Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2018, 19:01   #67
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Kharrickowi nie chciało się gadać już wcześniej. Teraz zaś i resztki morali zaczynały mu się wymykać. Spodobała mu się wizja krasnoluda smażącego cholewki do młodej orczycy, czy też półorczycy. Ta teraz leżała martwa na ziemi. Jej wyjątkowość przestała istnieć, bo uszło z niej całe życie. Nie była już niczym innym niż kolejnym ciałem leżącym w brudzie i krwi z oczami patrzącymi w przestrzeń, lecz nie widzącymi niczego. Przynajmniej te oczy go nie oskarżały. Nie tym razem. Nie tak jak ci, których zbierał z ulic Khaer Maga dzień w dzień jeśli był pracowity okres. Wtedy tylko był kimś innym.

Otrząsnął się i wzdrygnął. Kiwną głową do Rathana zgadzając się z jego słowami. Zauważył, że młodzik jest bardziej stanowczy. Widać śmierć towarzyszki boju musiała go wstrząsnąć. No tak... pewnie mało które z nich musiało ścierać się ze śmiercią tyle razy co on. Może nawet nigdy. Śmierć przyjaciół... Nie nazwałby Vixen specjalnie przyjacielskiej.

- Tylko powiedzcie mi, że macie cokolwiek czym można by było rozwalić ten most. W faktorii nie było niczego przydatnego poza planami - zwrócił się do ocalałych uciekinierów.

- Mamy cały wielki wór różnych przydatnych rzeczy - odparł Rathan. - Wystarczy je umieścić w odpowiednim miejscu, a co dalej, to Oreld powinien wyjaśnić. To jego twór. W każdym razie wiem, że trzeba będzie szybko uciekać, bo wybuch będzie efektowny, efektywny, a na dodatek nastąpi dość szybko.

- W takim razie pospieszmy się nim przyjdzie tu więcej hobgoblinów! Musimy przekroczyć most. Wziąć rannych! - Yastra krzyknęła do nich ponaglająco, klęcząc przy ciele półorczycy. W jej oczach był prawdziwy żal. Widok zaiste intrygujący, biorąc pod uwagę jak się nie lubiły - I… Zazę. Sama ją poniosę.

- Dalej, zabierać wszystko i wynosić się stąd! - Rathan pogonił plączących się pod nogami cywilów.

- Orled..? Tłumacz co i jak. - Złodziej próbował wyczuć, który mieszkaniec wioski to alchemik. Po ciemku było to nieco cięższym zadaniem.
Wąsaty mężczyzna po pięćdziesiątce przerwał na chwilę poprawianie opatrunków wykonanych wcześniej przez Rhynę, po czym zbliżył się do rozmawiających.

- To zwykły ładunek wybuchowy. Umieście kolbę w newralgicznym punkcie mostu i podpalcie lont.- Wskazał na ciężkie naczynie trzymane przez Rathana, wypełnione jakąś alchemiczną miksturą.

- A znamy w ogóle te "newralgiczne punkty"? - zapytała elfka spoglądając na Kharricka i Jace'a.

- Tak. Razem z Jacem, obejrzeliśmy plany w kuźni. Myślałem, że nas słyszałaś. - Kharrick odebrał od Rathana bombę odciążając młodzika z tej odpowiedzialności.

- Będąc na zewnątrz trudno usłyszeć co się w środku dzieje, zwłaszcza gdy zaraz obok szaleje pożar, a w tle słychać krzyki moich mordowanych przyjaciół - odpowiedziała mu ponuro, wbijając wzrok w ziemię. Po chwili wstała z klęczek, kierując swe kroki w stronę rannych - Idę pomóc Rhynie. Uwińcie się z tym szybko i… i opuśćmy to miejsce.

- No właśnie, - wtrącił się Jace - Im szybciej znajdziecie się po tamtej stronie mostu, tym szybciej uda się nam go wysadzić - Chłopak miał chyba serdecznie dość sytuacji, w której zamiast uciekać, grupa prawie dwóch tuzinów ludzi stała na moście i dyskutowała, podczas gdy całe Phaendar płonęło. Pośpieszył resztę odczekawszy aż opuszczą most po czym zwrócił się do Kharricka.
- Zejdę na dół i zamocuję tę całą bombę, a potem wciągniesz mnie z powrotem. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moim planem będziemy mieli dodatkowe kilka metrów przewagi gdy wszystko runie. -
Kharrick wzruszył ramionami.

- Jak tam chcesz. Myślałem, że mi to przyjdzie zrobić, ale co tam. Mam w razie czego linkę z hakiem, będzie łatwiej. No i zapałki.
Oboje ruszyli do miejsca jakie odnaleźli na planach. Kharrick asekurował Jace’a przy całej robocie, bo jakoś nie chciało mu się wierzyć, że ten jest zawodowym akrobatą. Może i nie musiał być, ale na specjalnie zwinnego też nie wyglądał.
Korzystając z liny, Jace zsunął się pod przęsło, a następnie dość zręcznie przeskoczył na filar. Znalezienie odpowiedniego miejsca było dość proste, co prawda prace jeszcze się nie zaczęły, ale miejsce było przygotowane. Beleren w pierwszej kolejności wszedł na drobne rusztowanie i rozebrał prowizoryczny “opatrunek” ukazujący zbutwiałe deski i ubytki w kamieniu. Jace włożył pakunek od Olreda osłaniając lont od wiatru i zabezpieczył kamieniem, przed przypadkowym wypadnięciem, po czym wyciągnął pochodnie i skupił się na jej główce. Jego oczy zabłysły lekko gdy pochodnia rozpaliła się najpierw niebieskim, a zaraz po tym normalnym żółtym ogniem. Mężczyzna odłożył pochodnie obok filaru chowając ją przed przypadkowym obserwatorem od strony Phaendar i wspiął się po linie na górę. Tym razem poszło mu zdecydowanie szybciej - niczym małpa odbił się od kamiennego przęsła i wyciągając ręce w górę złapał linę podciągając ciało. Chwila moment i znalazł się na górze.
- Załatwione, spadamy - powiedział.

W odpowiedzi Kharrick uśmiechnął się na jedną stronę i pokręcił głową.
- Nie spodziewałem się, że taki zwinny jesteś.

- Dzięki, od razu widać, że nie jesteś stąd - uśmiechnął się w odpowiedzi. Nie było czasu na dłuższe dywagacje. Wybiegli z mostu na pustą i ciemną przestrzeń. Reszta cywilów czekała przy ścianie lasu, Jace odwrócił się po raz ostatni w kierunku mostu. Przyłożył dłoń do skroni i skupił się na palącej się pod mostem pochodni, która powoli uniosła się w powietrze w kierunku wystającego lontu. Po chwili zobaczył iskry idące od palącego się kawałka sznura. Momentalnie puścił pochodnie i ruszył biegiem w kierunku lasu.
- Spadamy! - zdołał zawołać zanim został zagłuszony eksplozją.

W czasie kiedy Jace podkładał bombę, Rathan znalazł się już na drugim brzegu rzeki. Na wszelki wypadek trzymał się w pewnej odległości od mostu, jako że nie zamierzał być w pobliżu, gdy wszystko wyleci w powietrze. Równocześnie obserwował drogę prowadzącą do miasteczka. Pojawiająca się znienacka banda hobgoblinów była ostatnią rzeczą, o jakiej marzył. Sulim, szczęśliwy, że Psotniczkowi nic się nie stało i że tak wiele ludzi zdołało tu dotrzeć, nie od razu opuścił most. Jako jeden z ostatnich, kompletnie obolały od zadanych ran przeprawił się na drugą stronę, próbując znowu znaleźć się w pobliżu łowcy.
 

Ostatnio edytowane przez Asderuki : 05-07-2018 o 10:42.
Asderuki jest offline