Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2018, 13:01   #83
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


- Nie podoba mi się ten twój awans - powiedział Gustaw. - Wytrącają nam z rąk kontrolę nad sytuacją. Osiedle mają z pewnością monitorowane. Nie damy rady się z tobą przenieść. Nie damy rady zaprowadzić tam Gawlik.

Zapalniczka pokiwała głową. Awans Gawlik dawał im niepowtarzalną szansę wejścia głębiej w struktury Pentexu. Ale wiązał się z wielkim ryzykiem. Wszystko nagle stawało się trudniejsze.
- Myślę, że jutro powinniśmy wykorzystać dzień na maksa i zawijać manele z powrotem do Poznania. Nie ma sensu się tak narażać.

- Ok. Spróbujmy w ten sposób. Chyba, że… podłożyć im coś? Pluskwę? Bombę?
- No tak, to pasuje do wizerunku Eugenii Bondar, zamachowca terrorysty.
Żeńka się wyszczerzyła:
- W każdym kłamstwie jest szczypta prawdy. - dziewczyna wzruszyła ramionami - Zakładam, że nikt z Pentexu nie wahałby się przed takim rozwiązaniem.
- Masz rację. Ale w takim razie co nas będzie od nich odróżniać? - powiedziała Zapalniczka smutnym głosem.
- Ale popatrz, jakbyśmy ich tak wysadzili, to ale byłby czad! - dodał Gustaw.
- Do tej pory odróżnia nas jedynie poziom desperacji. Myślisz, że oni nie walczą dla sprawy jak my? - Wrona uśmiechnęła się do Gutka. Tak. Temat trafił na podatny grunt. - Gdyby się udało, wtedy zostaje jedynie placówka w Poznaniu. Myślę, że gra warta świeczki.
- Nie tylko - powiedziała Zapalniczka - Poznań to PAN i instytut genetyki. Ale też Polfa z udziałami Megadonu. Cholera wie co jeszcze mają. Nie możemy ot tak chodzić i wysadzać kolejnych budynków - Zapalniczka mówiła spokojnie, choć bez przekonania. Żenii argumenty zdawały się trafiać i do niej, jednak czuła się w obowiązku zaznaczyć swoją opinię.
- Czemu nie? Za mało ładunków wybuchowych? - zapytał zdziwiony Gustaw - moglibyśmy organizować jakieś wybuchy gazu, albo podpalenia.
- NIkt nie będzie wiedział, że to my. To Anna Gawlik, nowa członkini zaawansowanej ekipy, wypadek, paskudny wypadek. - Żenia rozłożyła dłonie. - Teraz albo nigdy. Taka okazja nie powtórzy się szybko. Można tutaj rozwalić jednostkę, a środki Harada połączyć z Poznaniem.
- Zadzwonię do Czarnego. Pogadam z nim - powiedziała Zapalniczka.*
Żenia otworzyła usta do odpowiedzi. Po czym je zamknęła.
Skinęła jedynie głową i spojrzała z wyczekiwaniem na Sędzię.
Zapalniczka najwyraźniej nie miała zamiaru robić tego natychmiast. Jednak spojrzenie Żenii wymuszało reakcję. Sięgnęła po telefon i przeszła do innego pomieszczenia.
- Na treningu sprawdzą czy umiesz wykonywać polecenia. Zawsze tak jest. Nie interesują ich umiejętności, tylko posłuszeństwo. Oni są jak wojsko - powiedział Gustaw w dziwnie filozoficznym tonie. Czyżby wspominał wojsko?
- Gucio, co Ci? - Żenia podeszła do blondyna i przytuliła się do jego pleców, otaczając jego szyję. Poczochrała krótką fryzurę z uśmiechem.
- Ja.. no, tego… cholera.. no nie chciałbym, żebyś wpadła tam na dole. Wiesz, tam jest masa cholernie złych typów, a ty nie naparzasz się aż tak dobrze. No i głupio byłoby tu siedzieć i czekać, gdy ty tam obrywasz. I nic nie wiedzieć… - Gustaw mówił dziwnie, jakby był zbyt twardy, żeby powiedzieć „boję się o ciebie”
- Nie martw się, Gutek. Złego diabli nie biorą. A pamiętasz, że ja jestem zła nie? - Żeńka żartowała i kpiła, żeby podnieść wielkiego ahrouna na duchu - Śmierdze Żmijem, jestem Tancerzem Skór, terrorystka. No zło wcielone. Czyli sukces gwarantowany.
- Tam pierdolisz - wstał i ruszył do lodówki. Chwile popatrzył w jej wnętrze jakby zastanawiając się, czy pojawiające się światło zesłał sam Bóg. Po chwili jednak wyjął butelkę piwa i otworzył je uderzając o kant stołu.
- Przypominasz mi Grzecha. Też żartował non stop. Nie szło z nim poważnie porozmawiać - uwaga ta brzmiała dość dziwnie z ust kogoś o tak wielkiej elokwencji jak Gustaw - ale był dobrym chłopakiem. I też nic go nie mogło zatrzymać.*
- No ok. To co mam Ci powiedzieć? - Żenia założyła nogę na nogę siadając na taborecie - Że najchętniej spuściłabym bombę na jedną i drugą placówkę i miała z bańki podchody i zabawy? Że to całe skradanie się na palcach wokół góry mnie irytuje, bo to tylko strata czasu gdy gra idzie o każdy włosek? Jeśli tak jest, to pomoże Ci to w czymś?
- Nie. Ale coś mi musisz obiecać, ok? - Jednak nie zaczekał na odpowiedź, tylko kontynuował: - Nie dasz się tam zabić, ani wykasować tego co masz w głowie!
- Jestem więcej niż pewna, że jakby mi wykasowali głowę to będziesz pierwszy, który mi przypomni co zapomniałam. - Żenia roześmiała się ponownie - Postaram się zrobić wszystko by temu zapobiec, Guciu.


***



Nim Żenia zeszła do więźnia opróżniła magazynek pozostawiając jeden nabój. Wzięła głęboki oddech i weszła do środka pozostawiając Gustawa na zewnątrz.

Anna Gawlik nie była już przywiązana do krzesła. W zasadzie poruszała się swobodnie po niewielkim składziku zaadaptowanym na tymczasową celę.

Jedynie kajdanki znajdujące się na jej nadgarstkach przypominały, że została porwana. Tymczasem kamuflaż Żenii rozmył się. Poza wzrostem już w niczym nie przypominała drugiej kobiety. No może poza buntowniczą postawą.

- Cześć - Żenia bez zmrużenia oka i wyciągnęła broń celując nią w Gawlik. - Dobrze się spało? Czego mi nie powiedziałaś? - zapytała z ciepłym uśmiechem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Albo przywykła do straszenia bronią, albo pogodziła się ze swoim losem.
- Cześć. Wielu rzeczy ci nie powiedziałam. Tego, że 26 lipca mam imieniny? - spojrzała w oczy Żenii. To nie była odwaga. To była skrajna rezygnacja. Anna Gawlik nie wierzyła, że ją wypuszczą.
- Powiedziałam ci wszystko, zgodnie ze szczegółami jakie pamiętałam. Myślisz, że co? Że nikt nie zna mojej twarzy? Czego się spodziewałaś?

- Nie spodziewałam się, że zdenuncjujesz swoją koleżankę za ćpanie, żeby dostać awans. Warto było sprzedać dziewczynę za sto tysięcy rocznie i wypasiony kontrakt? Jakie testy na tobie przeprowadzano? Pobrali Ci krew tylko? Co wiesz o Mostowiaku? I Mróz? - Żeńka wzięła Gawlik w krzyżowy ogień pytań.
- Wiesz, jakiś czas temu coś z tych laboratoriów się wyrwało. Coś dużego. Nikt nie powiedział tego wprost, ale kilku na pewno zginęło. Czy zaryzykowałabyś walkę z nieznaną istotą wiedząc, że obok masz koleżankę, która poprzedniej nocy ćpała, a teraz ledwie wie z której strony trzyma się broń? A może powinnam pozwolić jej się stoczyć? To, że na nią doniosłam może wyjść jej tylko na dobre.
Butna Gawlik przemawiała z zadartym podbródkiem. Jednak po chwili zmieniła ton i usiadła na podłogę. Było tam jej posłanie z kocy.
- Pobrano mi krew, mocz, próbkę skóry, śliny i włosów. Testy DNA na obecność GLS-H1. I tak, złożyłam aplikację, żeby poprawić jakość swojego życia. To źle?

- Coś dużego, nieznana istota… ale żadnych doświadczeń nie przeprowadzaCIE, hm? - Żeńka uśmiechnęła się kącikiem ust. - To, że na nią doniosłaś oznacza tyle, że wlazłaś po jej jakże niepewnym grzbiecie, żeby sobie uwić milusie gniazdko. Oby Ci się dobrze w nim siedziało, najważniejsze, że masz dobre wytłumaczenie, że robiłaś to dla jej dobra. Dla dobra Krzycha z nimi sypiasz? A może jemu też chciałaś pomóc skoro relacje między pracownikami są zakazane? - Żenia przyglądała się kobiecie i powtórzyła pytanie:
- Co wiesz o Mostowiaku i Mróz? I kiedy to coś się wyrwało?

- Dawid Mostowiak zdaje się mieć jakieś osiągnięcia z “pracy w terenie”. Choć w końcu trafił do Bionanoparku. Teraz ma swoich ludzi i prowadzi coś w rodzaju wewnętrznej policji. Szczegółów nie znam. Nie pracowałam pod nim. Nie wiem nic o Sylwii Mróz. To któraś z tych szyszek na szczycie?
Gawlik pominęła pytanie o Krzycha.

- Tak. Taka w czerwonej garsonce. Opowiedz mi, o treningach tej ekipy? Co o nich wiesz?
Anna patrzyła na stojącą nad nią Żenię. Mierzyła spluwę w jej dłoni, po czym spojrzała na jej buty.
- Jakby to powiedzieć… my i oni to trochę tak jakbyś porównywała ochroniarzy z Tesco do Gromu. Niby jedni i drudzy kogośtam chronią, no ale przyznasz, że wyszkolenie zgoła inne. Nie wiem na czym polegają szkolenia, bo są za granicą. Trwają miesiąc. Mogę jedynie się domyślać, że są podobne do jednostek specjalnych. Wiesz, bieg siedemdziesiąt kilometrów, spanie trzy godziny i dalszy bieg. Jednostki specjalne są jak dobre noże. Najpierw się stapia stal, a potem wykuwa. Trening ma cię złamać, zabić w tobie to co ludzkie i zmienić w maszynę do zabijania.

- Na co taka jednostka w ośrodku badawczym, Anno? Co takiego chronicie? - Żenia naciskała - I czemu chciałabyś być nieludzką maszyną do zabijania? Zabijesz wszystko i co pozostanie?
Anna wstała szybko. Zbliżyła się do Żenii.
- Widzisz, w 98 przypadkach na sto jeżeli ofiara porwania potrafi zidentyfikować porywaczy, to ci ją zabijają. A tak mogłabym cię rozbroić, ogłuszyć i uciec. Niestety - podniosła na wysokość oczu kajdanki ukazując ich szczelne zapięcie na nadgarstkach - rozmawiasz z ochroniarzem z Tesco. I tego samego ochroniarza pytasz o tajne akcje Gromu. Nie wiem. To raczej miejskie legendy. Ale ciekawi mnie czego tam chronią. Może prywatnej fabryki broni? Albo innej technologii przyszłości? Pewna miejska legenda mówi, że hodują tam wilkołaki. Nawet GLS tłumaczą jako Genetic Lycanthrope Syndrom. Choć w zasadzie cholera wie co to jest ten GLS.

Żenia zaczęła się śmiać.
- Wilkołaki technologią przyszłości? - Wronę faktycznie rozbawiła ta myśl. Szczególnie w porównaniu z jej własnymi przemyśleniami o nasłaniu jednych na drugich. - I to wilkołak uciekł z labu? - uniesiona brew podkreślała lekką drwinę w głosie.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami Anna. - Wilkołak, Smok, zbuntowany Robocop. Cholera ich wie. Może to ja powinnam zapytać? Zdajesz się wiedzieć sporo o moim pracodawcy. Zresztą… jutro już nie wejdziesz do placówki. Z pewnością moje zaginięcie zostanie odnotowane. Zmienią moje kody i cofną autoryzację.
- Z pewnością tak się stanie. - mina Żeńki nieco skwaśniała na hasło o smoku. Cholerny Pasikonik. - Ta drużyna avengersów ma dostęp do wszystkich poziomów? Kogo znasz z personelu medycznego?
- Nie ma czegoś takiego jak personel medyczny. W każdej drużynie jest ktoś z przeszkoleniem PP. Owszem, jest tam od cholery lekarzy… ale nie ma przychodni, czy szpitala. Oni fajnie wstrzykują coś tymi małymi urządzeniami do tych szklanych rurek, a potem gapią się pół dnia na to pod mikroskopem. Niby na identyfikatorze Lek. Med, a pewnie krwotok doprowadzilby typa do omdlenia. W moim zespole przeszkolenie PP ma Adam Nawrot, Tomek Dziegdź i taka jedna laska z ostatniego naboru. Z takim beznadziejnym imieniem. Samanta czy jakoś tak. Normalnie jak z telenoweli. Na danej zmianie jedno z nich ma apteczkę.

- I co? Jak ulegniesz uszkodzeniu, oni naprawiają? Czy zabierają do jakiegoś labu, szpitala podziemnego czy co?
- Uszkodzeniu? No po to są apteczki. Co mocniejszego możesz sobie zrobić? Moja praca polegała na sprawdzaniu czy ci w białych kitlach nie wynoszą czegoś na pendrivach. Jak się przy tym zacięlam, to plasterek i do roboty.
- A jakbyś złamała rękę albo nogę? Walnęła głową kogoś i miała wstrząs mózgu?
- Protokół wypadku w pracy i przejazd dyskoteką do szpitala. A potem L4 100% płatne.
- Mhm. - Żenia pokiwała głową - No dobrze. Jutro przeprowadzisz się do nowego mieszkania więc będziemy musiały ustalić sposób kontaktowania się.
W zasadzie ciekawa była reakcji Gawlik a obecnie zaczynała pleść potężną świnię. Zakładała, że Czarny pójdzie na plan. - A gdy przejmie Cię Pentex, powiesz im wszystko. A potem zaraportujesz ich reakcję mi.
- Czy ty proponujesz mi rolę podwójnego agenta? I naprawdę wierzysz, że ten jak go nazywasz Pentex się nie zorientuje? - patrzyła na nią z ukosa podchodząc nieco bliżej i ściszając głos.
- Mam dziwne przeświadczenie, że jeżeli mnie złapią, to śmierć wydawałoby się dziwnie miła perspektywą.
Żenia spotkała się w pół drogi z Gawlik. Jak Dawid i Goliad. Jak Leonidas z Xerxsesem. Od poetycznego nastroju dziewczyna była jedynie o włos. Cholerny Grześ pewnie by się składał ze śmiechu.

Mierzyła ochroniarkę chwilę spojrzeniem, niczym Czarny spoglądający nad przemrożonego hamburgera i przesolonych frytek.
- Jestem przekonana, że ta oferta wyjdzie Ci tylko na dobre. - stwierdziła bez większych skrupułów zastanawiając się czemu Gawlik jakoś niespecjalnie protestuje - Pracujesz dla nich, znasz ich na wylot. Jesteś policjantką coś tam chyba wiesz o ludzkiej psychologii, nie? Poradzisz sobie. W razie czego zawsze możesz uciec.
- Mhm - mruknęła policjantka wyprowadzając błyskawiczny cios i próbując założyć dźwignię na ramieniu dziewczyny. Jednak coś poszło nie tak. Czy zastane mięśnie, czy może skute ręce. Manewr który miał pozbawić Żenię broni nie udał się. Zamiast tego cios prześlizgnął się po ręce dziewczyny.
Coś tam Gutek nauczył Żenię.
Coś tam piknęło w dziewczynie. Wilkołaczka gardłowo warknęła lecz powstrzymała cios w brzuch Gawlik. Zamiast tego naparła z całych sił na kobietę, popychając ją na najbliższą ścianę i przedramieniem naciskając na jej szyję.
- Co próbujesz osiągnąć? Zabić się?
Cios wilkołaczki był za to o wiele skuteczniejszy. Dziewczyna uderzyła z hukiem o ścianę, co przypomniało im obu, że była to kiepska struktura z karton gipsu. Jednak gdy Gawlik została przyciśnięta do niej to szybko straciła powietrze. Dodatkowo dociśnięty łokieć praktycznie uniemożliwił jej oddychanie. Żenia z bliska widziała, że w jej oczach pojawiły się łzy z bólu. Jednak ochroniarka zagryzła zęby i nic nie odpowiedziała.
- Gdy zrobi się gorąco, uciekniesz i skontaktujesz się ze mną. - Żenia szepnęła pochylając się blisko twarzy Gawlik - Pomogę Ci.

Młoda dziewczyna odsunęła się od byłej policjantki.

***


Gdy wróciła do kuchni Zapalniczka patrzyła na nią ze smutną miną.
- Czarny uważa, że powinniśmy się wycofać. Nie mamy jak zrobić porządnego sabotażu w ciągu kilku godzin, a szkoda ryzykować dla załatwienia kilku szaraczków.
Dziwne, bo Zapalniczka powinna być zadowolona z takiego obrotu sprawy. A jednak się smuciła. Wyraz twarzy Gutka zaś nie był zaskoczeniem. Wkurzenie o to, że nie będzie mógł zrobić bum rozlewało się wręcz na całą przestrzeń dookoła.
Nie trzeba było więcej by Żenia zaparła się w swojej przekorze. Nie byli jeszcze gotowi na wycofanie się.

***


Żenia podjechała na miejsce na motocyklu. Nie wiedziała skąd, ale Zapalniczka go zorganizowała. Niewielkie enduro nie było może szybką bestią jaka stała u Zaara, ale sprawdzało się dobrze. Żenia przeszła przez lustro kilka ulic dalej… i od razu poczuła się nieswojo. Powietrze po drugiej stronie przypominało Bliznę. Było duszno. Po ulicy poruszały się cieniste sylwetki. Na niebie wisiał ogromny księżyc. Żenia nie potrzebowała dużo czasu, żeby zobaczyć iż cieniste bestie chowają się przed światłem księżyca. Ruszyła spokojnie w stronę budynku Bionanoparku. Budynku nie było. Zamiast tego stała tam wielka płonąca bryła. Płonęła dziwnym, czarnym i nie gasnącym płomieniem. Wyglądał on trochę jak kłębowisko cieni. W każdym razie nie zachęcał do podejścia.

Żenia obeszła bryłę dokoła.
Bryła była mniejsza niż sam budynek. Choć po budynku nie było śladu w umbrze. Prawdopodobnie blisko ściany z czarnego płomienia mogłaby przejści i znaleźć się wewnątrz budynku. Choć po pierwszym dniu pracy już wiedziała, że znalazłaby się w części z której w żaden sposób nie mogłaby niepostrzeżenie wejść głębiej.

Mimo tego, że Żenia czuła rosnącą desperację, ta opcja jej nie przekonała. Musiała dostać się głębiej. Niżej.
Poziom 0 był zbyt wysoko.
Wrona rozmyślała o przejęciu większej ilości ludzi. Może naukowcy? Miałaby dostęp do labu i materiałów potencjalnie wybuchowych. Ale brakowało jej informacji na temat ważniejszych postaci na planszy.

Wentylacja...

Dziewczyna wyszła zza Zasłony i ukryła swą obecność by znowu dokonać zwiadu. Tym razem wokół miejsc mogących naprowadzić ją na szyby.

Teren nie przypominał strzeżonej twierdzy. Na nocnej zmianie była czwórka strażników. Ale wewnątrz budynku. Zewnątrz było czysto. Obserwowała budynek przez kilka dni. Znała rozstaw kamer. Wiedziała jak ich unikać. Dookoła budynku nie było wyjścia wentylacji. Co było dziwne przy tak dużej ilości pięter. Z drugiej strony budynek miał uchodzić za proste laboratoria. Standardem dla dwu i trzypiętrowych budynków były klimatyzatory rozstawione na dachu.

Ukryta przed kamerami dziewczyna uniosła wzrok. Wyciągnęła komórkę i wybrała numer Zapalniczki.
- Wiem jak to zrobić. Wentylacja. Idę sprawdzić i się odezwę. Spróbuj dostać dyspensę od Czarnego na plan alternatywny. - zaszemrała szeptem.
- Słuchaj, podeślę ci tam Gustawa. Nie ryzykuj! - powiedziała szybko, po czym dodała:
- I już dzwonię do Czarnego.
W głosie jej “dowódcy” słychać było entuzjazm. Czyżby bardziej chciała doprowadzić akcję “do końca” niż wydawało się na pierwszy rzut oka?
A może chciała pozyskać wyższy status. Cholera wie. Z Żeńką straciły nić porozumienia jakiś czas temu. Co nie znaczyło, że na akcji Żenia może by i na nią liczyła. Może, bo to było nieznane jej uczucie. Polegać na kimś innym.

Żenia zaczekała na pojawienie się Gutka i przejęła go w pewnej odległości od siedziby Pentexu.
- Guciu, wejdę tam wentylacją. Jak znajdę wejścia. Wokół budynku nic nie ma. Mogą być na dachu. Muszę się tam wspiąć. Ty byś obczajał mi tyły zeby nie było zaskoczenia. Gdyby coś to masz spierdzielać. Wracać do Czarnego i watahy, przegrupować i wtedy mi pomóc, ok?. Nie chcę, żebyśmy wtopili we dwójkę a Pentex położył łapy na najsilniejszym z nas. Dobrze?
Żeńka w tej chwili miała w nosie hierarchię.
Blond Pomiot Fenrisa kiwnął głową na potwierdzenie, że zrozumiał. Mimo ciepłego wieczoru miał na sobie skórzaną kurtkę. Co więcej Żenia była prawie pewna, że pod spodem założył kamizelkę kuloodporną.
- Nie ryzykuj bez potrzeby - powiedział tylko, po czym ruszył na powolny spacer po okolicy budynku. Starał się nie wzbudzać podejrzeń i omijał rejony wskazane przez Żenię jako monitorowane.

***


Budynek poza główną bramą miał dwa wyjścia pożarowe na parterze. Standardowe, zbrojone, otwierane jedynie od wewnątrz. Połączone z systemem alarmującym straż pożarną. Na zewnątrz nie było też miejsc pozwalających się łatwo wspiąć na dach.

W cieniu Żenia spoglądała na swoje dłonie. Potrzebowała teraz swoich wielkich szponów. Szponów bestii. Skupiła się na przemianie części swojego ciała. I już myślała, że nic z tego nie będzie, gdy nagle końcówki jej palców zaczęły się przekształcać. Po kilku chwilach jej delikatne damskie dłonie były uzbrojone w ostre jak brzytwa szpony. Nie tracąc czasu wzięła rozbieg i skoczyła możliwie wysoko wbijając się szponami w ścianę.

Początek był trudny. Szpony wbijały się w tynk i strukturę budynku, jednak nie znajdowała oparcia dla nóg. Musiała się podciągać siłą swoich mięśni. Przez moment myślała, że nie da rady i zerkała w stronę ukrytego gdzieś w cieniu Gustawa. Jednak po pierwszym kryzysie załapała o co w tym chodzi. Zapierając się o zewnętrzną roletę wbiła szpony ostatnie kilka razy w strukturę budynku i już po chwili opadła zmęczona na plecy na dachu budynku.


Szum i ciepło. Te dwie rzeczy dominowały na dachu. Praktycznie cały dach był pokryty pracującymi klimatyzatorami. Ich wiatraki kręciły się bez ustanku wypompowując ciepłe powietrze. Były upchane bardzo gęsto w baterie po sześć. Między nimi przebiegały tylko drogi dla techników zajmujących się utrzymaniem sprawności klimatyzatorów.

Nieco dalej znajdowały się wystające mechanizmy szybów windy. Układy dźwigów były wyższe niż klimatyzatory, toteż łatwo było je zlokalizować.

Żenia jednak wiedziała, że windy dostępne na standardowych poziomach nie zjeżdżały do tajnej części kompleksu

Najpierw rozejrzała się za zagrożeniem. Nic nie wiedziała o ewentualnych patrolach na dachu. Ani ona, ani nikt z jej zespołu nie miał takiego przydziału. Monitoring wydawał się oczywisty… ale jedyne kamery, które były na dachu celowały w parking i teren przed budynkiem. Z dachu miały świetny widok, ale zdawać się mogło, że nikt nie pomyślał o zabezpieczeniu dachu.
Z drugiej strony nie istniało wejście na dach od zewnętrznej strony budynku.

Gdy wilkołaczka upewniła się, że nic jej nie zaskoczy zaczęła analizę potencjalnych wejść. Każdy blok klimatyzatorów łączył się z układem szybów. Czyli na każde sześć klimatyzatorów przypadało jedno potencjalne wejście do budynku. A klimatyzatorów było powyżej setki. Dużo powyżej setki.

Dużo za dużo na zgadywanie.
Żenia westchnęła z frustracją i wybrała numer do Zapalniczki:
- Hej. I jak? Czarny dał zielone światło?

Wolała się upewnić zanim zacznie absorbować Zaara.
Szczególnie, że to on ryzykował przez pozostałymi alfami stawiając na Żenię.
- Czarny kazał się wycofać - słyszała zdecydowany głos Anieli - i właśnie dlatego nie możesz dać się złapać!
Żenia zamarła na chwilę
Czyżby zapalniczka grała przeciwko niej?
- Jak osądzisz nieposłuszeństwo w stosunku do Alfy? - mruknęła ostrożnie.
- Żenia, obie wiemy, że jeżeli coś tam ma się udać, to tylko dzięki tobie. Pomogę jak umiem. Ale jeżeli nie masz teraz pomysłu to spróbujmy się wycofać i rozegrać to jak planowaliśmy na początku. Jutro. - Głos dziewczyny zdawał się wzbudzać zaufanie.
- Mam. Tyle, że jest tu sporo opcji. Ponad 100 klimatyzatorów. Potrzebuje coś wyeliminować. Możesz sprawdzić na mapach? Powinny być tam klimy do oficjalnych części budynku.
- Ok, daj mi chwilę.

Chwila się rozciągała. Zapalniczka rozłączyła się dając dziewczynie czas na zostanie samej z wątpliwościami.

Minęło sporo czasu zanim przyszło zdjęcie. Zdjęcie mapy w wysokiej rozdzielczości. Z uwzględnieniem klimatyzacji. Były to oficjalne plany budynku wyciągnięte z Urzędu Miasta. Polskie prawo w zakresie warunków zabudowy było bardzo pomocne Zaarowi i jego ludziom. Żenia analizowała je na szybko. Żałowała, że nie wzięła tableta, bo mały ekran telefonu utrudniał zadanie. Ale mapa była dość oczywista. Według niej na dachu znajdowało się trzydzieści klimatyzatorów zgrupowanych w sześciu agregatach. To dawało jej równo 150 klimatyzatorów nie uwzględnionych na mapie. Było to dwadzieścia pięć agregatów, które zgodnie ze wskazaniami mapy powinny odpowiadać za wentylowanie “nieoficjalnych” pięter.

Cóż, mogła się tego spodziewać, skoro oficjalnie budynek miał dwa podziemne poziomy. W praktyce miał ich czterdzieści. Nic lepszego nie miała w tym momencie.

- Zapalniczka, czy w okolicach Łodzi są jakieś prywatne lotniska? Placówki wojskowe? Opuszczone bazy? Tych klimatyzatorów jest ponad 200. Nie ma szans, żeby obsługiwały jedynie ten kompleks. Wydaje mi się, że pod ziemią z czymś jeszcze się łączy ta placówka. Sprawdź. A ja spróbuję sprawdzić jeden z szybów.

Nie musiała czekać długo na odpowiedź:
- Na końcu ulicy jest Wojskowy Zakład Lotniczy. Mają swoje lotnisko. Drugie jest niecałe dwa kilometry od ciebie, na południe. Ale chyba nie myślisz, że przysłali helikoptery aż stąd do ataku na caern? Co?

Szyby oznaczone na mapie w całosci powinny znajdować się przy jednej krawędzi budynku. Co oznaczało, że pozostałe potencjalne wejścia stały przed nią. Ułożone symetrycznie z dwoma wyłomami na maszynerię obsługującą windy. W zasadzie niczym się nie wyróżniały i gdyby nie fakt, że urządzenia za jej plecami prowadziły do ogólnodostępnej części, to sama by na to nie wpadła.
- A skąd?
- Z Poznania?
- Mają ekipę a la wojsko, tutaj przeprowadzają badania. Myślisz, że taka placówka nie ma opcji lataczy? 2 kilometry i 175 klimatyzatorów… - Żeńka zadumała się. - Dobra. To pewnie ten zakład.
Włażę zatem zobaczyć co się da zrobić.

Po krótkiej wyliczance Żeńka wybrała jeden przypadkowy klimatyzator z grupki sześciu w środkowym klasterze. Skupiła się chwilę i zaczęła z fascynacją i niejakim przerażeniem obserwować zmiany swego ciała…

***


Trochę hałasu było przy zerwaniu pokrywy klimatyzatora. Bez tego nie dało się wejść. Odsłoniła kanał o średnicy dwudziestu centymetrów. Jednak tym razem nie był to dla niej problem. Sunęła wewnątrz kanału mając przed sobą wyciągniętą rękę z długimi szponami. Druga ciągnęła się z tyłu. Nie szło jej sterowanie, wewnątrz kanałów. Poruszała się kompletnie na ślepo. Ominęła kilka wewnętrznych wiatraków, aż w końcu dotarła do poziomego tunelu, który był nieco większy. Jej ciało natychmiast wróciło do swoich kształtów. Była pod sufitem w jednym z pomieszczeń. Widziała wygaszone komputery i smugę światła w oddali. W Bionanoparku powszechne było, że ktoś pracował po nocach, jednak była to może jedna dziesiąta całego personelu naukowego. Pomieszczenie nad którym była nie wyglądało jak laboratorium. Raczej jak rozbudowany dział administracji.

Niestety przez małą kratkę nie widziała wiele. A chcąc ruszać dalej kanałami musiałaby znów skorzystać z daru od ducha-szczura. Mogła też zejść i zobaczyć któż pracuje do późna. Miała przecież ze sobą kamień od Czarnego.

Żenia chwilę nasłuchiwała dźwięków dochodzących z pomieszczenia. Gdy zdawało się jej, że panuje cisza przejechała pazurem po kratce. Chciała przeciąć by móc ją wypchnąć jednocześnie łapiąc drugą dłonią.

Udało jej się bez trudu. W pomieszczeniu panowała cisza, poza odległym stukaniem w klawiaturę.
Zerknęła w tamtą stronę i dojrzała wysokiego chudego mężczyznę w okularach. Przekładał jakieś próbki i co jakiś czas wklepywał coś do komputera. Pomieszczenie nie było administracją. Miało część badawczą, choć komputery ewidentnie służyły kilku pracownikom w ich codziennej pracy.
Brunetka ucieszyła się nieco. Po dniu chaotycznego
Miotania się, nagle coś się jej lapło.
Lab.
Rozejrzała się w drugą stronę. Sprawdzała jak daleko jest do wyjścia z labu. Po chwili zaczęła się z wolna wysuwać z wentylacji. Żałowała ze nie ma sobą wężowego noża. Przydałaby się jej cisza. Zamiast tego skorzystała z daru ukrywania się.
Dar wydawał się niepotrzebny. Wylądowała bezszelestnie na miękkim dywanie. Cóż za poprawa komfortu pracy. Cóż za ułatwienie skradania. Naukowiec zdawał się nie oderwać od pracy. Obserwował z uwagą odczyty jakiegoś urządzenia.
Nim Żenia uniosła ramię by ogłuszyć chudzielca rozejrzała się za kamerami.
Nad drzwiami wejściowymi zauważyła migającą diodę, która faktycznie po dokładnym spojrzeniu okazała się kamerą. Chyba jej nie widziała. Dziewczyna nie miała pewności jak szeroki kąt widzenia miało urządzenie.
Na wszelki wypadek postarała się działać szybko. Wyprowadziła cios kłykciami palców wprost w bok szyi naukowca. Nie chciała go zabijać. Tylko wysłać w ramiona Orfeusza.

Mężczyzna w długim białym kitlu padł na ziemię z szelestem. Trzy trzymane przez niego fiolki potoczyły się po dywanowej wykładzinie. Jedna uderzyła o biurko i rozbiła się.
Przekleństwo wyrwało się Żenii z ust.
Ułożyła chuderlaka w kącie zwijając go by nie złapała go kamera. Skorzystała z kamienia Czarnego i z kwaśną miną obserwowala zmianę. Sięgnęła po fiolki. Ostatnią, rozbitą już już chciała zebrać gdy skojarzyła sobie coś. Tu na pewno mają jakieś specjalne procedury. Chwilowo zostawiła i fiolke i zawartość. Spojrzała w komputerowy ekran. Szukała nazwiska i jakiejś karty dostępu.
Kolorowy identyfikator z imieniem, nazwiskiem i kodem kreskowym był wpięty w kieszeń po lewej stronie klatki piersiowej mężczyzny. Gregor, Bartosz.

Ekran komputera ukazywał kilka kolorowych kolumn ze starannie wpisywanymi czterocyfrowymi wartościami.
Z czystej przekory dziewczyna zmienila kilka z nich. Całkowicie randomowo. Zabrała też kitelek Bartosza i ruszyła do wyjścia z labu.


Gdy zbliżyła się do drzwi, te natychmiast się otworzyły. Dioda na “kamerze” zamrugała porozumiewawczo. Czyżby było to urządzenie do czytania identyfikatorów?

Korytarz był identyczny jak te wyżej i niżej. Prowadził do kilkunastu pomieszczeń z centralnie umieszczoną windą.
Bartosz-Wrona ruszył ku windzie nasłuchując dźwięków dochodzących zza pozostałych drzwi.
Gdy zatrzymała się przy kolejnych drzwiach te otworzyły się ukazując kompletnie ciemne pomieszczenie. Jednak zaczęło się ono rozświetlać kolejnymi jarzeniówkami, gdy czujnik wykrył jej obecność.
„Babciu, czemu masz tak ciemno w domku?
„Żeby Cię wystraszyć!”
Dywagacje prowadzone dwoma różnymi głosami wypełniły umysł Żenii.
Pewność ruchów nie współgrała z duszą uciekającą na ramię. Wrona weszła w głąb pomieszczenia rozglądając się jakby przyszła tu w konkretnym celu.
To pomieszczenie było zupełnie inne. Miało dużo więcej przestrzeni. Tylko kilka komputerów. Jakieś dziwne pojemniki. Na końcu pomieszczenia znajdowało się przeszklone pomieszczenie.
Ciekawość wilkołaczki została poruszona. Szła w stronę akwarium. Czy to możliwe, że trafiła na „kochanka”?
Z drugiej strony jakoś szkło nie zdawało się być najtrudniejszym z okowów. Podeszła nieco bliżej zatrzymując siè przed taflą.
Pomieszczenie jednak nie było pomieszczeniem. Dopiero gdy stanęła bliżej zorientowała się czym było. Znajdowała się na tarasie widokowym. Coś jak pomieszczenie, w którym stoją studenci obserwujący przebieg operacji. Serce zabiło jej mocniej gdy spojrzała w dół. W głowie miała kilka wspomnień. Kilka całkiem nowych wspomnień.


To było przegwizdane. Najpierw bycie eksperymentem, potem paćką drobinek mięcha po rozerwaniu granatem. Zdecydowanie niefajny los czerwonej suki. A Może Bondar sama też była takim eksperymentem?!

Mimo świateł w pomieszczeniu w którym się znajdowała nikt z obecnych piętro niżej zdawał się jej nie widzieć.

Dzięki darowi? Nie była pewna.
Ale skoro jest tu … czy to znaczy, ze trafiła dobrze?
Czy piętro niżej znajdzie coś jeszcze?
Żenia zagryzła dolną wargę. Przyglądała się procedurze by za chwilę ruszyć szybko w dół. Jeśli je robią, będzie więcej przeciwników do pokonania. A poprzednia czerwona suka była szybka i upierdliwa.

Bartoszowi nic nie zagrodziło drogi do windy. Byli na poziomie 33. Chwilę zastanawiała się czy powinna wybrać poziom 32, czy 34. W końcu wybrała 34 i poczuła jak winda ruszyła w dół.

Tam ujrzała kolejny identyczny korytarz z kolejnymi drzwiami. Ten był nieco dłuższy. Czerwona znajdowała się za drugimi drzwiami z lewej.

Dużo opcji do wybrania. Żenia ruszyła w głąb nadsłuchując i niemal modląc się o choćby piśnięcie.
Ostatecznie jednak dziewczyna postanowiła sprawdzić pomieszczenie tuż obok labu, w którym trwała przepychanka z wampirzycą.

Ponownie najpierw otworzyły się drzwi, a po chwili zaczęły zapalać światła. Odsłaniały wielkie pomieszczenie z kilkoma dużymi strukturami. Były one koliste i przeszklone. Od góry podłączono do nich szereg przewodów. U dołu każda ze struktur miała konsole komputerowe. Do tego w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna duża konsola z co najmniej sześcioma monitorami.

Zaciekawiona, Wrona weszła głębiej by przyjrzeć się komorom. Podeszła do konsoli głównej i przez chwilę rozważając opcję uruchomienia przesuwała plakietką Bartosza między palcami.

Konsola znajdowała się dokładnie w środku między czterema “słojami”. Jeden był uszkodzony. Opróżniono go z płynu, a jego powłoka nosiła liczne ślady pęknięć. W jednym miejscu szyba miała nawet dziurę. Pozostałe wypełniał niebiesko srebrzysty płyn. Gdy Żenia zbliżyła się do konsoli ta natychmiast się podświetliła uruchamiając komputery. Poza tym w słojach zapaliło się jakieś podświetlenie, tak, żeby stojąca w tym miejscu osoba mogła spokojnie i dokładnie oglądać zamknięte “okazy”. Choć tym razem okaz był jeden. Łysa sylwetka z charakterystycznymi tatuażami na całym ciele unosiła się bezwładnie. Jej stopy i dłonie zamknięte były w dużych strukturach połączonych przewodami. Na twarzy znajdowała się maska połączona z szeroką rurą przywodzącą na myśl odkurzacz. Jednak mimo całego oprzyrządowania Żenia rozpoznała Złośliwość.

Tego się nie spodziewała.
Co wilkołaczka tu robiła?
Smok ją wysłał? Musiał. Jak inaczej dziewucha z lasu dostałaby się na 34 piętro Pentexu. Jaki to miało związek z wydarzeniami na Słowacji?

Żenia vel Bartosz rozpoczęła poszukiwanie opcji wydostania ragabash Spiral ze słoja.
Konsola przy której stała żądała hasła dostępu. Konsola bezpośrednio pod szklanym więzieniem miała więcej opcji, chodź żadna nie kojarzyła się z „otwórz zbiornik”.

Ostatecznym sposobem było otwarcie z buta. Najwyraźniej się dawało zrobić to bez problemu. Żenia żałowała przez chwilę, że nie ma tu z nią Gucia.
Spróbowała kombinacje przycisków przygl�-dając się też okablowaniu słoja. Skoro podtrzymywał życie, musiał mieć jakiś mechanizm na wypadek trudności. Pentexowi zależało na obiektach. Ciekawa była czy to coś o czym mówiła Gawlik było zamknięte w rozwalonej megatubie.

Wciśnięcie przycisków zaowocowało kilkoma komunikatami ostrzegawczymi na ekranie. Po chwili dopiero dotarło do dziewczyny, ze ustawiła grzanie. Temperatura rosła. W zasadzie za kwadrans Złośliwość miała zacząć się gotować.
- Ups - mruknęła do siebie Bartosz. Próbowała na nowo kombinację klawiszy szukając jakiegoś minusa.
Tym razem chyba zadziałało. Poziom cieczy zaczął spadać w gwałtowny sposób. Ciało Złośliwości już nie było zawieszone w cieczy. Zamiast tego jej ciało opadło bezwładnie. Zaczepy na rękach ciągnęły ją w dół, podczas gdy rura w ustach napięła się i utrzymywała jej sylwetkę w pionowej pozycji z dziwnie odchyloną głową. Tancerka Czarnej Spirali była nieprzytomna.
- Noooo ciupkę lepiej - była krok dalej od gotowania wilkołaczki żywcem. Przydałaby się jakaś adrenalina albo chociaż wiaderko kawy. Nieprzytomna Złośliwość była gorszą wersją. Żenia kminiła jedną jedyną opcję na wydostanie się z wytatuowaną. I nie miała pojęcia czy zadziała. Umbra. Jak wygląda Umbra pod ziemią? Palce dziewczyny śmigały po klawiaturze szukają sposobu na wyciągnięcie odkurzacza z ust Spirali.

W końcu znalazła odpowiednią opcję. Jak się okazało obecność płynu w słoju blokowała otwarcie słoja. Teraz była tam po prostu opcja: “otwórz”. Jednak po wybraniu jej została poproszona o autoryzację. Siatkówka i hasło. Kamera uniosła się do wysokości oka Bartosza i rozbłysnęła zapraszającym błękitnym światełkiem.
- Szlag - mruknięcie wymsknęło się z ust labszczura. Żenia ruszyła kurcgalopkiem ku pokojowi z czerwonoskórą. Skoro tam byli na pewno mieli dostęp do różnych różności. Mogli akurat się skusić i pomóc Bartoszowi wydostać nieprzytomną wilkołaczkę z konserwy.

Ruszyła wprost na samoczynnie otwierane drzwi i pewnym krokiem wkroczyła do sali dr Mendele. Jednego z dwóch obecnych tam medyków chciała pozbawić przytomności. Drugiego poprosić o pomoc.

Jeden mężczyzna z obsługi gdy zobaczył zbliżającego się naukowca odwrócił się w jego stronę i zaczął machać. Byli w wyizolowanym pomieszczeniu za szybami. Żenia w swoim kamuflażu przysunęła się do drzwi, które otworzyły się bez protestów. Obaj mężczyźni mieli na sobie szczelne kombinezony. Ten machający podbiegł natychmiast. Ten drugi nie przerywał pracy.

Szybki cios i nic się nie stało. Szczelny gruby kombinezon pozwolił technikowi utrzymać się na nogach. Jednak za drugim razem przebiła się swoimi długimi szponami przez osłonę twarzy. Zerwała ja bez problemu i sprawnym ciosem, którego nie powstydziłby się Gustaw ogłuszyła człowieka. Co ciekawe drugi zdawał się tego nie widzieć. Stał tyłem wpatrzony w jedną z konsol, stukał w nią nerwowo, a kombinezon ograniczał mu pole widzenia.

Czerwonoskóra kobieta szarpała się nerwowo w dziwnej zawiesinie, a gdy Żenia przechodziła obok odniosła wrażenie, że ciało kobiety jest oplatane przez dziwaczne czarne węże.

Wilkołaczka zabrała tableta z rąk nieprzytomnego mężczyzny i poświęciła kilka sekund na szybką ocenę biegnącego programu. Puknęła w przycisk ‘Anuluj’ i podeszła do drugiego mężczyzny wpatrzonego w konsolę. Wbiła mu pazury w plecy, nadziewając jak stwór z Umbry Zapalniczkę i chwytając z szyję i spróbowała odciągnąć od konsoli. Zamierzała odciągnąć go od przycisków koniecznych do wzbudzenia potencjalnego alarmu oraz “przekonać do pomocy” ze Złośliwością.
Coś zaczęło się dziać w komorze z wampirzycą. Ale nie było to jej zmartwienie. Odrzucony tablet pękł przy upadku na sterylną podłogę. Cóż, tu nie mieli wykładziny dywanowej. Strasznie kiepsko zmywałaby się z niej krew. A tej było sporo. Zwłaszcza na konsoli, na którą chlapnęła z przebitego technika. Mężczyzna cośtam charczał gdy wilkołaczka w stroju laboranta wyciągała go z pomieszczenia.

Chwilowo Wrona ni sluchała. Pociągnęła mężczyznę wykorzystując fakt, że jego ciało przepełniały fale bólu. Pociagnęła go w stronę pomieszczenia z Zazdrością. Dopiero tam planowała ściągnąć mu maskę z twarzy.

Po drodze nie natrafiła na żadne przeszkody. Drzwi otworzyły się normalnie wpuszczając ja i rannego człowieka. Gdy dotarła do konsoli przy zamkniętej wilkołaczce zauważyła, że większość przycisków jest uszkodzona. Wcześniej była tak zaaferowana zmianą opcji, że nie zauważyła śladów zostawianych przez jej szpony. Charczenie człowieka jakby ustało.

- No nie rób mi tego. - mruknął naburmuszonym tonem Bartosz sprawdzając stan technika. Sprawdziła stan faceta zrywając mu maskę z twarzy.
Mężczyzna walczył z zamknięciem powiek. Z ust ściekała mu stróżka krwi.

- Hasło. Jakie jest hasło?
Rozglądał się chwilę, nie wiedząc co się dzieje. W końcu rzucił:
- 612BJPandora - powiedział w końcu, po czym się rozkaszlał.

- Otwórz to - Bartosz vel Żenia przysunął technika ku kamerce do skanowania siatkówki. - Jak ją wybudzić?

Błękitne światło przejechało po oku technika, po czym na ekranie pojawiła się zielona ikonka wskazująca ukończenie połowy procesu autoryzacji. On zaś odpowiedział na pytanie:
- Procedura… możesz ją wybudzić wewnątrz inkubatora.

- Chodź pomożesz mi… - Żenia miała ochotę wyciągnąć szpony z ciała mężczyzny ale miała wrażenie, że zrobi mu tym więcej krzywdy. Krwotok i te sprawy… Wklepała hasło dostępu. Zanim wcisnęła ‘Enter’ warknęła:
- Jesteś pewien, że to właściwe hasło?
Podciągnęła mężczyznę by zmniejszyć obciążenie jego ciała na pazurach.
Mężczyzna coś odchrząknął. Ciężko było zrozumieć co powiedział.
- Powtórz. Im dłużej zwlekasz, tym trudniej będzie Ci pomóc. A pomóc Ci mogę…
Tym razem pokiwał głową twierdząco i nic nie powiedział.
Żenia klepnęła Enter w tym samym czasie prowadząc technika do pojemnika ze Złośliwością
Na ekranie otworzyło się nowe menu z opcjami dotychczas niedostepnymi. Między innymi podświetlono “otwórz zbiornik”. Obok znajdowało się też “wybudź”.
Gdy podeszli do konsoli bezpośrednio pod słoikiem dostępne były dokładnie te same opcje.
Żenia kliknęła kolejno “Wybudź” i ‘Otwórz zbiornik’.

Z wolna odsunęła się od maszynerii i szybkim gestem wyciągnęła pazury z technika i walnęła go tak by stracił całkiem przytomność.

Czekała na Spiralę aż ta się obudzi, schowana nieco. Szukała czegoś, w czym mogłaby zobaczyć swoje odbicie.
 
corax jest offline