Skaveny uciekały jak szalone. W jaskini pozostał tylko Corrobreth, który podbiegł do żywego jeszcze, ogłuszonego skavena pod ścianą i swoim rytualnym sierpem poderżnął mu gardło. Szczuroczłek zacharczał i znieruchomiał. Druid mruknął coś pod nosem i wyciągniętą zza pazuchy szmatką obtarł skalane chaotyczną krwią ostrze.
Lothar zdołał dźgnąć ostatniego uciekającego skavena w nogę, ale rana okazała się zbyt powierzchowna by móc go zatrzymać, albo napompowany adrenaliną zwierzoczłek nie zorientował się, że powinien zwolnić. Jego plecy i podrygujący na boki ogon po chwili zniknęły w ciemnym tunelu.
Axel, Wolfgang i Lothar rzucili się w pogoń za przywódcą szczuroludzi. Ten odrzucił broń i tarczę i pędził przed siebie pochylony, tak że chwilami zdawało się, że umyka na czterech łapach, niczym zwyczajny gryzoń. Przez chwilę zdawało się, że będący z przodu Axel dopadnie go, ale jakimś cudem skaven zdołał sparować cios wymierzony mu w plecy ostrzem przymocowanym do ogona. Z każdym przebiegniętym metrem odległość między nim a pościgiem rosła, tak że w momencie gdy wypadł na ponure, skąpane w diabolicznym świetle wrzosowisko ludzie byli dobre dziesięć kroków za nim. Ani myślał się zatrzymywać tylko gnał slalomem przed siebie gdzieś w noc...