Konto usunięte | Zasadzka nad rzeką Sonne Rzeka Sonne, Wissenland
17 Vorgeheim, 2529 K.I.
Późne popołudnie Lodowaty dotyk wody w mgnieniu oka spowodował, że Słowik mocno pożałował decyzji zanurzenia się w mętnej toni wartko płynącej rzeki, ale na odwrót było już zdecydowanie za późno. Prąd był zdumiewająco silny, więc zaczepiona o drzewo na drugim brzegu lina okazała się być zbawiennym rozwiązaniem, ale z całą pewnością nie dałaby rady wesprzeć przeprawę pozostałych awanturników, dlatego ktoś musiał sforsować rzekę i zaczepić nową linę na jej drugim brzegu. Dopiero wtedy możliwym byłoby w miarę bezpieczne przetransportowanie towarów oraz zwierząt. Słowik nieustępliwie zmagał się z żywiołem, przeciągając się za pomocą rozwieszonego ponad wodą sznura. W tym czasie zdążył potknąć się kilka razy, rozciąć sobie nogę o ostry fragment podpory, której rzeka nie zdołała porwać, a nawet zdołał wypuścić z rąk linę i ostatnie kilka metrów zmuszony został pokonać wpław. Kiedy w końcu dotarł na drugi brzeg, był już skrajnie wyczerpany i potrzebował położyć się na chwilę, aby złapać oddech i ogrzać się trochę. Ostatecznie jednak zdołał wziąć się w garść i zawiązać dodatkową linę o pień drzewa, obok którego znajdował się wbity w korę bełt z kuszy Duraka. Połączony z nim sznur również solidnej zamocował i kiedy wszystko było przygotowane, pomachał ręką w kierunku pozostałych.
- Możecie przechodzić, jeno uważajcie pod nogi! - Krzyknął w stronę swoich towarzyszy, po czym stanął przy samym brzegu rzeki, oczekując ich nadejścia.
Przodem ruszyła Lilou, a krok za nią podążał Hans, pomagając jej w niełatwej przeprawie. Niecały metr dalej szarpał się z nurtem rzecznym Dietrich oraz Karl, który wciąż wyglądał na osłabionego, ale mimo to dzielnie parł do przodu. Szlachcic jedną ręką opierał się o linę, a w drugiej ściskał plecak, który trzymał wysoko ponad taflą wody. Przed wejściem do rzeki wypakował z niego prowiant, zostawiając w środku tylko jedną rzecz i za żadne skarby nie chciał pozwolić, aby plecak przeciągnięto ponad rzeką na sznurach, tak jak to uczyniono z pozostałym ekwipunkiem.
Nieco dalej przedzierały się oba krasnoludy oraz Ludo, który przeciągał się na linie ponad rzeką, modląc się w duchu, aby ta nie pękła. Koniec pochodu zamykała Leliana oraz Daireann, która ze względu na swój niewielki wzrost i dość marną kondycję, musiała dosiąść osła, który bardzo niechętnie dał się zmusić do wejścia do wody. Na szczęście Leliana trzymała zwierzę za lejce, a drugie popędzała przed siebie, zdumiona zaradnością z jaką osły potrafiły forsować rzekę.
- Na tych czterech kopytach stoją równie twardo na ziemi, co krasnoludy, a nie są nawet w połowie tak bardzo uparte - zaśmiała się w stronę idących przed nią dawi, na co Dairaenn odpowiedziała głośnym chichotem. Durak uśmiechnął się pod nosem słysząc uszczypliwą uwagę swojej towarzyszki i zapragnął odpowiedzieć ripostą na tę jawną prowokację, kiedy nagle coś świsnęło mu koło ucha i chlupnęło w wodę kilka metrów za jego plecami. Natychmiast odwrócił głowę przed siebie - w samą porę, aby zrobić unik przed kolejną nadlatującą strzałą. Zimna woda zalała mu twarz i zmoczyła włosy, kiedy zanurzył łepetynę w rzecznej, mętnej toni. Wokół niczym deszcz zaczęły spadać bełty i strzały przy akompaniamencie przerażonych okrzyków i wszechobecnej paniki.
- Zasadzka! - Ktoś spostrzegawczo krzyknął z przodu. Ściana drzew i kosodrzewiny na brzegu, do którego zmierzali, kryła w sobie tuzin, albo i więcej skrytych pod czarnymi płaszczami sylwetek, które bezlitośnie zasypywały ich gradem pocisków. Stojący najbliżej napastników Słowik odwrócił się w ich stronę, właściwie tylko po to, aby zostać nafaszerowany kilkoma strzałami, które zatopiły się w niechronionym przez skórznię torsie zaskoczonego mężczyzny. Na oczach swoich towarzyszy zwalił się na ziemię bez życia, przez chwilę jeszcze drgając konwulsyjnie…
Pozostali awanturnicy rzucili się do przodu, potykając i szarpiąc się z rzecznym prądem. Lilou oraz Hans jako pierwsi wydostali się na brzeg, padając plackiem przed piaszczystym wałem, który chronił ich przed nadlatującymi pociskami. Reszta była tuż za nimi - cała mokra, podtopiona przez paniczną szarżę do przodu, podczas której niemalże stratowali siebie nawzajem. Kyan w biegu złapał wiszącego na linie Ludo, po czym przeciągnął go przez ostatnie kilka metrów przeprawy niczym worek kartofli, wyrzucając na brzeg mokrego, zdezorientowanego i dławiącego się wodą niziołka. W najgorszej sytuacji była jednak Leliana oraz Daireann, które znalazły się na samym środku rzeki w trakcie najbardziej intensywnego ostrzału. Zwierzęta, które obie pilnowały, wpadły w panikę i stratowały dotkliwie Lelianę. Młoda kobieta nie zdołała złapać się liny, podobnie jak Dai, która wpadła do rzeki chwilę po tym, jak jej wierzchowiec powalił Lelianę. Obie zniknęły w głębi mętnej wody, porwane przez prąd rzeczny, który na tym odcinku był wyjątkowo silny...
- Oddajcie Karla, to nic się wam nie stanie! - Krzyknął w stronę ukrytych za wałem awanturników jeden z napastników, dając im chwilę wytchnienia. - Tylko po niego tu przyszliśmy, możecie nam zaufać!
- Nie słuchajcie go - syknął leżący plecami na piachu Karl, dobywając rodowego miecza. - Nie będą chcieli zostawić żadnych świadków. To podli ludzie, nie znają honoru.
__________________ [URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Ostatnio edytowane przez Warlock : 02-07-2018 o 18:24.
|