Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2018, 17:51   #10
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Liczba chętnych była większa niż Sean się spodziewał. Prawdę mówiąc myślał, że poza nim, Daubneyem i Lazarasem, o których wiedział, znajdzie się może jeszcze jeden, czy dwóch samobójców. Tymczasem przed wejściem do sali zebrał się całkiem spory tłumek. Większość zebranych nie robiła jednak najlepszego wrażenia. Niektórzy przypominali czarodziejów znanych Seanowi ze Śmiertelnego Nokturnu. Byli to osobnicy przesiadujący całe dnie na ulicy, wyglądali nieciekawie, w zasadzie nie wiadomo skąd się brali i czego tam szukali. Nikt też ich o to nie pytał, traktowano ich jak element krajobrazu. Inni ochotnicy do walki z mugolizmem wyglądali, jakby dopiero co uciekli z oddziału urazów pozaklęciowych u Św. Munga. Nieprzytomny wzrok, ewidentnie naganny wygląd, jeden trzymał nawet różdżkę za uchem. Przynajmniej Keane nie miał problemu by wtopić się w tło.

Co prawda nie musiał tego robić, chyba tylko po to, by jak najdłużej odwlec chwilę, gdy padnie na niego bystry wzrok Lazarasa. Poza aurorami Sean nie dostrzegał żadnej znajomej twarzy. W zasadzie spodziewał się tego, trudno było przypuszczać, by ktoś z jego znajomych z własnej woli stawił się w ministerstwie, ale mimo wszystko przyjął tą obserwację ze sporą ulgą. Chwilę po jego i Daubneya przybyciu, drzwi do sali otworzyły się i ludzie zaczęli wchodzić do środka.

Sean, wraz ze swoim towarzyszem, weszli jako jedni z ostatnich. Irlandczyk od razu zaczął się rozglądać po sali, ale natychmiast przerwał tą czynność, gdy jego wzrok padł na siedzącą w trzecim od końca rzędzie urodziwą brunetkę. Nie zważając na Daubneya, udał się czym prędzej w tamtym kierunku i skorzystał z tego, że miejsce po jej lewej stronie było wolne. Gdy na niego spojrzała puścił do niej oko i uśmiechnął się szeroko. Następnie rozsiadł się wygodnie, nogi położył na stoliku i zaczął balansować na tylnych nogach swojego krzesła.

Samo spotkanie wyglądało inaczej niż się spodziewał. Doznał sporego zawodu, gdy okazało się, że tak naprawdę ministerstwo nie ma żadnego planu. Niby wiedział, że ogłoszenie castingu na ratujących świat jest przejawem desperacji, ale myślał, że przynajmniej skierują ich w odpowiednim kierunku. Tymczasem odpowiedzi na pytania były ogólnikowe lub wręcz wymijające.

Sam Sean starał się zachowywać tak, jak tego po nim oczekiwano. Jego wzrok błądził po sali, a co jakiś czas zerkał na atrakcyjną sąsiadkę z prawej, ale ku jego zawodowi, bez reakcji z jej strony. Grzebał też palcem między zębami, jakby starał się wygrzebać wyjątkowo uparte ziarenko czy pestkę. Zupełnie jakby w ciągu ostatnich kilku godzin brał do ust coś oprócz piwa... Tak czy siak starał się sprawiać wrażenie, że to wszystko niewiele go obchodzi.

Wreszcie spotkanie dobiegło końca. Brunetka wstała jako jedna z pierwszych, a on zerwał się z krzesła niemal w tym samym momencie i ruszył jej śladem. Jeszcze w sali nachylił się ku niej i starając się nie zerkać w kierunku Daubneya, powiedział:

- Hej. Eee… - na chwilę zamilknął. - Ale się porobiło, co? Za wiele się nie dowiedzieliśmy, co nie? Eee… - znów pauza. - Masz jakieś plany na wieczór? - wypalił. - Może dasz się zaprosić na drinka? Powinniśmy się lepiej poznać, w końcu mamy współpracować, co nie?

Kobieta nie zatrzymała się i szła wolnym krokiem przed siebie. Spojrzała na mężczyznę upewniwszy się, że to ten sam, który wcześniej obok niej siedział.

- Właściwie może od razu chodźmy do łóżka co? - rzuciła z nutką drwiny w głosie, unosząc lewy kącik ust ku górze, po czym poważniejszym już tonem zapytała ponownie – Ciekawa jestem czemu całej sali nie zaproponowałeś pójście na drinka, w końcu wszyscy tu przyszli w tej samej sprawie i powinni współpracować?

Założyła torebkę na ramię, znów łypnęła na Seana i zanim ten odpowiedział zapytała po raz kolejny:

- Może też warto by było najpierw przedstawić się, a potem zapraszać na drinka? – uśmiechnęła się lekko.

- Wygadana jesteś - odparł po chwili milczenia Keane, szeroko się uśmiechając. - Jestem Sean… Sean Keane, facet który mógłby zaprosić wszystkich tu obecnych, ale… - rozejrzał się wokół - obawiam się, że musiałby potem głodować przez tydzień. To co, idziemy? Znam jedną fajną mugolską knajpkę na Tottenham Court Road.

- Od razu wygadana, po prostu ostatnio szkoda mi czasu na konwenanse – westchnęła.

Zanim brunetka zdążyła ponownie odpowiedzieć, musiała usłyszeć swoje nazwisko wymieniane z kilkoma innymi przez Rufusa Scrimgeoura, bo tylko spojrzała na Seana i odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni.

- Chyba nasz drink musi poczekać – odparła rzeczowo i ruszyła w głąb sali, gdzie zbierały się ów wymienione osoby.

- Typowe - mruknął Sean pod nosem. - Biednemu zawsze Relashio w oczy.

Ponieważ jego nazwisko nie padło, parł śmiało w stronę drzwi, gdy nagle poczuł silne szarpnięcie. Szybko zorientował się, że to Daubney, mimo protestów Irlandczyka, chwycił go za kołnierz i pociągnął w dół za resztą. Chwilę się opierał, bardziej dla zasady, bo i tak niczego to nie dawało, ale w końcu uległ. W ten sposób znalazł się w elitarnym gronie: czterech pracowników ministerstwa oraz, Daunbey tylko wie czemu, on. Ale miał dzisiaj parszywe szczęście...

Spotkanie z minister i szefem aurorów również niewiele wyjaśniło, ale przynajmniej trudno je było zakwalifikować jako stratę czasu. Po wyjściu tej dwójki rozgorzała dyskusja na temat tego, co należy teraz zrobić. Sean udzielał się w niej, a i owszem, raz czy dwa rzucił nawet jakąś trafną uwagę, wobec czego uznał, że swoje zrobił. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście, gdy mimo początkowych postanowień, miał jednak działać sam. Zadanie przed nim postawione nie należało co prawda do łatwych, ale przecież nikt, może poza Daubneyem, nie oczekuje od niego zbyt wielkich owoców jego "śledztwa". Nawet sam Sean nie wierzył, by udało mu się coś znaleźć. Najważniejsze jednak, że postawione przed nim zadanie nie było niebezpieczne. Śmierć raczej mu nie groziła i to mu odpowiadało.

Po ustaleniu wszystkiego zaczęli wychodzić. Wzrok Seana mimowolnie padł na mijającą go brunetkę, a jej oczy również zwrócone były w jego stronę.

- Może następnym razem ci się poszczęści - rzuciła z uśmiechem. Keane nie znalazł dobrej riposty...

Przed wyjściem zaczepił go jeszcze Daubney, który wręczył mu dwukierunkowe lusterko. To tylko potwierdzało domysły Seana, że auror spodziewa się, że jego "protegowany" zdobędzie jakieś ciekawe informacje. Cały Daubney, wieczny optymista. Szkoda, że nie wiedział, że gdyby Irlandczyk skorzystał z jego rady i wypytywał tylko osoby, którym ufa, to tak naprawdę nie zadałby pytania nikomu.

Po wyjściu z ministerstwa udał się do domu. Było już za późno, by zacząć węszyć, a zresztą musiał się zastanowić kogo w ogóle warto pytać i jak się do tego zabrać. Dlatego też w osiedlowym sklepiku kupił butelkę szkockiej, a następnie zamknął się w swoim mieszkaniu i zaczął planować. Etap planowania zakończył się gdzieś po wypiciu dwóch trzecich butelki.

Z samego rana Sean zamierzał wziąć się do roboty. Uznał, że przede wszystkim musi wziąć na cel barmanów, którzy sporo słyszą podczas pracy i nawet jeśli sami niczego ważnego nie wiedzą, mogą go skierować do odpowiednich osób. To oznaczało, że będzie musiał odwiedzić wszystkie niemugolskie puby jakie znał. Być może uda się w którymś spotkać kogoś znajomego. Zacznie od Dziurawego Kotła, potem uda się do Fontanny Szczęśliwego Losu na Horizont Alley, Skaczącego Garnka na Carkitt Market i wreszcie Białej Wiwerny na Nokturnie. Nie zawadzi też udać się w podróż do Hogsmeade i w Świńskim Łbie wypytać starego Aba. Potem mógłby odwiedzić Siedem Łabędzi w Dolinie Godryka, a na koniec słynnego Zielonego Smoka.

Zrobił też listę osób, z którymi musiał się spotkać. Doszedł do wniosku, że jeśli ktoś celowo wywołuje mugolizm, może to robić dzięki jakiemuś potężnemu artefaktowi, a o tych najwięcej mogliby mu powiedzieć, albo koledzy Seana po fachu, albo przemytnicy, albo sprzedawcy nietypowych przedmiotów. Z tych przebywających na wolności znał Matthew Castellana, Dylana Edge'a, Ryana Fryatta, Toby'ego Hilliarda, Eoina McQuaida, Chrisa Michaelsa, Gary'ego Setchella, Lee Smitha oraz imigranta z Polski Jacka Zielonkę. Nie zaszkodzi też powęszyć w środowisku goblinów. Rudyk lub Dulel mogą coś wiedzieć.

Rozmowy planował rozpoczynać od pozornie mimowolnego wspomnienia jakiegoś wspólnego znajomego, z którym rozmówca nie utrzymuje zbyt dobrego kontaktu, więc wmówienie mu, że tamten padł ofiarą zarazy powinno odnieść skutek. Od tej zaczepki można już śmiało brnąć w ten temat. W razie potrzeby Keane był gotowy rzucić na stół parę sykli, może nawet galeona, a gdyby ktoś za bardzo dziwił się, że go ten temat tak interesuje, postanowił wyznać, że syn jakiegoś bogacza, którego nazwiska przezornie nie zdradzi, padł ofiarą choroby i tamten obiecuje dużą nagrodę za informacje, które pomogą go uleczyć.

Gdyby to wszystko zawiodło Sean postanowił pokręcić się po Pokątnej. Pełno tam teraz czarodziejów i czarownic, którzy utracili swoją moc i teraz żebrzą, próbując przetrwać kolejny dzień. Być może uda mu się znaleźć jakiś wspólny element zarażania. Nie zaszkodzi też skorzystać wówczas z zaklęcia Bąblogłowy. Być może choroba nie przemieszcza się drogą kropelkową, ale kto ją tam wie.
 
Col Frost jest offline