Galeb miał przemożne wrażenie, że Detlef od czasów Azul przytył to i owo. Zdołał jednak go przytargać do lazaretu i ułożyć pośród rannych. Ostrożnie zdjął mu hełm i napierśnik. Pozostałe elementy wolał pozostawić sanitariuszom. Tyle szczęścia, że żadna z ran nie wyglądała na śmiertelną. To tylko ich mnogość zdołała zamęczyć kaprala do tego stopnia, że ten padł jak kawka.
W ogóle panował bałagan i rozgardiasz. Ludzie biegali, coś się paliło pod garnizonem jeszcze chwilę temu. Dym, brud i smród. Ranni ściągali ze wszystkich stron miasta. Ktoś coś gadał o jeńcach, ktoś coś o martwych i ich chowaniu. Kowal Run przejął się głównie krasnoludami. Ci którzy przetrwali mieli poparzenia i czekało ich istne piekło związane z zaleczaniem ran, zrywaniem bandaży i gojeniem na nowo. W końcu ocucono Detlefa, ale i tak był chyba "nie do działania". Galeb dał sobie przemyć poparzenia i je zasmarować. Wypił też trochę wody, aby nawilżyć podrażnione gardło.
Potem ruszył na "zwiedzanie garnizonu".
Pojawiły się problemy organizacyjne. Przybył Gustaw von Grunnenberg i przyprowadził wsparcie od tego sprzedawczyka Brocka. Co teraz zrobi sierżant? Jak to wszystko ogarnie? Tak czy tak sierżant sam go do siebie przywołał i wydał polecenie. Sensowne. Jeszcze kilku krasnoludów powinno być na chodzie, więc będzie z kim pójść na mury. - Przekażę prośbę. - rzekł krasnolud kiwając głową.
Pojawienie się kolejnego z Ostatnich nie zwróciło jego uwagi. Galeb minął się z nim bez spojrzenia. Jednak uwagę przykuło pojawienie się Burmistrza i rewelacje o kradzieży. I nagła reakcja kaprala Tophera. Krasnolud uważnie zlustrował masywnego żołdaka, potem popatrzył na Burmistrza, a potem na Grunnenberga. Nie wiedział jakie relacje łączą Ostatnich, ani jakie mają układy z władyką miasta. Ale nie lubił takich wałów. I nienawidził złodziejstwa.
- Uderz w stół, a nożyce się odezwą. - głos krasnoluda rozległ się gdzieś za plecami burmistrza i Diuka - Nie żeby coś, dziecko, ale gdy rżnie się głupa to na dzień dobry trzeba trzymać język za zębami. Poza tym... - tu wkradła się Galebowi złośliwa nuta - ...halkę ci widać. Dziwna jakaś... taka jakby z pergaminu. |