Administrator | Sytuacja koło mostu była - delikatnie mówiąc - niedobra.
Nie dość, że pojawiły się tam hobgobliny, w liczbie trzech, to jeszcze miały pod ręką wilka. A to zmieniało stosunek sił na niekorzystny dla uciekinierów. Zdecydowanie niekorzystny, bowiem ucieczka przed wilkiem, z paroma ocalonymi na karku, była praktycznie niemożliwa. Przynajmniej zdaniem Rathana. A przecież nie po to ratowali tamtych, by zostawić ich na pastwie losu.
- Szkoda, że nie ma w pobliżu jakiejś łodzi - zwrócił się (szeptem) do Enniusa. - Chyba że masz w chacie jakieś małe czółno? - Tamten pokręcił głową. - W takim razie będziemy musieli się cofnąć i zrobić małą zasadzkę - powiedział do Zazy, na którą najbardziej liczył podczas ewentualnego starcia.
- Co z pozostałymi? - spytał zmartwiony Sulim, myśląc przede wszystkim o Psotniczku. - Nie natrafiliście na nich?
- Jaki masz plan? - Spytała zielonoskóra dziewczyna, zastanawiając się czy nie byłoby lepiej by jedna osoba zwróciła na siebie całą uwagę dając reszcie czas na ucieczkę, ale wiedziała też że łucznik jest lepszy w wymyślaniu planów niż ona.
Od strony rzeki dał się słyszeć okrzyk w goblińskim.
- Złapał trop!
- Jestem przekonany, że puszczą tego wilka naszym tropem - powiedział cicho Rathan, równocześnie dając znać pozostałym, by pochowali się po krzakach. Na ucieczkę było za późno. - Będziemy musieli zabić wilka jak najszybciej. - Spojrzał na Zazę i Sulima, bowiem na pozostałych uciekinierów nie liczył. - Przyczajmy się na niego, nie zauważy nas idąc z nosem przy ziemi.
- Przecież on nas wyczuje. - wyszeptała Zaza, zwróciła się do Rathana szykując topór w dłoniach. - Mów kiedy i co mam porąbać.
Hobgobliński tropiciel z wilkiem ruszył w ich stronę. Wilk wyraźnie podążał za tropami.
- Bierzcie noże - powiedział szybko Rathan - i idziemy stąd jak najszybciej. W stronę miasteczka. Gdy nas dogonią, to Sulim i Zaza zajmą się wilkiem, a ja - hobgoblinem. Wtedy wy go też zaatakujecie. Pójdzie nam to szybko i sprawnie - dodał.
- Chcecie nas tu zostawić? - odezwał się Oreld - Za chwilę nas zobaczą, a wy uciekacie?
- Macie iść razem z nami - odparł Rathan - a potem włączyć się do walki. Chyba rozumiecie, że w tyle osób mamy większe szanse na zwycięstwo, niż gdybyśmy walczyli z nimi w trójkę. Ale możecie nic nie robić i modlić się o cud. Może poskutkuje i hobgobliny zabiją tylko nas, a wam się uda ujść z życiem - dodał.
Jednak jego argumentacja nie dotarła do uciekinierów.
- Albo skupią się na łatwiejszych celach i nas zaszlachtują, a wy sobie uciekniecie - odpowiedział się Talathel. - Jeśli nie będziemy walczyć, może nas oszczędzą, jak tych na placu.
- A róbcie, co chcecie - odparł zniechęcony Rathan. - Skoro nie chcecie ani pomagać, ani ryzykować, to radźcie sobie sami. Nikt mi nie płaci za ratowanie niewdzięczników.
- Zdejmij ich jak będziesz miał okazję, ja ich odciągnę - rzuciła Zaza i wybiegła z krzaków na lewo od mostu.
- Nie...! - rzucił za nią Rathan. Może za cicho, może za późno... W każdym razie dziewczyna nie posłuchała.
Biegła wolniej upewniając się że i wilk, i jego opiekun ją zauważą. Dopiero potem, udając ucieczkę odbiegła w tył, trzymając się lewej strony i starając się trzymająć ‘pogoń’ jak najdalej drzew i reszty.
Była to decyzja najgorsza z najgorszych, jakie mogła wybrać.
Owszem - wzbudziła powszechne zainteresowanie, lecz objawiło się ono nie pościgiem, a gradem strzał, z których jedna trafiła dziewczynę.
Zaza zwaliła się na ziemię, a zaraz potem dopadł do niej wilk.
Pierwsza strzała Rathana trafiła jednego z hobgoblinów, lecz nie był to strzał śmiertelny, druga - drasnęła tylko wilka.
Bydle co prawda zmieniło swe zainteresowania i zwróciło się ku Rathanowi, ale zdążyło wcześniej solidnie poharatać Zarę.
A Rathan po raz kolejny w tym dniu oberwał, po kolejny deszcz strzał skierował się w stronę krzaków, w których on się krył. Co prawda tylko jedna była celna, ale to nie znaczyło, że za chwilę łucznik nie podzieli losu Zazy.
Wilk podbiegł bliżej i spróbował ugryźć Rathana.
Ten zamienił łuk na miecz i spróbował nadzieć zwierzaka na ostrze. I udało się. Trafiony wilk spróbował jeszcze się odgryźć, ale zdołał tylko kłapnąć zębami w powietrzu i zdechł.
Ocaleni przez Rathana i jego towarzyszy mieszkańcy Phaendar, miast włączyć się do walki i przeważyć szalę, woleli wziąć nogi za pas. I bogowie ich pokarali, bowiem to ich ostrzelały hobgobliny. Co prawda Yalanda padła, ale Rathan wcale jej nie żałował. Wprost przeciwnie.
Poza tym miał na głowie inne kłopoty, jako że hobgobliny - dwaj mężczyźni i kobieta - całe swe zainteresowanie skierowali w stronę Rathana i Sulima. Co prawda pierwszy cios Rathana pozbawił życia ranionego wcześniej hobgoblina, ale Sulim oberwał. Stał jeszcze co prawda na nogach, ale hobgobliny zyskały wyraźną przewagę.
Do czasu, gdy jeden z nich padł na ziemię i Rathan nawet nie wiedział, czy to od jego ciosu, czy od uderzenia, jakie zdał Sulim. A że Sulim zaraz potem też znalazł się na ziemi bez ducha, sytuacja nieco się wyrównała.
Rathan i ostatni hobgoblin ganiali za sobą po zaroślach, wymieniali ciosy, obelgi i niemiłe obietnice, lecz w końcu los uśmiechnął się do Rathana. Jego przeciwnik potknął się, a usiłując odzyskać równowagę odsłonił się. To wystarczyło. Rathan wbił miecz w pierś wroga i zakończył jego życie.
Rathan rozejrzał się po miejscu starcia. Gdy okazało się, że wrogowie nie żyją, a Sulim odzyskuje świadomość, wojownik rzucił miecz i pobiegł sprawdzić, co dzieje się z Zaną.
Niestety, okazało się, że dla półorczycy za późno jest na ratunek.
- Niech was bogowie pokarają! - rzucił pod adresem tych, którzy nie pomogli im w walce. |