warstwą desek.
Ismark zapukał do drzwi i krzyknął:
- Ireena! To ja, Ismark! Otwórz drzwi, prędko!
Drzwi po chwili otworzyły się i stanęła w nich piękna, młoda kobieta, o różowej skórze i kasztanownych, długich włosach. Ubrana była w zwiewną, białą suknię. Ci, którzy jej się przyjrzeli dokładniej, z łatwością mogli zobaczyć na jej szyi dwa ślady ugryzień kłów.
- Bracie, tak mi przykro - Jej czerwone, spuchnięte od płaczu oczy ponownie wypełniły się łzami, rzuciła się w objęcia Ismarka. - Ojciec nie żyje. Umarł wczoraj. Strahd ponownie nas nękał w nocy, niech go piekło pochłonie! Tata już nie wytrzymał. Jego serce pękło. Już nie mógł znieść tego co się tu działo. Tak się boję…
- Cii… cii… - uspokajał ją Ismark i dyskretnym skinieniem nakazał drużynie wejść do środka. - Pomścimy go kiedyś, zobaczysz - Pogłaskał ją po głowie i zaprowadził do środka. Upewnił się kilka razy, że odpowiednio zabarykadował drzwi.
Wnętrze rezydencji było stylowo umeblowane. Okna były zabite deskami, a w każdym pokoju wisiały święte symbole Pana Poranka. W jednym z pokojów znajduje się drewniana trumna. Ireene wyjaśniła, że umieściła już tam ojca. Na trumnie leżały ubogie bukiety kwiatów.
- Dlaczego was prześladuje? - zainteresował się Cahnyr. - To te ślady pazurów?
O ugryzieniach nie wspomniał.
Ireene chciała zabrać głos, ale Ismark wciął się jej zanim zdążyła się odezwać.
- Z niewiadomych przyczyn Strahd obrał sobie ją za cel. Powiedziałbym, że to szaleńcza miłość, gdyby nie fakt, że plugastwa kochać nie potrafią.
- A ślady - dodała Ireene - zostawiły jego wilki. Często mu towarzyszą.
- Wiele jest tych wilków? A ten cały Strahd ma wielu popleczników? I czym się zajmuje, prócz napadania na kobiety, które go interesują? Jest rycerzem? Czarownikiem? Przywołuje demony?
- Czy to jakiś wampir czy inne nieumarłe plugastwo? - spytała Mira.
- Jedni mówią, że diabeł, inni, że wampir. Ja obstawiam, że jednak krwiopijca. Te ugryzienia na szyi mojej siostry...- westchnął zmartwiony. - Strahd jest wpływowy. Na pewno ma wielu popleczników. Wszystkich jego wilków nie widziałem. Kto wie ile ich tam chowa.
Hassan wpatrywał się w kobietę jak zauroczony. Po prostu nie mógł oderwać wzroku od jej prześlicznej buzi, wobec czego się nie odzywał. “Zaczynam rozumieć tego Strahda, kimkolwiek jest. Dziewka jest warta piekła!” zawyrokował w myślach. Zamierzał niecnie wykorzystać jednak fakt, że znajdowała się w potrzebie aby ją zdobyć, i kimkolwiek ów Strahd był, czy upiorem czy żywym człekiem, zamierzał przynieść kobiecie jego głowę jako prezent zrękowinowy.

- Czy mówi ci coś nazwa Daggerfford albo Waterdeep? - spytał Cahnyr, wracając do sprawy, która go zaniepokoiła, a której wcześniej nie poruszył. - Albo Wybrzeże Mieczy?
Mężczyzna otworzył szeroko oczy i uniósł brwi.
- Nie. Przepraszam, nigdy nie byłem poza Barovią. Nie jestem Vistana.
- Barovia to nazwa krainy? I jak daleko stąd do Vallaki? - Półelf zadał kolejne pytanie.
- Podróż do Vallaki zazwyczaj zajmuje mi pięć do sześciu godzin. Nigdy nie podróżowałem sam i nigdy bym nie chciał tego robić. To niebezpieczne ziemie. Barovia to nazwa tej doliny, to hrabstwo pod panowaniem bestialskiego Strahda von Zarovicha.
- Kim właściwie jest ten okrutny Strahd von Zarovich? - spytała Celaena.
- To demoniczny baron Barovii. Podobno sama Matka Nocy zesłała go na nas za grzechy przodków...
- I to zapewne jego zamek góruje nad tym miejscem? - dodała zaraz później Alune.
- Tu jest jakiś zamek? - Cahnyr z zaskoczeniem spojrzał na drowkę.
- Tak. Kiedy mgła opada, można dostrzec go w oddali.
- Gdzie jest ta... Barovia? - Hassan wyciągnął swoją mapkę krain północy, na której miał zaznaczone miejsce swojego ostatniego zatrudnienia. - Pokaż paluchem to zobaczymy, gdzie na cztery pierdy dżinów jesteśmy.
Ismark przetarł oczy.
- Przepraszam, dziś chyba za dużo wypiłem - Przyjrzał się dokładnie mapie. - No nieźle. Co to jest? - Szukał palcem jakiekolwiek miejsce, które umiałby rozpoznać, ale nie potrafił niczego skojarzyć.
- Przepraszam, ale nie wiem co to za mapa i co ona przedstawia.
- Jak to co? Północne ziemie barbarzyńców - tu wskazał na nieregularną linię brzegową - O, to jest Wybrzeże Mieczy, a to, tutaj to jest Waterdeep - Wojownik był zdziwiony brakiem wiedzy rozmówcy.
Ismark przyglądał się ze zdziwieniem mapie.
- A więc to - pokazał na całą powierzchnię mapy - leży za Mgłą?
- Hmm…- Hassan poważnie się zaniepokoił.
- Zdaje się, że zabłądziliśmy w coś, czego nie ma na tej mapie. Choć może nie być, nie jest zbyt dokładna - wzruszył ramionami.

Ireene weszła do pokoju z miską wypełnioną fioletowymi owocami pokrojonymi w mniejsze kawałki. Postawiła na środek, tak, aby każdy mógł dosięgnąć.
- Ireene. Jak tylko nasi goście będą gotowi, wyruszymy razem do Vallaki. Proszę, bądź gotowa w każdej chwili.
- Najpierw, to musimy zanieść ciało naszego ojca do świątyni, Ismarku - Twarz Ireene na chwilę przybrała gniewny wyraz - To jest priorytet! Mam nadzieję, że dobrze to rozumiesz i pomożesz mi z tym jutro rano.
Ismark bez słowa skinął głową i sięgnął po kawałek fioletowego owocu i przystawił go do ust. Nie miał apetytu i trudno mu się było dziwić.
- Niedługo pora spać - powiedział.
- Jutro pomożemy wam z pogrzebem, przygotujemy się do drogi, a pojutrze wyruszym - a potem paladyn wstał i ukłonił się lekko przed Ireene i Ismarkiem.
- I składam wam kondolencje z powodu waszego ojca. Dopilnujemy by spoczął w pokoju.
- Ty pomożesz. Na mnie nie liczcie. Płacicie za eskortę, nie za kopanie grobów - W przeciwieństwie do sunity, Alune nie okazała żadnego współczucia wobec straty rodzeństwa - Zmarłego wyrzucisz nawet do rzeki, a ten się nie przejmie. Nie poczuje. W końcu nie żyje.
Z tymi słowami drowka opuściła pokój, postanawiając poszukać sobie miejsca do zapadnięcia w trans bez jakichkolwiek snów i marzeń.
Ireene stała w miejscu, zaciskając pięści.
- Kogo ty przyprowadziłeś, Ismarku. Będziemy bronić się przed potworami, za pomocą potworów? - Jej ręce zaczęły się trząść niekontrolowanie.
- Ireene, przepraszam. Dopiero co ich spotkałem. Są naszą jedyną nadzieją.
- Nie złożę swojego losu w ręce tego monstrum - odpowiedziała ponuro kobieta.
Celaena przygryzła wargi i uderzyła dłonią w stół podnosząc się z krzesła i ruszając za drowką.
- Stój! - zawołała za Alune.
- Słuchaj no, możesz sobie być złym do szpiku kości mrocznym elfem, ale nawet ktoś taki jak ty powinien szanować śmierć, ponieważ tylko wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi, jest ona jedyną pewną rzeczą w życiu każdego… Nie czekaj, zwłaszcza ty, która należy do tych co zadają śmierć na prawo i lewo - Splunęła na ziemię.
- Jak cię słucham, to brzydzę się tym, że płynie we mnie krew twojej rasy. Nie musisz pomagać w uroczystości pogrzebowej, ale nie oczekuj jej od nas jeśli zginiesz po drodze - Odetchnęła głęboko, aby się uspokoić, po czym ruszyła z powrotem do pomieszczenia, gdzie siedziała reszta, oglądając się za drowką przez ramię.
- Naprawdę cieszyłam się, że spotkałam kogoś z twojej rasy, chciałam wiedzieć czym w połowie jestem. I powiem ci, nie ma się z czego cieszyć - Chwyciła za klamkę, czekając jednak chwilę na reakcję Alune.
Mira wstała, podeszła do Alune i spoliczkowała ją za jej słowa... a przynajmniej próbowała, ponieważ dłonią rozwiała chmurkę cienia w miejscu, gdzie wcześniej stała drowka. Ujrzały ją kilka metrów dalej... z cudem gondyjskich eksperymentów w dłoni. Uformowanym z samego mroku pistoletem celowała prosto w głowę Miry. Na dłoni znowu świecił się ten sam dziwny symbol, jaki mogły ujrzeć gdy szukała demona. Jej oczy wyrażały chłód, a na twarzy na próżno było szukać uśmiechu. Widocznie nie bawiło ją ta sytuacja ani trochę, choć widać było, że zastanawiała się czy coś odpowiedzieć, czy jednak nie.

- Myśl se co chcesz o zmarłych, ale trzymaj może czasem język za zębami, żmijo jedna - rzekła wściekle.
- Jeśli tylko tyle macie do powiedzenia, to ja już pójdę - odparła beznamiętnie, opuszczając rękę, w której trzymała broń, i odwróciła się plecami do obu kobiet, skierując swe kroki w jakiś inny zakamarek domostwa. One nie rozumiały... i by nie zrozumiały nawet, gdyby im powiedziała. Nie widziała więc sensu w dyskutowaniu na temat jej czynów z rasowymi bękartami. Wzięła dwa głębokie wdechy na uspokojenie, nim jej wewnętrzne "ja" wyszło na wierzch. Nie chciała używać swoich mocy przeciw jedynym mogącym zaprowadzić porządek w tym bajzlu, ale jeśli ją zmuszą, to dopiero wtedy się będzie zastanawiać.
Cely widząc jak Mira zaczyna wpadać w wściekłość złapała ją za ramię:
- Mira, nie warto, powiedziałyśmy jej co myślimy o jej zachowaniu, nie wdawajmy się z nią w burdę, a przynajmniej nie w cudzym domu. Wracajmy do gospodarzy i reszty - Puściła ramię pół-orczycy i ruszyła z powrotem do poprzedniego pokoju, posyłając ostatni raz gniewne spojrzenie w stronę drowki.

Ireene nieświadomie otworzyła usta. Oparła się o ścianę i przysłuchiwała się wymianie słów dziwacznych istot, które widziała pierwszy raz w całym życiu.
Ismark podniósł się z krzesła i uniósł przerażony ręce do góry, łapiąc się za głowę.
- Obiecuję, że jeszcze tylko jedna podła uwaga ze strony tej istoty, a rzucę się w objęcia Strahda! - szepnęła Ireene do Ismarka.
Mężczyzna westchnął ciężko.
Hassan złapał się za głowę, widząc głupotę swoich towarzyszy, ich barbarzyński brak ogłady i absolutnie niedopuszczalną obrazę dla gospodarza. W jego kraju za coś takiego traciło się honor, a honor dla wojownika był czymś, co cenił najbardziej.
- Maelumat ean alrueb, ear ealaa lana… - zajęczał kryjąc twarz w dłoniach ze wstydu.
Obok paladyn zrobił dokładnie to samo. Z głośnym klaśnięciem rękawica znalazła się na jego twarzy. Wiedział że na pospólstwo nie ma co liczyć, ale to przekroczyło wszelkie jego pojęcie.
- Sune, za co? Za co? Co zrobiłem, że się muszę z nimi męczyć? To już wolę te potwory - powtarzał po cichu.
- Uważaj, bo ci się spełni - powiedział cicho Cahnyr.
Zaistniałej sytuacji nie skomentował, chociaż szczera wypowiedź drowki zdecydowanie mu się nie spodobała.
Celaena usiadła z powrotem na miejscu z którego przed chwilą się zerwała:
- Xsa'us ssindossa, za jakie grzechy musiała się napatoczyć - burczała do siebie pod nosem, po czym spojrzała na zszokowaną minę Ireene.
- Proszę mi wybaczyć moje zachowanie, ale wyprowadziła mnie z równowagi. Naprawdę wstyd mi za to, że nie zapanowałam nad swoimi emocjami. To chyba zmęczenie, gdzie moglibyśmy położyć się do snu? - zapytała przepraszającym tonem.
- Tak, możecie - wydusił z siebie Ismark - ale coś takiego nie może się więcej powtórzyć. Zbyt wiele niebezpieczeństwa jest wokół nas, abyśmy mogli sobie pozwalać na dalsze zagrożenia. Chcemy czuć się bezpieczni ze strony… tych, którzy nam pomagają. Proszę, każdy pokój ze wszystkich trzech, na końcu korytarza, zawiera albo łóżka, albo koce, którymi możecie się przykryć. Przepraszam, że mamy tylko cztery łóżka dla was, ale nie spodziewałem się tak dużej grupy.
- To my raz jeszcze przepraszamy za ten incydent - powiedział Cahnyr. - I nie potrzebujemy żadnych wygód. Dach nad głową wystarczy w zupełności.
- Też mogę spać na podłodze. Garść siana i ciepły kominek mi wystarczą. Kobiety powinny się wyspać, bo chyba coś nie są...dysponowane - Hassan szukał odpowiedniego słowa widząc dokoła zbyt wiele gorących łbów
- A bo słówka na pewno dotrą do drowa… - mruknęła pół-orczyca, idąc za łuczniczką, którą to lubiła coraz mniej. - A ty dokąd? To nawet nie twój dom! - dodała wściekle, usiłując złapać ją za kark i zaciągnąć z powrotem do pokoju. - Idziesz do nich grzecznie i mówisz przepraszam, jasne?

Cely słysząc, że za drzwiami jest jakiś rumor, a Mira dalej nie wraca wybiega za drzwi.
- Co wy na bogów wyprawiacie? Mira, mówiłam, żebyś dała sobie z nią spokój! - zaklinaczka widząc, że obie kobiety na nią nie reagują postanowiła zadziałać inaczej:
- Dość! Jeśli w tej chwili nie przestaniecie to zrobi się tu naprawdę gorąco. I to w dosłownym tego słowa znaczeniu! - Pół-elfka zaczęła wykonywać ruchy i wypowiadać słowa, które mogłyby być zapowiedzią rzuconego zaklęcia, jednak była to tylko gra, mająca na celu zastraszyć drowkę i pół-orczycę.

- Ja jestem bardzo spokojna, zaprowadzę tylko naszą znajomą do pokoju, ta ładnie przeprosi gospodarza i po krzyku. Prawda, że ładnie przeprosi gospodarza? - Pół-orczyca spojrzała stanowczo na drowkę.
Gdy usłyszała groźbę półdrowki, w tej całej szamotanine elfka celowo się ustawiła tak, by znaleźć się pomiędzy Cely a Mirą. Na pewno trudno było to nazwać zdrowym rozsądkiem, gdy ktoś grozi miotaniem ognistymi pociskami, a druga osoba ustawia się bezpośrednio na linii strzału.
Ale tak się stało. Alune utrzymywała tą pozycję przez dłuższą chwilę, aż zawiedziona westchnęła i syknęła cicho jakieś krótkie słowo brzmiące tajemną energią. Znamię na dłoni rozbłysnęło... i rozpłynęła się znowu w kłąb cienia, który przemieścił się kilka metrów poza zasięg półorczycy.
- Nie interesuje mnie wasze poczucie powinności - powiedziała gniewnie Alune, gdy jej forma znowu przybrała stałą postać, a jej broń zmieniła się w cienisty flamberg oparty o jej ramię. Jelec broni był wymodelowany na styl kruczych skrzydeł. Otworzyła jeszcze usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.
- Dość! - zakrzyknął Hassan. - Obie się uspokójcie. To co robicie obraża naszych gospodarzy, obraża mnie i resztę nas tu siedzących. Schować broń i siadać. Jeszcze się nazabijacie. Są wiedźmy do zabicia, czy inne skurwysyny tylko czekające na wasze głupie łby! - Hassan wziął glewię w rękę i ścisnął drzewce tak, że zatrzeszczało. Wąs też niebezpiecznie mu się najeżył.
- Alune, jak nie pasuje ci nasze poczucie powinności, twoja sprawa. Na pewno będą tam skarby do zrabowania, i majątek zabitych a warto połączyć siły.. Byłem żołnierzem, wiem co to zabieranie łupu pokonanym i nie mierzi mnie to, ale potrzebuję zdyscyplinowanych kompanów...Chcesz z nami rozlewać krew, czy mam rozlać twoją? Wybieraj! - huknął wojownik.
Celaena podniosła pewnie głowę do góry i posłała drowce triumfalne spojrzenie. Reakcja wojownika na obecną sytuację sprawiła, że zaklinaczka poczuła pewną przewagę nad mroczną elfką, nawet jeśli sama miała za chwilę otrzymać jakąś reprymendę od Hassana lub pozostałych towarzyszy.
- Ech... Nesstren. Zawsze tacy sami - skomentowała Alune pod nosem, wykrzywiając nieprzyjemnie twarz.
- Jeśli szukasz tych, co zaczęli używać siły, wojowniku, wpierw spójrz na swoje towarzyszki. Jeśli grozisz mi śmiercią, to zapraszam za mną. Bronić się nie mam zamiaru - posyłając jeszcze ostatnie nieprzyjemne spojrzenie swych czerwonych oczu w stronę półdrowki, oddała cieniom swą broń, wygaszając znamię i ponownie podjęła swój marsz w bliżej nieokreslone miejsce domu. Straciła wystarczająco dużo czasu.
- Nie gorączkuj się już tak, ja tam nie chciałam nikogo tu zabić. Nie jestem pewna czy każdy tu ma taki zamiar… - Posłała Alune wymowne spojrzenie - …ale bez “wy”. Wracamy teraz wszyscy do gospodarza, co po niektórzy go przepraszają… - Niemal krzyknęła za odchodzącą drowką, po czym ponownie zwróciła się do reszty towarzyszy. - …i idziemy spać. Uzbrojeni i po winie nie powinniśmy się kłócić.
Celaena spojrzała na przyjaciółkę z osłupieniem.
- No ja nie wierzę…Ta małpa zachowuje się arogancko i szujowato, ale jeśli chodzi o “fizyczną” część tej sprzeczki to ty ją moja droga zaczęłaś! Mówiłam ci, że masz ją zostawić i wracać ze mną do reszty.
- Och przepraszam bardzo, karku jej nie przetrąciłam, ani kości nie połamałam - odpowiedziała pół-orczyca, nie do końca rozumiejąc pretensji użytkowniczki magii. - Ot, raptem chciałam jej liścia dać, coby się ogarnęła. Wielkie mi halo, ze szkła nie jest.
- Przy twojej sile nie jeden może być jak ze szkła, szczególnie kiedy jesteś wkurzona - rzuciła zaklinaczka.
- Och, uwierz mi, żeby narobić komuś czegoś więcej niż siniaków trzeba ci czegoś więcej niż samej siły. Spytaj Dejana, jeśli chcesz.
- Myślę, że dałabyś radę. Jak ostatnio ze szczęścia mnie przytuliłaś, to myślałam, że złamiesz mi żebra - Pół-drowka odpowiedziała jakby z lekkim wyrzutem.
- Och, poniosło mnie bo myślałam że ghul cię zabił! I przytuliłam cię z całej siły, zamiast się powstrzymywać, proszę o wybaczenie, ale nie jestem golemem - rzuciła wściekle, a do oczu napłynęło jej kilka łez. - Ale dobrze! Niechaj ci będzie, nie będę się już starać, żeby w tej drużynie nie było takich żmij! Najlepiej się pozabijajmy wszyscy w nocy z nienawiści! Dobranoc! - dodała wściekła, po czym ruszyła do najbliższego z pokojów gościnnych.
Cely spoglądała przez chwilę na odchodzącą towarzyszkę z gniewnym spojrzeniem, jednak po chwili coś w niej pękło i jej twarz spochmurniała.
- Chyba obie musimy ochłonąć - westchnęła. - Dzisiaj dam jej od siebie odpocząć, a jutro ją przeproszę… Czy będzie dla was problemem panowie jeśli położę się spać w jednym z pokoi w którym śpicie? Mogę nawet spać na podłodze, w sumie zasłużyłam. Może gdybym się nie zerwała za tą głupią drowką, to Mira też by z nią nie polazła…
- Z chęcią cię przygarnę - powiedział Cahnyr. - Ponoć nie chrapię. W każdym razie nikt jeszcze nie narzekał.
- Jestem tak padnięta, że nawet jakby to nie sądzę by mi to przeszkadzało - Celaena odpowiedziała Cahnyrowi.
Hassan pokręcił głową ale ogólnie był zadowolony, że kobiety w końcu ogarnęły swoją wściekłość. Odłożył glewię pod ścianę i widząc, że pozostali raczej udają się na odpoczynek, sam znalazł sobie legowisko w postaci jednego z krzeseł i kominka, przed którym zamierzał zlec. Długo nie mogąc zasnąć, wyciągnął lutnię i cicho na niej brzdąkał, z oczami zapatrzonymi w ogień.
 
Asmodian jest offline