Z sarkofagu mogło wydobyć się wiele groźnych rzeczy. Mógł tam spać ktoś potężny, ktoś kto mógł sprowadzić zgubę na tych, co go przebudzą. Mogła to być pułapka, uruchamiająca szereg mechanizmów - i tu nie wiadomo co gorsze, czy szybka śmierć zadana trującym gazem bądź mocą potężnego, naruszonego zaklęcia - czy zatrzaśnięcie grobowca i umieranie w ciemności, gdzie jedyne co mogło skrócić cierpienie (zarazem je wzmacniając), to wyczerpanie powietrza.
Na razie jednak okazało się, że sarkofag nie był opatrzony żadnymi zabezpieczniami. Niewielkie było pocieszenie z tej względnie dobrej wiadomości, gdy wiązała się ona z oglądaniem szczątków. To nie było w owym świecie niczym nadzwyczajnym - nadal to jednak nic przyjemnego.
Patrzył na wizerunek pokracznego stworzenia. Być może kiedyś o nim czytał albo słyszał? Wysilił umysł, próbując sobie przypomnieć. Ale pojawiły się inne kwestie warte rozstrzygnięcia.
Mimo że Liward nie był w pierwszej kolejności entuzjastą skarbów, poczuł jakieś ukłucie materialnej żądzy posiadania. Wojownik nie był pustelnikiem. Możliwość dostatniego życia była dla niego atrakcyjna, tak jak dla większości.
Trudno powiedzieć czy w umyśle skierowanym na doświadczenia rzeczy niezwykłych i ponadmaterialnych, rodziło się umiłowanie ziemskich bogactw, czy też jednak było to normalne i logiczne - w końcu istota rozumna jest istotą niepozbawioną komplikacji.
Ale żeby zaraz chcieć koronę? Niech sobie Ryś ją weźmie. Wojownikowi bardziej zależało na tym, by otrzymać sprawiedliwą część jakby nie patrzeć - łupu, niekoniecznie największą.
-Losujemy, kto co bierze? Mamy jak to zrobić?
I przyszło otrzeźwienie. Na co komu te wszystkie skarby, jeśli się nie wydostaną? To teraz nie takie łatwe. W owej chwili, każda wiedza mogła się okazać cenną. A drużyna na razie miała tylko jedno źródło wiedzy.
-Czy wie mistrz, kto to mógł być? - być może odpowiedź na to pytanie znał Fungi, do którego zwrócił się wojownik, pytając o tożsamość bogato pochowanego.