Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2018, 13:54   #91
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Dalszą wędrówką śladami ich przewodniczki przebył zaciskając dłonie na narychtowanej kuszy. Przezornie nie trzymał palców na spuści w obawie, żeby nie postrzelić któregoś z towarzyszy. Prawdopodobnie uratowało to Elely przed losem przypadkowej tarczy strzelniczej, gdy zaskoczyła ich w lesie.
Przyczyna jej zniknięcia była tak prozaiczna, że początkowo miał ochotę wybuchnąć gromkim śmiech. Pies przestraszył się magii, że też od początku o tym nie pomyślał! Sam wielokrotnie odpędzał się od tych pchlarzy pałętających się po wioskach przy pomocy prostych zaklęć, gdy kij nie stanowił już dla nich odpowiedniego zagrożenia. Dobrze, że skończyło się na tym. Gdyby stracili przewodniczkę już pierwszego dnia, źle zwiastowało by o dalszym losie ich wyprawy. Trzeba było jednak na przyszłość uważać, co mogło stanowić nieliche wyzwanie w przypadku ataku koboldów. Po uleczeniu ran wierzchowca niziołczycy mogli ruszyć w dalszą drogę, zapomniawszy o nieprzyjemnej przygodzie z dzikami.

***

Gdy wieczorem dotarli do podwójnej lipy, z jęki zrzucił plecak z ramion i osunął się na ziemię. Był cały czerwony z wysiłku i przepocony. Odwykł od długich podróży. Szybko odkorkował manierkę i zaczął łapczywie pić. Kruk przysiadł mu na ramieniu, telepatycznie zapewniając o względnym bezpieczeństwie. W pysku trzymał zdechłą mysz. Ta noc zapowiadała się na spokojną. Kto wie kiedy znowu będą mogli tak powiedzieć.
Rozmasował ramiona i odrzucił kaptur na plecy. Rozkoszował się delikatnym wiatrem muskającym spoconą twarz. Żałował, że po drodze nie minęli żadnego strumyka, w którym mógłby się ochłodzić. Nie chciał na to poświęcać starannie racjonowanych zapasów wody.
- Przypadek - odpowiedział niziołczycy przygotowując wieczorną rację żywności. - Od dawna interesowałem się koboldami, dodatkowo wydawało się to spokojnym zadaniem.
Nie chciał nadmieniać, że po wizycie w ostatniej wiosce potrzebował się ukryć gdzieś na uboczu dopóki nie opadnie dym związany z tamtymi wydarzeniami.
- Zawsze warto korzystać z okazji do wzbogacenia swojej wiedzy o otaczającym nas świecie.

***

Obudziło go huczenie w głowie. Było to o tyle dziwne, że poprzedniego dnia nawet nie tknął kropli alkoholu. Jego towarzysze już się pobudzili. On potrzebował dłuższej chwili , by odespać nocną wartę. Wzdrygnął się na tę myśl. Najchętniej powylegiwałby się jeszcze troszkę, ale krasnoludzki młot był bezlitosny.
- Litości! Mości Torinie, musicie tak napierdalać od rana!?
Mniej obchodziło go, że rozchodzący się po lesie hałas całkowicie nie współgrał z ich próbami dyskretnego wybadania spraw koboldzich. Dużo ważniejszy był jego obecny dyskomfort, spotęgowany jeszcze dodatkowo kiepskim snem, niewygodnym barłogiem oraz parą szyszek, które znalazł dopiero nad ranem, a które boleśnie odcisnęły się na jego krzyżu. Ten dzień nie zapowiadał się dobrze.

Ich tropiciele odkryli nowe ślady koboldów. Wiedziony doświadczeniem poprzedniego dnia, tym razem trzymał kuszę przypiętą do pasa. Nie była to najwygodniejsza metoda, ale z pewnością ułatwi mu reakcję w wypadku zagrożenia. Rano przygotował się na nieuchronną możliwość spotkania się ze złowrogim plemieniem toczącym wojnę z niziołczą wioską.
Dziękował losowi, że udało się dotrzeć do menhiru bez nieprzyjemnych niespodzianek. Magia zagnieżdżona w okolicy musnęła jego skórę wywołując przyjemną gęsią skórkę. Jak zwykle w takich miejscach coś drzemało. Wiedziony ciekawością wypowiedział cicho słowa zaklęcia, gestem formułując wolę zaklęcia. Spojrzał na polankę swoim wewnętrznym okiem.
Widok go zadziwił. Cała okolica skąpana była w czystej nieujarzmionej magii. Centrum tego wszystkiego stanowił menhir, emanujący falami energii niczym kamień wrzucony do jeziora. Przeszedł kilka kroków po okolicy, ignorując swoich współtowarzyszy. Nie napotkał żadnych cech charakterystycznych, dzięki którym mógłby odkryć charakter magii. Z każdym kolejnym krokiem dostrzegał jednak więcej. Delikatne pasma wplecione w otoczenie, tworzące namiastkę ładu z chaosu. Skupił wolę. Plecak powoli zdjął z ramion i sięgnął w kierunku ogniska. Poczuł huk w głowie jakby Torin znowu rozpoczął swoje poranne modły. Złapał jednak jedno pasmo, wyczuwając momentalnie jego źródła.
Magia transmutująca i przywołująca.
Kłótnia towarzyszy zburzyła jego koncentracje.
- Pax, pax przyjaciele – odparł nie patrząc na nich. – Niewątpliwie coś się tutaj wydarzyło. Warto by dotrzeć do sedna sprawy, zanim skoczymy sobie do gardeł, nie sądzicie?
Podszedł bliżej do Ivora.
- Wyczułeś coś? – zapytał obserwując równo ociosany kamień. – Nie podoba mi się to miejsce. Koboldy nie pojawiły się tutaj przypadkiem
Dotknął stojącego menhira. Może gdy uda mu się odłączyć naturalną magię od pozostałości koboldzkich machinacji wtedy będzie w stanie…
Pisk w uszach oraz nagły nacisk na skronie zgiął go w paroksyzmie bólu. Magia skupiła się dookoła niego, przytłoczyła i rzuciła na kolana. Dawno nie czuł czegoś takiego. Nie od czasu wieży jego Mistrza.
Gdy niemiłe wrażenia ustąpiły zorientował się, że leży na ziemi. Twarz oblał mu zimny pot. Z trudem łapał oddech. Kaptur spadł na plecy pokazując przerażone spojrzenie.
- Chyba dołączę się do pytania Heleny – powiedział, z trudem przełykając ślinę. – Shee’ra, czy jesteś w stanie opowiedzieć coś więcej o tym miejscu?
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline