Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2018, 22:54   #32
Rozyczka
 
Reputacja: 1 Rozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputacjęRozyczka ma wspaniałą reputację
Drużyna ruszyła do zachodniej części wioski Barovia, tam, gdzie zaczynała się droga prowadząca w głąb doliny. Po około dziesięciu minutach podróży, drużyna zobaczyła w oddali kamienny most łączący dwa brzegi rzeki Ivlis. Rzeka miała porywisty nurt, a jej woda była krystalicznie czysta, koloru zimowego nieba. Na oko była szeroka na pięćdziesiąt stóp. Obecnie mgła nie była tak gęsta i wszechobecna jak wcześniej, a promienie słońca, choć słabe, docierały do ziemi tej doliny. Dzień zapowiadał się pięknie. Po prawej stronie widać było mroczny las. Drużyna po raz pierwszy znalazła się tak blisko niego.
Przeszedłbym się wzdłuż strumienia. Zobaczymy jak wyglądają tutejsze tereny. W drodze powrotnej sprawdzilibyśmy drogę powrotną. Będziemy bardziej przygotowani przed jutrzejszym wyruszeniem. — Paladyn popatrzył na swoich towarzyszy starając się zarazić ich entuzjazmem do swojego pomysłu.
Uwielbiam podróżować dzikimi traktami! — zawołała nieco nazbyt radośnie Mira, spoglądając przelotnie na Agusta. — Także ten, znacie moją opinię.
Cely spojrzała trochę krzywo na paladyna słysząc jego pomysł.
Ja tam średnio, jeśli chodzi o spacery po tych terenach i zbaczanie ze szlaku, ale jesteśmy drużyną. Zrobimy jak zechce większość. — Zwróciła wzrok na Cahnyra i Hassana, czekając na ich zdanie na temat drogi, którą powinni iść.
Na piechotę, po chaszczach? W nieznanym lesie? Trzymajmy się traktu. Nie ufam mgłom i tutejszej krainie. Zabłądzimy i znajdziemy się w miejscu, w którym nie chcemy byćHassan miał wyrobioną opinię na temat podróży.
Trakt, zdecydowanie.Cahnyr poparł przedmówców i to nie tylko dlatego, że taką opinię wypowiedziała Cely. I nie dlatego, że bał się zabłądzić. — Nie jesteśmy tu po to, by podziwiać uroki dzikich ostępów. Powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do obozu Vistani. Najwyżej potem, jeśli czas nam na to pozwoli, możemy wrócić brzegiem strumienia.
Cahnyr nie miał nic przeciwko wyprawom na łono natury, szczególnie w odpowiednim towarzystwie. Słoneczko prześwitywało przez liście, wietrzyk przyjemnie dmuchał, ptaszki śpiewały. Prawiło się panience słodkie dusery, a i na małe igraszki można było znaleźć trochę czasu.
To jednak, niestety, nie była odpowiednia chwila na takie rozrywki.
Czyli wychodzi na to, że idziemy traktem. — skwitowała Cely. — Ruszajmy.
Aby niepotrzebnie nie przedłużać rozmowy Cahnyr dał dobry przykład, ruszając traktem.
Zapraszam, panie, panowie — powiedział, oglądając się przez ramię na pozostałych.
Hassanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Był człowiekiem czynu, więc poprawił glewię na ramieniu i ruszył traktem za czarownikiem. Szybko wysforował się na początek kolumny, aby po kilku chwilach jeszcze przyspieszyć kroku. Uważnie obserwował obie strony lasu i trakt przed nim, gotów ostrzec swoich towarzyszy w razie zasadzki czy innego zdarzenia.
Kiedy drużyna podążała obraną przez siebie ścieżką, zaklinaczce zaczęła doskwierać cisza. Postanowiła ją przerwać i zacząć rozmowę.
Hmm… Chyba dość długa droga przed nami, to chyba dobra okazja żeby się czegoś więcej o sobie dowiedzieć? Bo mimo tego że pracujemy razem, to wiemy o sobie raczej niewiele — powiedziała. Nie miała na myśli oczywiście pół-elfa, z którym miała okazję porozmawiać dość wylewnie ubiegłej nocy. — Na przykład Hassan, wiemy jedynie, że pochodzisz z dalekich stron, ale nie mówisz o nich zbyt wiele. — Wskazała ręką na idącego przed nią wojownika.
Inny kraj, inne obyczaje — dołączył do niej Cahnyr. — Może opowiesz coś o swojej Zakharze?
A co chcielibyście wiedzieć? — zaśmiał się serdecznie wojownik, nie przerywając wypatrywania.
Cahnyr spojrzał na Cely, pozostawiając jej inicjatywę.
No nie wiem, o panujących tam zwyczajach na przykład — rzuciła.
Zacznijmy od stosunków rodzinnych, ślubów i tak dalej — dodał zaklinacz.
Hmm... — wojownik zastanawiał się, jak ma objaśnić podstawowe zasady społeczne Zakhary właściwie barbarzyńskim awanturnikom. Potem jednak doszło to niego, że najlepiej opowiedzieć im o tym, czego obecnie najbardziej mu brakuje.
Cóż, w Zakharze mamy dwie grupy i każda rządzi się osobnymi prawami. Niektóre prawa są podobne. Niektóre nie. Al-Hadar, to lud osiadły. Żyjemy w miastach. Ja jestem Al-Hadar i jestem z tego dumny. — Wojownik spokojnie kontynuował opowieść. — Są też Al-Badia, to nomadzi których domem jest pustynia. Podróżują od oazy do oazy i mają nieco inne zasady. Rodzina jednak, jest dla każdego Zakharyjczyka święta, bo najczęściej dotyczy domu i rodu, z którego się wywodzi. Szanujemy cudze domostwa, i poczytujemy sobie za zaszczyt bycia goszczonym, jak i bycia gospodarzem. Na przykład to, co wydarzyło się wczoraj z tą czarnoskórą elfką, nie powinno się już więcej powtórzyć.Hassan obejrzał się na towarzyszy znacząco. — Odnośnie ślubów, kobiety w Zakharze mają dużą niezależność, ale często zdarza się, że rody dogadują się między sobą i panna trafia do niechcianego męża. Zakharyjczyk może mieć cztery żony. Właściwie nic nie zabrania mieć więcej żon, ale według prawa to mąż utrzymuje dom, więc tylko książęta mają całe haremy wypełnione żonami — wojownik uśmiechnął się znacząco do idących za nim kobiet — Jesteśmy tolerancyjni, nie to co tutaj. W Zakharze żyją zgodnie orki, elfy, ludzie, gnomy, dżinny i inne stworzenia, o ile szanują prawo dane przez oświeconego. Mamy bardzo duży szacunek do naszego prawa i do naszych obyczajów i surowo karamy każde odstępstwo od niegoHassan ogólnie określił obyczaje Zakhary i w ciszy spokojnie czekał na następne pytania.
Cely skrzywiła się trochę na myśl o mężczyznach posiadających po cztery albo i więcej żon. Czy te kobiety mogą być szczęśliwe, wiedząc że małżonek darzy tym samym uczuciem kilka innych kobiet?
Mówisz, że mężczyzna w twojej kulturze może mieć więcej niż jedną kobietę, a co z kobietami? Mają te same prawo? — spytała zaciekawiona.
Czterech mężów?Cahnyr spojrzał na zaklinaczkę. — O to pytasz?
No tak, nie rozumiem dlaczego mężczyzna może wziąć sobie kilka żon, a kobieta mężów już nie. Mnie ogólnie nie podoba się taki stan rzeczy, ale jestem ciekawa.Cely odpowiedziała na pytanie pół-elfa.
Cztery żony oznaczają cztery teściowe — stwierdził Cahnyr.Czasami jedna potrafi zatruć życie... A swoją drogą... Tyle żon, to może mieć swój urok, ale ja taki zachłanny nie jestem. Jak więc jest z tymi kilkoma mężami, Hassanie? — powtórzył pytanie, jakie zadała Cely.
Jest taka wyspa, Afyal. Kobiety które tam mieszkają mogą mieć kilku mężów. Al-Badia, może nie wszyscy, ale niektóre szczepy to praktykują.Hassan wzruszył ramionami — W moim kraju kobieta może być tym kim chce, ale musi sama wziąć los w swoje ręce. — Wojownik mrugnął do CelyPrzede wszystkim każdy w Zakharze musi znać swoje miejsce, ale los może kształtować sam, póki ma siły i odwagę. Ja na przykład, jestem mamelukiem, żołnierzem-niewolnikiem. Byłem na służbie u kalifa, przynajmniej do czasu, aż nie zapragnąłem zmienić swojego losu. Złamałem prawo, i jestem tutaj — dodał na koniec, a w głosie dało się wyczuć smutek i nostalgię.
Przykro mi — powiedziała zaklinaczka. — Może jeszcze będzie ci dane tam wrócić.
Żołnierzem-niewolnikiem? Czym to niby różni się od normalnego pójścia do wojska? — spytał Cahnyr. — I musiałeś opuścić ojczyznę, by zmienić los? Nie żałujesz tego?
Czasem. Ale nie będę się nad tym zastanawiał. A odnośnie niewolników, mamy różnych. Eunuchy na przykład to kastrowani mężczyźni pilnujący haremu. Gorzej być niewolnikiem jakiegoś czarownika, bo nie wiadomo, jak się skończy. Zaś mamelucy… to najlepsi z niewolników. Wybierani spośród najsilniejszych, i najbardziej zdyscyplinowanych. Nic nie skruszy szyku mameluków, kiedy stoją ramię w ramię ze swoimi mieczami i włóczniami.Hassana rozpierała duma, kiedy mówił o swojej dawnej formacji. Jednak zapał szybko mu przygasł, nostalgia znów powróciła — A co z wami? Jaka jest wasza historia? — zagadnął wojownik chcąc dowiedzieć się czegoś o swoich towarzyszach.
Cahnyr spojrzał na Cely.
Ty pierwsza — powiedział.
Co tu opowidać. Jak jestem w połowie drowką, także, jak pewnie się domyślacie, jestem wynikiem gwałtu, i to znienawidzonym do szpiku kości przez ojczyma i przybrane rodzeństwo… — Głos na chwile jej się zwiesił. Cahnyr pocieszającym gestem dotknął jej dłoni. Dziewczyna spojrzała mu w oczy i po chwili kontynuowała swą opowieść. — Kiedy miałam kilkanaście lat moja matka zmarła i wtedy już nic nie go hamowało… Któregoś dnia gdy się na mnie wściekł… chciał mnie uderzyć i w tym momencie nieświadomie uwolniłam swoją moc...
Cely...Cahnyr spróbował powstrzymać dziewczynę przed zbytnim dzieleniem się szczegółami.
Pozwól jej mówić… — mruknął wojownik.
"Udław się tą ciekawością" — pomyślał Cahnyr.
Zaklinaczka spojrzała na Cahnyra, po czym dokończyła spokojniejszym już głosem.
Ojczym i moje przybrane rodzeństwo spłonęli, a razem z nimi cały dom. Ojczym był szanowaną w wiosce osobą, nie wiedzieli do czego się dopuszczał. Ja zostałam uznana za wiedźmę, która spaliła własną rodzinę i przepędzona z wioski. — Odetchnęła ciężko, jej oczy były zaszklone. — To tyle…
Hassan aż sapnął, słysząc straszliwe wyznanie kobiety. Dla zakharyjczyka rodzina i dom była święta. Jednak wojownik nie potrafił jej osądzić. Zakhara i jej surowe prawa były bardzo daleko, a ona na szczęście była barbarzyńcą, a bogowie bywali dla nich łaskawi. Postanowił więc po prostu pomodlić się za jej duszę przy najbliższej okazji.
A co z tobą czarowniku?Hassan miał nadzieję, że w opowieści mężczyzny będzie mniej śmierci.
Początki mego życia były zdecydowanie mniej tragiczne... — odparł Cahnyr...lecz i tak moje dzieciństwo nie było usłane różami. Dziadek mnie nie lubił, podobnie jak i wuj czy kuzynostwo. W końcu mieli mnie dosyć i wysłali do miasta, na naukę zawodu. To jednak nie bardzo pasowało ani mi, ani mojemu majstrowi.Cahnyr pominął parę drobiazgów, związanych z majstrową i jej córką. — Potem pracowałem w cyrku, pracowałem nad moim talentem, szukałem skarbów, pilnowałem karawan. Typowe życie poszukiwacza skarbów.
Mira? Agust? Jak się zaczęły wasze kariery?Canhyr spojrzał na parę zamykającą ich grupę.
Nie ma o czym mówić, naprawdę. — Wzruszyła ramionami pół-orczyca. — Miałam dobrą rodzinę, prowadziłam miłe życie i nawet zaczęłam być “kimś”. Ale wywróżono mi haniebną śmierć, więc zebrałam manatki i wyruszyłam, aby zmienić przeznaczenie.
Wierzysz, że przeznaczenie można przepowiedzieć?Cely spytała przyjaciółkę, mimo iż sama parała się magią, nie wierzyła zbytnio w historyjki o przeznaczeniu.
Podobno są osoby, które mogą spojrzeć w przyszłość — powiedział Cahnyr, który podczas swej dość skąpej edukacji magicznej słyszał i o takich osobach, i o takich zaklęciach. — Kto ci to wywróżył, Miro?
Stara wróżka podróżująca z moją karawaną. Mówiła, że jest nieomylna w tych kwestiach. A co do wiary w te wróżby, sami idziemy teraz do wróżek po to, aby poczytały nam przyszłość. Wierzę że można je wywróżyć, ale również w to, że można wyjść mu naprzeciw i zmusić je do zmiany.
Hassan obrócił głowę do Miry i pokiwał z aprobatą.
W moim kraju Los jest w rękach każdego. Odważny zmienia go, tchórz mu się poddaje — wojownik zaczynał dostrzegać, że nie wszystkie zwyczaje barbarzyńców są mu obce.
Cely zastanawiała się chwilę nad słowami pół-orczycy. “Może coś w tym jest?” pomyślała.
A masz już pomysł jak odmienić, to co ma się wydarzyć? — spytała z zaciekawieniem.
Walczyć jako bohater. Jakoś nie chce mi się wierzyć, aby nic chodzącego po tej ziemi nie było w stanie mi sprostać. A jeśli to nie zadziała…Mira zacięła się na moment. — …wtedy nie wiem.
Pół-drowka odwróciła się do przyjaciółki i z ciepłym uśmiechem na twarzy powiedziała.
Na pewno zadziała. — Jednak gdy znów odwróciła się do niej plecami, jej twarz spochmurniała. “Co to za zmiana przeznaczenia, jeśli jej konsekwencją tak czy siak jest śmierć?” — nie rozumiała motywów wojowniczki.
Niektórym wróżbom łatwo pomóc, szczególnie tym złym — stwierdził Cahnyr. — Trochę trudniej jest, gdy wróżka przepowie coś dobrego. Na przykład pięknego księcia czy pałac. Chociaż wolałbym, by mi nikt księcia nie przepowiedział... — dodał, by nieco rozładować sytuację.
W Zakharze, książęta mogą brać sobie mężczyzn i kobiety. Wielu niewolników dałoby się pokroić za taką wróżbę — zachichotał wojownik. Niewątpliwie Hassan wolał nie być zabawką żadnego księcia.
Zgiń, przepadnij...Cahnyr udał, że spluwa przez lewe ramię.
Zaklinaczka uśmiechnęła się lekko pod nosem, słysząc żarty Cahnyra i Hassana, po czym odwróciła się do dwójki za nimi i spytała paladyna.
A co ty nam powiesz o sobie Aguście? Jak już się tak uzewnętrzniamy?
Hassan zerknął ciekawie na rycerza, zastanawiając się, jakież to wydarzenia spowodowały, że szlachetnie urodzony znalazł się na szlaku jak zwykły awanturnik.
Nic niezwykłego. Dzieciństwo to nauka razem z moimi braćmi i siostrą. Wiadomo szermierka, zarządzanie finansami, historia Nevewinter i rodów szlacheckich, słowem wszystko co dobrze urodzony panicz powinien wiedzieć. No i ciągłe bankiety, na których się pomagało w dyplomacji i biznesach ojcu, bo miałem do tego smykałkę. Gdyby nie to, że miałem… ciągoty do… pakowania się w kłopoty. To znaczy nikt mnie nie złapał, tylko rodzina się domyśla co wywijałem.Agust westchnął. — Matka z ojcem obiecali mi że jak się nie opanuje, i jeszcze raz zrobię coś co będzie groziło wybuchem skandalu, to mnie wyślą do klasztoru. Tam według nich mieli mnie przytemperować. Zakładali że pójdę do świątyni Lathandera, Torma, albo Ilimatera.Agust popatrzył w niebo, pogładził włosy.
Pewnie mnie nie widzicie w roli takiego kapłana, i się wam nie dziwię, ja też nie. Udało mi się nieco ich przechytrzyć, bo razem z moim opiekunem wylądowaliśmy w świątyni Sune. Taka wiara, już bardziej mi pasowała, obowiązki również. I już miałem zostać kapłanem, kiedy pewna niesamowicie piękna kobieta powiedziała że ja nie zostanę w świątyni, idę z nią.Agust się uśmiechnął tajemniczo pod nosem. — Powiem szczerze że po tym głosie spodziewałem się czegoś innego, nie przeszkadzało mi że była starsza. Okazało się że jednak nie na tym polegało pójście z nią. Otóż ta kobietą była Agnes, moja mistrzyni. Widziała jak walczyłem z bandytami w drodze do Newerwinter, i stwierdziła że nadam się do czego innego. — Agust wzruszył ramionami. — A potem to już z górki. Ćwiczenia, nauki, troche podróży z mistrzynią. Rodzina była usatysfakcjonowana. Bo jak coś wywinę, to już się na nich nie odbije, za to jak się wsławie to też przysporzy rodu chwały. A ja mogę w końcu żyć tak jak chcę. A tu znalazłem się bo przyszedł czas na pierwszą wyprawę samodzielnie, i złożenie ślubów.
To znaczy, że wybrałeś się w takie porąbane miejsce na samodzielną wyprawę? Mało to rozsądne, a jak dostałeś się “pod komendę” księżny Morwen? — spytała Cely, na temat tego jakie problemy w domu chłopak sprawiał w domu nie chciała pytać, gdyż jego słowa wydawały się nadto wymowne.
Moja mistrzyni mnie tu wysłała. Nie zapowiadało się by to były tak wielkie kłopoty. Ot jacyś bandyci, gobliny, może gnole. Nikt się nie spodziewał że wylądujemy tutaj. Nic nie zapowiadało tego z czym się teraz mierzymy.Agust tylko wzruszył ramionami.
Nie przeszkadzało Ci, że jest starsza…Hassan chciał zadać pytanie o relacje rycerza z kobietą tylko szukał odpowiednich słów — …Byliście blisko ze sobą?
Agust się zaśmiał.
Nie, Hassanie. Kiedy ją zobaczyłem w świątyni to spodziewałem się że to propozycja innej natury. Nieprzypadkowo sunnici to kapłani miłości. Kiedy widzisz taką kobietę w takich okolicznościach to naturalne, że myślisz że ci się poszczęściło. Ale okazało się że jedyne jak się przez nią spocę to od machania mieczem i inne ćwiczenia walki. — Paladyn jeszcze raz się uśmiechnął. — Ale tak była mi bliska, tyle że jak druga matka.
A za co szlachecka rodzina wysyła syna do świątyni? — zainteresował się Hassan.
Za to że się nie umiałem powstrzymać i mogłem spowodować jakiś skandal. A to strasznie ważne w wyższych sferach, żeby tego unikać. Poza tym nie jestem pierworodnym, więc to nie jest aż tak dziwne. Mój brat dostanie zwierzchnictwo nad ziemią, drugi nad handlem. Dla mnie i siostry niewiele by zostało. Siostra szkoli się na czarodziejkę.Agust zaczął się w duchu rechotać. — Może ją naprostują i przestanie być wiedźmą. Ja pomagałbym przy tym wszystkim albo reprezentował rodzinę w Neverwinter albo jeszcze dalej. No ale nie będę pomagać. A przynajmniej nie w rodzinnych biznesach — skwitował.
Chyba rozumiem — zachichotał Hassan kiwając głową. — Westchnienie ładnej dziewczyny słyszy się z większej odległości aniżeli ryk lwa. Pewnie dlatego wysłano cię tak daleko od domu. — Wojownik wykazał pewne zrozumienie materii i nie drążył już tematu. Szczególnie, że inne powiedzenie zakharyjskie brzmiało “Zaiste i szlachetny koń niekiedy się potknie”.
“Tak...w niektórych sprawach wszędzie obyczaje pozostają takie same” — pomyślał Hassan maszerując raźno przez las. Zaczynał lubić swoją kompanię, bo niektóre problemy mieli takie same, lub podobne do jego.
Cóż… — stwierdziła Celaena trochę rozpogodzonym głosem. — Możemy chyba stwierdzić, że wszystkie nasze historie są równie pokręcone. — Uśmiechnęła się do towarzyszy. — Mam nadzieję, że wszystkie będą miały lepszy ciąg dalszy niż początek…
Ja widzę, że po prostu każdy z nas próbuje odważnie stawić czoła przeznaczeniu. Zrobił to co zrobił, i jest tu, gdzie jest — pokiwał głową wojownik, puentując nieco filozoficznie.
Robiliśmy większe i mniejsze błędy — dorzucił Cahnyr. — Ale też mieliśmy i sukcesy — dodał.
Ja tam niczego nie żałuję.Agust uśmiechał się teraz bardzo szeroko. — Ja tam lubię, jak to określiliście, moje błędy.
Cahnyr uśmiechnął się lekko, wyobrażając sobie, jakie błędy mógł popełnić ktoś, kto został paladynem Sune.
Nie warto żałować — stwierdził. — Najwyżej nie powtarzać, jeśli należały do gatunku nieprzyjemnych.
Ja bym je poprawił nawet, tyle się człowiek nauczył przez ten czas, że teraz by zrobił lepiej. Oj bym teraz zrobił lepiej. — Paladyn zaczął się śmiać.
A wy dziewczyny? Nie wierzę że macie tylko smutne historie.
Cely wzruszyła ramionami.
Cóż ciężko o szczęśliwe wspomnienia, kiedy przez całe życie było się znienawidzonym i maltretowanym przez rodzinę — odpowiedziała. — Chociaż… — mruknęła pod nosem bardziej do siebie niż do paladyna i spojrzała dyskretnie w stronę Cahnyra.
Taaa... Nie ma osoby, która w życiu nie miałaby jakichś przyjemnych chwil — stwierdził zaklinacz.
Nie mówię, że nie. Są jednak takie które wolimy trzymać dla siebie i nie dzielić się nimi. A że mam dobrych wspomnień niewiele i głównie te które chce mieć tylko dla siebie... — zaklinaczka uśmiechnęła się do pół-elfa i puściła mu oczko.
Powiadają, że radością należy się dzielić, ale cię rozumiem.Cahnyr z poważną na pozór miną skinął głową. — Też mam parę takich wspomnień. Gdy zamknę oczy, przypominam sobie każdy drobiazg. — Uśmiechnął się. — Ale są i takie, jak by to rzec, mniej sekretne.
Proszę, nie mów mi, że mam na siłę wymyślać jakieś szczęśliwe historyjki z mego życia… — Dziewczyna wywróciła oczami. — Bo niestety, ale ciężko o takie. Chociaż jest jedno wspomnienie, sytuacja, która przez pierwszy moment sprawiła, że poczułam się szczęśliwa i wolna, ale tak naprawdę, to były złudne uczucia. Nie chcę jednak mówić co to, bo uznacie mnie za psychopatkę…
Ależ nie namawiam cię na wymyślanie czegokolwiek czy wgłębianie w uczucia — odparł Cahnyr. — Raczej myślałem o swoim życiu. Przygody w cyrku były całkiem zabawne. Te u krawca nieco mniej. Przynajmniej z mojego punktu widzenia, w tamtym okresie. Kto inny pewnie nieźle by się bawił, widząc, jak zmagam się z igłą i nitką.
Och…Cely spuściła wzrok zawstydzona. — Wybacz, nie powinnam się tak pieklić. Po prostu źle zrozumiałam. A nauczyłeś się choć trochę szyć? — dodała żartobliwie, próbując trochę rozładować swoją frustrację.
Cahnyr uśmiechnął się na znak, że nie ma pretensji.
Jeszcze parę lat ćwiczeń, a mogłabyś u mnie obstalować piękną suknię — stwierdził żartobliwie. — Ale niestety... nie wyszedłem dużo dalej nad przyszywanie guzików czy zszycie rozprutego szwu. Moja kariera za szybko się skończyła. — Rozłożył bezradnie ręce. — Krzycząca niesprawiedliwość — dodał z udawaną pretensją w głosie.
Pół-elfka zaśmiała się.
Szkoda, chyba przydałoby odświeżyć garderobę... — obejrzała się po sobie. — ...ale jeśli kiedyś odpadnie mi jakiś guzik czy puści szewek to się do ciebie uśmiechnę. A wracając do szczęśliwych historyjek, to może Mira ma coś w zanadrzu?
Paladyn przyjrzał się tej małej wymianie, na razie ewidentnie porozumiewali się sobie tylko znanymi skojarzeniami i półsłówkami. Nic więcej jednak nie mógł wywnioskować. Pozostawało tylko przyglądać się dalej, bardziej uważnie. W końcu któremuś się wymsknie nieco mniej ukryte słówko lub gest. Tak jak na salonach, najlepszym sposobem by nie zdradzić swoich intencji było nic nie robić, lub udawać że jest się zajętym kosztowaniem ponczu. Oni raczej o tym nie wiedzieli. I nie mieli ponczu.
 
Rozyczka jest offline