Ratowanie Nocnego Rycerza miało w sobie coś czego Triple Kay zawzięcie postanowił się trzymać. Coś co sprawiało, że jego niezbyt tęgi umysł nie panikował, a wręcz przeciwnie mógł się skupić na czymś bez czego nie był sobą. Na byciu zajebistym. A jest coś bardziej zajebistego niż uratowanie Nocnego Rycerza przed obcymi? Ciągnął więc bezwładne i wcale ciężkie ciało niebaczny na jego powyginanie, w ślad za Patrickiem nawet nie bardzo zastanawiając się gdzie idą, tak długo jak byli z dala od potworów. I to było fajne. Nie trzeba było myśleć i wszystko się udawało.
Do czasu. Przystanął gdy zobaczył co się stało z Madueke. Lazła jak jakiś zombiak, a zaraz za nią sunął potwór. Jakby spuścił ze smyczy psa… Przez chwilę wrestler próbował ogarnąć jak to się stało, ale zaraz zobaczyli Tornado. I generała. I “jak” przestało kurwa go interesować. W dodatku gdzieś ponad nimi znów doszło do jakichś wyładowań, które tym razem pobrzmiały zwyczajną eksplozją. Nie żeby Triple często takie słyszał, ale nie były to tym razem pierdolone gromy z zaświatów.
Tornado jednak chyba nie podzielał jego ulgi, bo nadal lazł na nich jak porażony. Wracać nie było do czego więc trzeba było iść za ciosem do dziury w murze. Dociągnąwszy Davida jeszcze kawałek, Triple uzbroił się w kawał gruzu z muru, który w razie zwarcia zamierzał rozwalić o łeb Tornada.
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin |