Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2018, 12:47   #31
BloodyMarry
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
-Ale jest trochę większy niż spodziewałbym się po władcy takiej doliny. Czy ten zamek nie jest starszy niż mi się wydaje? - powiedział Agust.
- Ciekawe jak długo obecny właściciel w nim rezyduje? - zastanawiała się Cely. - Czy jest możliwe, że Strahd rządził tą ziemią, jeszcze zanim wioska powstała?
Cahnyr spojrzał na Donavicha, czekając na jego odpowiedź.
- Ja… nie wiem - Donavich rozłożył ręce - nie sądzę. Mówi się, że Matka Nocy zesłała Strahda na nas za karę, za grzechy naszych przodków. Wnioskuję z tego, że wioska istniała przed panowaniem Strahda.
- Jakie grzechy? - zaklinaczka spytała z zainteresowaniem w oczach.
- Cely... Może zostawimy to na później? - wtrącił się Cahnyr. - Gdy wrócimy, będziemy mieli dużo czasu na pytania i rozmowy.
- Tak… Przepraszam, ciekawość trochę wzięła nade mną górę, ruszajmy. - Pół-elfka odpowiedziała na uwagę zaklinacza.
- Nie ma w wiosce żadnych wierzchowców, prawda? - Cahnyr ponownie zwrócił się do kapłana.
- Ech, wydaje mi się, że nie. Przepraszam, po prostu po tym wszystkim czuję, że dopiero wracam do rzeczywistości. Nie, nie wydaje mi się, żeby były tu jakieś wierzchowce. Czasem widujemy Vistani jeżdżących konno.
- Vistani to tylko kobiety, czy i kobiety, i mężczyźni? - Tym razem Cahnyr okazał nadmiar ciekawości.
- Och, to zdecydowanie również mężczyźni - zaśmiał się kapłan - nie spotkaliście nigdy żadnego?
- Nie mieliśmy tej przyjemności… - rzuciła Cely. - Podobno są oni ludem służącym Strahdowi, tak? To raczej pożyczanie wierzchowców odpada…
- Tak, wielu z nich najpewniej mu służy. Ale nie wierzę, że wszyscy. Nie można tak pochopnie osądzać całego ludu. Jednak zalecam wam ostrożność przy kontaktach z nimi.
- My sobie pozwolimy w tym momencie wrócić do domu. Musimy przygotować się na jutrzejszą wyprawę - powiedziała Ireene - więc jeśli nie macie nic przeciwko, my już sobie pójdziemy.
- My też już lepiej zbierajmy się do drogi - powiedziała zaklinaczka.
- Nie powinniśmy się rozdzielać, pani - Hassan odpowiedział Ireene. - Jeśli Agust miał rację i ten wilk jest tu nie bez przyczyny, może ten Strahd zna jakieś magiczne sposoby, by patrzeć ich oczami. Słyszałem o takich magicznych sztuczkach w moim kraju. To znaczy, że możemy być obserwowani. Hultaj może tylko czekać, aż będziesz bez naszej ochrony.
Co prawda Ireene obywała się bez ich ochrony przez ładnych parę lat, ale może Hassan miał odrobinę racji? Każde rozwiązanie miało i dobre, i złe strony, więc Cahnyr nie zamierzał wpływać na decyzję dziewczyny.
Cely przewróciła oczami lekko poirytowana tym, że nie umieją się wybrać w drogę, a czas ucieka.
- Póki co mamy dzień, Strahd teraz po nią nie przyjdzie. Jednak ten dzień ucieka, a my dalej stoimy. Niech idą przygotować się na jutro, a my ruszajmy zanim noc nas zastanie. - rzuciła oschle.
- Odprowadzimy ich do domu, potem możemy przejść się do tego obozu Vistanich. Może powiedzą coś ciekawego? Może będzie tam ta Madam... jakaś tam. - Hassan machnął ręką zrezygnowany, po czym nagle przypomniał sobie o czymś. - Jak nieśliśmy trumnę tu, na cmentarz, to słyszałem szloch dobiegający z jakiegoś domu - zmarszczył brew wojownik. - Jak już ratujemy tę wioskę od nieszczęść, może sprawdzimy?
- Hassan ma racje, odprowadzimy was. Do waszego domu nie ma dnia drogi, żeby to nam nadłożyło dużo czasu. Lepiej być zabezpieczonym. Jeżeli zauważymy więcej wilków, będziemy wiedzieli że coś się święci. - Agust wtedy odwrócił się od Ireene i Ismarka w kierunku kapłana.
- Są tu jakieś inne miejsca wiary niż twoja świątynia? W dolinie, w Vallaki, gdziekolwiek?
- Moim zdaniem nie ma takiej potrzeby - narzekała Ireene.
Ismark ją szturchnął i powiedział, żeby cieszyła się, że znalazł w końcu kompetentnych ludzi.
Kapłan spojrzał na paladyna.
- Tak, w Vallaki jest dosyć znana świątynia. A w Krezk jest jeszcze wspanialsza. Tam to już w ogóle ostoja spokoju, oaza w tej ponurej krainie. Nie chcę nic narzucać, ale sugerowałbym ci, Ismarku, zaprowadzić Ireene jak najdalej od zamku Ravenloft. Najlepiej właśnie do opactwa świętej Markovii.
- Na razie naszym planem jest zaprowadzenie jej do Vallaki. Potem się zobaczy - odparł Ismark.
- Krezk? To jakaś kolejna miejscowość? - Paladyn się zaciekawił. - I co sprawia że to oaza spokoju?
- Tak. Jest daleko stąd, na zachód od jeziora Baratok, nad Kruczą Rzeką. Ale nie każdego tam wpuszczają. Bardzo dbają o bezpieczeństwo. Dlatego uważam, że to miasto byłoby bardziej bezpieczne dla Ireene.
- Vallaki też będzie bezpieczne, ojcze Donavichu. - odparł Ismark.
- Ja tylko zasugerowałem. - powiedział Donavich - Dobrze, skoro wy już idziecie, to i ja zajmę się sobą, swoimi myślami. Muszę zdecydować co dalej mam zrobić ze swoim życiem. Jeśli będziecie chcieli, zajrzyjcie do mnie kiedyś.
Hassan położył rękę na ramieniu kapłana.
- Bogowie słuchają. Zachowaj wiarę, starcze. Twój syn zostanie pomszczony. - Hassan zapewnił kapłana spokojnym głosem. Szczerze wierzył w to co mówi.
- Dziękujemy kapłanie. Nie omieszkamy zajrzeć ponownie. Mam nadzieję że w ten dzień słońce ogrzeje już tą dolinę, i przegoni mgłę. - Agust skłonił się do kapłana, a potem odwrócił. do wojownika. - Zdaje mi się że mówiłeś o jakimś domu. Może rzeczywiście ktoś będzie potrzebował pomocy, a i wtedy może inni mieszkańcy będą bardziej ku nam skłonni.
Hassan zaczął podążać w stronę czarnej kamienicy, w pobliżu domu sołtysa, którą mijali niosąc trumnę. Miał nadzieję, że reszta idzie za nim.
Cely również ruszyła w stronę kamienicy, mimo iż była zdania, że w ciągu dnia w drodze ze świątyni do domu rodzeństwo nie powinno natknąć się na żadne przeszkody i ich eskorta jest niepotrzebna, ale jeśli reszta drużyny miała się poczuć wtedy spokojniejsza...
Cahnyr nie sądził, by trzeba było ponownie wędrować do domu, w którym mieszkało rodzeństwo, ale nie oponował. Nie bardzo też uważał, że powinni chodzić od drzwi do drzwi i szukać osób, potrzebujących ich pomocy, lecz tej opinii też nie wygłosił, nie chcąc wyjść na egoistę czy kogoś w tym stylu. Szczególnie w oczach Cely.
- Dla świętego spokoju odprowadźmy ich chociaż kawałek. Jeśli te wilki nie będą się zachowywać podejrzanie, pójdziemy swoją drogą. Jeśli będą nas śledzić czy coś w tym stylu, eskorta się im przyda - rzekła Mira.
Kiedy rodzeństwo znalazło się już bezpiecznie w domu, drużyna poszła do kamienicy, z której wydobywał się głośny szloch. Głos na pewno należał do kobiety. Ciemna kamienica nie wyróżniała sie niczym szczególnym od pozostałych, sąsiadujących z nią.
Agust zapukał do drzwi.
- Halo. Jest tam kto? Usłyszeliśmy płacz i przyszliśmy sprawdzić czy wszystko jest w porządku i może potrzebna jest jakaś pomoc. - Stał tam tak przez chwilę i pukał co jakiś czas.
Drzwi uchyliły się lekko, kiedy Agust w nie pukał. Szloch wydawał się dobiegać z piętra wyżej. Wygląda na to, że wczesniej drzwi były zabite deskami od środka i zabarykadowane, ponieważ wiele ciężkich mebli stało tuż przed nimi w nieładzie.
Paladyn wzruszył rękami. Popatrzył na towarzyszy.
- Chodźmy sprawdzić, skoro już tu jesteśmy - powiedział Cahnyr. "Skoro straciliśmy już czas na przyjście tutaj", pomyślał.
- No to idziemy. - Po czym sunita skierował swoje kroki w kierunku schodów. Na nich raz jeszcze powtórzył.
- Halo. Jest tam kto? Usłyszeliśmy płacz i przyszliśmy sprawdzić czy wszystko jest w porządku i może potrzebna jest jakaś pomoc.
Na wyższym piętrze, na środku pomieszczenia siedziała starsza kobieta, zanosząca się płaczem i ściskająca w dłoniach małą maskotkę. Zabawka jest popsuta i bardzo stara. Ma na sobie workowatą sukienkę i dziwny uśmieszek.


- Um witaj. Usłyszeliśmy płacz i zastanawialiśmy się czy możemy ci jakoś pomóc. Jestem Agust, jestem paladynem. Może mogę jakoś cię wspomóc albo ulżyć w cierpieniu.- Agust bardzo powoli zwrócił się do kobiety. Starał się być najcieplejszy w słowach jak tylko się dało.
Początkowo kobieta wydawała się nie zauważać obecności kogokolwiek. Ale w końcu słowa Agusta przywróciły jej zmysły i kobieta rozejrzała się zdezorientowana po pokoju. Kiedy w końcu trafiła wzrokiem na Agusta, jej spuchnięte oczy ledwo go rozpoznały.
- Och - przytuliła maskotkę do piersi - była kiedyś moja, wiesz? Jak byłam jeszcze pannicą. Ale przekazałam ją Gertrudzie. Pokochała ją tak samo jak ja. Jest bardzo stara, a wykonał ją zabawkarz z Vallaki, bardzo uzdolniony człowiek. Gadolf Bliński, och tak, uzdolniony człowiek. - Na zabawce widniał napis “Nie ma Blińskiego, nie ma zabawy!” - Och, gdzie jest moja Gertruda? Wiem, że nie byłam najlepszą matką. Nie pozwalałam jej nigdy wychodzić. Jest taka piękna, na pewno ktoś chciałby ją skrzywdzić, na pewno! - niemal wrzasnęła na paladyna - ale tydzień temu Gertruda uciekła. Pierwszy raz wyszła z domu, a ja boję się o najgorsze. Kilka dni przed ucieczką mamrotała coś o zamku Ravenloft. Proszę, żeby tylko tam nie poszła! Och, jak ja mogłam do tego dopuścić? - Kobieta zwiesiła ze smutkiem głowę, ciągle wydawała z siebie ciche pojękiwanie.
“To się nazywa nadopiekuńczość…” - Pomyślała Mira, patrząc nieco pogardliwie na staruszkę. Następnie odezwała się na głos:
- Zabrała coś ze sobą? I jak ona wygląda?
- Jest bardzo piękna. Piękna. Duże niebieskie oczy, pełne usta, jak kiedyś ja! - zaśmiała się do siebie piskliwym głosem - brązowe włosy, bardzo długie. Jak można opisać takie piękno? Nie, nie wzięła nic ze sobą. Po prostu sobie poszła, poszła!
Hassan nie tak wyobrażał sobie co zastanie w środku kamienicy. Póki co do zamku nie zamierzali się w obecnej chwili wybierać, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
- Możemy jej poszukać, o ile będziemy wybierać się w tamtym kierunku - wojownik mruknął patrząc spokojnie na szlochającą kobietę.
- Naprawdę?! - kobieta spojrzała oczami pełnymi nadziei na Hassana - To byłoby wspaniałe. Gertrudzie nie może się nic stać. Ten cały Strahd pewnie ją zaczarował. Nigdy by sama nie wyszła, nigdy!
"Jeśli to Strahd, to już jej nie odzyskasz", pomyślał Cahnyr.
- O której wyszła? - spytał. - Jesteś pewna, że nikt z mieszkańców nie pomógł jej wyjść z domu?
- Nie wiem, nie wiem o której. Po prostu wyszła, tydzień temu wyszła. - kobieta wbiła paznokcie w i tak już poranione policzki - kto mógłby jej pomóc? Kto byłby tak okrutny?
- Ile Gertruda ma lat? - spytał.
Kobieta zaczęła liczyć na placach. Nagle zwróciła wzrok w stronę Cahnyra.
- Siedemnaście!
"No to nie zabrali jej i nie sprzedali za ciasteczka", pomyślał zaklinacz, który wcześniej był przekonany, że chodzi o dziewczynkę mającą najwyżej dziesięć lat.
Paladyn poczuł się zmartwiony. Z jednej strony trochę rozumiał dziewczynę. Sam nie cierpiał kiedy rodzice go ograniczali. Z drugiej strony to nie jest miejsce w którym ucieka się z domu. Tym bardziej że obawiał się że dziewczynę mógł spotkać zły los. Zwłaszcza jeżeli jakimś cudem udało jej się dotrzeć bez przeszkód do przeklętego zamku. Poprawił nieco włosy, a potem spróbował przytulić staruszkę.
- Będziemy się za nią rozglądać. - Tyle mógł z czystym sercem obiecać staruszce.
Kobieta zamarła bez ruchu, czując dotyk paladyna. Spojrzała na niego swymi zmęczonymi oczami.
- Dziękuję. W tych czasach trudno spotkać kogoś, kto przejmuje się losem zwyczajnych ludzi.
Cely patrzała na kobietę z troską wymalowaną na twarzy. Na myśl przyszła jej jej własna matka, która mimo swojej wielkiej miłości nie mogła zapewnić jej takich warunków jakich by pragnęła dla córki. Po chwili kiedy zastanowiła się nad tym co mówiła kobieta, znów przypomniał jej się głos, który wołał ją ubiegłej nocy. “Dziewczyna nic ze sobą nie wzięła…” myślała przez krótką chwilę, łącząc ze sobą podane przez kobietę fakty.
- Zrobimy wszystko co się da, żeby pomóc… - powiedziała serdecznym głosem, kładąc przy tym dłonie na ramionach kobiety w celu dodania jej otuchy. “Choć boję się, że już niewiele się da” pomyślała, jednak starała się ukryć swe złowróżbne myśli przed zapłakaną kobietą.
Agust wstał i popatrzył na kobietę.
- Czy masz wszystko czego potrzebujesz. Jadłaś coś czy siedzisz tu całymi dniami?
- Wszystko w porządku - powiedziała kobieta i uśmiechnęła się, po czym natychmiast jej twarz pogrążyła się znów w smutku - przyprowadźcie tylko moją córeczkę, a wszystko inne nie ma znaczenia.
Paladyn włożył w dłonie kobiety 5 złotych monet i zacisnął jej dłonie.
- Dbaj o siebie, o to miejsce, żeby było gdzie i do kogo wracać. Gertruda na pewno nie ucieszyłaby się gdyby zobaczyła cię tak zmarnowaną. Musisz mieć siły.
Kobieta spojrzała zdziwiona na monety w jej dłoniach i potem znów na paladyna. Pokiwała jedynie kilka razy głową i nic nie odpowiedziała, ale widać było, że była o wiele spokojniejsza, niż przed spotkaniem drużyny. Chociaż na chwilę w jej duszy zapanował spokój.
Potem odwrócił się do towarzyszy.
- Nic więcej tu nie zrobimy, nic tu po nas. Czas spotkać się z tą madame, i dowiedzieć się co tylko da. Ruszajmy. - I skierował swe kroki do wyjścia z budynku, a potem w kierunku obozu Vistani.
Celaena także ruszyła w kierunku wyjścia. Kiedy znalazła się w drzwiach spojrzała jeszcze raz za siebie w kierunku kobiety i wyszła.
 
BloodyMarry jest offline