Barman bardzo boleśnie odczuł kontakt z podłożem. Można nawet powiedzieć, że go posmakował, gdyż miał usta pełne błota. I, o zgrozo, widziała to Kelly. I oby tylko ona...
- Tak, uciekliśmy. Teraz drogą do cywilizacji - odparł, dźwigając się na równe nogi i plując błotem. - A potem jak najdalej stąd...
Czuł się już dużo spokojniej. Nie spokojnie, co to to nie, po prostu spokojniej. Te maszkary zostały z tyłu, za murem, którym na razie nie są zainteresowane. A w lesie raczej nie ma nic gorszego od nich. Zwłaszcza przy drodze.
Ale oczywiście ciągle się bał. W końcu to tylko kwestia czasu, zanim znowu coś się posypie.
- Szybko, nie mamy czasu - dodał, po czym dając dobry przykład zaczął iść koło drogi, starając się w miarę możliwości trzymać zarośli, które może i zapewnią mu ochronę przed tymi obcymi, kto wie? Cuda się zdarzają, może i ich nie zauważą...