Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-07-2018, 12:47   #31
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
-Ale jest trochę większy niż spodziewałbym się po władcy takiej doliny. Czy ten zamek nie jest starszy niż mi się wydaje? - powiedział Agust.
- Ciekawe jak długo obecny właściciel w nim rezyduje? - zastanawiała się Cely. - Czy jest możliwe, że Strahd rządził tą ziemią, jeszcze zanim wioska powstała?
Cahnyr spojrzał na Donavicha, czekając na jego odpowiedź.
- Ja… nie wiem - Donavich rozłożył ręce - nie sądzę. Mówi się, że Matka Nocy zesłała Strahda na nas za karę, za grzechy naszych przodków. Wnioskuję z tego, że wioska istniała przed panowaniem Strahda.
- Jakie grzechy? - zaklinaczka spytała z zainteresowaniem w oczach.
- Cely... Może zostawimy to na później? - wtrącił się Cahnyr. - Gdy wrócimy, będziemy mieli dużo czasu na pytania i rozmowy.
- Tak… Przepraszam, ciekawość trochę wzięła nade mną górę, ruszajmy. - Pół-elfka odpowiedziała na uwagę zaklinacza.
- Nie ma w wiosce żadnych wierzchowców, prawda? - Cahnyr ponownie zwrócił się do kapłana.
- Ech, wydaje mi się, że nie. Przepraszam, po prostu po tym wszystkim czuję, że dopiero wracam do rzeczywistości. Nie, nie wydaje mi się, żeby były tu jakieś wierzchowce. Czasem widujemy Vistani jeżdżących konno.
- Vistani to tylko kobiety, czy i kobiety, i mężczyźni? - Tym razem Cahnyr okazał nadmiar ciekawości.
- Och, to zdecydowanie również mężczyźni - zaśmiał się kapłan - nie spotkaliście nigdy żadnego?
- Nie mieliśmy tej przyjemności… - rzuciła Cely. - Podobno są oni ludem służącym Strahdowi, tak? To raczej pożyczanie wierzchowców odpada…
- Tak, wielu z nich najpewniej mu służy. Ale nie wierzę, że wszyscy. Nie można tak pochopnie osądzać całego ludu. Jednak zalecam wam ostrożność przy kontaktach z nimi.
- My sobie pozwolimy w tym momencie wrócić do domu. Musimy przygotować się na jutrzejszą wyprawę - powiedziała Ireene - więc jeśli nie macie nic przeciwko, my już sobie pójdziemy.
- My też już lepiej zbierajmy się do drogi - powiedziała zaklinaczka.
- Nie powinniśmy się rozdzielać, pani - Hassan odpowiedział Ireene. - Jeśli Agust miał rację i ten wilk jest tu nie bez przyczyny, może ten Strahd zna jakieś magiczne sposoby, by patrzeć ich oczami. Słyszałem o takich magicznych sztuczkach w moim kraju. To znaczy, że możemy być obserwowani. Hultaj może tylko czekać, aż będziesz bez naszej ochrony.
Co prawda Ireene obywała się bez ich ochrony przez ładnych parę lat, ale może Hassan miał odrobinę racji? Każde rozwiązanie miało i dobre, i złe strony, więc Cahnyr nie zamierzał wpływać na decyzję dziewczyny.
Cely przewróciła oczami lekko poirytowana tym, że nie umieją się wybrać w drogę, a czas ucieka.
- Póki co mamy dzień, Strahd teraz po nią nie przyjdzie. Jednak ten dzień ucieka, a my dalej stoimy. Niech idą przygotować się na jutro, a my ruszajmy zanim noc nas zastanie. - rzuciła oschle.
- Odprowadzimy ich do domu, potem możemy przejść się do tego obozu Vistanich. Może powiedzą coś ciekawego? Może będzie tam ta Madam... jakaś tam. - Hassan machnął ręką zrezygnowany, po czym nagle przypomniał sobie o czymś. - Jak nieśliśmy trumnę tu, na cmentarz, to słyszałem szloch dobiegający z jakiegoś domu - zmarszczył brew wojownik. - Jak już ratujemy tę wioskę od nieszczęść, może sprawdzimy?
- Hassan ma racje, odprowadzimy was. Do waszego domu nie ma dnia drogi, żeby to nam nadłożyło dużo czasu. Lepiej być zabezpieczonym. Jeżeli zauważymy więcej wilków, będziemy wiedzieli że coś się święci. - Agust wtedy odwrócił się od Ireene i Ismarka w kierunku kapłana.
- Są tu jakieś inne miejsca wiary niż twoja świątynia? W dolinie, w Vallaki, gdziekolwiek?
- Moim zdaniem nie ma takiej potrzeby - narzekała Ireene.
Ismark ją szturchnął i powiedział, żeby cieszyła się, że znalazł w końcu kompetentnych ludzi.
Kapłan spojrzał na paladyna.
- Tak, w Vallaki jest dosyć znana świątynia. A w Krezk jest jeszcze wspanialsza. Tam to już w ogóle ostoja spokoju, oaza w tej ponurej krainie. Nie chcę nic narzucać, ale sugerowałbym ci, Ismarku, zaprowadzić Ireene jak najdalej od zamku Ravenloft. Najlepiej właśnie do opactwa świętej Markovii.
- Na razie naszym planem jest zaprowadzenie jej do Vallaki. Potem się zobaczy - odparł Ismark.
- Krezk? To jakaś kolejna miejscowość? - Paladyn się zaciekawił. - I co sprawia że to oaza spokoju?
- Tak. Jest daleko stąd, na zachód od jeziora Baratok, nad Kruczą Rzeką. Ale nie każdego tam wpuszczają. Bardzo dbają o bezpieczeństwo. Dlatego uważam, że to miasto byłoby bardziej bezpieczne dla Ireene.
- Vallaki też będzie bezpieczne, ojcze Donavichu. - odparł Ismark.
- Ja tylko zasugerowałem. - powiedział Donavich - Dobrze, skoro wy już idziecie, to i ja zajmę się sobą, swoimi myślami. Muszę zdecydować co dalej mam zrobić ze swoim życiem. Jeśli będziecie chcieli, zajrzyjcie do mnie kiedyś.
Hassan położył rękę na ramieniu kapłana.
- Bogowie słuchają. Zachowaj wiarę, starcze. Twój syn zostanie pomszczony. - Hassan zapewnił kapłana spokojnym głosem. Szczerze wierzył w to co mówi.
- Dziękujemy kapłanie. Nie omieszkamy zajrzeć ponownie. Mam nadzieję że w ten dzień słońce ogrzeje już tą dolinę, i przegoni mgłę. - Agust skłonił się do kapłana, a potem odwrócił. do wojownika. - Zdaje mi się że mówiłeś o jakimś domu. Może rzeczywiście ktoś będzie potrzebował pomocy, a i wtedy może inni mieszkańcy będą bardziej ku nam skłonni.
Hassan zaczął podążać w stronę czarnej kamienicy, w pobliżu domu sołtysa, którą mijali niosąc trumnę. Miał nadzieję, że reszta idzie za nim.
Cely również ruszyła w stronę kamienicy, mimo iż była zdania, że w ciągu dnia w drodze ze świątyni do domu rodzeństwo nie powinno natknąć się na żadne przeszkody i ich eskorta jest niepotrzebna, ale jeśli reszta drużyny miała się poczuć wtedy spokojniejsza...
Cahnyr nie sądził, by trzeba było ponownie wędrować do domu, w którym mieszkało rodzeństwo, ale nie oponował. Nie bardzo też uważał, że powinni chodzić od drzwi do drzwi i szukać osób, potrzebujących ich pomocy, lecz tej opinii też nie wygłosił, nie chcąc wyjść na egoistę czy kogoś w tym stylu. Szczególnie w oczach Cely.
- Dla świętego spokoju odprowadźmy ich chociaż kawałek. Jeśli te wilki nie będą się zachowywać podejrzanie, pójdziemy swoją drogą. Jeśli będą nas śledzić czy coś w tym stylu, eskorta się im przyda - rzekła Mira.
Kiedy rodzeństwo znalazło się już bezpiecznie w domu, drużyna poszła do kamienicy, z której wydobywał się głośny szloch. Głos na pewno należał do kobiety. Ciemna kamienica nie wyróżniała sie niczym szczególnym od pozostałych, sąsiadujących z nią.
Agust zapukał do drzwi.
- Halo. Jest tam kto? Usłyszeliśmy płacz i przyszliśmy sprawdzić czy wszystko jest w porządku i może potrzebna jest jakaś pomoc. - Stał tam tak przez chwilę i pukał co jakiś czas.
Drzwi uchyliły się lekko, kiedy Agust w nie pukał. Szloch wydawał się dobiegać z piętra wyżej. Wygląda na to, że wczesniej drzwi były zabite deskami od środka i zabarykadowane, ponieważ wiele ciężkich mebli stało tuż przed nimi w nieładzie.
Paladyn wzruszył rękami. Popatrzył na towarzyszy.
- Chodźmy sprawdzić, skoro już tu jesteśmy - powiedział Cahnyr. "Skoro straciliśmy już czas na przyjście tutaj", pomyślał.
- No to idziemy. - Po czym sunita skierował swoje kroki w kierunku schodów. Na nich raz jeszcze powtórzył.
- Halo. Jest tam kto? Usłyszeliśmy płacz i przyszliśmy sprawdzić czy wszystko jest w porządku i może potrzebna jest jakaś pomoc.
Na wyższym piętrze, na środku pomieszczenia siedziała starsza kobieta, zanosząca się płaczem i ściskająca w dłoniach małą maskotkę. Zabawka jest popsuta i bardzo stara. Ma na sobie workowatą sukienkę i dziwny uśmieszek.


- Um witaj. Usłyszeliśmy płacz i zastanawialiśmy się czy możemy ci jakoś pomóc. Jestem Agust, jestem paladynem. Może mogę jakoś cię wspomóc albo ulżyć w cierpieniu.- Agust bardzo powoli zwrócił się do kobiety. Starał się być najcieplejszy w słowach jak tylko się dało.
Początkowo kobieta wydawała się nie zauważać obecności kogokolwiek. Ale w końcu słowa Agusta przywróciły jej zmysły i kobieta rozejrzała się zdezorientowana po pokoju. Kiedy w końcu trafiła wzrokiem na Agusta, jej spuchnięte oczy ledwo go rozpoznały.
- Och - przytuliła maskotkę do piersi - była kiedyś moja, wiesz? Jak byłam jeszcze pannicą. Ale przekazałam ją Gertrudzie. Pokochała ją tak samo jak ja. Jest bardzo stara, a wykonał ją zabawkarz z Vallaki, bardzo uzdolniony człowiek. Gadolf Bliński, och tak, uzdolniony człowiek. - Na zabawce widniał napis “Nie ma Blińskiego, nie ma zabawy!” - Och, gdzie jest moja Gertruda? Wiem, że nie byłam najlepszą matką. Nie pozwalałam jej nigdy wychodzić. Jest taka piękna, na pewno ktoś chciałby ją skrzywdzić, na pewno! - niemal wrzasnęła na paladyna - ale tydzień temu Gertruda uciekła. Pierwszy raz wyszła z domu, a ja boję się o najgorsze. Kilka dni przed ucieczką mamrotała coś o zamku Ravenloft. Proszę, żeby tylko tam nie poszła! Och, jak ja mogłam do tego dopuścić? - Kobieta zwiesiła ze smutkiem głowę, ciągle wydawała z siebie ciche pojękiwanie.
“To się nazywa nadopiekuńczość…” - Pomyślała Mira, patrząc nieco pogardliwie na staruszkę. Następnie odezwała się na głos:
- Zabrała coś ze sobą? I jak ona wygląda?
- Jest bardzo piękna. Piękna. Duże niebieskie oczy, pełne usta, jak kiedyś ja! - zaśmiała się do siebie piskliwym głosem - brązowe włosy, bardzo długie. Jak można opisać takie piękno? Nie, nie wzięła nic ze sobą. Po prostu sobie poszła, poszła!
Hassan nie tak wyobrażał sobie co zastanie w środku kamienicy. Póki co do zamku nie zamierzali się w obecnej chwili wybierać, ale co się odwlecze, to nie uciecze.
- Możemy jej poszukać, o ile będziemy wybierać się w tamtym kierunku - wojownik mruknął patrząc spokojnie na szlochającą kobietę.
- Naprawdę?! - kobieta spojrzała oczami pełnymi nadziei na Hassana - To byłoby wspaniałe. Gertrudzie nie może się nic stać. Ten cały Strahd pewnie ją zaczarował. Nigdy by sama nie wyszła, nigdy!
"Jeśli to Strahd, to już jej nie odzyskasz", pomyślał Cahnyr.
- O której wyszła? - spytał. - Jesteś pewna, że nikt z mieszkańców nie pomógł jej wyjść z domu?
- Nie wiem, nie wiem o której. Po prostu wyszła, tydzień temu wyszła. - kobieta wbiła paznokcie w i tak już poranione policzki - kto mógłby jej pomóc? Kto byłby tak okrutny?
- Ile Gertruda ma lat? - spytał.
Kobieta zaczęła liczyć na placach. Nagle zwróciła wzrok w stronę Cahnyra.
- Siedemnaście!
"No to nie zabrali jej i nie sprzedali za ciasteczka", pomyślał zaklinacz, który wcześniej był przekonany, że chodzi o dziewczynkę mającą najwyżej dziesięć lat.
Paladyn poczuł się zmartwiony. Z jednej strony trochę rozumiał dziewczynę. Sam nie cierpiał kiedy rodzice go ograniczali. Z drugiej strony to nie jest miejsce w którym ucieka się z domu. Tym bardziej że obawiał się że dziewczynę mógł spotkać zły los. Zwłaszcza jeżeli jakimś cudem udało jej się dotrzeć bez przeszkód do przeklętego zamku. Poprawił nieco włosy, a potem spróbował przytulić staruszkę.
- Będziemy się za nią rozglądać. - Tyle mógł z czystym sercem obiecać staruszce.
Kobieta zamarła bez ruchu, czując dotyk paladyna. Spojrzała na niego swymi zmęczonymi oczami.
- Dziękuję. W tych czasach trudno spotkać kogoś, kto przejmuje się losem zwyczajnych ludzi.
Cely patrzała na kobietę z troską wymalowaną na twarzy. Na myśl przyszła jej jej własna matka, która mimo swojej wielkiej miłości nie mogła zapewnić jej takich warunków jakich by pragnęła dla córki. Po chwili kiedy zastanowiła się nad tym co mówiła kobieta, znów przypomniał jej się głos, który wołał ją ubiegłej nocy. “Dziewczyna nic ze sobą nie wzięła…” myślała przez krótką chwilę, łącząc ze sobą podane przez kobietę fakty.
- Zrobimy wszystko co się da, żeby pomóc… - powiedziała serdecznym głosem, kładąc przy tym dłonie na ramionach kobiety w celu dodania jej otuchy. “Choć boję się, że już niewiele się da” pomyślała, jednak starała się ukryć swe złowróżbne myśli przed zapłakaną kobietą.
Agust wstał i popatrzył na kobietę.
- Czy masz wszystko czego potrzebujesz. Jadłaś coś czy siedzisz tu całymi dniami?
- Wszystko w porządku - powiedziała kobieta i uśmiechnęła się, po czym natychmiast jej twarz pogrążyła się znów w smutku - przyprowadźcie tylko moją córeczkę, a wszystko inne nie ma znaczenia.
Paladyn włożył w dłonie kobiety 5 złotych monet i zacisnął jej dłonie.
- Dbaj o siebie, o to miejsce, żeby było gdzie i do kogo wracać. Gertruda na pewno nie ucieszyłaby się gdyby zobaczyła cię tak zmarnowaną. Musisz mieć siły.
Kobieta spojrzała zdziwiona na monety w jej dłoniach i potem znów na paladyna. Pokiwała jedynie kilka razy głową i nic nie odpowiedziała, ale widać było, że była o wiele spokojniejsza, niż przed spotkaniem drużyny. Chociaż na chwilę w jej duszy zapanował spokój.
Potem odwrócił się do towarzyszy.
- Nic więcej tu nie zrobimy, nic tu po nas. Czas spotkać się z tą madame, i dowiedzieć się co tylko da. Ruszajmy. - I skierował swe kroki do wyjścia z budynku, a potem w kierunku obozu Vistani.
Celaena także ruszyła w kierunku wyjścia. Kiedy znalazła się w drzwiach spojrzała jeszcze raz za siebie w kierunku kobiety i wyszła.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 06-07-2018, 22:54   #32
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Drużyna ruszyła do zachodniej części wioski Barovia, tam, gdzie zaczynała się droga prowadząca w głąb doliny. Po około dziesięciu minutach podróży, drużyna zobaczyła w oddali kamienny most łączący dwa brzegi rzeki Ivlis. Rzeka miała porywisty nurt, a jej woda była krystalicznie czysta, koloru zimowego nieba. Na oko była szeroka na pięćdziesiąt stóp. Obecnie mgła nie była tak gęsta i wszechobecna jak wcześniej, a promienie słońca, choć słabe, docierały do ziemi tej doliny. Dzień zapowiadał się pięknie. Po prawej stronie widać było mroczny las. Drużyna po raz pierwszy znalazła się tak blisko niego.
Przeszedłbym się wzdłuż strumienia. Zobaczymy jak wyglądają tutejsze tereny. W drodze powrotnej sprawdzilibyśmy drogę powrotną. Będziemy bardziej przygotowani przed jutrzejszym wyruszeniem. — Paladyn popatrzył na swoich towarzyszy starając się zarazić ich entuzjazmem do swojego pomysłu.
Uwielbiam podróżować dzikimi traktami! — zawołała nieco nazbyt radośnie Mira, spoglądając przelotnie na Agusta. — Także ten, znacie moją opinię.
Cely spojrzała trochę krzywo na paladyna słysząc jego pomysł.
Ja tam średnio, jeśli chodzi o spacery po tych terenach i zbaczanie ze szlaku, ale jesteśmy drużyną. Zrobimy jak zechce większość. — Zwróciła wzrok na Cahnyra i Hassana, czekając na ich zdanie na temat drogi, którą powinni iść.
Na piechotę, po chaszczach? W nieznanym lesie? Trzymajmy się traktu. Nie ufam mgłom i tutejszej krainie. Zabłądzimy i znajdziemy się w miejscu, w którym nie chcemy byćHassan miał wyrobioną opinię na temat podróży.
Trakt, zdecydowanie.Cahnyr poparł przedmówców i to nie tylko dlatego, że taką opinię wypowiedziała Cely. I nie dlatego, że bał się zabłądzić. — Nie jesteśmy tu po to, by podziwiać uroki dzikich ostępów. Powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do obozu Vistani. Najwyżej potem, jeśli czas nam na to pozwoli, możemy wrócić brzegiem strumienia.
Cahnyr nie miał nic przeciwko wyprawom na łono natury, szczególnie w odpowiednim towarzystwie. Słoneczko prześwitywało przez liście, wietrzyk przyjemnie dmuchał, ptaszki śpiewały. Prawiło się panience słodkie dusery, a i na małe igraszki można było znaleźć trochę czasu.
To jednak, niestety, nie była odpowiednia chwila na takie rozrywki.
Czyli wychodzi na to, że idziemy traktem. — skwitowała Cely. — Ruszajmy.
Aby niepotrzebnie nie przedłużać rozmowy Cahnyr dał dobry przykład, ruszając traktem.
Zapraszam, panie, panowie — powiedział, oglądając się przez ramię na pozostałych.
Hassanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Był człowiekiem czynu, więc poprawił glewię na ramieniu i ruszył traktem za czarownikiem. Szybko wysforował się na początek kolumny, aby po kilku chwilach jeszcze przyspieszyć kroku. Uważnie obserwował obie strony lasu i trakt przed nim, gotów ostrzec swoich towarzyszy w razie zasadzki czy innego zdarzenia.
Kiedy drużyna podążała obraną przez siebie ścieżką, zaklinaczce zaczęła doskwierać cisza. Postanowiła ją przerwać i zacząć rozmowę.
Hmm… Chyba dość długa droga przed nami, to chyba dobra okazja żeby się czegoś więcej o sobie dowiedzieć? Bo mimo tego że pracujemy razem, to wiemy o sobie raczej niewiele — powiedziała. Nie miała na myśli oczywiście pół-elfa, z którym miała okazję porozmawiać dość wylewnie ubiegłej nocy. — Na przykład Hassan, wiemy jedynie, że pochodzisz z dalekich stron, ale nie mówisz o nich zbyt wiele. — Wskazała ręką na idącego przed nią wojownika.
Inny kraj, inne obyczaje — dołączył do niej Cahnyr. — Może opowiesz coś o swojej Zakharze?
A co chcielibyście wiedzieć? — zaśmiał się serdecznie wojownik, nie przerywając wypatrywania.
Cahnyr spojrzał na Cely, pozostawiając jej inicjatywę.
No nie wiem, o panujących tam zwyczajach na przykład — rzuciła.
Zacznijmy od stosunków rodzinnych, ślubów i tak dalej — dodał zaklinacz.
Hmm... — wojownik zastanawiał się, jak ma objaśnić podstawowe zasady społeczne Zakhary właściwie barbarzyńskim awanturnikom. Potem jednak doszło to niego, że najlepiej opowiedzieć im o tym, czego obecnie najbardziej mu brakuje.
Cóż, w Zakharze mamy dwie grupy i każda rządzi się osobnymi prawami. Niektóre prawa są podobne. Niektóre nie. Al-Hadar, to lud osiadły. Żyjemy w miastach. Ja jestem Al-Hadar i jestem z tego dumny. — Wojownik spokojnie kontynuował opowieść. — Są też Al-Badia, to nomadzi których domem jest pustynia. Podróżują od oazy do oazy i mają nieco inne zasady. Rodzina jednak, jest dla każdego Zakharyjczyka święta, bo najczęściej dotyczy domu i rodu, z którego się wywodzi. Szanujemy cudze domostwa, i poczytujemy sobie za zaszczyt bycia goszczonym, jak i bycia gospodarzem. Na przykład to, co wydarzyło się wczoraj z tą czarnoskórą elfką, nie powinno się już więcej powtórzyć.Hassan obejrzał się na towarzyszy znacząco. — Odnośnie ślubów, kobiety w Zakharze mają dużą niezależność, ale często zdarza się, że rody dogadują się między sobą i panna trafia do niechcianego męża. Zakharyjczyk może mieć cztery żony. Właściwie nic nie zabrania mieć więcej żon, ale według prawa to mąż utrzymuje dom, więc tylko książęta mają całe haremy wypełnione żonami — wojownik uśmiechnął się znacząco do idących za nim kobiet — Jesteśmy tolerancyjni, nie to co tutaj. W Zakharze żyją zgodnie orki, elfy, ludzie, gnomy, dżinny i inne stworzenia, o ile szanują prawo dane przez oświeconego. Mamy bardzo duży szacunek do naszego prawa i do naszych obyczajów i surowo karamy każde odstępstwo od niegoHassan ogólnie określił obyczaje Zakhary i w ciszy spokojnie czekał na następne pytania.
Cely skrzywiła się trochę na myśl o mężczyznach posiadających po cztery albo i więcej żon. Czy te kobiety mogą być szczęśliwe, wiedząc że małżonek darzy tym samym uczuciem kilka innych kobiet?
Mówisz, że mężczyzna w twojej kulturze może mieć więcej niż jedną kobietę, a co z kobietami? Mają te same prawo? — spytała zaciekawiona.
Czterech mężów?Cahnyr spojrzał na zaklinaczkę. — O to pytasz?
No tak, nie rozumiem dlaczego mężczyzna może wziąć sobie kilka żon, a kobieta mężów już nie. Mnie ogólnie nie podoba się taki stan rzeczy, ale jestem ciekawa.Cely odpowiedziała na pytanie pół-elfa.
Cztery żony oznaczają cztery teściowe — stwierdził Cahnyr.Czasami jedna potrafi zatruć życie... A swoją drogą... Tyle żon, to może mieć swój urok, ale ja taki zachłanny nie jestem. Jak więc jest z tymi kilkoma mężami, Hassanie? — powtórzył pytanie, jakie zadała Cely.
Jest taka wyspa, Afyal. Kobiety które tam mieszkają mogą mieć kilku mężów. Al-Badia, może nie wszyscy, ale niektóre szczepy to praktykują.Hassan wzruszył ramionami — W moim kraju kobieta może być tym kim chce, ale musi sama wziąć los w swoje ręce. — Wojownik mrugnął do CelyPrzede wszystkim każdy w Zakharze musi znać swoje miejsce, ale los może kształtować sam, póki ma siły i odwagę. Ja na przykład, jestem mamelukiem, żołnierzem-niewolnikiem. Byłem na służbie u kalifa, przynajmniej do czasu, aż nie zapragnąłem zmienić swojego losu. Złamałem prawo, i jestem tutaj — dodał na koniec, a w głosie dało się wyczuć smutek i nostalgię.
Przykro mi — powiedziała zaklinaczka. — Może jeszcze będzie ci dane tam wrócić.
Żołnierzem-niewolnikiem? Czym to niby różni się od normalnego pójścia do wojska? — spytał Cahnyr. — I musiałeś opuścić ojczyznę, by zmienić los? Nie żałujesz tego?
Czasem. Ale nie będę się nad tym zastanawiał. A odnośnie niewolników, mamy różnych. Eunuchy na przykład to kastrowani mężczyźni pilnujący haremu. Gorzej być niewolnikiem jakiegoś czarownika, bo nie wiadomo, jak się skończy. Zaś mamelucy… to najlepsi z niewolników. Wybierani spośród najsilniejszych, i najbardziej zdyscyplinowanych. Nic nie skruszy szyku mameluków, kiedy stoją ramię w ramię ze swoimi mieczami i włóczniami.Hassana rozpierała duma, kiedy mówił o swojej dawnej formacji. Jednak zapał szybko mu przygasł, nostalgia znów powróciła — A co z wami? Jaka jest wasza historia? — zagadnął wojownik chcąc dowiedzieć się czegoś o swoich towarzyszach.
Cahnyr spojrzał na Cely.
Ty pierwsza — powiedział.
Co tu opowidać. Jak jestem w połowie drowką, także, jak pewnie się domyślacie, jestem wynikiem gwałtu, i to znienawidzonym do szpiku kości przez ojczyma i przybrane rodzeństwo… — Głos na chwile jej się zwiesił. Cahnyr pocieszającym gestem dotknął jej dłoni. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i po chwili kontynuowała swą opowieść. — Kiedy miałam kilkanaście lat moja matka zmarła i wtedy już nic nie go hamowało… Któregoś dnia gdy się na mnie wściekł… chciał mnie uderzyć i w tym momencie nieświadomie uwolniłam swoją moc...
Cely...Cahnyr spróbował powstrzymać dziewczynę przed zbytnim dzieleniem się szczegółami.
Pozwól jej mówić… — mruknął wojownik.
"Udław się tą ciekawością" — pomyślał Cahnyr.
Zaklinaczka spojrzała na Cahnyra, po czym dokończyła spokojniejszym już głosem.
Ojczym i moje przybrane rodzeństwo spłonęli, a razem z nimi cały dom. Ojczym był szanowaną w wiosce osobą, nie wiedzieli do czego się dopuszczał. Ja zostałam uznana za wiedźmę, która spaliła własną rodzinę i przepędzona z wioski. — Odetchnęła ciężko, jej oczy były zaszklone. — To tyle…
Hassan aż sapnął, słysząc straszliwe wyznanie kobiety. Dla zakharyjczyka rodzina i dom była święta. Jednak wojownik nie potrafił jej osądzić. Zakhara i jej surowe prawa były bardzo daleko, a ona na szczęście była barbarzyńcą, a bogowie bywali dla nich łaskawi. Postanowił więc po prostu pomodlić się za jej duszę przy najbliższej okazji.
A co z tobą czarowniku?Hassan miał nadzieję, że w opowieści mężczyzny będzie mniej śmierci.
Początki mego życia były zdecydowanie mniej tragiczne... — odparł Cahnyr...lecz i tak moje dzieciństwo nie było usłane różami. Dziadek mnie nie lubił, podobnie jak i wuj czy kuzynostwo. W końcu mieli mnie dosyć i wysłali do miasta, na naukę zawodu. To jednak nie bardzo pasowało ani mi, ani mojemu majstrowi.Cahnyr pominął parę drobiazgów, związanych z majstrową i jej córką. — Potem pracowałem w cyrku, pracowałem nad moim talentem, szukałem skarbów, pilnowałem karawan. Typowe życie poszukiwacza skarbów.
Mira? Agust? Jak się zaczęły wasze kariery?Canhyr spojrzał na parę zamykającą ich grupę.
Nie ma o czym mówić, naprawdę. — Wzruszyła ramionami pół-orczyca. — Miałam dobrą rodzinę, prowadziłam miłe życie i nawet zaczęłam być “kimś”. Ale wywróżono mi haniebną śmierć, więc zebrałam manatki i wyruszyłam, aby zmienić przeznaczenie.
Wierzysz, że przeznaczenie można przepowiedzieć?Cely spytała przyjaciółkę, mimo iż sama parała się magią, nie wierzyła zbytnio w historyjki o przeznaczeniu.
Podobno są osoby, które mogą spojrzeć w przyszłość — powiedział Cahnyr, który podczas swej dość skąpej edukacji magicznej słyszał i o takich osobach, i o takich zaklęciach. — Kto ci to wywróżył, Miro?
Stara wróżka podróżująca z moją karawaną. Mówiła, że jest nieomylna w tych kwestiach. A co do wiary w te wróżby, sami idziemy teraz do wróżek po to, aby poczytały nam przyszłość. Wierzę że można je wywróżyć, ale również w to, że można wyjść mu naprzeciw i zmusić je do zmiany.
Hassan obrócił głowę do Miry i pokiwał z aprobatą.
W moim kraju Los jest w rękach każdego. Odważny zmienia go, tchórz mu się poddaje — wojownik zaczynał dostrzegać, że nie wszystkie zwyczaje barbarzyńców są mu obce.
Cely zastanawiała się chwilę nad słowami pół-orczycy. “Może coś w tym jest?” pomyślała.
A masz już pomysł jak odmienić, to co ma się wydarzyć? — spytała z zaciekawieniem.
Walczyć jako bohater. Jakoś nie chce mi się wierzyć, aby nic chodzącego po tej ziemi nie było w stanie mi sprostać. A jeśli to nie zadziała…Mira zacięła się na moment. — …wtedy nie wiem.
Pół-drowka odwróciła się do przyjaciółki i z ciepłym uśmiechem na twarzy powiedziała.
Na pewno zadziała. — Jednak gdy znów odwróciła się do niej plecami, jej twarz spochmurniała. “Co to za zmiana przeznaczenia, jeśli jej konsekwencją tak czy siak jest śmierć?” — nie rozumiała motywów wojowniczki.
Niektórym wróżbom łatwo pomóc, szczególnie tym złym — stwierdził Cahnyr. — Trochę trudniej jest, gdy wróżka przepowie coś dobrego. Na przykład pięknego księcia czy pałac. Chociaż wolałbym, by mi nikt księcia nie przepowiedział... — dodał, by nieco rozładować sytuację.
W Zakharze, książęta mogą brać sobie mężczyzn i kobiety. Wielu niewolników dałoby się pokroić za taką wróżbę — zachichotał wojownik. Niewątpliwie Hassan wolał nie być zabawką żadnego księcia.
Zgiń, przepadnij...Cahnyr udał, że spluwa przez lewe ramię.
Zaklinaczka uśmiechnęła się lekko pod nosem, słysząc żarty Cahnyra i Hassana, po czym odwróciła się do dwójki za nimi i spytała paladyna.
A co ty nam powiesz o sobie Aguście? Jak już się tak uzewnętrzniamy?
Hassan zerknął ciekawie na rycerza, zastanawiając się, jakież to wydarzenia spowodowały, że szlachetnie urodzony znalazł się na szlaku jak zwykły awanturnik.
Nic niezwykłego. Dzieciństwo to nauka razem z moimi braćmi i siostrą. Wiadomo szermierka, zarządzanie finansami, historia Nevewinter i rodów szlacheckich, słowem wszystko co dobrze urodzony panicz powinien wiedzieć. No i ciągłe bankiety, na których się pomagało w dyplomacji i biznesach ojcu, bo miałem do tego smykałkę. Gdyby nie to, że miałem… ciągoty do… pakowania się w kłopoty. To znaczy nikt mnie nie złapał, tylko rodzina się domyśla co wywijałem.Agust westchnął. — Matka z ojcem obiecali mi że jak się nie opanuje, i jeszcze raz zrobię coś co będzie groziło wybuchem skandalu, to mnie wyślą do klasztoru. Tam według nich mieli mnie przytemperować. Zakładali że pójdę do świątyni Lathandera, Torma, albo Ilimatera.Agust popatrzył w niebo, pogładził włosy.
Pewnie mnie nie widzicie w roli takiego kapłana, i się wam nie dziwię, ja też nie. Udało mi się nieco ich przechytrzyć, bo razem z moim opiekunem wylądowaliśmy w świątyni Sune. Taka wiara, już bardziej mi pasowała, obowiązki również. I już miałem zostać kapłanem, kiedy pewna niesamowicie piękna kobieta powiedziała że ja nie zostanę w świątyni, idę z nią.Agust się uśmiechnął tajemniczo pod nosem. — Powiem szczerze że po tym głosie spodziewałem się czegoś innego, nie przeszkadzało mi że była starsza. Okazało się że jednak nie na tym polegało pójście z nią. Otóż ta kobietą była Agnes, moja mistrzyni. Widziała jak walczyłem z bandytami w drodze do Newerwinter, i stwierdziła że nadam się do czego innego. — Agust wzruszył ramionami. — A potem to już z górki. Ćwiczenia, nauki, troche podróży z mistrzynią. Rodzina była usatysfakcjonowana. Bo jak coś wywinę, to już się na nich nie odbije, za to jak się wsławie to też przysporzy rodu chwały. A ja mogę w końcu żyć tak jak chcę. A tu znalazłem się bo przyszedł czas na pierwszą wyprawę samodzielnie, i złożenie ślubów.
To znaczy, że wybrałeś się w takie porąbane miejsce na samodzielną wyprawę? Mało to rozsądne, a jak dostałeś się “pod komendę” księżny Morwen? — spytała Cely, na temat tego jakie problemy w domu chłopak sprawiał w domu nie chciała pytać, gdyż jego słowa wydawały się nadto wymowne.
Moja mistrzyni mnie tu wysłała. Nie zapowiadało się by to były tak wielkie kłopoty. Ot jacyś bandyci, gobliny, może gnole. Nikt się nie spodziewał że wylądujemy tutaj. Nic nie zapowiadało tego z czym się teraz mierzymy.Agust tylko wzruszył ramionami.
Nie przeszkadzało Ci, że jest starsza…Hassan chciał zadać pytanie o relacje rycerza z kobietą tylko szukał odpowiednich słów — …Byliście blisko ze sobą?
Agust się zaśmiał.
Nie, Hassanie. Kiedy ją zobaczyłem w świątyni to spodziewałem się że to propozycja innej natury. Nieprzypadkowo sunnici to kapłani miłości. Kiedy widzisz taką kobietę w takich okolicznościach to naturalne, że myślisz że ci się poszczęściło. Ale okazało się że jedyne jak się przez nią spocę to od machania mieczem i inne ćwiczenia walki. — Paladyn jeszcze raz się uśmiechnął. — Ale tak była mi bliska, tyle że jak druga matka.
A za co szlachecka rodzina wysyła syna do świątyni? — zainteresował się Hassan.
Za to że się nie umiałem powstrzymać i mogłem spowodować jakiś skandal. A to strasznie ważne w wyższych sferach, żeby tego unikać. Poza tym nie jestem pierworodnym, więc to nie jest aż tak dziwne. Mój brat dostanie zwierzchnictwo nad ziemią, drugi nad handlem. Dla mnie i siostry niewiele by zostało. Siostra szkoli się na czarodziejkę.Agust zaczął się w duchu rechotać. — Może ją naprostują i przestanie być wiedźmą. Ja pomagałbym przy tym wszystkim albo reprezentował rodzinę w Neverwinter albo jeszcze dalej. No ale nie będę pomagać. A przynajmniej nie w rodzinnych biznesach — skwitował.
Chyba rozumiem — zachichotał Hassan kiwając głową. — Westchnienie ładnej dziewczyny słyszy się z większej odległości aniżeli ryk lwa. Pewnie dlatego wysłano cię tak daleko od domu. — Wojownik wykazał pewne zrozumienie materii i nie drążył już tematu. Szczególnie, że inne powiedzenie zakharyjskie brzmiało “Zaiste i szlachetny koń niekiedy się potknie”.
“Tak...w niektórych sprawach wszędzie obyczaje pozostają takie same” — pomyślał Hassan maszerując raźno przez las. Zaczynał lubić swoją kompanię, bo niektóre problemy mieli takie same, lub podobne do jego.
Cóż… — stwierdziła Celaena trochę rozpogodzonym głosem. — Możemy chyba stwierdzić, że wszystkie nasze historie są równie pokręcone. — Uśmiechnęła się do towarzyszy. — Mam nadzieję, że wszystkie będą miały lepszy ciąg dalszy niż początek…
Ja widzę, że po prostu każdy z nas próbuje odważnie stawić czoła przeznaczeniu. Zrobił to co zrobił, i jest tu, gdzie jest — pokiwał głową wojownik, puentując nieco filozoficznie.
Robiliśmy większe i mniejsze błędy — dorzucił Cahnyr. — Ale też mieliśmy i sukcesy — dodał.
Ja tam niczego nie żałuję.Agust uśmiechał się teraz bardzo szeroko. — Ja tam lubię, jak to określiliście, moje błędy.
Cahnyr uśmiechnął się lekko, wyobrażając sobie, jakie błędy mógł popełnić ktoś, kto został paladynem Sune.
Nie warto żałować — stwierdził. — Najwyżej nie powtarzać, jeśli należały do gatunku nieprzyjemnych.
Ja bym je poprawił nawet, tyle się człowiek nauczył przez ten czas, że teraz by zrobił lepiej. Oj bym teraz zrobił lepiej. — Paladyn zaczął się śmiać.
A wy dziewczyny? Nie wierzę że macie tylko smutne historie.
Cely wzruszyła ramionami.
Cóż ciężko o szczęśliwe wspomnienia, kiedy przez całe życie było się znienawidzonym i maltretowanym przez rodzinę — odpowiedziała. — Chociaż… — mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do paladyna i spojrzała dyskretnie w stronę Cahnyra.
Taaa... Nie ma osoby, która w życiu nie miałaby jakichś przyjemnych chwil — stwierdził zaklinacz.
Nie mówię, że nie. Są jednak takie które wolimy trzymać dla siebie i nie dzielić się nimi. A że mam dobrych wspomnień niewiele i głównie te które chce mieć tylko dla siebie... — zaklinaczka uśmiechnęła się do pół-elfa i puściła mu oczko.
Powiadają, że radością należy się dzielić, ale cię rozumiem.Cahnyr z poważną na pozór miną skinął głową. — Też mam parę takich wspomnień. Gdy zamknę oczy, przypominam sobie każdy drobiazg. — Uśmiechnął się. — Ale są i takie, jak by to rzec, mniej sekretne.
Proszę, nie mów mi, że mam na siłę wymyślać jakieś szczęśliwe historyjki z mego życia… — Dziewczyna wywróciła oczami. — Bo niestety, ale ciężko o takie. Chociaż jest jedno wspomnienie, sytuacja, która przez pierwszy moment sprawiła, że poczułam się szczęśliwa i wolna, ale tak naprawdę, to były złudne uczucia. Nie chcę jednak mówić co to, bo uznacie mnie za psychopatkę…
Ależ nie namawiam cię na wymyślanie czegokolwiek czy wgłębianie w uczucia — odparł Cahnyr. — Raczej myślałem o swoim życiu. Przygody w cyrku były całkiem zabawne. Te u krawca nieco mniej. Przynajmniej z mojego punktu widzenia, w tamtym okresie. Kto inny pewnie nieźle by się bawił, widząc, jak zmagam się z igłą i nitką.
Och…Cely spuściła wzrok zawstydzona. — Wybacz, nie powinnam się tak pieklić. Po prostu źle zrozumiałam. A nauczyłeś się choć trochę szyć? — dodała żartobliwie, próbując trochę rozładować swoją frustrację.
Cahnyr uśmiechnął się na znak, że nie ma pretensji.
Jeszcze parę lat ćwiczeń, a mogłabyś u mnie obstalować piękną suknię — stwierdził żartobliwie. — Ale niestety... nie wyszedłem dużo dalej nad przyszywanie guzików czy zszycie rozprutego szwu. Moja kariera za szybko się skończyła. — Rozłożył bezradnie ręce. — Krzycząca niesprawiedliwość — dodał z udawaną pretensją w głosie.
Pół-elfka zaśmiała się.
Szkoda, chyba przydałoby odświeżyć garderobę... — obejrzała się po sobie. — ...ale jeśli kiedyś odpadnie mi jakiś guzik czy puści szewek to się do ciebie uśmiechnę. A wracając do szczęśliwych historyjek, to może Mira ma coś w zanadrzu?
Paladyn przyjrzał się tej małej wymianie, na razie ewidentnie porozumiewali się sobie tylko znanymi skojarzeniami i półsłówkami. Nic więcej jednak nie mógł wywnioskować. Pozostawało tylko przyglądać się dalej, bardziej uważnie. W końcu któremuś się wymsknie nieco mniej ukryte słówko lub gest. Tak jak na salonach, najlepszym sposobem by nie zdradzić swoich intencji było nic nie robić, lub udawać że jest się zajętym kosztowaniem ponczu. Oni raczej o tym nie wiedzieli. I nie mieli ponczu.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 07-07-2018, 10:04   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Wyglądam jak jakiś wędrowny bard? - Wzruszyła ramionami pół-orczyca, nie mniej jednak zaczęła mówić. - Kiedyś odwiedziła nas przejezdna banda orków. Nie takich, którymi się dzieci po nocach straszy, aby grzeczne było. Dostąpiłam wtedy chyba bożej ingerencji, bo były one całkiem… Cywilizowane? Jak na orki w każdym razie. Przyniosły ze sobą mnóstwo piwa, więc wieczorem urządziliśmy sobie małą popijawę na pożegnanie. A że od kielicha nie stronię, brałam w niej udział. - Zawiesiła na chwilę głos, usiłując sobie coś przypomnieć. - Pod koniec nie było nas już zbyt wiele. Większość albo rozlazła się do wozów, albo leżała na wpół przytomna pod stołami. Tak się złożyło, że na nogach ostali się jedynie inne pół-orki i orkowie. Nie wiem, reszta pić nie umie czy co… - Prychnęła z lekka. - Postanowiliśmy sobie pożartować i udawać, że chcemy zgrabić okoliczną wioskę. Jak tak teraz o tym myślę… Mogłabym to powtórzyć, ale to był bardzo głupi pomysł. Wysmarowaliśmy się błotem, dobyliśmy broni i robiąc tyle hałasu ile się da pobiegliśmy w tamtą stronę. Z początku wszystko się układało dość dobrze. Mieszkańcy uciekali gdzie pieprz rośnie, drąc się przy tym wniebogłosy. Nawet strażnicy nie chcieli do nas wyjść. Chcieliśmy więc zabrać im tylko kilka drobiazgów i wrócić do karawany, śmiejąc się z nich do rana, ale wtedy okazało się że w wiosce odpoczywała jakaś grupa awanturników. Nawet nie wiem ilu ich dokładnie było, co najmniej trzech. I to raczej takich zaprawionych w boju. Nawet bardziej niż my. Jeden był kapłanem czy tam paladynem, nie bardzo znam różnicę. Być może Sunitą, bo wybiegł w samej koszuli z burdelu i zaczął nas ganiać z takim wielkim młotem… - Tu pół-orczyca wykonała aż nazbyt zamaszysty gest rękoma, omal nie podbijając Agustowi oka - …krzycząc coś o tym że pokara nas w imię boże. Z tawerny poleciały z kolei jakieś zaklęcia. Dużo ich było, ale na całe szczęście nikogo nie trafiły, poza jedną kozą. Trzeci z nich, chyba krasnolud, też zaczął za nami latać w pełnym rynsztunku i wyzywając nas od brudnych orków, rasista jeden. Na nasze szczęście nie mógł nas dopaść na tych swoich krótkich nóżkach… Koniec końców udało nam się uciec, nawet się nam nic wielkiego nie stało. No i po tym całym zamieszaniu nas nie odnaleźli, na szczęście… To chyba była moja pierwsza głupota jaką zrobiłam po pijaku. I pewnie największa.
- Po pijaku ludzie wyprawiają różne rzeczy - odparła Cely. - Chociaż trzeba przyznać, że ta wasza akcja musiała wyglądać ciekawie. Aż żałuję, że nie miałam okazji tego widzieć.
- Bez wątpienia narobiliście niezłego zamieszania.
- Cahnyr uśmiechnął się. - Wyobrażam sobie, co w tej wiosce opowiadano rankiem. I jak ta historia nabierała kształtów i kolorów, gdy przekazywano ją z ust do ust i podlewano kuflami piwa i kubkami wina.
- Ale mnie doświadczenie nauczyło
- mówił dalej - że nie należy przesadzać ze spożywaniem trunków.
Zachęcony przez kompanów mówił dalej.
- Pewnego dnia mojemu nauczycielowi wpadł w ręce stary przepis. Albo formuła była nie ta, albo Arasmes pomylił proporcje… W każdym razie stworzył miksturę, którą spił się niemal w trupa. I w takim pijanym widzie przywołał jakieś pokraczne paskudztwo, wielkie jak chałupa, z ogromnymi uszami i taaaakim nochalem. - Cahnyr rozłożył ręce, chcąc pokazać długość wspomnianego nosa. - Różowe to coś było, na dodatek.

Pokręcił głową.
- Ileśmy się namęczyli, by potem zniszczenia wszystkie ponaprawiać...
- I wtedy sobie obiecałem, że zachowam umiar
- dodał. - W piciu - zaznaczył.
- Tu akurat nie była wina alkoholu, tylko źle wymierzonych proporcji składników z tego co zrozumiałam, ale fakt nie powinno się przesadzać z piciem. - Cely przyznała mu rację. - Można sobie przy tym narobić problemów, a rano nawet o tym nie pamiętać.
- Gdybyś widziała, jak się Arasmesowi język plątał przy rzucaniu zaklęcia...
- Cahnyr uniósł wzrok ku niebu. - Dobrze, że czegoś gorszego nie przywołał. Jakiegoś demona na przykład. A poza tym masz rację. Różne obietnice po pijaku można składać.
- A tobie zdarzyło się takową komuś złożyć?
- Cely zapytała zaintrygowana.
- Bogowie chronili - odparł zagadnięty. - Kto wie, co by mnie rano czekało.
"Na przykład niechciana narzeczona", dodał w myślach.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 07-07-2018 o 10:13.
Kerm jest offline  
Stary 07-07-2018, 10:41   #34
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Drużyna dociera do rozwidlenia dróg. Stoją tu stare, drewniane szubienice, które skrzypią smagane chłodnym wiatrem. Postrzępione liny tańczą, zwisając z szubienic. Porządnie wydeptana droga rozchodzi się tuż przed drewnianym drogowskazem, wskazującym trzy kierunki. Jeden wskazuje na wschód, tam skąd przybyliście: Wioska Barovia; drugi na północny-zachód: Jeziorko Tser, oraz ostatni na południowy-zachód: Ravenloft/Vallaki.

Za szubienicami znajduje się niski mur, a za nim spowite mgłą groby.
Hassan przystanął i ogladał drogowskazy, drapiąc odrastający już zarost na brodzie.
- Jeśli mapa i drogowskaz nie kłamią, to powinniśmy iść tam. - Cahnyr wskazał na drogę wiodącą na północny zachód.
- Na to wygląda… - odparła pół-drowka rozglądając się dookoła. Widok szubienic i grobów spowitych mgłą przyprawiał dziewczynę o dreszcze. - Paskudne miejsce.
- Zdecydowanie nie mam zamiaru zatrzymać się tu choćby na minutę
- stwierdził zaklinacz.
- No dobra, chodźmy w kierunku jeziora. Tam się zatrzymali, z tym, co mówił Ismark. - I tam też ruszył paladyn, zgodnie ze swymi słowami.

Idąc dalej, drużyna słyszy nagle za sobą skrzypiący hałas ze strony szubienic. Tam, gdzie nie było niczego, wisi teraz martwe, szare ciało. Wiatr powoli obraca wiszące ciało w stronę drużyny.
Mira widzi tam samą siebie. Jej martwe oczy patrzą na nią pustym wzrokiem.
Pozostali widzą tam nieznajomą kobietę, podobną do całej reszty Baroviańczyków, których spotkali w wiosce.
- Na samego Kelemvora, a cóż to ma być za plugastwo? - wrzasnęła Mira, cofając się przestraszona o kilka kroków. - Jakaś zjawa?
- Co do cholery?! Przecież tam nikogo przed chwilą nie było! - Celaena krzyknęła spanikowana, oglądała się nerwowo po towarzyszach. Cahnyr nic nie powiedział, bowiem nie wierzył własnym oczom.
Agust użył błogosławieństwa zmysłów. Kobiety rzeczywiście tam nie było jeszcze chwilę przed tym, i wolał wiedzieć czy to ktoś się z nimi bawi, czy wkroczyli na przeklęte ziemie. Zmysły Agusta nic mu nie podpowiedziały. Nie wyczuwał żadnych plugastw w pobliżu.
- Znów ta plugawa, czarna magia. Te ziemie nie są brzydkie, ale stanowczo brakuje tu światła i słońca - zawyrokował Hassan i ścisnął mocniej glewię. - Zachowajcie spokój. To nie jest realne, to czary muszą być.
- Łatwo można by to sprawdzić - odezwał się Cahnyr - ale lepiej po prostu iść dalej.
- Po prostu iść dalej? Mowy nie ma! Jeszcze się okaże, że ten upiór, diablę czy co to ma być, się za nas zasadzi.
- Żadnego upiora tu nie wyczuwam. Sprawdziłem od razu. To prędzej jakaś iluzja. - Agust westchnął, zdjął młot z pleców i trzonkiem ruszył ciało.
Ciało śmierdziało zdecydowanie prawdziwym trupem, ale kiedy Agust szturchnął je, natychmiast rozpłynęło się w powietrzu.
- Widzicie, mówiłem że to pewnie iluzja. Nie ma się co jej bać, lepiej się zastanowić kto ją rzucił. I wiecie co? Najlepiej idźmy dalej. - Sunita odłożył swój młot na plecy.
- To co? Idziemy?
- Tak, jak najszybciej. -
odparła pół-elfka, którą samo to miejsce doprowadzało do dreszczy, a iluzja wisielca dodatkowo zwiększyła jej niepokój.

Stopniowo droga zaczęła zanikać, a zastąpiła ją poskręcana, błotnista ścieżka pośród drzew. W ziemi widać ślady przyjeżdżających i wyjeżdżających wozów. Nad głowami drużyny snuła się między koronami drzew delikatna mgła, ale gdy weszli na teren obozu Vistani, liście nad głowami zniknęły, a zastąpiło je niebo, pełne czarnych, kotłujących się chmur.
Znajduje się tu polana, tuż obok rzeki, która rozszerza się, tworząc małe jezioro szerokie na kilka setek stóp.
Jest tu pięć kolorowych, okrągłych namiotów, każdy o średnicy dziesięciu stóp. Wokół ogniska znajdują się cztery wozy wypełnione beczkami.
O wiele większy namiot stoi w pobliżu jeziora. Z wnętrza wydobywa się światło. Koło tego wielkiego namiotu stoi osiem nieosiodłanych koni, pijących wodę z jeziora.

Z okolicy ogniska dobiega żałobne brzmienie akordeonu, ścierające się ze śpiewem wielu jaskrawo ubranych postaci.


Ścieżka biegnie dalej poza obozowisko Vistani na północ, między rzeką a lasem.



Jeden Vistani natychmiast wyszedł drużynie na spotkanie i wskazał na największy namiot.
- Madame Eva jest już prawie gotowa, czekała na was.
- Dobrze, niezwłocznie się do niej udamy - odpowiedział uprzejmie Agust, potem obrocił się w kierunku towarzyszy. - No zapowiedź przed audiencją niemal profesjonalna. Na dworze by się sprawdził. Zdaje się że rzeczywiście Madame to osoba ważna. - Powiedział już ciszej. - Na razie zdaje mi się że z tym zaproszeniem jesteśmy mile widziani.- i odmachał kilku już pijanym ludziom przy ognisku, którzy zapraszali ich do picia, ale dla grzeczności wskazał na namiot Madame, żeby wiedzieli że najpierw sprawy ważniejsze.
- Chodźmy szybko… Może Madame będzie coś wiedziała o… tamtym zjawisku - odparła ciągle zmieszana Mira.
- Może to taka ich obrona? Wiesz żeby nikt tam się nie zapuszczał. Nastraszyć miejscowych żeby ich nie niepokoili - zadumał się paladyn, kierując się w kierunku namiotu. Na chwilę przed zatrzymał się, i zaprosił gestem do środka.
- Panie przodem.
- Czemu broniliby się przed tymi, których sami zaprosili? - Pół-orczyca spojrzała pytająco na Agusta.
- Prędzej to jakieś zaklęcie-pułapka. Aktywuje się bez ingerencji rzucającego. Zresztą, zaraz zapytamy. - zapewnił ją Agust. - A teraz, Cely, Mira, musicie wejść pierwsze. Inaczej byłoby to nietaktowne gdyby to któryś z nas wszedł pierwszy.
- Jasne, jasne, bo to dwór szlachecki jest przecież… - mruknęła ironicznie pół-orczyca, włażąc do środka namiotu.
Hassan stał przez chwilę patrząc się na Agusta, nie rozumiejąc tych dziwnych konwenansów, po czym popukał się znacząco w czoło i wlazł wraz za Mirą. Cely, z nieodłącznym Cahnyrem u boku, wkroczyli do namiotu zaraz za nim, poprzedzając Agusta.

Magiczne płomienie w namiocie rzucają czerwonawy blask. Na środku stoi niski stolik pokryty czarnym aksamitem. Błysk światła odbija się od kryształowej kuli, stojącej na stoliku. Na drewnianym krześle siedzi stara, pomarszczona kobieta.
Wszędzie wokół wiszą suszone rośliny i części ciała przeróżnych zwierząt. Czuć mieszaninę różnych zapachów.

Kobieta spojrzała spokojnym wzrokiem na Mirę.
- A więc w końcu jesteście. Trochę się naczekałam. Proszę, Miro, przysiądź sobie tutaj, bo reszta się nie zmieści. Mój namiot nie jest przystosowany do przyjmowania tak dużych grup gości. W każdym razie, chciałam zapytać, Miro, jak ci idzie ucieczka przed tym co przepowiedziała ci wasza wróżka? Mam nadzieję, że nie zamartwiasz się zbytnio. Nie każdemu dane jest żyć tysiące lat, szkoda życia.

- O proszę, jest i Celanea, nasza ślicznotka
- starucha zarechotała - też kiedyś byłam śliczna. Ale uroda przemija. Miejmy nadzieję, że Cahnyr to typ mężczyzny, który potrafi dostrzec piękno, które drzemie głębiej niż to w kobiecych piersiach. Hmm, Celaneo, nie przyszłaś na świat w “czysty” sposób, ale nie ma w tobie za grosz zła, które miał w sobie twój ojciec. - Kobieta uniosła coś małego, zasuszonego i bardzo intensywnie pachnącego, przyłożyła do nosa i wciągnęła gwałtownie powietrze.

- Agust? Agust, proszę, proszę, nie krępuj się, wejdź do środka. Tak, nasz Agust, dumny, szlachetny, oddany sługa swej pani Sune. Zaprawdę, czasem na pierwszy rzut oka widać, którym bogom służymy. I nie potrzeba do tego żadnych wróżb. O! I jest nasz Cahnyr. - Zaśmiała się ponownie do siebie.
- Ty to masz życie, młodzieńcze. Co wiatr zawieje, to cię rzuca na drugą stronę świata. Jak kiedyś jeszcze spotkasz Arasmesa, to pozdrów tego starego zgreda. Żaden z niego czarodziej, ale przysłużył mi się kiedyś.
- Przekażę, nie omieszkam. - Cahnyr skłonił głowę. Cieszył się, że Madame Eva wyciągnęła z rękawa Arasmesa, a nie coś, z czego Cely mogłaby być mniej zadowolona.

Kiedy w końcu do namiotu wszedł Hassan, Madame Eva położyła swą żylastą dłoń na kryształowej kuli i uśmiechnęła się, ukazując ubytki w uzębieniu.
- Hassan! Och, gdybym była kilka lat młodsza… zawsze mnie pociągała egzotyczna uroda. Jak się odnajdujesz pośród nas, barbarzyńców z Północy?
Hassan zachichotał pod wąsem słysząc staruszkę.”Podoba mi się jej temperament. Gdyby była młodsza…ciekawe, czy ma jakieś córki. Albo wnuczki”, pomyślał wojownik próbując oszacować wiek kobiety “Chyba wolałbym wnuczki”.
Spojrzała na całą piątkę, a jej twarz nabrała neutralnego wyrazu.
- Nie przyszliście tu bez powodu - wzięła talię mocno zużytych kart do ręki - czy zgadzacie się, abym spojrzała dla was w przyszłość?
- Karty? Spróbujmy kobieto - rzucił gromko Hassan przysiadając się na przeciwko kobiety - W moim kraju każdy sam kształtuje swój Los. Myślisz, że karty wskażą mi tylko drogę? Czy też może mają moc zmieniania przeznaczenia? - wojownik podchodził sceptycznie do wróżb kobiety, ale zastanawiało go jednak, skąd kobieta zna ich imiona, oraz sekrety co poniektórych. Być może była tylko sprytnym szpiegiem i miała wiele ukrytych oczu, rozsianych po tej przeklętej krainie.

Cely poczuła się trochę speszona i sfrustrowana tym, że kobieta tyle o nich wie, szczególnie zaskoczyło ją to, że wie o tym co zaszło między nią a pół-elfem. Zastanawiała się skąd i jak się dowiedziała tych wszystkich informacji. Nigdy nie wierzyła w wróżby, ale ta kobieta zaczęła ją do nich przekonywać.
- Można spróbować… - powiedziała cicho.
- Ostrzeżony, uzbrojony, jak mawiał mój nauczyciel - dorzucił Cahnyr. - Chociaż rady bardziej by się przydały niż słowa, ukazujące przyszłość.
- Same karty nic nie zdziałają. Dzięki nim mogę jedynie zajrzeć odrobinę tam, gdzie zazwyczaj nikt nie potrafi zaglądać. Dobrze, skoro zgoda została wyrażona, mogę przejść do działania - Madame Eva zarzuciła na siebie szatę, która wisiała do tej pory cały czas na krześle. Zapaliła kadzidło leżące obok kryształowej kuli i zaczęła tasować karty.

- Chcecie stawić czoła Strahdowi von Zarovichowi, ale wiecie, że jeszcze nikomu nie udało się go pokonać. W dolinie Barovii są pewne magiczne przedmioty, które mogłyby pomóc wam w waszej misji. Widzę… widzę…

W końcu magiczne światła lekko przygasły, Madame Eva zamknęła oczy i rozstawiła karty. Zaczęła mruczeć do siebie. Chwyciła pierwszą kartę i odsłoniła ją.
- Szarlatan…

- Widzę pewien zbiór wiedzy, która może wiele wyjaśnić, ukazać prawdę. Widzę samotny wiatrak nad urwiskiem. Skarb leży gdzieś w środku.
Sięgnęła w kierunku kolejnej karty.

- Och, czwórka, najemnik. Widzę kolejny skarb, obdarzony boską łaską. Rzecz, której szukacie leży wraz ze śmiercią, pod górami złotych monet.
Sięgnęła po trzecią kartę.

- Dziewiątka, chciwiec. Tak, jest jeszcze jedna, szczególnie ważna rzecz. Potężna broń. Aby ją odnaleźć, musicie poszukać twierdzy wewnątrz twierdzy. Leży w miejscu ukrytym za ogniem.
Sięgnęła po czwartą kartę.

- Duch. Ciekawe. Wygląda na to, że pewna osoba stanowiłaby potężnego sprzymierzeńca przeciw Strahdowi. Widzę upadłego paladyna z upadłego zakonu. Ukrywa się niczym duch w jamie martwego smoka.
W końcu podniosła ostatnią kartę.

- Hmm… jeśli kiedyś nadejdzie czas, że to wy będziecie szukać Strahda, to jest pewne miejsce, w którym na pewno go znajdziecie i może nawet zaskoczycie. Często przesiaduje w ciemnościach, w miejscu, które kiedyś codziennie kąpane było w porannym świetle słońca- w świętym miejscu.
Nagle Madame Eva otworzyła oczy i spojrzała prosto w oczy Hassana. Zachichotała i klasnęła w dłonie.
- To by było na tyle.

- Hmm… - zasępił się wojownik - ale tu nie ma nic o nas - mruknął. - Wiadomo, że Strahd umrze, i bodaj by to było z mojej ręki, ale miałem nadzieję na nieco bardziej konkretne informacje. Ach…wieszcze - Hassan machnął ręką
- znam sposób na wieszczenie, lepszy niż te karty. Porządny bukłak wina albo kumysu. Po tym ma się i potrójne widzenia. Duchy i dżiny się też pojawiają. I tak samo czyszczą sakiewkę - zarechotał i zabrał się z przed wyroczni, zamierzając dołączyć do mężczyzn Vistani, którzy wcześniej zapraszającymi gestami zapraszali do zabawy. Vistani, z namiotami, kolorowymi ubraniami i ogniskami przypominali mu nieco Al-Badia, koczowników którzy przemierzali złote pustynie Zakhary. Dźwięk instrumentów Vistani brzmiał nieco podobnie do muzyki z jego ojczystego kraju, a ciemna karnacja skóry przypominała nieco midani. Wojownik był prostolinijny, więc postanowił zalać rodzącą się w jego sercu nostalgię kilkoma łykami trunku.

Cely odprowadziła wojownika wzrokiem, po czym zwróciła się do Madame Evy.
- A więc potrafisz zajrzeć w naszą przyszłość. - uśmiechnęła się do kobiety. - A skąd jeśli mogę spytać, wiesz tyle o naszej przeszłości? - spytała z niekrytą ciekawością w oczach.
- Dla mnie zaglądanie w przeszłość nie stanowi większego problemu, niż widzenie przyszłości. Tak, to potężny dar. Ale pamiętaj, dziecko, wszystko ma swoją cenę. Ja swoją zapłaciłam, zawierając pakt z Matką Nocy.
- Matką Nocy? - zaklinaczka zadawała kolejne pytania. - To jakieś bóstwo?
- Och tak, drogie dziecko. Tuż obok Porannego Pana najważniejsze bóstwo na ziemiach Barovii. Od czasu gdy na te ziemie padła klątwa, już niewielu ludzi dostaje odpowiedzi od bogów. Lecz czasem nadal można wyczuć obecność Matki Nocy, najbardziej pomiędzy zmierzchem a świtem
- zaśmiała się do siebie.
Cely odpowiedziała uśmiechem.
- Dziękujemy, za twoje wróżby… Chyba powinniśmy dołączyć do naszego towarzysza. - wstała i ruszyła w stronę wyjścia z namiotu.
- Żegnaj Celaneo… - Madame Eva mruknęła już sama do siebie.

- Jeszcze jedno - powiedziała Mira, zwlekając z wyjściem z namiotu. - Mówiąc o tym tysiącletnim życiu… Co miałaś wtedy na myśli? Nikt tyle nie żyje.
Madame Eva uśmiechnęła się tajemniczo do Miry.
- Urok wróżb tkwi w niedopowiedzeniach. Wiem, że nie każdy podziela moje zdanie - odpowiedziała, pomijając zupełnie odpowiedź na zadane przez Mirę pytanie.
- Niechaj i tak będzie. - Mira skinęła głową. - Miłego wypoczynku. I niechaj wam wszystkim się powodzi. - dodała, wychodząc.
- Madame - spytał Cahnyr, który został jeszcze w namiocie - czy możesz coś powiedzieć o dziewczynie imieniem Gertruda? Zaginęła, ponoć, parę dni temu.
Madame Eva milczała przez chwilę, zsunęła z głowy kaptur i machnęła ręką przy kadzidle, sprawiając, że dym przybrał kształt wiru.
- Jestem zmęczona. Moja rola została odegrana. - Spojrzała prosto w oczy Cahnyra - życzę wam przyjemnych chwil z moimi braćmi i siostrami.
- Dziękuję. - Cahnyr wstał i ukłonił się. - Jesteśmy twoimi dłużnikami - powiedział, po czym wyszedł z namiotu.

Agust poczekał aż reszta wyjdzie z namiotu, śpieszona obietnicą wina. Odwrócił się do Madame Evy i spojrzał jej w oczy.
- Dlaczego nam pomagasz? Z tego co rozumiem, mało kto odważyłby się wystąpić przeciw Zarovichowi. Ba, podobno twój lud z nim pracuje. A jednak nas tu zaprosiłaś i zdradziłaś tyle informacji.
- Nigdy nie było moją intencją działać na niekorzyść barona Strahda von Zarovicha. Ja tylko przepowiedziałam przyszłość. - Rozłożyła ręce. Chwilę milczała, a jej oczy zrobiły się odrobinę nieobecne. - Nie ukrywam, że wyrażam wielką nadzieję, że zdołacie pozbyć się klątwy, bez konieczności odbierania życia Strahdowi. Ale ja nie mam zamiaru wam ani pomagać, ani przeszkadzać. - Odchrząknęła i wskazała wyjście z namiotu. - Nie chcę być nieuprzejmna… - Zawiesiła głos, nie kończąc zdania.
- Dobrze, również nie chciałbym być nieuprzejmy. Jeżeli jednak chciałbyś z nami porozmawiać, to pewnie nas znajdziesz. Mogła byś na ten przykład powiedzieć coś o zdejmowaniu klątwy bez zabijania o czym przed chwilą wspomniałaś. - Paladyn ruszył w kierunku wyjścia z namiotu i zatrzymał się na chwilę przed nim. - Bo jak zapewne wiesz, dziś nam się to nie udało. Jest to w ogóle możliwe?
- Nie miałam na myśli wampiryzmu - powiedziała Madame Eva - na tych ziemiach ciąży dużo cięższa klątwa, niż ta, o której mówisz. Na samą klątwę wampiryzmu istnieją pewne sztuczki, znane potężnym kapłanom i czarodziejom. No, ale, jak wspomniałam, nie mam zamiaru nikomu w niczym pomagać. Z natury jestem straszną egoistką, a sio! - Machnęła dłonią w stronę wyjścia i posłała ostatni uśmiech w stronę Agusta.
Paladyn wyszedł i sprzed namiotu ostatni raz skłonił się, zanim poszedł w kierunku towarzyszy.
 
Jendker jest offline  
Stary 07-07-2018, 11:00   #35
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Kiedy Hassan wyszedł do Vistani, ci od razu poczęstowali go niezwykle smacznym i mocnym winem. Jeden z nich, odrobinę starszy, z siwą, długą brodą, zaczął opowiadać pewną historię, popijając co drugie słowo winem.
- Razu pewnego, na nasze ziemie przybył potężny czarodziej. Było to chyba nieco ponad rok temu. Pamiętam go, jakby to było wczoraj. Siedział dokładnie tam, gdzie siedzisz teraz ty - wskazał na Hassana - to był bardzo charyzmatyczny człowiek. Myślał, że może zmobilizować ludzi zamieszkujących Barovię i zwrócić ich przeciw Strahdowi. Napełnił ich nadzieją, wiarą, że mogą wspólnie pokonać diabelskiego Strahda. Wszczął rewoltę i zaprowadził ich przed zamek barona.
Kiedy wampir tylko się pojawił, armia czarodzieja uciekła w popłochu. Jedynie garstka się ostała, ale większość z nich już nigdy nie była przez nikogo widziana ponownie. Czarodziej i wampir ciskali w siebie zaklęciami.
Ich bitwa toczyła się od zamku Ravenloft, aż po przepaści nad wodospadami. Widziałem ten pojedynek na własne oczy! Grzmot wstrząsnął górami i wielki głaz spadł na czarodzieja, lecz ten, dzięki swojej potężnej magii, zdołał to przeżyć. Piorun z nieba padł na czarodzieja, lecz ten, nadal stał twardo na ziemi. Ale kiedy sam Strahd rzucił się na niego, żadna magia już nie była w stanie go uratować. Widziałem go, spadającego tysiące stóp w przepaść, prosto w oblicze śmierci. Nawet po wszystkim zszedłem na dół, aby, no wiecie, zobaczyć, czy nie ma przy sobie czegoś drogocennego, lecz Rzeka Ivlis już dawno zabrała mi go sprzed nosa.
Hassan spokojnie sączył swoje wino, słuchając opowieści starego.
- Kim jest ten cały Strahd? Rozumiem, że włada tą ziemią? To jakiś baron? Książę? Król? - podpytywał wojownik, chcąc rozeznać się w sytuacji. Nie chciał stracić głowy, gdyby przyszło rozmawiać z tym władcą. Szlachta bywała drażliwa na punkcie tytułów
- Oficjalnie jest naszym baronem. Ale tak naprawdę jest tym wszystkim, co wymieniłeś. Nie ma nikogo ponad Strahda. Wszystko co istnieje w Barovii, należy do niego.
- Kobiety też? Zdaje się, że ostatnio zaginęło ich kilka i wszyscy posądzają go o to. Rzekłbym, że ma dobry gust. Młode, ładne, każda mogłaby przyprawić o zazdrość niejedną księżną krwi - uśmiechnął się szeroko i przypił do Vistanich
Po wyjściu z namiotu Madame Evy, Cely podeszła do biesiadującego z Vistatni wojownika, skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała śmiejąc się lekko.
- Widzę, że dobrze się bawisz - stwierdziła przysiadając się do ogniska.
- Mają dobre wino - uśmiechnął się do kobiety - i mają ciekawe opowieści. Podoba mi się tutaj. - Hassan westchnął głośno, wciągając nosem zapach dymu z ogniska i zapach lasu, otaczającego obóz - prawie, jak w domu… - mruknął
- A piwo? Czy tym razem mają piwo? - powiedziała Mira, podbiegając do towarzyszy.
- W to nie wątpię. - Zaklinaczka skinęła głową z uśmiechem. - Chociaż biorąc pod uwagę wczorajszą historię z Mirą i Alune, to chyba powinnam sobie wino odpuścić. - zaśmiała się.
- Powiadają, że demony z wina można albo utopić, albo pozwolić im wyjść przez język. - Hassan mrugnął porozumiewawczo do starego, który opowiadał historię i przechylił kubek z winem, wlewając całość do gardła. - Nie daj im wyjść. Najlepiej, jak od razu trafią na wątrobę, gdzie się upieką - zaśmiał się serdecznie.
- Hmm… to może skuszę się na jeden kubek, ale to wszystko. - uśmiechnęła się. - O czym to tak rozprawialiście, zanim przyszłam? - Dziewczyna postanowiła dołączyć się do rozmowy.
- O odwadze i o tym, że czasem ona może doprowadzić do zguby - zaśmiał się brodaty Vistana.
Jedna kobieta podeszła i wręczyła wino pół-elfce. Taki sam kubek podała Mirze.
- Proszę. Goście Madame Evy są naszymi gośćmi. Nie, nie mamy piwa, ale wino jest bardzo dobre. - Po czym sięgnęła po tamburyn i wraz z innymi Vistani zaczęła grać skoczną muzykę. Wiele osób wpadło w szalony, radosny taniec.
- Oby… - odparła Mira, nie omieszkując spróbować wina. - Chociaż muzyka jest dobra! Sama kiedyś uczyłam się grać na flecie, ale ostatni raz miałam taki w rękach chyba z rok temu.
Jedna Vistana podeszła do Miry i uśmiechnęła się szeroko.
- Anika! Podejdź tu, no!
W oka mgnieniu podeszła brązowowłosa nastolatka. Dorosła Vistana ruchem ręk inakazała jej wręczyć coś Mirze. Dziewczynka dała jej drewniany flet.
- To pokaż na co cię stać. - powiedziała kobieta i założyła ręce na piersi.
- Obym to ja pamiętała, jak to się robi… - rzekła cicho poł-orczyca, zabierając się do gry. O dziwo, poszło jej całkiem nieźle.
Kobieta przytupywała do melodii, a na jej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech. Potem zamknęła oczy, rozłożyła ręce i zaczęła tańczyć, robiąc piruety i podskakując, jakby nic nie ważyła. Na koniec się ukłoniła i zaczęła bić brawo.
- No proszę. Wybacz, ale nie wyglądałaś mi na muzykalną duszę. Miłe zaskoczenie. Grasz prawie tak dobrze jak my. - Puściła oczko i wyrwała komuś kufel wina z ręki i łyknęła, po czym poszła w tan, w tłum bawiących się ludzi.
- Myślę czymś więcej niż tylko toporem. - Zaśmiała się Mira, zwracając flet prawowitej właścicielce. Następnie dopiła swojego wina i postanowiła sama pójść potańczyć z resztą.

Wojownik widząc, że ludzie szykują się do zabawy odpiął sprzączki swojego kirysu, składając go nieopodal ogniska wraz z resztą swojego dobytku i wyciągnął przytroczoną do plecaka lutnię, na której zaczął brzdąkać, próbując dopasować się do wygrywanego przez tych dziwnych mieszkańców Barovii rytmu. Potem postanowił przyłączyć się do tańczących, zamierzając porwać w tany jakąś przyjemną dla oka dziewczynę.
- Podrowienia dla gospodarzy. - Cahnyr dołączył do towarzystwa. - Niech bogowie wam sprzyjają i prostują wasze ścieżki.
Zaklinaczka uśmiechnęła się widząc, że pół-elf także się do nich dołączył. Poklepała miejsce obok siebie, dając mu znak, żeby się przysiadł. Cahnyr odpowiedział uśmiechem i skorzystał z zaproszenia.
- Podzielisz się? - Wskazał na kubek z winem.
Dziewczyna nie chcąc przerywać bawiącym się Vistani, podała chłopakowi swój kubek.
- Jasne, trzymaj.
- Twoje zdrowie, moje szczęście - powiedział cicho, unosząc kubek.
Cahnyr upił dwa łyki i oddał naczynie.
Cely odpowiedziała na to szczerym uśmiechem.
- Hm… Wszyscy się bawią, może też dołączymy? - odłożyła kubek, po czym wstała i wyciągnęła rękę w stronę zaklinacza.
- Z tobą zawsze - odparł. -Chociaż nie wiesz, co czynisz - dodał ciszej.
Dziewczyna zaśmiała się. Pociągnęła Cahnyra za sobą, po czym szepnęła mu do ucha.
- No cóż, tym razem to będzie twój pierwszy raz… - Uśmiechnęła się zaczepnie i wciągnęła go między pozostałych tańczących.

Ludzie zrobili miejsce dla tańczącej bardzo żywiołowy, wręcz agresywny taniec, dziewczyny. Tańczyła z mieczem w dłoni, wykorzystując go jako rekwizyt. Vistani obserwowali ją z uśmiechami na twarzach, podziwiając jej subtelność, a zarazem siłę.

Kobieta zatrzymała się, aby odsapnąć i wzięła łyk wina. Zobaczyła Hassana. Odłożyła miecz i podeszła do niego, bez żadnej udawanej nieśmiałości, chwyciła go za dłoń i z zadziwiającą siłą, jak na tak delikatnie wyglądającą osobę, pociągnęła go do tańca.
Taniec z mieczami przypominał wojownikowi tańce derwiszów, oświeconych, dotknętych przez bogów wyznawców Baali, bogini tańca. Hassan uśmiechnął się szeroko, błyskając białymi zębami i przez pierwsze kilka chwil dał się prowadzić, podążając za krokami. Potem już całkiem się zatracił w przyjemności i w muzyce.
 Very 18+

Nie pamiętał, kiedy opuścili krąg tańczących. Dziewczyna wiodła go niczym leśna nimfa zauroczonego wędrowca, zagubionego pośród drzew. Hassan wpatrywał się w jej zjawiskową postać. Gibka i smukła niczym łania, o kuszącej talii i przepięknych krągłości których nie zasłaniały jedwabne muśliny, kusiła zmysłowymi ruchami. Jej czarne włosy połyskiwały w blasku popołudniowego słońca, otulając jej zgrabną twarzyczkę. Oczy świeciły się, niczym dwa ciemne opale, a karminowe usta rozwierały się zapraszająco. Przyciągnęła go ręką, a on nie odmówił. Nie był w stanie, choć widział chochliki w jej oczach, niczym odbicie demona budzącego się ze snu w swojej piekielnej otchłani...


Była znacznie niższa, kiedy obejmował ją mocarnymi ramionami, przy nim wydawała się taka drobna i krucha niczym laleczka, była jednak niezwykle zwinna… i piekielnie utalentowana. Zdziwił się, kiedy jej śliczne usta zaczęły muskać skórę na jego szyi, a jej zwinne dłonie odpinały guziki i wiązadła jego koszuli i szat. Sięgnął, aby jej w tym pomóc jednak od razu przywarła do jego ust namiętnie, niemal natarczywie, jakby chciała stłumić ewentualną odmowę, i choć żadną miarą nie chciał jej niczego odmawiać, wojownik zapragną również brać, odwzajemniając pieszczoty, spijając słodycz z jej ust. Dłuższą chwilę mocowali się namiętnie, stojąc na obrzeżu obozu ale dziewczyna jakby zmęczona, czy raczej znudzona tą zabawą pociągnęła go do przodu, opierając swoje plecy o burtę taborowego wozu, który zakołysał się lekko pod ciężarem ich ciał. Hassan, przeklinając w myślach tego, kto wymyślił ubrania, zaczął ssać płatek jej ucha, skubać go i lizać, chłonąc przyjemny zapach jej młodego, dziewczęcego ciała. Czuł się jak złodziej, wykradający dziewczynę z obozu niczym pustynny zbir, ona zaś, wykradała mu cały jego rozsądek, jakby karmiąc nim swoją namiętność. Rozłożyła dla niego uda, a on umościł się pomiędzy jej długimi, zgrabnymi nogami, przywierając do niej całym ciałem, gubiąc pośpiesznie na ziemi swoją szatę i koszulę. Przesunął wargi nad pulsującym miejscem pod jej uchem. Zadrżała pod jego dotykiem, niczym liść na wietrze, bezczelnie jednak chętna, i otwarta, napierała na jego ciało, trąc go lekko biodrami. Jej drobne, zwinne palce błądziły po muskularnych ramionach wojownika, pieszcząc jego byczy kark i szerokie plecy, jakby oceniając nową zabawkę, badając ją ciekawie. Przesunął dłońmi po jej ramionach, rozkoszując się dotykiem jej miękkich piersi na swoim torsie i żarem jej kobiecości, przenikającym tkaninę jego szarawarów. Delikatnie badał jej jedwabiście gładką skórę, schodząc dłońmi coraz niżej, wsuwając je pod jej spódnicę. Miętosił i gładził jej pośladki, drażniąc jej kobiecość, próbując okiełznać tą szaloną bestię. Zabawiała się z nim, zaplatając nogi na jego biodrach, i jeszcze bardziej przyciągając ku sobie, aż deski wozu zatrzeszczały niebezpiecznie. Szybkim, zdecydowanym ruchem rozerwał jej jedwabny stanik, obnażając jej duże, jędrne piersi, unoszące się mocno w rytm jej szybkiego, podnieconego oddechu, po czym łapczywie zanurzył twarz w jej biuście, rozkoszując się miękkim i ciepłym dotykiem jej wspaniałych piersi. Nie przerywając całowania, jedną ręką zszedł na dół, pieszcząc jej wygięte w łuk plecy,sięgnął za jej pośladki i zanurzył palec w jej mokrej cipce. Jęknęła przeciągle, przygryzając lekko usta z rozkoszy. Otworzył usta i znalazł jeden z jej twardych, różowych sutków. Całował go i ssał, wciągając do ust i drażniąc językiem, rozkosznie przedłużając jej namiętną torturę, czując jej drżenie i słysząc jej stłumione jęki. Potem leciutko ugryzł go, instynktownie wiedząc, że ona to lubi, a może w ponownej próbie ujarzmienia tego budzącego się żywiołu. Krzyknęła z bólu zmieszanego z rozkoszą, wyrywając się z jego objęć. Jedną ręką zeszła w dół, drapiąc i pieszcząc go po napiętych piersiach i muskularnym brzuchu, drugą sięgnęła do jego szarawarów. Nie wiedział kiedy, ale nagle wylądował na plecach, ze stopami wiszącymi nad ziemią, plecami opierając się wpierw o płócienną, tylną ścianę wozu, która jednak szybko ustąpiła pod ciężarem ogromnego wojownika i jego kochanki. Upadł plecami na drewnianą podłogę, próbując wymotać się ze swoich spodni, i wpełznąć na łopatkach do środka. Dziewczyna jednak zwinnie wykorzystała moment, zsuwając mu szarawary na kolana, i dobierając się do jego nabrzmiałego kutasa. Nie czekając na nic, łapczywie objęła penisa dłońmi, a następnie włożyła go sobie głęboko do ust. Hassan, szeroko rozstawiając muskularne ramiona uchwycił się obu burt wozu, próbując zachować równowagę, walcząc z falami rozkoszy, smagany przyjemnością niczym biczem nadzorcy, sycząc i mrucząc, jednocześnie zaś nerwowo zerkając na siedzących nieopodal ludzi przy ognisku, kiedy resztki jego rozsądku rozpaczliwie dobijały się do niego. Ci jednak niewiele widzieli, zajęci grą, tańcami i piciem. Cień rzucany przez opadającą plandekę zapewniał nieco prywatności, o czym najpewniej wiedziała jego kochanka, która poczynała sobie z jego kutasem coraz śmielej. Odrzuciła dziko włosy na plecy i zaczęła go ssać, liżąc dziko językiem i połykając go łapczywie, jakby chciała wypić z niego wszystkie soki. Do uszu Hassana dobiegły odgłosy mlaskania, przerywanymi jej stłumionym pojękiwaniem, świadczącym o tym, że podoba jej się to co robi.

Nie trwało to bardzo długo, bo dziewczyna, czując coraz mocniej pulsującego penisa w jej ustach, wyjęła go, otarła usta wierzchem dłoni i spojrzała z wymowną i dziką ekscytacją na wojownika. Wstała, powolnym ruchem przerzuciła lewą nogę nad jego ciałem, potem dołączyła drugą, dosiadając go niczym ogiera, mocno zaciskając uda wokół jego bioder. Nie zauważył kiedy zdjęła swoją powłóczystą, kolorową spódnicę, ale nie miał teraz czasu myśleć o jej garderobie, zdążając jedynie wsunąć się głębiej do wozu. Ujął kutasa w dłoń i zaczął badać jej gorące, wilgotne wrota do nieba. Odprężyła się nad nim z westchnieniem nabijając na jego męskość. Spojrzał jej prosto w oczy, gdy w nią wchodził – wypełnij ją leniwie jednym boleśnie powolnym pchnięciem. Wygięła plecy w łuk z rozkoszy, ale nie odwróciła wzroku, kiedy rękoma chwycił jej piersi, drażniąc wilgotne sutki. Zdecydowanym, powoli przyspieszającym ruchem bioder, zaczął ją posuwać, zadowolony z jej półprzymkniętych z rozkoszy powiek w miarę jak narastało w niej podniecenie. Ręce powędrowały mu z piersi, do pośladków i trzymając ją oboma rękoma za pupę, ostro nadziewał ją na swojego kutasa, słuchając jej rozkosznych jęków.

Ujeżdżała go namiętnie niczym wierzchowca w czasie wyścigu, po czym zatrzymała swoje ruchy i pozwoliła mu wiercić cipkę jego twardym penisem. Zbliżyła swoją twarz do jego i chwyciła się dłońmi za piersi. Pochyliła się jeszcze bardziej, tak żeby mógł ponownie zanurzyć się w jej krągłym biuście i zaczęła rytmicznie ruszać się razem z nim, nadziewając się na jego męskość jeszcze głębiej. Wypełniał ją całą na granicy rozkoszy i bólu, sprawiając, że pragnęła go jeszcze więcej. Hassan czuł, jakby pieprzył się z ogniem. Dziewczyna wiła się na nim, wbijając boleśnie paznokcie w jego skórę, drapiąc pierś, sutki i kreśląc czerwone pręgi na szerokich ramionach Hassana, dysząc i jęcząc z rozkoszy. Hassan nie pozostawał bierny, miętosząc jej wypięte krągłości, zostawiając czerwone ślady na jej jędrnej skórze. W końcu udało mu się spod niej wyrwać przewracając ją na plecy. Jej było jednak wszystko jedno, odchyliła głowę do tyłu, wczepiła się w niego ramionami i pociągnęła go mocno do siebie, nadziewając się na jego członka. “Czy...ona...mnie...pieprzy?” przemknęło przez myśl Hassanowi, zanim znów nie krzyknęła z rozkoszy, zaciskając mocno palce na jego ramionach, a uda oplatając wokół jego ud. Oddając się przyjemności, wbijał się w nią coraz szybciej i szybciej aż sam zaczął mruczeć z uniesienia, jedną ręką przytrzymując się burty wozu, a drugą ręką ściskając jej piersi, czerwone od podniecenia niczym piec kuźni.

Wreszcie, zniecierpliwiony, nie mogąc spełnić się w tej dziwnej, wręcz nierealnej miłości wyszedł z niej, przełożył jej lewą nogę na prawą stronę, zdecydowanym ruchem podniósł jej biodra, wypinając do góry jej zgrabny tyłeczek, aż jęknęła kiedy ponownie ją wziął. Ścisnął mocno ręką jej biodra, chwycił jej odrzucone na plecy, ciemne loki i rżnął ją od tyłu bez opamiętania, spoglądając z zachwytem na jej kołyszące się krągłości – oddawała się teraz całkowicie jemu, a jej piersi falowały rytmicznie z każdym pchnięciem, które jakby topiło z niej tą diabelską złośliwość i nienasycenie. Wbijał się w jej śliską gorącość, aby po długiej, ciągnącej się niemal w nieskończoność dzikiej jeździe eksplodować w ekstazie bólu i spełnienia. W końcu puścił ją, dyszący, zmordowany i zlany potem.

Dłuższą chwilę leżąc ciężko na deskach wozu, niczym po wielkiej bitwie, łapał powietrze, czując ciepło bijące od jej spoconego ciała obok. Poczuł czuły, wilgotny pocałunek na swoim policzku ale kiedy próbował wtulić się w nią, i przygarnąć ramionami, zwinnie wymknęła mu się w półmroku, chichocząc. Przem moment widział jej śliczną w twarz w półmroku, i znów zobaczył te same diabliki w jej oczach. Nieujarzmione.
Hassan podniósł się na łokciu - Poczekaj! Jak masz na i… - pytanie zamarło w powietrzu, kiedy widział kołyszącą u wejścia płachtę. Chwycił leżący nieopodal cynowy dzban i cisnął nim w burtę wozu, wściekły i zawiedziony. Chwilę tak leżał zdziwiony, klnąc na los i jego zmienność. Czuł się znów jak niewolnik, wykorzystany przez jakąś bogatą, wysoko urodzoną heterę. Uśmiechnął się na jej wspomnienie, oboma rękoma zbierając do kupy potargane uniesieniami włosy, zbierając je z powrotem za plecy. Wydawała się nierzeczywista, niczym senna mara, a jednak wojownik dojrzał w końcu zadrapania na swojej masywnej piersi. Nie wyglądały na majaki senne. I wciąż czuł zapach jej ciała - Barovia… - mruknął, potrząsnął swoim wąsem, zwinnie wyślizgnął się z wozu i zaczął powoli zbierać swoje ubranie.

 

Ostatnio edytowane przez Asmodian : 07-07-2018 o 14:32.
Asmodian jest offline  
Stary 07-07-2018, 13:45   #36
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Tańcząca z Cahnyrem Cely zaśmiała się.
- No co? Chyba nie jest tak źle? Palce w stopach mam dalej całe. - zażartowała.
- Jak się ma taką partnerkę, to wszystko jest łatwe i proste - odparł Cahnyr. - Można to nawet polubić, takie sam na sam w wielkim tłumie.
- Cieszę się, że tak twierdzisz. - Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło. - ale jakbyś miał ochotę iść sobie usiąść to się nie krępuj. Takie pląsy mogą zmęczyć.
- Głupie myśli też mogą przyjść do głowy - odparł cicho Cahnyr - a do domu daleko.
- Hahaha, sugerujesz coś? Bo wygląda na to, że części z nas się nie śpieszy wracać. - Wskazała na bawiącego się Hassana.
- Nie jego akurat miałem na myśli... - Przytulił dziewczynę i obrócił się wokół własnej osi. Na szczęście nikogo nie zahaczyli. - Marzy mi się na przykład... wspólna kąpiel. - Spojrzał w stronę wody. - Ale zbyt liczny tłum dokoła, i Agust się tam wybrał, a widzowie nie są mi do szczęścia potrzebni.
- Tego, że nie chodziło o niego się domyślam, mówię tylko, że chyba prędko wracać nie będziemy. - Uśmiechnęła się. - A co do twojego marzenia, to marzenia są po to żeby do nich dążyć. Może kiedyś nadarzy się okazja. - Puściła mu oczko. - To co, chcesz sobie odpocząć na chwilę od tańca?
- Posiedzimy - spytał, odprowadzając ją na miejsce - czy mały spacer, by ochłonąć po szaleńczych tańcach?
- Jak wolisz - odparła zaklinaczka. - W miłym towarzystwie każda czynność jest przyjemna.
- Chodźmy zatem na mały spacer - zaproponował Cahnyr. Podał dziewczynie ramię. - Zwiedzimy kawałek okolicy i wrócimy. Potem trzeba będzie odkleić Hassana od tej panny i ruszyć z powrotem do wioski.
Cely ujęła ofiarowane przez Cahnyra ramię i ruszyła prowadzona przez niego.
- Masz jakiś pomysł jak to zrobić? - zachichotała. - Bo to może być ciężkie zadanie.
- Słyszałem, że kubeł wody na łeb ostudzi największego zapaleńca. - Skierował się w stronę lasu, chcąc przejść się między drzewami, a potem obejść obóz drogą i wrócić brzegiem rzeki.
- Takie coś go napewno ostudzi, albo na wręcz odwrót a my będziemy musieli przed nim uciekać. - Zaklinaczka zaśmiała się. - A chyba wolałabym nie mieć do czynienia z tą jego glewią.
- Taka glewia to faktycznie argument - odparł Cahnyr - ale zauważ, że w tej chwili Hassan przytula się do dziewczyny, a nie do swojej ukochanej broni. Ale... po takim prysznicu mógłby dostać jakiegoś urazu... do sama-wiesz-czego...
- Bardzo możliwe. - odpowiedziała. - Chociaż wiesz, to że obecnie nie ma broni w ręku nie znaczy, że po kuble wody wylanym na głowę po nią nie chwyci. - Rozejrzała się dookoła.
- Nawet ładnie tutaj, oczywiście jak na okolice, w których obecnie się znajdujemy.
Cahnyr dostrzega leżącą w trawie malutką figurkę tancerki, w którą jest wbudowany zegarek.
- Popatrz... - Zaklinacz schylił się i podniósł figurkę. Była z metalu, ale lekka, być może pusta w środku. I nie nosiła śladów rdzy. Najwyraźniej leżała tutaj od niedawna. - Zapewne zgubił to któryś z Vistani. Co prawda powiadają, że znalezione nie kradzione, ale trzeba będzie to oddać. To kosztuje fortunę... Zapewne.
- Rzeczywiście, ładna rzecz. - odparła Cely. - Tylko pytanie jak się dowiemy czyje to, każdy może przecież powiedzieć, że to jego własność.
- Zapytamy Madame Evę - zaproponował. - Ona będzie wiedzieć. A nawet jeśli ktoś się do niej przyzna i weźmie... Są rzeczy cenniejsze niż złoto. - Ucałował dziewczynę.
Szare policzki dziewczyny zarumieniły się lekko.
- Tak… o wiele cenniejsze. - uśmiechnęła się. - Chcesz przerywać spacer i od razu odnieść figurkę Madame Evie, czy nie śpieszy nam się aż tak bardzo? - spytała.
- Nie mam ochoty na przerywanie spaceru, ale wolę się tego pozbyć jak najszybciej. - Rozejrzał się dokoła w nadziei, że znajdzie jakieś ślady, które pozostawił poprzedni właściciel (lub właścicielka) figurki. - A potem wrócimy do spaceru. Chyba jeszcze nie musimy się spieszyć... Co ty na to?
- Z chęcią przejdę się jeszcze raz. - Skinęła przytakująco głową. - W takim razie chodźmy szybko to odnieść.
Kiedy Cahnyr i Cely doszli do namiotu Madame Evy, zastali stojącego przed wejściem mężczyznę Vistana, który nie brał udziału w popijawie.
- Madame Eva odpoczywa - powiedział chłodnym tonem.
Cahnyr spojrzał na Cely, potem na mężczyznę.
- Kto w waszym obozie jest najważniejszy? - spytał. - Jeśli nie liczyć Madame Eve? Mamy pewną sprawę do załatwienia, sprawę, której chwilowo nie chcemy rozgłaszać.
- Oprócz Madame Eve, tutaj każdy jest na równi. Jeśli to nie jest sprawa życia i śmierci, to nie pozwolę jej przeszkadzać.
- Nie jest to sprawa życia i śmierci. Ale też i nie jakaś wielka tajemnica - odparł Cahnyr. - Znaleźliśmy pewien drobiazg, zapewne cenny. Ale może jego właściciel nie chce, by wszyscy wiedzieli, że posiada taką rzecz. Albo nie chce by wszyscy wiedzieli, że to zgubił. Dlatego rada Madame Evy by się nam przydała.
Mężczyzna pokręcił stanowczo głową.
- Nikt nie będzie zakłócał spokoju Madame Evy. Jeśli macie jakąś sprawę, to możecie mówić ze mną.
Cely spojrzała na Cahnyra pytającym spojrzeniem. Nie była pewna, czy mogą powierzyć swoje znalezisko w ręce stojącego przed nimi mężczyzny.
- Czy zatem wiesz - po trwającym ułamek chwili namyśle Cahnyr postanowił podzielić się 'tajemnicą - o właścicielu tej figurki?
Wyciągnął z kieszeni znaleziony wcześniej posążek tańczącej dziewczyny.
Mężczyzna przyjrzał się jej dokładnie i wydał z siebie przeciągłe “hmm”. Wziął ją do ręki i zbadał dokładnie.
- Nie wiem czyje to, nigdy tego nie widziałem. Ale zegarek jest zepsuty, więc poza czyimś sentymentem, ta figurka chyba nie ma zbyt wielkiej wartości - powiedział, oddając przedmiot Cahnyrowi.
Celaena spojrzała na towarzysza.
- Czyli niepotrzebnie przegrywaliśmy nasz spacer dla tej rzeczy. - stwierdziła.
- Dziękujemy. - Cahnyr skinął głową mężczyźnie, a gdy już odeszli kawałek odpowiedział dziewczynie.
- Lepiej było sprawdzić - powiedział cicho. - Wyobrażasz sobie co by było, gdyby ktoś nam zarzucił, że komuś to zabraliśmy? A tak mamy fajną pamiątkę. Co z tego, że zegarek nie działa? Panienka jest na tyle ładna, że zegarek to zbędny do niej dodatek.
- W takim razie jest twoja - zaklinaczka odrzekła z uśmiechem. - To co wracamy do spaceru?
- Oczywiście. Jedna błyskotka nie może wpłynąć na nasze plany - stwierdził Cahnyr. - No i może znajdziemy jakiś ładny drobiazg dla ciebie - dodał żartem.
- A to mamy jakieś plany? - spytała zaczepnie.
- Bliższe czy dalsze? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Te bliższe… - odpowiedziała z uśmiechem.
- Miałbym, ale to by wymagało pewnej twojej współpracy... i pewnego odosobnienia. Żałuję, że nie mam namiotu... choćby malutkiego.
- A cóż miałabym robić? - zapytała kokieteryjnie.
- Powiedzieć 'tak', gdy skończę cię całować i przejdę do ciągu dalszego - odparł, spoglądając jej w oczy.
- Myślę, że dam radę. - powiedziała i pocałowała chłopaka.
Odpowiedział równie gorącym pocałunkiem.
- A może poszukamy bardziej ustronnego miejsca? - spytała z ciężkim oddechem. - Wszyscy bawią się przy ognisku, może któryś wóz jest pusty? - zasugerowała z niewinną miną.
Igraszki na łonie natury miały swój urok, to musiał Cahnyr przyznać, ale gdy co chwila trzeba było się rozglądać na boki, czy nie podkrada się jakiś goblin czy inne paskudztwo, to uroki nieco bladły.
- Może jakiś namiot? - Wskazał na stojący niedaleko domek, z trudem powstrzymując się przed natychmiastowym dobraniem się do wdzięków dziewczyny.

18+
Rzut oka wystarczył by się przekonać, że namiot, chociaż zamieszkany, był pusty.
I to wystarczyło, by Cahnyr wciągnął dziewczynę do środka, w ostatniej chwili przypominając sobie o opuszczeniu udającej drzwi płachty.
Dziewczyna zaczęła powoli rozpinać ubranie zaklinacza.
- Miejmy nadzieję, że właściciel namiotu dobrze bawi się przy ognisku i tańcach i nie wróci prędko. - uśmiechnęła się, a potem pocałowała go czule.
- Z pewnością się nie zgodzę, by się dołączył do zabawy - odparł, walcząc z licznymi zapięciami, broniącymi dostępu do ciała Celaeny.
Cely zaśmiała się.
- No, też mi się to nie widzi. - odparła zarzucając mu ręce na karku i przewracając się z nim na podłogę namiotu.
Może gdyby to była usiana szyszkami leśna ściółka, to Cahnyr by zaprotestował, ale właściciel namiotu zadbał o porządek. I zaklinaczowi nawet przez myśl nie przeszło, by zaproponować skorzystanie ze znajdującego się o krok posłania. Płaszcz był wystarczająco dobry...
- Stęskniłem się za tobą - powiedział. Co zresztą było widać...
- Tak? Przecież cały czas byłam przy tobie - powiedziała gładząc jego twarz zewnętrzną częścią dłoni. - ale skoro tak, to pokaż jak bardzo się stęskniłeś…
- Jeszcze chwilę wytrzymam - powiedział. - Chcę się jeszcze napatrzyć.
Kształtny biust dziewczyny miał przed oczami i trudno było od niego oderwać wzrok.
Wbrew tym słowom jego dłonie wędrowały po ciele Cely, powoli zmierzając w stronę ud dziewczyny. Ta westchnęła głośno czując dotyk rąk chłopaka, po czym chwyciła dłonią za jego włosy i odchyliła jego głowę do tyłu, po czym zaczęła całować go po szyi, powoli kierując się w okolice jego obojczyków.
Cahnyr przymknął oczy, poddając się pieszczocie, lecz w tym czasie jego dłonie dotarły do celu wędrówki. Jedna zajęła się kształtnym, wypiętym na skutek przybranej pozycji pośladkiem, druga, z tej samej pozycji korzystając, zajęła się delikatną pieszczotą okolic intymnych dziewczyny. Cely pod wpływem pieszczot wpiła swe usta w szyję chłopaka jeszcze mocniej, a jej ręka powędrowała w okolice dolnych partii jego ciała i zaczęła delikatnie pieścić jego męskość.
Cahnyr na moment wstrzymał oddech, a potem jego palce zagłębiły się powoli w wilgotne już wnętrze, chcąc powolną pieszczotę doprowadzić krew dziewczyny do wrzenia.
Zaklinaczka jęknęła głośno z rozkoszy. Paznokcie jej dłoni, która nie zajmowała się “najcenniejszą” częścią ciała mężczyzny, wpiły się w jego ramię. Spojrzała na niego spojrzeniem pełnym pożądania ciężko dysząc i z zalotnym uśmieszkiem na twarzy powiedziała.
- To co… Przechodzimy do konkretów?
Dość trudno było nie nazwać tego, co robili, konkretami, ale też trudno było nie zrozumieć, co dziewczyna ma na myśli.
- Lepiej tak - odparł, wpatrując się w kołyszące się piersi dziewczyny.
Palce Cahnyra wysunęły się nieco, by zrobić miejsce dla innej części jego ciała, gotowej od paru chwil do podjęcia działania. I by pomóc tejże części w sprawnym wsunięciu się w oczekujące wnętrze.
- Hmm… Wygląda na to, że tym razem ja wylądowałam na górze, ale wiesz… - chwyciła jego dłonie i położyła na swoich biodrach. - Mam bardzo małe doświadczenie… także musisz mnie trochę poinstruować. - powiedziała z wciąż tym samym nieschodzącym z twarzy uśmieszkiem.
- Ja też zbyt dużego doświadczenia nia mam - odparł Cahnyr, który kiedyś parę deszczowych dni spędził w bibliotece, w dziale, do którego dzieci raczej nie miały wstępu, wśród bogato ilustrowanych dzieł. I co nieco zapamiętał. - Tym razem bierzesz tyle, ile chcesz - powiedział, ruchem dłoni sugerując poruszanie się. W górę i w dół.
Dziewczynie, nie do końca o takie instruowanie chodziło, ale nie miała zamiaru tego okazywać. Przywarła ustami ponownie do szyi chłopaka, jednocześnie wykonując płynne ruchy dolnymi partiami swego ciała. Najpierw delikatnie i ostrożnie, ale w miarę jak czuła się coraz pewniej decydowała się na coraz mocniejsze i głębsze ruchy.
Cahnyr w niewielkim stopniu włączył się do najważniejszej części działalności, pozostawiając inicjatywę w dłoniach (czy raczej innej części ciała) dziewczyny. Zajął się za to jej biustem, chociaż ten nie do końca był dostępny. Ale pieścić go można było bez większych problemów. Ruchy Celaeny, która zdawała się być całkowicie pochłonięta ogarniającą ją rozkoszą stawały się coraz szybsze i agresywniejsze. Zaczęła wydawać z siebie jęki, które były na tyle głośne, że gdyby ktoś przechodził koło namiotu mógłby bez problemu je usłyszeć i rozpoznać. Dziewczyna nie potrafiła jednak się opanować.
Cahnyr oddychał coraz szybciej. Miał ochotę przewrócić Cely na ziemię i wbić się w nią głęboko... jeszcze głębiej...
Przygryzł wargi, by opanować pożądanie, a palce, bez udziału rozumu, mocniej zacisnęły się na piersiach dziewczyny.
- Jesteś... cudowna... - wyszeptał.
Dziewczyna stęknęła gdy ręce Cahnyra zacisnęły się na jej piersiach.
- Ty… ty… też... - odpowiedziała mu, oddychając ciężko. - Może… chcesz się zamienić? - dodała.
Cahnyr pokręcił głową. Równocześnie poruszył biodrami, by zachęcić Cely do kontynuowania.
- Ktoś tu… mi się… rozleniwił… - zażartowała, kontynuując to co zaczęła. Chwyciła go za nadgarstki i przycisnęła je do ziemi wykonując przy tym szybkie, zdecydowane ruchy swymi dolnymi partiami ciała. Złożyła swe usta na jego ustach i wepchnęła w nie swój język.
Jęknął cicho, zaskoczony, po czym odpowiedział podobnym, choć odrobinę mniej intensywnym pocałunkiem, nie starając się przejąć inicjatywy i pozostawiając dziewczynie całkowitą swobodę, by mogła czerpać jak najwięcej przyjemności z tych razem spędzonych chwil. Pół-elfka z każdym swym ruchem czuła coraz większe podniecenie opanowujące jej ciało. W pewnym momencie dziewczyna straciła nad sobą całkowicie jakiekolwiek panowanie, jej ruchy stały się wyjątkowo mocne i agresywne, co sprawiało jej jednocześnie i rozkosz i pewnego rodzaju ból. Po kilku następnych ruchach poczuła jak wszystkie targające nią emocje dosłownie eksplodują, po czym opadła na chłopaka bez sił, ciężko dysząc.
Spełnienie, jakiego doznała Cely, podziałało na Cahnyra jak kropla wody przepełniająca czarę, a zbierająca się i rosnąca namiętność dała swój upust w ogarniającej chłopaka fali rozkoszy...


- Nigdy mi się to nie znudzi - powiedział, gdy już odzyskał zdolność mówienia i myślenia.
- Chyba już rozumiem czemu. - spojrzała na niego zmęczonym, ale szczęśliwym spojrzeniem. Zaczęła głaskać go po głowie, gdy nagle zauważyła siną, dość sporej wielkości plamkę na jego szyi.
- Em… No… Wydaje mi się, że przez jakiś czas będziesz miał pamiątkę po tym wieczorze… - dotknęła opuszkami palców miejsca o którym mówiła. - Przepraszam.
Cahnyr uśmiechnął się lekko. Nie przejął się znakiem, jaki "wypaliła" na nim Cely.
- Nic się nie stało - powiedział. Jego dłoń delikatnie muskała biodro dziewczyny. - Poza tym... to pewnie i tak nie będzie ostatni raz. Jesteś uosobieniem namiętności. - Musnął wargami płatek jej ucha.
Cely zadrżała pod wpływem pieszczoty.
- Jeszcze do mnie chyba do końca nie dociera, co się dookoła mnie dzieje. - zaśmiała się lekko - ale podoba mi się ten stan. - Wtuliła się mocno w zaklinacza.
"Nie rwij dupy z własnej grupy." To przykazanie było jednym z paru, jakie wbijano do głów młodych adeptów sztuk wszelakich, którzy mieli wyruszać na szlak w poszukiwaniu przygód, szczęścia i złota. Powtarzano je wielokroć, szczodrze uzupełniając obrazowymi przykładami skutków jego nieprzestrzegania.
Cahnyr znał to przykazanie aż za dobrze. Gdzieś tam w głębi umysłu błąkała się obawa, że kiedyś zapłaci za jego złamanie, ale nie żałował niczego. Wprost przeciwnie.
Przejechał palcem wzdłuż kręgosłupa dziewczyny.
- To jest nas dwoje - powiedział cicho, po czym odwzajemnił uścisk.
- Jesteś taki ciepły… - powiedziała pół-elfka. - Najchętniej chyba bym zasnęła teraz w twoich ramionach. Szkoda, że nie mamy na to czasu…
- Prawdę mówiąc to szkoda czasu na sen, jako że można go wykorzystać na wiele ciekawych rzeczy - odpowiedział cicho - ale też się czuję przyjemnie zmęczony.
- Myślisz, że powinniśmy już wracać do reszty? - spytała.
- Trwaj chwilo, jesteś piękna. - Cahnyr zacytował znanego barda, po czym zaczął się bawić włosami dziewczyny. - Biorąc pod uwagę fakt, że trzeba by się ubrać... to nie. Wolę, jak naga leżysz w moich ramionach, niż gdy ubrana siedzisz koło mnie - dodał z uśmiechem.
Cely uśmiechnęła się słysząc te słowa.
- Nie wiesz, jak miło słucha mi się tych słów… Chodziło mi jednak bardziej o to, czy nie powinniśmy już wracać… Za niedługo się ściemni. - powiedziała. - Choć osobiście wolałabym tu z tobą poleżeć niż wałęsać się po trakcie, to mamy jutro zadanie do wykonania…
- A czy wiesz, że do jutra jeszcze daleko? - spytał. Wbrew tym słowom przystąpił jednak do działania. No, może w nieco nietypowy sposób, bowiem poklepał dziewczynę po pupie.
- No to wstawaj - powiedział - a ja zamknę oczy.
- Ale po co chcesz je zamykać? Przecież widziałeś już wszystko co mam do zaoferowania. - zaśmiała się, przyglądając się jednak twarzy chłopaka badawczym wzrokiem.
- Bo gdy znów cię zobaczę całej krasie - odparł - to zamiast o wstawaniu zacznę myśleć o tym, jak cię namówić na kolejne igraszki - przyznał. - Pewnie od razu obudzi się we mnie ochota na ciebie.
- Hahaha, takiś zachłanny? - Spojrzała na pół-elfa z lekkim rozbawieniem. - Jak mówiłeś, do jutra daleko. Może dotrzemy z powrotem na tyle wcześnie, że coś nam z nocy jeszcze zostanie. - Puściła mu oczko, po czym wstała by sięgnąć po swoje odzienie.
- Może 'łakomy' to lepsze słowo? - zasugerował z uśmiechem.
Wbrew wcześniejszym słowom przyglądał się jej przez chwilę, bowiem widok wart był poświęcenia mu znacznej nawet ilości czasu. I poczuł, co można było dostrzec, jak wraca wspomniana wcześniej ochota. Wystarczyłaby odrobina zachęty...
- Tak, może to faktycznie lepsze określenie. - powiedziała wsuwając na siebie swoją czerwoną szatę. Przez chwilę męczyła się z wiązaniem sznurków znajdujących się z tyłu szaty.
Cahnyr podniósł się w końcu.
- Pomogę ci - zaoferował swe usługi.
- Dziękuję, pomóż mi to zawiązać. - wskazała dwa sznurki znajdujące się na plecach, których nie mogła dosięgnąć.
- A może przemkniemy się chyłkiem do wody? - Cahnyr wysunął kolejną propozycję. - Wtedy nie trzeba by tego wiązać...
Jednak chwycił za końce sznureczków i pociągnął, po czym zaczął zawiązywać kokardkę.
- Cahnyr... - Cely uśmiechnęła się ciepło do zaklinacza. - Wiesz, że bym chciała, ale nie mamy już chyba zbyt dużo czasu. Poza tym nie wiadomo, czy na pewno przy wodzie nikogo nie będzie.
- Tak, skarbie. - Cahnyr zawiązał ostatnią kokardkę, po czym zaczął sam się ubierać. - Wiesz, szczęśliwi czasu nie liczą. Dlatego wystarcza im zepsuty zegarek - dodał z uśmiechem.
Pół-elfka poprawiła swoje długie, zmierzwione podczas igraszek włosy.
- Nie liczą, co znaczy, że im nie ucieka. - zachichotała. - A podczas dobrej zabawy ucieka szczególnie szybko.
Cahnyr obdarzył ją szybkim pocałunkiem, po czym podniósł z ziemi płaszcz i go otrzepał. Potem rozejrzał się dokoła sprawdzając, czy czasem nie zostawili jakiegoś drobiazgu. Lub śladów swej obecności.
- Może nikt się nie domyśli, że tu byliśmy - powiedział, podnosząc namiotową płachtę. - Zabawa trwa, to może dokończymy spacer?
- O ile nikt, mnie nie słyszał to raczej nie zauważą… - stwierdziła trochę zawstydzonym głosem, kiedy wychodziła z namiotu. - a co do spaceru, to o ile nasi się jeszcze nie zbierają to chętnie.
- Mi to, prawdę mówiąc, bardzo się podobało - przyznał Cahnyr, obejmując dziewczynę w talii. - Bardziej nawet, niż flet Miry. Ale rozumiem cię.
Spojrzał w niebo, usiłując ocenić godzinę, a potem ruszyli razem w stronę drogi.

 
BloodyMarry jest offline  
Stary 11-07-2018, 02:08   #37
 
Rozyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Agust dołączył do towarzyszy. Na widok tańczącego Hassana tylko się uśmiał. Widać zostaną tu na chwilę. I dobrze, przyda się chwila odpoczynku. Bywały gorsze dni, ale ten do lekkich nie należał. Za to jutrzejszy mógł być ciężki więc dobrze było trochę się rozluźnić. Przejął kubek z winem i przechylił jednym haustem. Przez chwilę bawił się nieźle, później zdjął swoją zbroję, i poszedł w kierunku jeziorka.
W oddali, około trzech stóp od brzegu, Agust zauważył kruka, który przycupnął na gałęzi, wystającej z wody. Kruk bacznie obserwował Agusta zbliżającego się do brzegu. Paladyn zaś rozebrał się, złożył swoje ubrania przy brzegu i wszedł do wody. Pływał tak chwile. Przyglądał się krukowi, po czym postanowił podpłynąć powoli do niego. Powoli nie za blisko, przyglądał mu się uważnie i z ciekawością, mając tylko głowę wystawioną nad wodę.
Kruk zatrzepotał skrzydłami i wzbił się w powietrze. Usiadł w ledwo widocznym dla Agusta punkcie na brzegu jeziora i nadal obserwował pływającego paladyna.
Agust nie dawał za wygraną. Tak jak mówiła Ireene, z tymi krukami było coś nie tak. Podpłynął jeszcze trochę, tym razem zachowując nieco większy odstęp od kruka, niż wcześniej.
Obserwujesz mnie, prawda?
Kruk wydał z siebie głośne “kraa”, wzbił się w powietrze i odleciał daleko na zachód.
Lekko już pijana Mira udała się w stronę strumienia pragnąć się nieco odświeżyć. Gdy dostrzegła paladyna, uśmiechnęła się serdecznie i pomachała mu.
A ty co? Modlisz się na uboczu zamiast się z nami zabawić?
Korzystam z uroków natury. Dawno nie było okazji na porządną kąpiel, a popływać to już w ogóle.Agust podpłynęła nieco do niej, przewracając się na plecy potem znów płynąc na brzuchu. — Poza tym nie samym winem człowiek żyje, no i choć jedno z nas powinno mieć głowę trzeźwą. A nic tak nie orzeźwia jak woda. — Po czym zanurzył się tak, że nad wodę wystawał mu tylko nos. W ten sposób nie mogła zobaczyć uśmiechu należącego do kogoś kto coś knuje. Podpłynął jeszcze trochę a potem zaczął chlapać na nią wodą.
Mówisz? — odparła, rozbierając się szybko i wchodząc do wody. — Cely chyba nie pije, a ja wcale nie jestem pijana! — Zaśmiała się.
Tak? — powiedział nie przerywając chlapania na nią coraz większych ilości wody.
Dziesięć bukłaków to nie pijaństwo! — zażartowała. — To nie moja pierwsza pijatyka w życiu, a wiosek i band orków w pobliżu nie ma.
Dziesięć bukłaków, no ładnie. Po takiej ilości raczej wiele sił już nie masz.Agust wciąż chlapał na nią wodą, teraz celując w twarz.
Co to za brednie? — odparła, również zaczynając chlapać paladyna. — Mam mnóstwo sił! Zawsze. Możesz mi nawet mówić Mira Nieustępliwa! — dodała, ciągle żartując.
Nieustępliwa w czym? W piciu, no może. — Teraz zanurzył się niżej i szykował się do jeszcze innego psikusa.
Och, jestem trzeźwa! — powiedziała Mira, szukając paladyna pod wodą. — Gdzie żeś się schował?
Paladyn był teraz pod wodą, podpłynął powoli i okrążył Mirę, a potem rzucił się na jej nogi żeby ją obalić.
A więc tak się bawimy? — zaśmiała się pół-orczyca, zapierając się przy okazji nogami. — Wyłaź już na powierzchnię, albo sama to zrobię.
Agust nie dawał jednak za wygraną. W wodzie ciężej było mu się zaprzeć, ale postanowił zaatakować coś co mogło być słabym punktem. Raz jeszcze spróbował obalić Mirę, tym razem ciągnąc za jedną nogę, a napierając na jej drugie kolano. Jeżeli w porę nie zareaguje to powinna wylądować pod wodą.
“No dalej, wywalaj się! Ja nigdzie nie wychodzę” — pomyślał szarpiąc.
Tym razem paladynowi powiodło się i pół-orczyca z głośnym pluskiem wylądowała w wodzie. Teraz paladyn znalazł się nad nią, i mogła zobaczyć jak wylatują wypuszczone ze śmiechu bąble powietrza. Jego twarz wyrażała ni mniej ni więcej jedną myśl. — “Już nie taka Nieustępliwa”.
“Śmiej się, śmiej…” — pomyślała Mira, starając się wypłynąć na powierzchnię. — “Zobaczymy kto będzie to robił ostatni.”
Agust chwycił ją obiema rękami, i wypłynął z nią na powierzchnię.
No i gdzie jest ta nieustępliwość?
Miałam na myśli, że się nie poddaję, ale niech ci będzie! Będę Mirą Ustępliwą, zadowolony, chłoptasiu? Zepsułeś sobie fryzurę.
Ustępliwą? Pfff — Po czym schował się pod wodę kompletnie nie zainteresowany. Wynurzył się parę metrów dalej i pływał jakby jej tam nigdy nie było.
Ustępliwa, Nieustępliwa… To tylko przydomki, nawet nieprawdziwe, nie mają znaczenia — odparła, podpływają do paladyna. Ten dalej jednak zdawał się ją ignorować. — A niech ci będzie — mruknęła, po czym również zaczęła ignorować towarzysza. Agust znów zniknął pod wodą. Nie wypływał nigdzie, przez chwilę. Po czym Mira mogła poczuć znów znajomy dotyk na swoich nogach. Paladyn znów postanowił ją wywrócić.
Ile ty masz niby lat? — spytała na wpół żartem Mira, starając się ostać na nogach. — Pięć?
Trochę więcej. Za to mnie zastanawia gdzie się podziała twoja żywiołowość. Co? Gdzie jest? Poszła sobie? Czy może od wina temperament ci stygnie? — Paladyn dalej delikatnie naśmiewał się z niej, krążąc cały czas w wodzie.
Teraz wypoczywam. Piję, tańczę, gram na flecie, a nie krzyczę. — odparła, zbliżając się do niego powoli. — Może to dziwnie zabrzmi w moich ustach, ale czasem trzeba zwolnić.
Ech, ty mnie chcesz uczyć uczyć jak kosztować życia?Agust parsknął.
No i nie mówię o krzyczeniu i niszczeniu rzeczy czy zabijaniu wrogów, są inne objawy temperamentu — odpowiedział żartobliwie, po czym podpłynął i złapał ją od tyłu, tym razem jednak bez zamiaru wywrócenia. Jedną ręką objął ją w tali, drugą wokół bioder. A potem szepnął na ucho.
A jaki masz teraz temperament? Bo widzisz, płomień daje dużo światła, ale ginie szybko, za to żar może trwać długo. — Po czym ugryzł ją delikatnie w ucho.
Och, mój ogień może płonąć bardzo, bardzo długo. Gwarantuję ci to… — mruknęła, obracając się gwałtownie, aby stanąć przodem Agusta. — Nie musisz się o to martwić… — dodała, wzdychając lekko i kładąc dłonie na jego piersiach.
No to czekam, okaż mi ten ogień, ile mam cię prowokować.
Nie! — Zaśmiała się, wpychając Agusta do wody. — Zasłuż sobie!
On zaśmiał się tylko pod wodą. Na powierzchnię wypłynęły bąbelki. Złapał Mire i wciągnął ją za sobą pod wodę, ale tym razem nie puszczał. Trzymał ją tak samo jak stali jeszcze przed chwilą, tym razem leżąc już pod powierzchnią wody. Podwodne promienie oświetlały jego twarz, wraz z uśmiechem. Tym razem po prostu uśmiechem zadowolenia. Poniekąd dopiął swego.
Mira również się uśmiechnęła, udając dla zabawy, że usiłuje wyrwać się paladynowi. Ten zaś odepchnął się od dna tak że wypłynęli oboje na powierzchnię. Unosił się teraz z nią na wodzie.
No to niby jak miałbym sobie zasłużyć?
Hmm… Może powiedzeniem, czemu ze wszystkich kobiet w okolicy akurat ja? — spytała, uśmiechając się lekko.
Sam nie wiem. Może dlatego że jesteś moim przeciwieństwem? I przeciwieństwem innych kobiet.Agust popatrzył jej w oczy, jednak chwile potem jego wzrok zszedł nieco niżej.
No i nie pomijajmy twoich piersi…
Pół-orczyca zaśmiała się, słysząc ostatnie zdanie.
Masz tupet, aby mówić to wprost — powiedziała, gdy już się nieco uspokoiła. — Wygrałeś. I to z łatwością. — odparła, wtulając się w paladyna z dwuznacznym uśmiechem na twarzy.
Świetnie, to teraz chciałbym zobaczyć trochę tego ognia o którym mówiłaś. Pokaż mi zwyczaje z twoich stron.Agust odwzajemnił dwuznaczny uśmiech.
 
Rozyczka jest offline  
Stary 11-07-2018, 08:48   #38
 
BloodyMarry's Avatar
 
Reputacja: 1 BloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputacjęBloodyMarry ma wspaniałą reputację
Nic nie przypominało spacerującej parze o tym, że znajdują się w przeklętej, otoczonej przez Mgłę dolinie, nocami nawiedzanej przez wampiry.
Ptaki wydzierały się, ignorując przechodzące niedaleko półelfy, wietrzyk przemykał się pomiędzy gałęziami, a promienie słońca prześlizgiwały się między tańczącymi na wietrze liśćmi.
Sielanka, której nie zakłócały odgłosy zabawy, dobiegające z obozu Vistani.
Cely rozglądała się dookoła i podziwiała otaczającą ich okolicę.
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że ci ludzie są sługami Strahda. - przerwała panującą wokół nich ciszę. - Wydają się tacy ciepli i pogodni.
- I przyjacielscy - dodał. - Można by tak sobie usiąść z nimi, przy ognisku, przy winie. Potańczyć. Zapomnieć na jakiś czas o całym świecie. A potem położyć się pod rozgwieżdżonym niebem.
- Aż się nie chce wracać… - powiedziała zaklinaczka patrząc w niebo. - Ale chyba niedługo będzie trzeba… Powinniśmy ruszyć na tyle wcześnie, żeby wrócić do Ireene i Ismarka przed zmrokiem.
- No niestety… Masz rację. Ale jeszcze pozostało nam kilka chwil, które możemy mile spędzić.
- W sumie, trochę czasu jeszcze jest. Może pójdziemy usiąść na chwilę nad rzeką? - zapytała. - Popatrzeć sobie na wodę.
Przeszli jeszcze kilka kroków, po czym Cahnyr, słysząc jakieś nietypowe dla leśnego otoczenia odgłosy, spojrzał w bok. I na moment zaniemówił.
- Nie patrz… - szepnął, gdy w pełni dotarło do niego, co widzi.
Cely, jak to zazwyczaj się dzieje gdy ktoś mówi aby nie patrzeć, zwróciła wzrok w “zakazanym” kierunku.
- Na bogów! - wydała z siebie zduszony pisk, po czym szybko odwróciła wzrok i zasłoniła twarz dłonią. - Chyba będę mieć koszmary… Zobaczonego nie odzobaczysz…
- Koszmary? - zdumiał się Cahnyr, odciągając dziewczynę jak najdalej od miejsca, gdzie zobaczyli Hassana na igraszkach z jedną z Vistani.
- No tak. A czy nagi Hassan w śnie nie jest koszmarem? - zaśmiała się, choć widać było, że widok jaki przed chwilą ujrzała odrobinę ją speszył.
- Prawdę mówiąc, to we snach wolę oglądać ciebie - odparł Cahnyr. - Hassana zdecydowanie nie. Więc może i masz rację… - Zamyślił się. Prawdę mówiąc to scena nie była aż taka straszna. Może inspirująca, ale nie z gatunku 'koszmar'.
- To co idziemy nad rzekę, czy może wracamy do ogniska? - zapytała. - Skoro Hassan też się urwał, to możliwe, że Mira i Agust czekają na nas zeźleni i chcą już ruszać w drogę?
- Chodź nad rzekę. Nawet gdyby Agust się denerwował, to i tak nie mam zamiaru przerywać Hassanowi.
- Tyaaa… Może lepiej nie. - opowiedziała. - To w takim razie chodźmy na chwilę nad rzekę, ale nie za długo. - uśmiechnęła się i pocałowała chłopaka.
Zatrzymali się na tyle czasu, ile wymagał odpowiednio namiętny pocałunek, a potem ruszył dalej.
- Mała kąpiel? - spytał. Wizja Cely w kąpieli była kusząca, cóż więc szkodziło spróbować?
- Czy ja wiem… - odpowiedziała niepewnie. - A jak ktoś nas zobaczy? - spytała.
- Wolałbym, żeby… twe wdzięki pozostały moje i niczyje inne - odparł Cahnyr - ale zapewniam cię, że nie masz się czego wstydzić - zapewnił. - No i w razie czego zanurkujesz… Nikt nie będzie stać nie wiadomo jak długo na brzegu i się wygapiać.
- No… może… - zaklinaczka powoli przekonywała się do pomysłu Cahnyra.
Cahnyr uśmiechnął się pod nosem.
- Sprawdzimy, czy woda jest przyjemna - powiedział, kierując swe kroki w stronę rzeki.
Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem na uśmiech i przewróciła oczami.
- No niech ci będzie. - Zaśmiała się lekko.


- No zobacz, jak tu pięknie - powiedział Cahnyr, gdy stanęli nad brzegiem rzeki. - I nikogo nie ma - dodał, rozglądając się dokoła. Nagość nie stanowiła dla niego tabu, ale tak jak mówił wcześniej - wolał, by Cely nikt nie oglądał. Prócz niego.
- Chyba nie… - odparła rozglądając się czy faktycznie nikogo, nie ma. - Chyba można…
Cahnyr, nie czekając aż się dziewczyna rozmyśli, zaczął się rozbierać.
- Pomóc ci? - spytał. Równocześnie sięgnął do kokardek, które nie tak znowu dawno temu zawiązywał.
- Rozumiem, że to było pytanie retoryczne? - zaśmiała się czując jak sznurki szaty stają się coraz luźniejsze.

Jako że czasu nie mieli zbyt wiele, Cahnyr nie zwlekał. W kilka chwil później Cely mogła już wejść do wody.
Kiedy tylko szata zaklinaczki opadła na ziemię, ta czym prędzej wbiegła do wody zanurzając się w wodzie po obojczyki.
Cahnyr stracił nieco czasu na podziwianie zgrabnych pośladków dziewczyny, po czym zrzucił z siebie resztę odzienia i poszedł w ślady Cely.
- Wspaniała woda - powiedział, gdy wszedł po kolana. Zatrzymał się na chwilkę, po czym ruszył dalej.
Cely podpłynęła do zaklinacza.
- Faktycznie przyjemna. - odparła. - A jaka ciepła - dodała chlapiąc pół-elfa.
- Aż mi się cieplutko robi wszędzie, nie tylko w sercu - odparł, przyjmując dzielnie wodę na klatę. - Bardzo przyjemne.
Potem pochylił się i użył obu dłoni, by posłać falę wody w stronę dziewczyny.


Kiedy woda uderzyła dziewczynę, odwróciła się tyłem przykryła twarz rękami i krzyknęła.
- Moje oczy! Nic nie widzę! - przecierała oczy, czekając aż zaklinacz podejdzie bliżej.
Cahnyr nie bardzo wierzył w aż takie skutki jego działań, ale wnet znalazł się za plecami Cely.
- Przepraszam… - zaczął.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Wybaczam. - powiedziała, jednocześnie się odwracając i starając się wepchnąć chłopaka pod wodę.
Cahnyr nabrał powietrza, po czym uległ naciskowi dziewczyny, równocześnie chwytając ją za rękę i starając się pociągnąć ją za sobą.
Cely wpadła pod wodę razem z Cahnyrem, jednak nie zdążyła nabrać powietrza przez co szybko wynurzyła się, aby złapać oddech. Jej długie, mokre włosy zasłoniły jej całą twarz.
- Teraz naprawdę nic nie widzę…
Zaklinacz wynurzył się zaraz za nią i odgarnął jej włosy z twarzy.
- Już możesz patrzeć - powiedział, równocześnie przytulając dziewczynę.
- Zdecydowanie lepiej. A widok przyjemny. - Spojrzała mu w oczy i ucałowała. - Miałeś racje, przyjemna ta kąpiel. Ale chyba musimy się już zbierać - powiedziała i spojrzała w kierunku brzegu.
- Ja mam lepszy widok… - zapewnił Cahnyr. Przesunął dłonie po biodrach dziewczyny, przesunął w górę, docierając do piersi. - Jesteś pewna z tym wychodzeniem?
- Wiesz, że wolałabym jeszcze zostać… - powiedziała głaskając jego twarz dłonią. - ale musimy wracać przed zmrokiem…
- Szkoda, że nie możemy zostać do rana… - Pocałował ją raz jeszcze, po czym powoli ruszył w stronę brzegu.


Pół-elfka po chwili także ruszyła w stronę brzegu. Gdy już wyszła z wody, wycisnęła wodę ze swych włosów, po czym podeszła do leżącej na ziemi szaty i zaczęła się ubierać.
- Teraz chyba przydałoby się siąść przy tym ognisku i wysuszyć się zanim ruszymy - powiedziała z uśmiechem.
- Nie pomyślałem o ręcznikach… - ze skruchą powiedział Cahnyr. - Może pobiegamy trochę, by przeschnąć? - spytał, na pół serio.
- Jakoś ognisko chyba bardziej do mnie przemawia. - odparła wciągając na siebie szatę, co przychodziło jej z problemem ponieważ materiał przyklejał się do jej mokrego ciała i uwidaczniał wdzięki.
- Nie ma mowy, byś tak tam poszła - stwierdził Cahnyr, narzucając jej na ramiona swój płaszcz.
- A to dlaczego? - spytała z niewinnym uśmiechem na twarzy.
- Pewnie powiesz, że te głupie z mojej strony, ale nie chcę, by się ktoś na ciebie wygapiał - przyznał.
- Aaaaw… - Cely wzdychnęła, przechylając głowę niczym zaciekawiony pies. - Ty jesteś zazdrosny. To urocze - zachichotała, po czym pocałowała go delikatnie. - Ale nie musisz, inni mnie nie interesują. Chodź już do tego ogniska. - Chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą.
- Zazdrosny… to chyba za mocne słowo - stwierdził Cahnyr po chwili namysłu. - Ale dopóki się sam nie napatrzę do woli, to myśl o innych, gapiących się na twoje sutki, jest mi niemiła.
- Sutki, jakie sutki - zażartowała zakrywając się jego płaszczem. - Przecież nic nie widać. - Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
- Tak, skarbie. - Uśmiechnął się do niej i pocałował w policzek.
Przemoczeni, ale szczęśliwi wrócili do tańczących Vistani i usiedli przy ognisku, aby się wysuszyć do końca.
 
BloodyMarry jest offline  
Stary 12-07-2018, 18:30   #39
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Agust wrócił do ogniska poprawiając włosy, Na sobie miał tylko spodnie, koszule i dublet niósł w rękach. Usadowił się przy ognisku żeby nieco wyschnąć, minęło już trochę czasu odkąd rozgościli się w obozie. Powoli czas było się zbierać. Wychylił jeszcze jeden kufel wina, i zaczął powoli znów się ubierać. Wyczyścił w międzyczasie nieco zbroję, i choć efekt nie był tak oszałamiający jak mógłby chcieć, to było wyraźnie lepiej. Przywdział przeszywanice, na nią zaś elementy pancerza. I tak przygotowany z winem czekał dalej.
Mira również ubrała się pospiesznie, po czym pospiesznie dołączyła do Agusta.
- Dajcie jeszcze wina! - zawołała, siadając koło niego. - Dlaczego w ogóle jesteś paladynem? - zagaiła. - W sensie, wiem że mówiłeś nam o tych wszystkich zakonach i tak dalej, ale czy bycie paladynem nie jest zaprzeczeniem miłości? Szkolisz się, aby zabijać wrogów, uczysz się na pamięć kazań i modlitw, czytasz tylko coraz więcej świętych wersetów… po co to wszystko? - Obrzuciła go badawczym spojrzeniem.
- Myśle że masz nieco mylne wyobrażenie o paladynach. To prawda, niektórzy muszą się uczyć wersetów i tych masy innych pierdół, ale to tylko zależy od ich patrona. - Agust spojrzał na nią najpierw ze zdziwieniem a potem z rozbawieniem.
- Sune nakazuje dbać o piękno i miłość, więc my częściej uczymy się poezji albo utworów muzycznych. Poza tym nie rozumiem dlaczego to miałoby być zaprzeczenie miłości. Walczymy dla miłości, za miłość i dzięki niej. - paladyn puknął półorczycę palcem w noc.
- Bo widzisz są różne rodzaje miłości. A my opiekujemy się ludzkimi sercami. A tak poza tym zawsze chciałem być bohaterem.
- Jak dla mnie nie ma zbyt wiele bohaterstwa w walce. Jest tam dużo krwi, krzyków, mordowania się nawzajem. Może jeszcze tej dzikiej satysfakcji z sieczki dookoła. Ale nie bohaterstwa, bohaterowie są chyba ponad taką nienawiścią. - Wzruszyła ramionami. - Co jak co, wywijać toporem każdy umie.
Agust spojrzał na mirę teraz nieco poważniej.
- Potrafiłabyś kochać swojego wroga? - Po chwili przerwał krótkie milczenie - Czy może inaczej, co by się zmieniło gdybyś dzięki miłości potrafiła odrzucić nienawiść?
- Nie wiem. Nie wydaje mi się, abym umiała odrzucić nienawiść do kogoś. Skoro już sobie ktoś zapracował na to, abym go znienawidziła to nie wyobrażam sobie co musiałby zrobić, abym nagle go pokochała. Ale co do kochania wroga… Tak, czemu nie? To byłoby trudne, ale możliwe.
- Więc wtedy możesz zakończyć krąg nienawiści. Który zawsze jest tak naprawdę bez sensu. Nienawiść zatruwa nas samych. Nie innych. Popycha nas do zemsty. Są wendety które ciągną się tak długo, że w nich uczestniczący nie pamiętają dlaczego kogoś nienawidzą. - Przerwał na chwilę.
- Bohaterstwo jest wtedy kiedy poświęcasz się i dzięki poświęceniu sprawiasz że świat jest lepszy. Czasem to oznacza walkę. Ale potrafimy walczy bez nienawiści w sercu. Więc gdy tylko możemy, opuszczamy broń i pomagamy temu kto był nam wrogiem.
- Pomógłbyś Strahdowi, gdyby się o to poprosił? - spojrzała mu w oczy. - Nie mówię oczywiście o pomocy w wymordowaniu wioski, ani nic takiego. A o nie wiem… Przemianę go znowu w człowieka na przykład.
- Tak.
- Więc może to ja mam problem z tym jak walczę… - spuściła wzrok. - Nie potrafię wtedy z siebie wykrzesać żadnej empatii ani litości, jeśli mam być szczera. Chociaż niepotrzebnie zakładałam, że każdy tak ma. Przepraszam, jeśli cię wtedy jakoś uraziłam.
- Z walczeniem nie masz problemów. Robisz to bardzo skutecznie. - Zaśmiał się Agust.
- Pytanie jakie musisz sobie zadać, to dlaczego walczysz.
- Czasem dla przyjemności, czasem ktoś mnie napadnie, to się będę bronić zamiast bawić w męczennika, a czasem dlatego, że natykamy się na coś, co po prostu nie może dłużej istnieć. Jak te ghule w piwnicy tamtego domu.
- Tamte ghule nie chciałyby się zmienić. Najlepsze co mogliśmy zrobić, to uwolnić ich dusze, choć nie sądzę żeby po śmierci czekał ich lepszy los. Będą musieli zapłacić za swoje winy. Kiedy bronisz się sama, jest to oznaką miłości do siebie samej. Można walczyć dla przyjemności, choć wtedy starałbym się nie wyrządzić drugiemu krzywdy.
- Ale co zrobisz kiedy będziesz potrafiła zniszczyć swego wroga, ale będziesz mogła okazać mu łaskę?
- Lepiej zapobiegać niż leczyć. Więc o ile żywym się mi nie przyda, raczej nie miałby co liczyć na łaskę.


- Nie przeszkadzamy? - Cahnyr (wyglądający jakby właśnie wyszedł z kąpieli) usiadł obok, przy nim miejsce zajęła, zawinięta w płaszcz Cehnyra, Cely. - O czym sobie rozmawiacie?
Cely wyciągnęła ręce w kierunku ogniska.
- Ale przyjemne ciepło - stwierdziła po czym przeniosła wzrok na pół-orczycę i paladyna, również ciekawa tematu ich rozmowy.
Jedna z Vistanie natychmiast podała im kubki z winem. Cahnyr podziękował z uśmiechem.
Zmierzchało już, kiedy w krąg światła rzucanego przez ognisko wkroczył Hassan, z luźno zarzuconą, białą koszulą i swoją czerwoną szatą, niedbale przerzuconą przez bark. Dopinał swój szeroki pas, dysząc głośno. Koszula przykleiła mu się do mokrych pleców a buty człapały po trawie, niechybnie po rzecznej kąpieli. Wojownik zobaczył siedzących już przy ognisku towarzyszy, i bezceremonialnie przysiadł się obok nich. Niebawem i jemu podano kubek z winem, które łapczywie wypił, aż pociekło mu po węźlasto umięśnionej szyi
- Ach...tego mi było trzeba… - mruknął wojownik i ponownie podsunął kubek do napełnienia.
- Ten obóz przypomina mi czasy, kiedy moja orta ruszała na wojnę. Zapach porannej kawy, smród wielbłądziego łajna, pył piasku pustyni, i śpiew towarzyszy, szykujących się na śmierć… - Wzrok wojownika wpatrzony w ogień stał się dziwnie zamglony, a głos nieco nostalgiczny, wydawał się jakby zamyślony i nieobecny.
Cely spojrzała na wojownika ociekającego jeszcze wodą i rzuciła wesołym głosem.
- Widzę, że ktoś tu korzystał z uroków tutejszej rzeki.
Hassan zerknął na Celaenę, jakby wybudzony ze snu po czym uśmiechnął się szeroko
- chyba nie ja jeden - kubkiem wskazał ociekające wodą z pod płaszcza kobiety ubranie - magiczna ta rzeka. Ani chybi - zachichotał.
- Tak, ma w sobie coś magicznego, to miejsce ogólnie jest wyjątkowe… Aż nie chce się wierzyć… - ściszyła głos - że ten lud mógłby współpracować, no wiecie z kim…
- Raczej sami są sobie sterem, żeglarzem, okrętem - odparł równie cicho Cahnyr. Upił łyk wina i podał kubek dziewczynie. - Ale o parę rzeczy warto ich spytać - dodał.

- Tak, na przykład o wierzchowce. Przydałyby się do jutrzejszej drogi. - Zaklinaczka skinęła głową potakująco.
- Mają same pociągowe. Dobre do wozu, nie do wierzchu. Ale od biedy mogłyby ujść. Jednakże potrzebujemy ich tyle, że musieliby zostawić tu te wszystkie wozy. Może jednak warto zapytać o jednego konia z wozem? - zaproponował Hassan
- Tak, to chyba lepszy pomysł. - dziewczyna odpowiedziała wojownikowi.
- Lepiej, szybciej... oczywiście gdyby się zgodzili. - Cahnyr przytaknął pomysłowi.
- Teraz pytanie, do kogo powinniśmy skierować się z pytaniem? Nie sądze by wszyscy zarządzali posiadanymi przez nich dobrami… - zauważyła Celaena.
- Pamiętasz, co mówił ten... strażnik? Wszyscy są tu równi. Wystarczy spytać jakiegoś albo jakąś Vistana.
"Hassan zawarł tu już jakieś znajomości", pomyślał z odrobiną ironii.
- Mam nadzieję, że mówił prawdę, bo z tego co pamiętam to mówił też, że Madame Eva odpoczywa i nie pozwoli by ktoś jej przeszkadzał. Tak że ona odpada. - Cely odpowiedziała, po czym pociągnęła łyk z kubka, który chwilę wcześniej podał jej Cahnyr.
- Ja wątpię czy potrzebujemy dla nas wozu. Konie byłyby świetne, ale tyle nie dostaniemy. A na co nam tak duży wóz na naszą piątkę. - Agust spojrzał porozumiewawczo na resztę, której wino oraz sielski nastrój nieco rozluźnił języki. - Poza tym, oni w tych wozach mieszkają. Może by i sprzedali, ale na pewno nie tanio.
- W wozie można ukryć kogoś, kto nie chce aby go widziano. Jest tu wiele czujnych oczu dokoła. Zbyt wiele - mruczał Hassan i wychylił kolejny kubek wina. Zamierzał poprosić jednego z Vistanich, aby napełnili mu na odchodne cały bukłak - po za tym są tam tylko beczki z winem.
- Mogliby nas podwieźć - zaproponował Cahnyr. - Wynająć konie, wóz i woźnicę.
- A to mnie zarzucają chęć luksusów. - Agust się uśmiechnął. - Naprawdę, potrzebujemy, wóz, dla, naszej, piątki?- Paladyn wznosił się teraz na szczyty porozumiewania się półsłówkami.
- Nie rozumiesz, że chodzi o czas, a nie o wygodę? - Cahnyr zdumiony spojrzał na paladyna.
- Widzisz, a ja bym pewnie skorzystał ale innym razem. Mamy okazję zwiedzić okolicę. - Po czym paladyn pokazał mu pięć palców na jednej dłoni i dwa na drugiej, te dwa podniósł nieco wyżej, potem ręką przetarł ręką pod brodą. ”Na boginię, za chwilę będę musiał krzyczeć, żeby nie paplali ozorem, może wtedy dotrze” - pomyślał.
 
Jendker jest offline  
Stary 12-07-2018, 18:52   #40
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
W końcu nadszedł czas, aby wrócić do względnie bezpiecznego miejsca, jakim był dom Ismarka i Ireene. Zaklinacze chcieli wracać bezpiecznie drogą, ale pozostali mieli nadal dużo wina w żyłach i ruszyli bez zastanowienia przez las. Para zaklinaczy, nie chcąc się rozdzielać, podążyła za pijanymi towarzyszami. Drużyna przypomniała sobie o odpowiedniej formacji i mniej więcej przez większość drogi trzymali się jej jak należy. Tereny zalesione, przez które przechodzili, nie były szczególnie rozległe, więc często ich podróż przeplatała niewielkie obszary leśne z drogą, którą wcześniej już szli w stronę obozu Vistani. W pewnym momencie, na skraju lasu, niedaleko mostu prowadzącego do wioski Barovii, ciszę nocy zakłóciło trzepotanie gigantycznego stada nietoperzy, które leciało wprost na drużynę.


Cahnyr inwokował zaklęcie snu, zamierzając uśpić przynajmniej część ogromnego roju. Słowa, gesty, woreczek ze składnikami. Czar objął obszar zajęty przez wszystkie nietoperze. I… nic się nie stało.
Paladyn wyrwał się naprzód, rzucił pochodnię przed siebie i dobył swój młot. Miał doświadczenie w walce z takimi przeciwnikami, i sporą przewagę. Jego pancerz znacznie utrudniał im zadawanie obrażeń. Przygotował się do odebrania pierwszej fali nietoperzy.
- Niech skupią się najpierw na mnie!
Nietoperze w końcu ruszyły do ataku. Pierwszy rój podleciał do Agusta i go otoczył. Hassan wykorzystał sytuację i dosięgnął je swoją glewią, powalając kilka z nich martwych na ziemię. Agust zamachnął się młotem, ale wszystkie nietoperze uleciały przed jego bronią. Próbowały go pokąsać, ale jedynie trafiały na jego twardą zbroję, nie czyniąc mu żadnej szkody.
Celaena podbiegła odrobinę przed Agusta, aby jej zaklęcie dosięgnęło wszystkie pozostałe przy moście nietoperze. Stanęła po prawej stronie przed paladynem. Płomienie wydostały się z jej placów i poleciały w stronę małych, popiskujących wrogów, porządnie ich przypiekając. Wiele nietoperzy leżało teraz martwych na ziemi.
Kolejne stado nietoperzy, widząc Cel w pobliżu, poleciało w jej stronę i otoczyły ją.
Mira stanęła po prawej stronie Hassana, wyciągnęła swoją kuszę i wycelowała w stronę jednego stada. Bełt niestety przeleciał wysoko, nie raniąc żadnego nietoperza.
Hassan złapał glewię oburącz pośrodku drzewca i puścił broń w widowiskowym młyńcu. Broń wirowała dokoła wojownika, strącając próbujące go kąsać nietoperze.Ostrze glewi wyło w powietrzu zew krwii, i piło jej mnóstwo. Ramiona szybko męczyły się od takiej sztuczki, i pomimo iż efekt był godny podziwu, wojownik wiedział, że długo tak nie wytrzyma. Zacisnął zęby, zmuszając ciało do ostatniego zrywu, wycinając kolejne paskudztwa. Czuł wino w swojej głowie, i palce jego rąk były nieco drewniane. Jednak jego wytrzymałość, jak i lata treningów z bronią nie pozwoliły demonom wina przejąć nad nim kontroli. Jego ruchy wciąż były pewne.



Cahnyr posłał wzmocnione magiczne pociski w jedną grupę nietoperzy. Magiczne strzały poszybowały w stronę jednej części stada, likwidując je ze szczętem.
Agust wciąż machał szeroko młotem przez chmurę nietoperzy która go otoczyła. Liczył że zwierzęta zainteresują się nim bardziej, gdyż jemu mało mogły zrobić. Najlepiej było wykończyć ten rój, i zabrać się za następny zanim złapie Cahnyra albo Cely. Tym razem Agustowi udało się powalić na ziemię kilka nietoperzy, ale rój nadal się trzymał. Nadal próbował atakować paladyna, ale jego zbroja idealnie go chroniła. Rycerz dzielnie wybiegł przed Cely, próbując ją w ten sposób chronić przed przyszłymi atakami nietoperzy. Rój, który go otaczał przed chwilą, próbował go pokąsać, ale na nic się to zdało. Niewielkie zęby powietrznych drapieżców nie przebijały twardej, kutej zbroi.
Kolejny rój wleciał w Agusta, a Hassan ponownie wykorzystał okazję, zabijając tuziny nietoperzy z tego roju. Te zwinne stworzenia też nie zdołały się dostać do Agusta, odbijając od przedniej roboty zbroi. Następny rój obrał Cely za swój cel. Okrążył ją i zaklinaczka poczuła w wielu miejscach szczypanie, próbowała je odgonić od siebie, ale to nic nie pomogło. Ich malutkie zęby wbijały się boleśnie w jej ciało.
Kolejny rój znad mostu wleciał w Hassana. Lecz ten zwinnymi ruchami, oraz dzięki swojej zbroi uniknął jakichkolwiek obrażeń. Ostatnie stado nietoperzy podleciało do Miry i ją okrążyło.
Cely wymknęła się spod rojów i zwinnie uskoczyła w tył, bezpiecznie poza zasięg nietoperzy. Mira wpadając w dziki szał wyciągnęła topór i runęła na nietoperze, w furii wycinając większość nietoperzy ze stada, które ją zaatakowało. Nieopodal niej Hassan młócił dalej glewią, przecinając powietrze ze świstem, tnąc ciała nietoperzy, próbując ogarnąć otaczający go rój. Stworzenia strącane młyńcami jego halabardy z głuchymi plaśnięciami lądowały na drodze, wijąc się z bólu i skrzecząc piskliwie.
Cahnyr słał kolejne magiczne pociski, które wybiły do reszty wszystkie nietoperze kolejnej części roju. Agust uderzył na latające dokoła nietoperze, tłukąc swoim młotem. Skrzek i piski małych krwiopijców świadczyły o skuteczności rycerza. Jednak nietoperze stale kłębiły się dokoła Hassana, Miry i Agusta, rozbijając się o ich pancerze, bezsilnie próbując przegryźć metal małymi ząbkami.
Cely uderzyła ognistym pociskiem w nietoperze kłębiące się nad Mirą. Zestrzeliła kilka, które dymiąc niczym iskry fajerwerków spadły na walczących. Mira w tym czasie metodycznie, wciąż w krwawym szale, zabijała kolejne nietoperze, tuzin za tuzinem. Rój zmniejszył się znacznie. Wojownik blisko niej szerokimi zamachami zgarniał z nieba kolejne paskudy, wycinając krwawy szlak na piaszczystej drodze, kiedy krew spadała z nieba niczym karminowy deszcz.
Nad głową wojownika przeleciał kolejny ognisty pocisk, tym razem Cahnyra, opalając kolejne stworzenia. Czarodziej lustrował pole walki, zimno kalkulując kolejny ruch.
Agust rozejrzał się po polu walki, i uśmiechnął się na myśl że walka z tymi paskudztwami się zaraz skończy. Jednak postanowił dalej minimalizować urazy swoich przyjaciół, więc zaatakował swoim młotem nietoperze które obecnie rzucały się na głowę wojownika. To jednak nie pomogło Zakharyjczykowi, gdyż rój nad nim nie odniósł żadnych strat.
Agust zdołał ponownie uniknąć jakichkolwiek obrażeń ze strony małych krwiopijców…
Tymczasem ognisty pocisk poszybował w niebo, gasnąc wśród chmur niczym niewypał fajerwerku. Mira i Hassan męczyli się z ostatnimi, nieźle już rozproszonymi i zdezorientowanymi stworzeniami. Topór Miry rozbił jedną, w miarę spójną grupę krwiopijców, przepiękny cios zakończony fontanną krwii i nieczystości. W końcu Hassan zawinął glewią po raz ostatni, rozbryzgując nieliczne już istoty mroku.

Wojownik wywinął młyńca swoją glewią, zwyczajowo strząsając resztę krwii pokrywającej ostrze jego broni. Przeklętych stworzeń było tak dużo, że nie miał problemów z trafianiem. Problemem było wybić je wszystkie, kiedy czuł głuche pacnięcia tych nocnych szkodników na swojej zbroi. Zbroja z domu Durstów okazała się dobrej próby. Może nie była to jakaś mistrzowska robota kowali z Zakhary, którzy czarami potrafili kształtować metal, wplatając w niego moc dżinnów, ale solidna blacha z kutej stali była czymś, co można było docenić, i czemu można było zaufać. Zlustrował czujnym wzrokiem pobojowisko, choć nie spodziewał się, że zwierzęta będą miały jakikolwiek łup. Zachwiał się od nadmiaru wina, wypitego w obozie, jego myśli pędziły jak oszalałe, ale wstrząsnął głową, niczym pies strząsający wodę z sierści. Zamroczenie, spowodowane adrenaliną krążącą w jego żyłach wraz z mocnym winem chwilowo minęło.

Cahnyr podbiegł do Cely.
- Mocno oberwałaś? - spytał zaniepokojony.
- Wszystko w porządku, tylko trochę mnie pokąsały - odpowiedziała, jednak tak naprawdę miejsca po ugryzieniach nietoperzy bolały, ale nie chciała go martwić. - bywało gorzej.
- Nie przywykłem do tego żeby nietoperze były tak agresywne. W tej przeklętej krainie wszystko chce cię zabić - Powiedział Agust wyciągąjac mała nóżkę nietoperza z włosów. Potargana fryzura chyba najbardziej go denerwowała. Poprawił włosy i dopiero zauważył rany Cely.
- Podejdź no. Wyglądasz przez te małe paskudy jak siedem nieszczęść. Zaraz to naprawię. - Po czym uleczył ją dotknięciem dłoni.
- Dziękuję, Aguście. - powiedziała do paladyna.
- Cóż… Myślicie że to nasz łaskawy i bogobojny baron je na nas nasłał? - spytała Mira, szukając wystrzelonego wcześniej bełtu. Szybko odnalazła go przy moście, po czym odłożyła na jego miejsce. - Bo jeśli tak, na pewno się ucieszy.
- Nie sądzę, by aż tak nas lekceważył - powiedział Cahnyr. - Ale nie mam pojęcia, skąd się wzięło tyle tych latających myszy…
- No to by były dobre wieści jeśli lekceważył by nas tak bardzo że wysyłał by na nas tylko te upierdliwe paskudztwa. - Agust rozejrzał się czy nie lata ich gdzieś w pobliżu więcej. Sunita jednak ze zmęczenia i pozostałego w krwi alkoholu miał trudności ze skupieniem i dostrzeżeniem rzeczy w oddali. Wydawało mu się jednak, że nie widać, ani nie słychać żadnych nietoperzy.
- Niemniej, wątpię by tak było. Raczej uroki miejscowej fauny. - Popatrzył na towarzyszy. - To co? Idziemy?
- Tia… Chyba nie ma tu już nic do roboty. Chociaż… Myślicie że wioskę też coś opadło?
- Jeśli tak… to szkoda, że nie ruszyliśmy z obozu wcześniej - powiedział Cahnyr, podobnie jak wcześniej Agust rozejrzał się dokoła. I mimo, że czuł się dużo pewniej i miał bystrzejszy wzrok, nie dostrzegł żadnych niebezpieczeństw.
Hassanowi wino wciąż szumiało w głowie, a adrenalina wciąż nie opuszczała jego członków, rozgrzanych walką.
- Powinniśmy się zbierać. Jeśli wioska jest w niebezpieczeństwie, nie mamy chwili do stracenia - rzucił krótko i ruszył dziarsko traktem prowadzącym do wioski. Wciąż próbował nazwać swoją tajemniczą nieznajomą, ale uparcie, niczym taran walący w bramę jego umysł przywoływał jedyne jedno, znajome imię, wciąż te same. "Ogarnij się cżłowieku. To tylko dziewka. Wspaniała, ale tylko dziewka" wmawiał sobie Hassan. "Sztuczki Madam Eve. Nie wierzysz w nie". Szedł tak przez chwilę markotny, nie mogąc wyrzucić jej ze swojej głowy. Po dłuższym czasie zajął się opowiadaniem swoim towarzyszom historii o pewnym magu, który tak bohatersko uległ Strahdowi. Musiał zająć się czymś konstruktywnym. Czymkolwiek.
 
Asmodian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172