Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2018, 13:39   #46
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
8.
Pieśń lodu i ognia - George R. R. Martin
Gatunek: fantastyka


Recenzja może zawierać spoilery.

Postaci George’a Martina nie trzeba przybliżać żadnemu entuzjaście fantastyki, chyba że takowy lubi kąpiele w smole i pierzu. Jego książkowa saga już wkrótce po swojej premierze zyskała dużą popularność, zaś siedem lat temu została fundamentem, na którym stanął kultowy już serial ,,Gra o tron”. Za sukcesem produkcji HBO stanęło co najmniej kilka powodów. Zarówno w kinach, jak i na srebrnym ekranie od dawna brakowało dojrzałej fantastyki z potencjałem na globalny hit. Główny fenomen polegał jednak na sposobie przedstawienia świata. W myśl materiału źródłowego, tak i tam odcięto się od jednoznacznego podziału na dobre i złe postaci. Westeros było ponurym miejscem, w którym nad moralnością stał brutalny oportunizm. Ponadto tylko kilku bohaterów posiadało fabularną tarczę, która chroniłaby ich przed tragicznym końcem. Poza nimi mógł zginąć prawie każdy - nawet jeśli był uznawany za postać istotną dla fabuły. I choć z czasem serial oraz książki poszły w innych kierunkach, tak wspomniana wcześniej niedookreśloność i krwawy suspens wyznaczyły nową ścieżkę dla telewizyjnych opowieści. Echo tych zabiegów słychać w serialowej fali, która trwa do dziś.
Wróćmy jednak do sedna, czyli książek. W ,,Pieśni lodu i ognia” głównym bohaterem jest sam świat. Największy nacisk położono tu na sposób funkcjonowania siedmiu królestw oraz ich politykę. Nawet jeśli konkretne postaci działają z osobistych pobudek, to prędzej czy później ich czyny mają globalne skutki. Fabuła skupia się wokół przewrotów na kontynentach Westeros i Essos po śmierci dotychczasowego króla, Roberta Baratheona. Okoliczności jego zgonu nie są jasne, co w dużym skrócie uruchamia sieć intryg, pośród których każde z królestw chce ugrać coś dla siebie. Początkowo saga pochyla się nad historią rodu Starków, honorowego ludu z północy i zdaje się przedstawiać ich jako głównych protagonistów. Stopniowo jednak czytelnik poznaje więcej stronnictw i zaczyna rozumieć, że tak naprawdę każdy ma tu swoją rację i widzi polityczną planszę trochę inaczej. W istocie osiem opasłych tomów to historia spisków, zdrad oraz niepewnych sojuszy. Każda posiada też trochę inną tonację. ,,Starcie królów” zawiera wiele bitewnych scen, a jej motywem przewodnim jest stricte wojna. ,,Nawałnica mieczy” staje się mroczniejsza, niejednokrotnie odnosi do motywu zdrady, zaś ,,Uczta dla wron” opisuje bardziej kuluarowe spiski. Starcia między samymi ludźmi to nadal jednak tylko część większej całości. Od momentu pojawienia się nad Westeros czerwonej komety, na świecie zaczyna budzić się uśpiona dotąd magia. Chodzą słuchy, że na wschodnim lądzie widziano smoki, a zza wielkiego muru na północy nadciągają nieumarłe upiory. Z czasem tych nadnaturalnych elementów jest coraz więcej, aczkolwiek są dawkowane w sensownych ilościach, dzięki czemu czuć ich wyjątkowość.
Historia posiada szeroki zasób bohaterów. Martin nie kryje tu swojej fascynacji genealogią i z chirurgiczną precyzją kreśli losy oraz członków wielkich rodów. Częstokroć puszcza też oko do miłośników historii, umieszczając parafrazy realnych wydarzeń (tak było w przypadku pewnego możnowładcy, który oddał ducha… siedząc na wychodku). Nikt tu nie pojawia się przypadkiem i każda sylwetka ma swoje miejsce w fabularnej machinie. Zdaje się jednocześnie, iż autorowi najlepiej wychodzi prowadzenie co bardziej pokiereszowanych przez los kreacji. Dotyczy to prawie wszystkich Starków z świetną przemianą Aryi na przedzie, karła Tyriona czy Jaimego Lannistera. Mam natomiast zastrzeżenia do postaci Daenerys. I nie chodzi tu o logikę w jej prowadzeniu. Raczej fakt, że próbuje przedstawić się ją heroicznie, podczas kiedy bardzo wiele otrzymuje ona z racji zwykłego szczęścia oraz pochodzenia. Słowem, westerowska wersja Mary Sue.
Z całą pewnością sagę charakteryzuje dokładność w portretowaniu świata. U Tolkiena ,,Silmarillion” tworzył pewne ramy opowieści, a ,,Władca Pierścieni” wypełniał je bardziej przygodową treścią. Tutaj obydwie rzeczy otrzymujemy jednocześnie. Oprócz zmagań konkretnych bohaterów, książki są wypełnione informacjami o uniwersum. Dowiadujemy się w co wierzą poszczególne nacje, jak wyglądają ich zwyczaje, gospodarka, handel. Pochylono się nawet nad popularnymi powiedzeniami czy rodzajem muzyki jaki można usłyszeć na dworach. Autor prowadzi czytelnika za rękę po każdym elemencie wykreowanego świata, za każdym razem dokładnie tłumacząc jego działanie. Dzięki temu odnosi się wrażenie, że Westeros istniało tak od tysięcy lat, a my poprzez książki jedynie ,,zerkamy” na jego krótki wycinek czasowy.
Poszczególne rozdziały za każdym razem skupiają się na konkretnej osobie, wciąż przeskakując w inny zakątek świata. Są to małe części różnych historii, które długofalowo oddziałują wzajemnie na siebie. Zabieg ten przypomina mikroskopijne ruchy na ogromnej szachownicy, gdzie szereg pojedycznych akcji determinuje inne. Aczkolwiek nie zawsze jest to wygodne. Trzeba pamiętać, iż liczba bohaterów stale się rozrasta, więc powrót do raz podjętego motywu zajmuje coraz dłużej. Bywa, że śledzimy jakiś naprawdę ciekawy wątek, gdy ten nagle zostaje przerwany, aby zostać wznowionym dopiero za kilkaset stron. Zdaję sobie sprawę, że podobne zabiegi są konieczne przy budowaniu powieści o tak ogromnych rozmiarach. Jej dokładne śledzenie wymaga jednakże sporo cierpliwości.
Co do warstwy graficznej: osobiście jestem zwolennikiem starych wydań, z klasycznymi ilustracjami, które dobrze oddają klimat książek. Te nowsze nawiązują do serialu, co samo w sobie nie jest złe, wszakże rynek posiada swoje prawa. Gorzej, że przypominają one wręcz filmowe postery, co już kole w oczy. Poza tym reklamowanie na samym przodzie konkretnego sezonu oraz stacji telewizyjnej jest mało estetyczne. Książka stanowi oddzielne medium i takie rzeczy powinno oddzielać się możliwie grubą kreską.
Kończąc już, mogę powiedzieć tylko jedno. Saga sprawia dużo frajdy i jej lektura zapewnia świetną przygodę. Posiada ona co prawda kilka mankamentów, lecz nie zmienia to faktu, że Martin wystawił pomnik ogromie swojej pracy oraz umysłowi wielkiemu jak katedra. ,,Pieśń lodu i ognia” posiada bardzo oryginalny, konsekwentnie przedstawiony świat. Zamieszkują go niejednoznaczne moralnie, a przez to ciekawie rozpisane postaci. Szkoda jedynie, że tak długo trzeba czekać kolejne tomy serii. Od poprzedniej książki minęło już siedem lat, autor zaś stale zwodzi czytelników, to obiecując nowy termin, znów przesuwając go dalej. Istnieje jeszcze wiele kart do odkrycia, a perspektywa ostatecznej puenty pozostaje zwyczajnie ciekawa. Należy mieć nadzieję, że nastąpi ona w szybszym tempie niż marsz Innych, tudzież ,,nadchodząca zima”.

Ocena: 9/10
 
Caleb jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem