Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-07-2018, 10:41   #34
Jendker
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
Drużyna dociera do rozwidlenia dróg. Stoją tu stare, drewniane szubienice, które skrzypią smagane chłodnym wiatrem. Postrzępione liny tańczą, zwisając z szubienic. Porządnie wydeptana droga rozchodzi się tuż przed drewnianym drogowskazem, wskazującym trzy kierunki. Jeden wskazuje na wschód, tam skąd przybyliście: Wioska Barovia; drugi na północny-zachód: Jeziorko Tser, oraz ostatni na południowy-zachód: Ravenloft/Vallaki.

Za szubienicami znajduje się niski mur, a za nim spowite mgłą groby.
Hassan przystanął i ogladał drogowskazy, drapiąc odrastający już zarost na brodzie.
- Jeśli mapa i drogowskaz nie kłamią, to powinniśmy iść tam. - Cahnyr wskazał na drogę wiodącą na północny zachód.
- Na to wygląda… - odparła pół-drowka rozglądając się dookoła. Widok szubienic i grobów spowitych mgłą przyprawiał dziewczynę o dreszcze. - Paskudne miejsce.
- Zdecydowanie nie mam zamiaru zatrzymać się tu choćby na minutę
- stwierdził zaklinacz.
- No dobra, chodźmy w kierunku jeziora. Tam się zatrzymali, z tym, co mówił Ismark. - I tam też ruszył paladyn, zgodnie ze swymi słowami.

Idąc dalej, drużyna słyszy nagle za sobą skrzypiący hałas ze strony szubienic. Tam, gdzie nie było niczego, wisi teraz martwe, szare ciało. Wiatr powoli obraca wiszące ciało w stronę drużyny.
Mira widzi tam samą siebie. Jej martwe oczy patrzą na nią pustym wzrokiem.
Pozostali widzą tam nieznajomą kobietę, podobną do całej reszty Baroviańczyków, których spotkali w wiosce.
- Na samego Kelemvora, a cóż to ma być za plugastwo? - wrzasnęła Mira, cofając się przestraszona o kilka kroków. - Jakaś zjawa?
- Co do cholery?! Przecież tam nikogo przed chwilą nie było! - Celaena krzyknęła spanikowana, oglądała się nerwowo po towarzyszach. Cahnyr nic nie powiedział, bowiem nie wierzył własnym oczom.
Agust użył błogosławieństwa zmysłów. Kobiety rzeczywiście tam nie było jeszcze chwilę przed tym, i wolał wiedzieć czy to ktoś się z nimi bawi, czy wkroczyli na przeklęte ziemie. Zmysły Agusta nic mu nie podpowiedziały. Nie wyczuwał żadnych plugastw w pobliżu.
- Znów ta plugawa, czarna magia. Te ziemie nie są brzydkie, ale stanowczo brakuje tu światła i słońca - zawyrokował Hassan i ścisnął mocniej glewię. - Zachowajcie spokój. To nie jest realne, to czary muszą być.
- Łatwo można by to sprawdzić - odezwał się Cahnyr - ale lepiej po prostu iść dalej.
- Po prostu iść dalej? Mowy nie ma! Jeszcze się okaże, że ten upiór, diablę czy co to ma być, się za nas zasadzi.
- Żadnego upiora tu nie wyczuwam. Sprawdziłem od razu. To prędzej jakaś iluzja. - Agust westchnął, zdjął młot z pleców i trzonkiem ruszył ciało.
Ciało śmierdziało zdecydowanie prawdziwym trupem, ale kiedy Agust szturchnął je, natychmiast rozpłynęło się w powietrzu.
- Widzicie, mówiłem że to pewnie iluzja. Nie ma się co jej bać, lepiej się zastanowić kto ją rzucił. I wiecie co? Najlepiej idźmy dalej. - Sunita odłożył swój młot na plecy.
- To co? Idziemy?
- Tak, jak najszybciej. -
odparła pół-elfka, którą samo to miejsce doprowadzało do dreszczy, a iluzja wisielca dodatkowo zwiększyła jej niepokój.

Stopniowo droga zaczęła zanikać, a zastąpiła ją poskręcana, błotnista ścieżka pośród drzew. W ziemi widać ślady przyjeżdżających i wyjeżdżających wozów. Nad głowami drużyny snuła się między koronami drzew delikatna mgła, ale gdy weszli na teren obozu Vistani, liście nad głowami zniknęły, a zastąpiło je niebo, pełne czarnych, kotłujących się chmur.
Znajduje się tu polana, tuż obok rzeki, która rozszerza się, tworząc małe jezioro szerokie na kilka setek stóp.
Jest tu pięć kolorowych, okrągłych namiotów, każdy o średnicy dziesięciu stóp. Wokół ogniska znajdują się cztery wozy wypełnione beczkami.
O wiele większy namiot stoi w pobliżu jeziora. Z wnętrza wydobywa się światło. Koło tego wielkiego namiotu stoi osiem nieosiodłanych koni, pijących wodę z jeziora.

Z okolicy ogniska dobiega żałobne brzmienie akordeonu, ścierające się ze śpiewem wielu jaskrawo ubranych postaci.


Ścieżka biegnie dalej poza obozowisko Vistani na północ, między rzeką a lasem.



Jeden Vistani natychmiast wyszedł drużynie na spotkanie i wskazał na największy namiot.
- Madame Eva jest już prawie gotowa, czekała na was.
- Dobrze, niezwłocznie się do niej udamy - odpowiedział uprzejmie Agust, potem obrocił się w kierunku towarzyszy. - No zapowiedź przed audiencją niemal profesjonalna. Na dworze by się sprawdził. Zdaje się że rzeczywiście Madame to osoba ważna. - Powiedział już ciszej. - Na razie zdaje mi się że z tym zaproszeniem jesteśmy mile widziani.- i odmachał kilku już pijanym ludziom przy ognisku, którzy zapraszali ich do picia, ale dla grzeczności wskazał na namiot Madame, żeby wiedzieli że najpierw sprawy ważniejsze.
- Chodźmy szybko… Może Madame będzie coś wiedziała o… tamtym zjawisku - odparła ciągle zmieszana Mira.
- Może to taka ich obrona? Wiesz żeby nikt tam się nie zapuszczał. Nastraszyć miejscowych żeby ich nie niepokoili - zadumał się paladyn, kierując się w kierunku namiotu. Na chwilę przed zatrzymał się, i zaprosił gestem do środka.
- Panie przodem.
- Czemu broniliby się przed tymi, których sami zaprosili? - Pół-orczyca spojrzała pytająco na Agusta.
- Prędzej to jakieś zaklęcie-pułapka. Aktywuje się bez ingerencji rzucającego. Zresztą, zaraz zapytamy. - zapewnił ją Agust. - A teraz, Cely, Mira, musicie wejść pierwsze. Inaczej byłoby to nietaktowne gdyby to któryś z nas wszedł pierwszy.
- Jasne, jasne, bo to dwór szlachecki jest przecież… - mruknęła ironicznie pół-orczyca, włażąc do środka namiotu.
Hassan stał przez chwilę patrząc się na Agusta, nie rozumiejąc tych dziwnych konwenansów, po czym popukał się znacząco w czoło i wlazł wraz za Mirą. Cely, z nieodłącznym Cahnyrem u boku, wkroczyli do namiotu zaraz za nim, poprzedzając Agusta.

Magiczne płomienie w namiocie rzucają czerwonawy blask. Na środku stoi niski stolik pokryty czarnym aksamitem. Błysk światła odbija się od kryształowej kuli, stojącej na stoliku. Na drewnianym krześle siedzi stara, pomarszczona kobieta.
Wszędzie wokół wiszą suszone rośliny i części ciała przeróżnych zwierząt. Czuć mieszaninę różnych zapachów.

Kobieta spojrzała spokojnym wzrokiem na Mirę.
- A więc w końcu jesteście. Trochę się naczekałam. Proszę, Miro, przysiądź sobie tutaj, bo reszta się nie zmieści. Mój namiot nie jest przystosowany do przyjmowania tak dużych grup gości. W każdym razie, chciałam zapytać, Miro, jak ci idzie ucieczka przed tym co przepowiedziała ci wasza wróżka? Mam nadzieję, że nie zamartwiasz się zbytnio. Nie każdemu dane jest żyć tysiące lat, szkoda życia.

- O proszę, jest i Celanea, nasza ślicznotka
- starucha zarechotała - też kiedyś byłam śliczna. Ale uroda przemija. Miejmy nadzieję, że Cahnyr to typ mężczyzny, który potrafi dostrzec piękno, które drzemie głębiej niż to w kobiecych piersiach. Hmm, Celaneo, nie przyszłaś na świat w “czysty” sposób, ale nie ma w tobie za grosz zła, które miał w sobie twój ojciec. - Kobieta uniosła coś małego, zasuszonego i bardzo intensywnie pachnącego, przyłożyła do nosa i wciągnęła gwałtownie powietrze.

- Agust? Agust, proszę, proszę, nie krępuj się, wejdź do środka. Tak, nasz Agust, dumny, szlachetny, oddany sługa swej pani Sune. Zaprawdę, czasem na pierwszy rzut oka widać, którym bogom służymy. I nie potrzeba do tego żadnych wróżb. O! I jest nasz Cahnyr. - Zaśmiała się ponownie do siebie.
- Ty to masz życie, młodzieńcze. Co wiatr zawieje, to cię rzuca na drugą stronę świata. Jak kiedyś jeszcze spotkasz Arasmesa, to pozdrów tego starego zgreda. Żaden z niego czarodziej, ale przysłużył mi się kiedyś.
- Przekażę, nie omieszkam. - Cahnyr skłonił głowę. Cieszył się, że Madame Eva wyciągnęła z rękawa Arasmesa, a nie coś, z czego Cely mogłaby być mniej zadowolona.

Kiedy w końcu do namiotu wszedł Hassan, Madame Eva położyła swą żylastą dłoń na kryształowej kuli i uśmiechnęła się, ukazując ubytki w uzębieniu.
- Hassan! Och, gdybym była kilka lat młodsza… zawsze mnie pociągała egzotyczna uroda. Jak się odnajdujesz pośród nas, barbarzyńców z Północy?
Hassan zachichotał pod wąsem słysząc staruszkę.”Podoba mi się jej temperament. Gdyby była młodsza…ciekawe, czy ma jakieś córki. Albo wnuczki”, pomyślał wojownik próbując oszacować wiek kobiety “Chyba wolałbym wnuczki”.
Spojrzała na całą piątkę, a jej twarz nabrała neutralnego wyrazu.
- Nie przyszliście tu bez powodu - wzięła talię mocno zużytych kart do ręki - czy zgadzacie się, abym spojrzała dla was w przyszłość?
- Karty? Spróbujmy kobieto - rzucił gromko Hassan przysiadając się na przeciwko kobiety - W moim kraju każdy sam kształtuje swój Los. Myślisz, że karty wskażą mi tylko drogę? Czy też może mają moc zmieniania przeznaczenia? - wojownik podchodził sceptycznie do wróżb kobiety, ale zastanawiało go jednak, skąd kobieta zna ich imiona, oraz sekrety co poniektórych. Być może była tylko sprytnym szpiegiem i miała wiele ukrytych oczu, rozsianych po tej przeklętej krainie.

Cely poczuła się trochę speszona i sfrustrowana tym, że kobieta tyle o nich wie, szczególnie zaskoczyło ją to, że wie o tym co zaszło między nią a pół-elfem. Zastanawiała się skąd i jak się dowiedziała tych wszystkich informacji. Nigdy nie wierzyła w wróżby, ale ta kobieta zaczęła ją do nich przekonywać.
- Można spróbować… - powiedziała cicho.
- Ostrzeżony, uzbrojony, jak mawiał mój nauczyciel - dorzucił Cahnyr. - Chociaż rady bardziej by się przydały niż słowa, ukazujące przyszłość.
- Same karty nic nie zdziałają. Dzięki nim mogę jedynie zajrzeć odrobinę tam, gdzie zazwyczaj nikt nie potrafi zaglądać. Dobrze, skoro zgoda została wyrażona, mogę przejść do działania - Madame Eva zarzuciła na siebie szatę, która wisiała do tej pory cały czas na krześle. Zapaliła kadzidło leżące obok kryształowej kuli i zaczęła tasować karty.

- Chcecie stawić czoła Strahdowi von Zarovichowi, ale wiecie, że jeszcze nikomu nie udało się go pokonać. W dolinie Barovii są pewne magiczne przedmioty, które mogłyby pomóc wam w waszej misji. Widzę… widzę…

W końcu magiczne światła lekko przygasły, Madame Eva zamknęła oczy i rozstawiła karty. Zaczęła mruczeć do siebie. Chwyciła pierwszą kartę i odsłoniła ją.
- Szarlatan…

- Widzę pewien zbiór wiedzy, która może wiele wyjaśnić, ukazać prawdę. Widzę samotny wiatrak nad urwiskiem. Skarb leży gdzieś w środku.
Sięgnęła w kierunku kolejnej karty.

- Och, czwórka, najemnik. Widzę kolejny skarb, obdarzony boską łaską. Rzecz, której szukacie leży wraz ze śmiercią, pod górami złotych monet.
Sięgnęła po trzecią kartę.

- Dziewiątka, chciwiec. Tak, jest jeszcze jedna, szczególnie ważna rzecz. Potężna broń. Aby ją odnaleźć, musicie poszukać twierdzy wewnątrz twierdzy. Leży w miejscu ukrytym za ogniem.
Sięgnęła po czwartą kartę.

- Duch. Ciekawe. Wygląda na to, że pewna osoba stanowiłaby potężnego sprzymierzeńca przeciw Strahdowi. Widzę upadłego paladyna z upadłego zakonu. Ukrywa się niczym duch w jamie martwego smoka.
W końcu podniosła ostatnią kartę.

- Hmm… jeśli kiedyś nadejdzie czas, że to wy będziecie szukać Strahda, to jest pewne miejsce, w którym na pewno go znajdziecie i może nawet zaskoczycie. Często przesiaduje w ciemnościach, w miejscu, które kiedyś codziennie kąpane było w porannym świetle słońca- w świętym miejscu.
Nagle Madame Eva otworzyła oczy i spojrzała prosto w oczy Hassana. Zachichotała i klasnęła w dłonie.
- To by było na tyle.

- Hmm… - zasępił się wojownik - ale tu nie ma nic o nas - mruknął. - Wiadomo, że Strahd umrze, i bodaj by to było z mojej ręki, ale miałem nadzieję na nieco bardziej konkretne informacje. Ach…wieszcze - Hassan machnął ręką
- znam sposób na wieszczenie, lepszy niż te karty. Porządny bukłak wina albo kumysu. Po tym ma się i potrójne widzenia. Duchy i dżiny się też pojawiają. I tak samo czyszczą sakiewkę - zarechotał i zabrał się z przed wyroczni, zamierzając dołączyć do mężczyzn Vistani, którzy wcześniej zapraszającymi gestami zapraszali do zabawy. Vistani, z namiotami, kolorowymi ubraniami i ogniskami przypominali mu nieco Al-Badia, koczowników którzy przemierzali złote pustynie Zakhary. Dźwięk instrumentów Vistani brzmiał nieco podobnie do muzyki z jego ojczystego kraju, a ciemna karnacja skóry przypominała nieco midani. Wojownik był prostolinijny, więc postanowił zalać rodzącą się w jego sercu nostalgię kilkoma łykami trunku.

Cely odprowadziła wojownika wzrokiem, po czym zwróciła się do Madame Evy.
- A więc potrafisz zajrzeć w naszą przyszłość. - uśmiechnęła się do kobiety. - A skąd jeśli mogę spytać, wiesz tyle o naszej przeszłości? - spytała z niekrytą ciekawością w oczach.
- Dla mnie zaglądanie w przeszłość nie stanowi większego problemu, niż widzenie przyszłości. Tak, to potężny dar. Ale pamiętaj, dziecko, wszystko ma swoją cenę. Ja swoją zapłaciłam, zawierając pakt z Matką Nocy.
- Matką Nocy? - zaklinaczka zadawała kolejne pytania. - To jakieś bóstwo?
- Och tak, drogie dziecko. Tuż obok Porannego Pana najważniejsze bóstwo na ziemiach Barovii. Od czasu gdy na te ziemie padła klątwa, już niewielu ludzi dostaje odpowiedzi od bogów. Lecz czasem nadal można wyczuć obecność Matki Nocy, najbardziej pomiędzy zmierzchem a świtem
- zaśmiała się do siebie.
Cely odpowiedziała uśmiechem.
- Dziękujemy, za twoje wróżby… Chyba powinniśmy dołączyć do naszego towarzysza. - wstała i ruszyła w stronę wyjścia z namiotu.
- Żegnaj Celaneo… - Madame Eva mruknęła już sama do siebie.

- Jeszcze jedno - powiedziała Mira, zwlekając z wyjściem z namiotu. - Mówiąc o tym tysiącletnim życiu… Co miałaś wtedy na myśli? Nikt tyle nie żyje.
Madame Eva uśmiechnęła się tajemniczo do Miry.
- Urok wróżb tkwi w niedopowiedzeniach. Wiem, że nie każdy podziela moje zdanie - odpowiedziała, pomijając zupełnie odpowiedź na zadane przez Mirę pytanie.
- Niechaj i tak będzie. - Mira skinęła głową. - Miłego wypoczynku. I niechaj wam wszystkim się powodzi. - dodała, wychodząc.
- Madame - spytał Cahnyr, który został jeszcze w namiocie - czy możesz coś powiedzieć o dziewczynie imieniem Gertruda? Zaginęła, ponoć, parę dni temu.
Madame Eva milczała przez chwilę, zsunęła z głowy kaptur i machnęła ręką przy kadzidle, sprawiając, że dym przybrał kształt wiru.
- Jestem zmęczona. Moja rola została odegrana. - Spojrzała prosto w oczy Cahnyra - życzę wam przyjemnych chwil z moimi braćmi i siostrami.
- Dziękuję. - Cahnyr wstał i ukłonił się. - Jesteśmy twoimi dłużnikami - powiedział, po czym wyszedł z namiotu.

Agust poczekał aż reszta wyjdzie z namiotu, śpieszona obietnicą wina. Odwrócił się do Madame Evy i spojrzał jej w oczy.
- Dlaczego nam pomagasz? Z tego co rozumiem, mało kto odważyłby się wystąpić przeciw Zarovichowi. Ba, podobno twój lud z nim pracuje. A jednak nas tu zaprosiłaś i zdradziłaś tyle informacji.
- Nigdy nie było moją intencją działać na niekorzyść barona Strahda von Zarovicha. Ja tylko przepowiedziałam przyszłość. - Rozłożyła ręce. Chwilę milczała, a jej oczy zrobiły się odrobinę nieobecne. - Nie ukrywam, że wyrażam wielką nadzieję, że zdołacie pozbyć się klątwy, bez konieczności odbierania życia Strahdowi. Ale ja nie mam zamiaru wam ani pomagać, ani przeszkadzać. - Odchrząknęła i wskazała wyjście z namiotu. - Nie chcę być nieuprzejmna… - Zawiesiła głos, nie kończąc zdania.
- Dobrze, również nie chciałbym być nieuprzejmy. Jeżeli jednak chciałbyś z nami porozmawiać, to pewnie nas znajdziesz. Mogła byś na ten przykład powiedzieć coś o zdejmowaniu klątwy bez zabijania o czym przed chwilą wspomniałaś. - Paladyn ruszył w kierunku wyjścia z namiotu i zatrzymał się na chwilę przed nim. - Bo jak zapewne wiesz, dziś nam się to nie udało. Jest to w ogóle możliwe?
- Nie miałam na myśli wampiryzmu - powiedziała Madame Eva - na tych ziemiach ciąży dużo cięższa klątwa, niż ta, o której mówisz. Na samą klątwę wampiryzmu istnieją pewne sztuczki, znane potężnym kapłanom i czarodziejom. No, ale, jak wspomniałam, nie mam zamiaru nikomu w niczym pomagać. Z natury jestem straszną egoistką, a sio! - Machnęła dłonią w stronę wyjścia i posłała ostatni uśmiech w stronę Agusta.
Paladyn wyszedł i sprzed namiotu ostatni raz skłonił się, zanim poszedł w kierunku towarzyszy.
 
Jendker jest offline