Trzech ludzi zostało na straży Ratusza.
Diuk idąc powoli, by schowane papiery nie wysunęły się spod koszuli i utykając nieco ze względu na sakiewkę w bucie i inne papierzyska w gaciach dotarł z resztą do garnizonu i zameldował się Gustawowi.
I gdy już myślał, że kradzież uszła mu na sucho, od bramy dobiegł go głos zasapanego Burmistrza.
- Zabrali! Papiery! Ukradli! - a po kilku kolejnych oddechach, gdy razem z jednym z zostawionych na straży kuszników dotarł do Gustawa, wyjaśnił więcej -Umowa była w Ratuszu, kto i po ile się składa na łapó... na okup dla Brocka. I nie ma! Inne papiery też poginęły.