Galaretowaty potwór wrszcie padł, co Esmond przyjął z niekłamaną ulgą. Przez dłuższą chwilę miał wrażenie, że nigdy sobie nie poradzą z tym potwornym, żarłocznym, plującym kwasem nie-wiadomo-czym.
Na szczęście udało się, a potwór (zapewne z wdzięczności) podzielił się z tymi, co uwolnili go od paskudnego życia, paroma cennymi drobiazgami, które Esmond postanowił pozostawić w rękach tych, co mieli więcej krzepy i mogli nosić większe ciężary. On sam zaopiekował się jedynie niewielkim medalionem, ważaycm tyle, co nic.
- Sir Erskine, rozwal, proszę, tę tubę - powiedział, wskazując na pojemnik, w którym uwięziony był śnieżny leopard. - Ale tak ostrożnie, by nie zrobić krzywdy temu zwierzaczkowi.
Miał zamiar zabrać biedaka do obozu, nawet gdyby trzeba go było nieść. Był przekonany, że z najgorszymi potworami już sobie poradzili, a do zwiedzania pozostało bardzo niewiele.
- Co teraz? - spytał Olafa. - Coś jeszcze zostało do zrobienia? |