Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2018, 03:35   #227
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 30 05:30 h; 0.68 ja do Dagon V (102 850 000 km)

Układ Dagon; 5:30 h po skoku; 0.68 ja od Dagon V; pokład “Archeon”




Dziób; seg 3; pokł C; mostek; Tichy i Prya



W tym tempie powinno jeszcze zająć jakąś godzinę nim “Archeon” doleci na tyle blisko do Dagona V by myśleć o cumowaniu na podobnej orbicie gazowego giganta co dryfujące tam statki. Łatwiej i szybciej było więc wysłać przodem “taksówkę” w postaci dropshipa no ale sądząc po stanie technicznym pokazywanym przez czujniki Alex i tym co mówili przez radio członkowie załogi którzy przy nim przebywali to jednak mogło trochę potrwać przywrócenie go do stanu lotnego.

Żaden zdryfujących statków nie reagował na zbliżającą się ciąglę jednostkę kosmicznych awanturników. Frachtowiec długi na kilkaset metrów wciąż monotonnie wysyłał sygnały z responderów tak jak powinien to robić. Ale skany korwety, jak dotąd, nie wyłapały żadnego rozpoznawalnego sygnału z tej jednostki. Ta mniejsza, korweta nadal w ogóle nie wykazywała żadnych śladów propagacji w żadnym, wykrywalnym przez skany zakresie. Dalej więc była jak przyklejona nadbudówka do tej większej jednostki. Obie jednostki wyglądały więc na porzucone chociaż na frachtowcu widocznie działały jeszcze jakieś automaty.

Na pokładzie sytuacja pod względem technicznym i awaryjnym nie zmieniła się za bardzo i co było rozwalona albo działało jak trzeba no to nadal było rozwalone albo działało jak trzeba. Czwórka załogantów wedle czujników Alex po krótkim zebraniu się w ładowni przy dropshipie rozpłynęła się ponownie po jednostce choć tym razem nie w tej czujnikowej czarnej dziurze. Alex z komputerową precyzją odmierzała też czas jaki pozostał Jeanowi. W rezerwowej butli pozostało mu tlenu na jakiś kwadrans.



Dziób; Seg 3; Pokł D; kajuta Drake’a; Drake i Nivi



Właściwie ciężko było powiedzieć czy to Drake i Nivi podryfowali za Rohanem i jego sześcianem czy na odwrót. Po prostu większość część trasy mieli wspólną. Ot, przelecieć przez ładownię a potem zejść piętro niżej, na poziom D na jakim znajdowały się i laby i kajuty. Dopiero w przedziale mieszkalnym rozdzielili się i Rohan z MiTsu podryfowali do medlabu a kanonier i biolog poodbijali się od ścian i sufitów dalej aż skręcili do kajuty Drake’a.

Drake zorientował się, że owa “drzazga” wielkości ludzkiej sylwetki jaka przebiła się przez całą ładownię latacza szczęśliwie omijając kabinę czy silniki wymaga sporej precyzji. Bez wypalacza który został w maszynowni na zdewastowanej rufie było trudno usunąć tą przeszkodę. Alternatywą były ładunki wybuchowe. No ale nie takie zwykłe.

Pierwszą przeszkodą była solidność materiału jaki planował wysadzić. W końcu był to fragment zewnętrznej burty więc z założenia był mocny i tak oporny jak to tylko było możliwe. Więc ładunek musiał być mocny, zwykły granat, pocisk czy rakieta nie miała szans go ruszyć. Po drugie nie mógł być to zwykły ładunek bo rosnąca kula wybuchu zapewne zdwastowała by dropshipa do reszty. Czyli zostawał jakiś rodzaj ukierunkowanego wybuchu.

Ale w miarę gdy zastanawiał się i zestawiał w głowie tabele siły wybuchu różnych materiałów wybuchowych do siły odporności innych materiałów z jakich zbudowana była burta to coraz bardziej tracił na pewności czy to co posiadał w kabinie by wystarczyło. Może głowica którejś z antyrakiet? Albo nawet torpedy? Tak, takie ustrojstwa chyba powinny wystarczyć i z założenia miały kierunkowe działanie a przynajmniej on potrafił z zapasów wybrać takie typowo przeciwpancerne które kumulowały siłę uderzenia do przodu jak dziurkacz rozgrzanej plazmy. Bo zwykły plastik i inny ręczny sprzęt standardowej piechoty to mógł być jednak niewystarczający. Chyba, żeby powtarzać nie wiadomo ile razy. Ale każda eksplozja niosła ryzyko kolejnych uszkodzeń dropshipa. No i antyrakiety i torpedy były w magazynie torped w dolnych pokładach dziobowych a wypalacz był na rufie. Jedne i drugie trzeba by rozmontować i przywlec do ładowni. Z tego wszystkiego najbliżej i najbardziej poręczne były podręczne materiały wybuchowe jakie były w zbrojowni no albo u niego w kajucie.

Do rozmontowania i torpedy i antyrakiety były podobnym wyzwaniem. Ale głowicami antyrakiet było łatwiej manewrować w pozbawionych grawitacji korytarzach. No i magazyn torped był dużo bliżej niż maszynownia z pozostawionym tam wypalaczem. I w tej prawie nie zdewastowanej części dziobowej bo udało się zestrzelić podgłowicę torpedy która leciała od frontu.

Tak dotarli we dwójkę do kajuty artylerzysty. Drzwi otwarły się bez problemów ale w środku ukazał się chaos dryfujących rzeczy. Nie odbiegało to od tego co działo się w innych sektorach okrętu ale jednak ten chaos, we własnych czterech ścianach wydawał się jakiś bardziej osobisty. Gdy widziało się dryfujące bezwładnie ubrania, buty i różne bibeloty które ostatnio gdy właściciel opuszczał pomieszczenie gdzieś leżały albo wisiały. A teraz tworzyły zawiesinę różnych gratów poruszających się ospale jak zamieć uchwycona na spowolnionym filmie.

Rudowłosa biolog wleciała do kajuty artylerzysty zaraz po nim. Jednak w panującym rozgardiaszu wywołanym efektami kosmicznej walki, trafień i braku ciążenia dostrzegła coś co poczuła jak serce żywiej jej uderza w piersi. Kratkę wentylacji też gdzieś wywaliło bo w ścianie ziała ciemna dziura otworu wentylacyjnego. A w nim… Coś się poruszyło? Przemknęło? Biolog nie była pewna bo zauważyła to tylko kątem oka. A gdy wróciła spojrzeniem widziała już tylko czerń prostokątnego otworu. Próbowała odtworzyć ledwo majaczący na siatkówce obraz sprzed sekund. Ruch? Coś giętkiego. Jak linka albo kabel powiewający na powiewie jaki zawsze panował w wentylacji. A przynajmniej powinien. Ale może coś innego? Ogon? Szczurzy? Czegoś innego? No ale teraz nic nie było widać. Jedynie czerń otworu. Widziała go ponad hełmem kanoniera. Zostali sami. Rohan ze swoim robotem polecieli dalej do medlaba, Abe chyba został w ładowni więc zostali sami w kajucie kanoniera. I z tą ziejącą czernią dziurą po kratce wentylacyjnej.



Śródokręcie; seg 4; pokł D; medlab; Rohan



- Rohan jakiś czas temu włączyły się respondery na frachtowcu. I więcej informacji o tej jednostce nie mamy o jej aktualnym stanie. Jak chcesz poczytać więcej o tym modelu to popytaj Alex, znalazła coś na ten temat. Ale to nadal nic nie mówi o tym co tam jest teraz. A dropshipa uszykujcie bo korwetą dolecimy na miejsce za jakąś godzinę. Będzie dropship to pomyślimy kto i po co ma tam lecieć. A teraz nie ma sensu tracić czas na czcze planowanie. Chciałbym dlatego wiedzieć jak wygląda sprawa z dropshipem. Uda się go przywrócić do stanu latającego? I kiedy? - Tichy odpowiedział właściwie na pytanie głównego inżyniera ale właściwie mówił do całej załogi. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że przy wytracaniu prędkości kosmiczna jednostka robi się ociężała i mułowata. Wszelkie manewry zwiększają ryzyko kłopotów. Zwłaszcza jeśli jednostka była tak poważnie uszkodzona jak ich. Dlatego o wiele lepiej było posłać do tego czego się dało “taksówkę”. Nawet sam manewr orbitowania na gazowym gigancie nie musiał być jednoznaczny z przybijaniem o burty którejś z tych dwóch już dryfujących jednostek. To też bezpieczniej było zrobić za pomocą dropshipa.

Inżynier zdawał sobie też sprawę, że z tym uszkodzeniem dropshipa to był wielki fart i niefart jednocześnie. Na pewno pechem było to, że odłamki, w tym ten duży, trafiły w latacza. Ale na pewno fartem jest, że przebiły się przez ładownię czyli właściwie puste miejsce, nie uszkadzając ani silników ani kabiny. A takie trafienie, lewo kilka kroków dalej, definitywnie wyłączyłoby latacza z użytkowania w perspektywie tej godziny albo i w ogóle.

Na tych rozmyślaniach i rozmowach zeszło głównemu inżynierowi do momentu rozstania z kanonierem i biolog. Został sam. Z Mi Tsu. Ale sześcienny robot jakoś niezbyt dodawał otuchy tak jak żywy kolega czy koleżanka z załogi. Był sam. I sam musiał mijać kolejne drzwi i korytarze. Dobrze, że od przedziału mieszkalnego do laboratoryjnego nie było tak daleko. I działały światła. Chociaż bez grawitacji wszędzie sie coś walało i akurat przy działajacym świetle wszystko widziane kątem oka wydawało się kitrać coś podejrzanego. Gdy się tam spojrzało na wprost okazywało się, że to kolejne zawieszone w przestrzeni krzesło, ubranie czy talerz. Ale przecież człowiek nie mógł się non stop oglądać na boki i za ramię. Na dłuższą metę było to bardzo wyczerpujące psychicznie. Jak chodzenie po polu minowym gdzie każdy krok mógł być ostatnim. A przecież dziewczyny zostały zaatakowane nie tak dawno temu, właśnie gdzieś w tej okolicy. Rohan czuł jak od tego nieustajacego stresu pocą mu się dłonie pod rękawicami. Chwila ulgi jaką przyniosło spotkanie w większej grupie w ładowni szybko minęła ledwo rozstał się z dwójką jaka udała się po ładunki wybuchowe do kajuty kanoniera. Teraz był sam. I te puste, bezludne sale i orytarze przez jakie dryfował z Mi Tsu zdawały się przypominać o tym w każdej chwili.

Jednak dotarł wreszcie do medlaba gdzie zostawił swój energetyczny młot cało i bez przygód. Drzwi rozsunęły się z cichym szelestem odsłaniajac domenę Lindy. Samą właścicielkę zobaczył od razu. Leżała nieprzytomna albo śpiąca przypięta do łóżka. Dostrzegł swoj młot, dokładnie tam gdzie go jakieś pół godziny wcześniej zostawił. Pół godziny a ile się zmieniło. Wówczas nnieprzytomna obecnie kobieta leżąca na łózku we własnym gabinecie kazała jemu i kanonierowi przeszukać rufę by spróbować odnaleźć zaginionego Jeana któremu kończył się tlen w butli. Teraz już Jeanowi pewnie skończył się tlen w głównej butli i niewiele zostało mu w rezerwowej o ile w ogóle jeszcze gdzieś był i żył na “Archaonie”, zastępczyni dowódcy była wyłączona z akcji nie wiadomo na jak długo a on sam znowu był w tym samym pomieszczeniu chociaż bez Jeana ani choćby informacji o nim. Ale obecne Linda i tak nie była w stanie przjąć jego meldunku.

Wzrok za to siłą rzeczy kierował się ku plamie ciemności. Cała oddzielna sekcja izolatki, ocięta od reszty medlabu hermetycznymi ścianami świeciła ciemnością. Widocznie nawaliło tam światło. Jak żarówka to trzeba było wejść do środka i wymienić żarówkę. Jak jakieś przepiecie to zależy jakie. W optymistycznej wersji wystarczyło wymienić bezpieczniki w klapce technicznej w samym medlabie jak coś więcej to w klapce na końcu korytarza odpowiadającej za ten szereg pomieszczeń a jak jeszcze bardziej się posypało no to przy grodzi, w rozrządzie odpowiedzialnej za cały pokład na tym segmencie. Ale gdzie indziej a nawet w samym medlabie światła działały więc największe szanse były na rozwalenie się żarówki.

Bystre oczy głównego inżyniera dostrzegły coś jeszcze. Z medlabu padało światło na izolatkę i chociaż spora część odbijała się o oślepiajac potencjalnego obserwatora na tyle, że trudno było dojrzeć co się dzieje wewnątrz to jedna dostrzegł zarys ludzkich sylwetek w skafandrach. Były tam. Widział ledwo zarys. Jedną nieprzytomną twarz z lekko rozchylonymi ustami i drugą z tym stworem który zasłaniał jej twarz.



Śródokręcie; ładownia; Pokł C; dropship; Abe



No i zostawili go samego. Abe nie był pewny czy to Drake bujnął się z Nivi, Nivi z Drakem, czy ta dwójka podryfowała za Rohanem i jego robotem czy on za nimi no koniec końców został w ładowni sam. W ładowni która była największą pustą przestrzenią na korwecie, gdzie swobodnie buszowała sobie kosmiczna próżnia, światła praktycznie nie działały więc otaczał go mrok i zawieszone w powietrzy klamoty. Na tle nielicznych, działających jeszcze świateł widział rozpruty od góry kontener jaki zabrali z Memphis. A raczej jego poszarpane kontury.

I co miał teraz zrobić? Lecieć za resztą przytomnej załogi? Zająć się dropshipem? Pogadać z mostkiem? Drobniejszymi przestrzelinami w kadlubie latacza można się było zająć w miarę od ręki i było to dość proste. Wystarczyło zalepić je łatami które gdzieś tutaj były. Znaczy powinny. W magazynie z częściami zapasowymi. Tylko polecieć tam samemu czy czekać aż ktoś z reszty wróci? Z tą “drzazgą” nie było szans poradzić sobie bez wypalacza albo czegoś podobnego. Przecież to był fragment burty korwety więc żadne ręczne narzędzie tego nie sforsuje. To samo co niedawno było z przebijaniem się przez pokłady by przeciągnąć wiązkę energetyczną. Może jakimś siłownikiem coś by się zdziałało. Ale też trzeba by go poszukać w tej zagraconej ładowni bo “gdzieś tutaj” był. O ile jeszcze był i go nie wywiało przy trafieniu. Ale latać po ładowni samemu? A może zamknąć się w kabinie dropshipa i poczekać aż reszta wróci? Kabina wyglądała na szczelną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline