Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2018, 00:00   #189
Mike
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Eldred skupił się, w końcu mógł dać upust frustracji jaka przepełniała go od spotkania przed magazynem. Biała magia go przepełniła, czuł jak jej powiewy szarpią jego szatami. Ze stukotem potoczyła się rozbita doniczka, padła złamana sztacheta oparta o ścianę. Kolejno drobne śmieci dołączały do tańca tocząc się po ziemi, aż w końcu ruszyły się też leżące luźno kamienie brukowe. Moc osiągnęła poziom krytyczny. Wszystko porwane strumieniem magii poderwało się w powietrze okrążając wokoło naszych bohaterów.
Krok za krokiem Eldred ruszył przed siebie. Czuł się jakby pchał przed sobą kamienny blok . Zachwiał się, a razem z nim tornado. Wirujące kamienie z bruku z wizgiem wgryzły się w tynk kamienicy dodając do wirującego drobiazgu kawałki tynku. Eldred poczuł to zderzenie ze ścianą w głęboko w kościach.

- Brać ich! - nie wiadomo czy krzyknął to któryś ze strażników czy ze zbirów. Ważne, że zareagowali wszyscy. Pierwsi którzy przeszli przez tornado oberwali najbardziej, nie zdążyli jeszcze poczuć bólu, gdy ostrze Iladbody zakończyło ich żywot. Kolejni padli spotkawszy na drodze R i Vince’a. Grubas kopniakiem posłał w tył kolejnego. Wyr porwał go w swe objęcia, podobnie jak pozostałe trupy. Eldred poczuł jak z nosa zaczyna mu lecieć krew. Czar wymykał mu się. Uwolnił wirujące śmieci i zatoczył się na ścianę.
- Ruchy! - wydarł się Vince ruszając do przodu. Ciosy tasaka i masa zapewniły mu odpowiednie argumenty, by strażnicy roztrąceni niczym kręgle utworzyli przejście. Berdych zawinął berdyszem i posłał w tył kulę ognia.
- Choooodu!
Płonąca kula wirując pomknęła na spotkanie zbirów. Pierwszy zdążył odskoczyć, drugi dzierżący topór wziął szybki zamach i niewiele myśląc rąbnął w kule ognia.

Biegnący herosu ujrzeli jak nagle ich cienie wydłużają się. Fala uderzeniowa dopadła ich chwilę później. Potoczyli się po bruku. Berdych zerwał się pierwszy na nogi, zobaczył, że leżący obok herszt zajął się ogniem. Zwalczył odruch by ogień zadeptać. Złapał za kark podnoszącego się strażnika i nim zdusił płomienie.


Cóż dalej poczną nasi Herosi?
Po pieryknięciu fajerbola z tyłu zostało siedmiu zbirów na chodzie. Strażników jest 12, właśnie wstają po wybuchy. Jeśli wywiąże się walka pewnie wygracie, ale efekty pracy Doktora się zmarnują. Jakieś pomysły na uniknięcie walki?


*

- Miseczka, Balgor ściągajcie trap, reszta ciąć cumy i odepchnijcie bosakami statek od nabrzeża.
Trzej czarno odziani widząc co się dzieje ruszyli biegiem. Aż miło było popatrzeć, jeden przesadził susem leżącą skrzynię, drugi wręcz przefrunął nad pozostawionym wozem.
Statek powoli odsunął się od nabrzeża, ale stanowczo za wolno.
- W chuj z trapem, niech leci do wody! Podnieście sieci! - darł się kapitan.
Wróbel widział, że marynarze robią co mogą, ale za wolno. Trap wylądował w wodzie, ale to nie miało znaczenia. Jeden z czarnych, Kuba dostrzegł, że miał cienki niczym namalowany węglem wąsik, wbiegł po pryzmie skrzyń i skoczył. Ręka Wróbla sama zmacała rękojeść. Wiedział co się stanie za chwilę… Wąsik wylądował w przyklęku na dziobie. Jeden z marynarzy zamachnął się na niego bosakiem. Wąsik zwinął się w miejscu unikając ciosu, błysnął wydobyty miecz. Marynarz przeszedł jeszcze trzy kroki zanim padł na pokład brocząc krwią. Drugi z czarnych, z czarną bródką, nagle przyspieszył bieg. Wróbel widział tylko jedną osobę potrafiącą tak nagle przyspieszyć. Iladaboda. Wiedział już, że statek musiałby być więcej niż te marne pięć metrów od nabrzeża. Bródka przeskoczył nad głowami marynarzy i wylądował na śródokręciu, przetoczył się i wydobył miecz. Marynarze odskoczyli od niego jak od ognia.
Ostatni z czarno odzianych zwolnił, aż w końcu zatrzymał się na nabrzeżu. Splunął do wody i czekał najwyraźniej pewny, że jego dwóch kompanów da sobie radę.
 
Mike jest offline