Bardag dzierżąc topór w lewej ręce cofał się przed rosnącą kulą. Prawicy już nie czół i to go niepokoiło. Musiał coś zrobić i myślał co.
Wtem kula przestała rosnąć i zaczęła się przesuwać a khazad zszedł jej z drogi. Odprowadzał ją wzrokiem, ale nic poza tym nie robił.
Bardagowi było słabo. Był wytrzymały i twardy, ale także rozumny. Wiedział, że pilnie potrzebuje pomocy z ręką.
- Idę do znachorki. Nie przydam się teraz na nic a później i tak bez ręki nie pomogę.- Po czym ruszył do chałupy kobiety.