Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2018, 15:36   #183
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Vince opatrzył siebie, R, Eldreda i herszta. Wyszło jako tako, bo brak było akcesoriów. Najważniejsze jednak, że teraz nie dało się wytropić naszych bohaterów po śladach krwi. Kuba nie czekał końca działań Vince’a, szybkim krokiem udał się na statek by wszystko przygotować na przybycie reszty. Odruchowo próbował kluczyć by zmylić śledzących, ale idąc wzdłuż nabrzeża pod okiem ukrytych wszedzie podpatrywaczy było to skazane na porażkę.
Kapitan statku nie był zbyt szczęśliwy słysząc rewelacje Wróbla, ale co miał począć? Pieniądze wziął, długi pospłacał. Nijak nie mógł pozbyć się natręta.

Iladaboda skanował podglądających ich ludzi. Jak na razie nie trafił na nikogo innego niż “cywile”. Był świadom, że parę osób odeszło donieść o nich komu trzeba.
Tymczasem Elderd wyprowadził wszystkich z doków i zagłębiła się w dzielnice obskurnych czynszówek. Strach tu było wchodzić, ale aparycja naszych herosów jak i fakt taszczenia przez Berdycha przerzuconego przez ramię herszta sprawiła, iż, nikt nie narzucał się im z próbami zawierania znajomości. W końcu udało się Eldredowi zlokalizować doktora. A w zasadzie Doktora, bo mówiono o nim z wielkiej litery.
Doktor popatrzył na przybyłych pod drzwi gości, uprzejmie ich poinformował, że żywi nie wyjdą jak tylko spróbują coś wykręcić. Eldred i Iladaboda uwierzyli mu, gdy tylko zerknęli magicznym wzorkiem na ściany gabinetu. Mieniły się wieloma kolorami. Z czarnym włącznie. Zapewne Doktor nie władał nimi wszystkimi, ale mógł w ramach opłaty wykorzystać talenty czarowników do zabezpieczenia gabinetu. Dziwnym się też wydawał fakt, że R zgubiła cień. Przed wejściem do gabinetu jeszcze był.
Ustaliwszy opłatę nie podlegającą negocjacji i niestety zbyt wysoką jak na gust naszych bohaterów Doktor wziął się do roboty. Eldred i R pod wpływem magicznych zabiegów odzyskali zdrowie, tylko odzienie wskazywało co im się niedawno przytrafiło. Z hersztem było gorzej, ranę na nodze Doktor zasklepił, ale nic więcej nie dał rady.
Po jakiejś godzinie opuścili przybytek zdrowia lżejsi o kilka sakiewek złota. Gdyby nie ostatnia wypłata to zaczeli by odczuwać niedobory w tej dziedzinie.

Ledwo uszli z pięćset kroków gdy wylot ulicy postawiła im grupa ludzi. Niepokojem napawało to, że w takiej okolicy pojawił się liczny patrol straży.
- Pójdziecie z nami.
Ale zanim zdążyli odpowiedzieć z tyłu pojawiła się gromada będąca o wiele bardziej na miejscu w tej dzielnicy. Banda zakapiorów odziana byle jak, za to nie skąpąca złota na narzędzia służące do robienia krzywdy bliźnim.
- Oni pójdą z nami.
Wszyscy byli lekko zaskoczeni, jedynie Iladaboda miał wydobytą broń w ręku.

Uliczka nie była z była szeroka, ot z 10 kroków szerokości. Po bokach mieli ślepe ściany dwóch czynszówek. Od jednej i drugiej grupy dzieliło ich około 20 metrów.

Kuba tymczasem wyszedł na pokład wyglądać towarzyszy. Niestety zobaczył kogoś innego niż się spodziewał. Trzech panów o twarzach nie skażonych sumieniem. Odziani na czarno, przez plecy mieli przewieszone miecze, których rękojeści wystawały zza ramion. Jeden z nich miał lekko szpiczaste uszy wskazujące domieszkę elfiej krwi.
Wolnym krokiem zbliżali się do statku, nie mogło być pomyłki co do celu ich wędrówki.
 
Mike jest offline