Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2018, 17:35   #51
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Anthony ABRAMS
- Wszystkie osoby cywilne mają natychmiast opuścić to miejsce. Udajcie się do domu i zostańcie tam.

Strzelanina przed posterunkiem policji, w połączeniu z komunikatem okazały się skuteczne. Jeśli nawet ktoś miał dzisiaj zamiar załatwić swoją sprawę na komisariacie, musiał dojść do wniosku, że to nie jest odpowiednia pora. Ludzie rozeszli się w popłochu. Został tylko staruszek pod murem, wrzeszcząca nad trupem bez twarzy kobieta w białych, pobrudzonych kałem leginsach, leżący policjant, jego zabójca oraz ranna dziewczyna z tą drugą, próbującą jej pomóc

- Jezu, ale burdel - skomentował ktoś nieregulaminowo w interkomie.

Tony ominął trupa i histeryzującą grubaskę, która ciągle wywrzaskiwała wysokie tony i podszedł do leżącego policjanta. Czarnoskóry mężczyzna leżał przytomny na ulicy, lewą rękę przyciskając do boku. Mundur nasiąkł już krwią.

- Nic wam nie jest? - spytał [b]Abrams przyklękając przy rannym.

- Postrzelił mnie skurwiel - mundurowy wycedził przez zęby. Jego czoło perlił pot.

- Wytrzymajcie, karetka jest w drodze. Mike... - rzucił do interkomu lecz zaraz przypomniał sobie, że posłał medyka do dziewczyny, - jak skończysz, ranny funkcjonariusz pod komendą.

Pomyślał, że w tej chwili brakuje jedynie, by z komendy wyskoczył jakiś resident evil...

Darleen WOOD
- Skurwysyn - warknÄ…Å‚ Jack zeskakujÄ…c z maski samochodu.

- Tato – przepchnęła się na siedzenie kierowcy, łapiąc go przez otwarte okno za koszulę. – Szkoda czasu na tego dupka. Przy głównej ulicy jest apteka, podjedziemy tam, nie ma co tutaj tracić czasu… Joel się będzie niecierpliwił. Chodźmy – pociągnęła ojca za koszulę.

Zatrzymał się niezdecydowany. Kierowca pickupa ponownie nacisnął na klakson.

Jack zacisnął pięści. Darleen przekręciła kluczyk. Czterolitrowy silnik forda mustanga zamruczał zachęcająco.

- Tato... daj spokój. Jedźmy już.

- Masz racjÄ™. Szkoda czasu.

- Coś ci nie pasuje ćwoku? - ryknął ktoś z tyłu wychylając się przez okno.

Darla zauważyła, że ojciec, który już miał odpuścić spiął się na te słowa.

- Chwila - warknął przez zaciśnięte zęby i ruszył w kierunku pickupa.

Darleen zaklęła i zaczęła manewrować na zapchanej drodze zawracając samochód.. Gdy nawróciła ojciec wpakował się na miejsce pasażera.

- Możemy jechać - rzucił nie patrząc w jej stronę.

Nim docisnęła pedał gazu spojrzała jeszcze na zakrwawioną twarz kierowcy pickupa.

Przejazd samochodem przez miasteczko nie należał do łatwych dzisiejszego dnia. Patrole wojskowych i wzmożony ruch samochodów na głównych arteriach skutecznie zablokowały miasteczko. Nim dotarli do apteki słońce było już nisko nad dachami. Gdy wykupili leki dla Barry'ego zdali sobie sprawę, że gdy pojadą do Joela będą mogli nie zdążyć przed godziną policyjną do domu.

Eileen RYAN
- Dajcie lekarza!
Palce ślizgały się po długiej szyi próbując nerwowo odszukać pod strumieniem krwi miejsca ucisku, który zatrzyma uciekające życie. Szeroko otworzone oczy. Strach i gasnąca nadzieja.

- Jestem z tobÄ….

Żołnierz w masce podbiegł do leżącej. Rzucił torbę na ziemię. Uklęknął. Nachylił się.

- Trzymaj tu!

Przyciągnął rękę Eileen urękawicznioną dłonią i wręcz włożył jej między kciuk i palec wskazujący płat skóry pod którym wyczuła zgrubienie.

- Åšciskaj mocno.

Głos zniekształcony przez filtry maski. Nieludzki. Obcy. I te rozszerzone strachem oczy dziewczyny.

- Jestem przy tobie...

Eileen otarła wolną ręką zabłąkaną łzę. Postrzelona dziewczyna przymknęła oczy.

- Nie zasypiaj, kurwa walcz! - stłumiony głos żołnierza.

Wyciągnięty z torby medykament został zaaplikowany z cichym sykiem pneumatycznego dozownika. Wstrzyknięta adrenalina pobudziła chwilowo dziewczynę, która otworzyła oczy, sięgając nerwowo ręką do torebki i wyszeptała cichą prośbę, wpatrując się wprost w Eileen.

- Penny, zaopiekuj siÄ™... proszÄ™...

Z torebki wypadł portfel, otwierając się. Pokazując zawartość. Odsłaniając zdjęcie kilkunastoletniej jasnowłosej dziewczynki.

Ciężkie powieki rannej znowu opadły.

- Kurwa, walcz!

Kolejna dawka adrenaliny nie była już w stanie wybudzić dziewczyny. Dopiero po chwili dotarło do Eileen znaczenie słów...

- Zostaw. Już jej nie pomożemy.

Anthony ABRAMS
...przeraźliwy zgrzyt, niczym darcie blachy rozległ się z wnętrza budynku. Grubaska przestała się drzeć. W jednej chwili zdawało się, że cały świat zamilkł i wtedy coś przebiło się przez ścianę, zasypując ulicę i leżącego policjanta gruzem. Poprzez tuman wzbitego kurzu przebiło się coś... Coś masywnego, wysokiego jak naprawdę dobrze zbudowany człowiek, i wymachującego wokół siebie sporą ilością macek. Jedna z nich, zakończona ostrym szpikulcem wystrzeliła do przodu nadziewając masywną kobietę jak tłusty pączek na rożen i uniosło ją w górę jakby nic nie ważyła. Zaraz też dał się słyszeć bulgot jakby ktoś spuścił wodę w sedesie. Przebita kobieta nie żyła, to było pewne.
To, co zabiło grubaskę było duże. Jakieś półtorej razy większe niż człowiek. I miało macki – mnóstwo macek! Czarnych. Wyglądających jak mokry metal i gąsienice od czołgu. Wyglądało niczym maszyna z sennego koszmaru, chociaż przy tej całej mechaniczności było w tym jeszcze coś … organicznego, biologicznego.

I był ten punkt. Czerwone światło otwierające się na łbie przypominającym wielką piłkę do rugby. Ten mały, przerażający otwór, który wyglądał jak cholerne oko, soczewka jakiejś kamery czy wylot broni.
Dopiero teraz zaszczekały WKMy. Zawizgały rykoszetowane pociski. Zagrzechotały spadające łuski. Gdy już wszystko ucichło, gdy ciepły i suchy pustynny wiatr rozdmuchał dym, stwór dźwignął się na trzech mackach sięgając teraz pierwszego piętra, odrzucił kobietę, która spadła z mokrym plaśnięciem ochłapu mięsa tuż za hammerami i spojrzał na załogę samochodu swym cyklopim, czerwonym okiem. Chwilę później sielanka przed komisariatem zamieniła się w piekło...

Joel STRODE
Kreskówka uspokoiła Barry'ego jedynie na jakiś czas. Gdy po półtorej godziny spokoju trzeba było puścić płytę raz jeszcze, bo się po prostu skończyła chłopak w ciele mężczyzny zaczął marudzić.

- Barry już to widział. Barry chce inną bajkę.

Gdy Joel ze spokojem starał tłumaczyć się bratu sytuację, doszły kolejne żądania.

- Barry chce płatki z mlekiem.

Mężczyzna robił się coraz bardziej agresywny. Chodził po pokoju od jednej ściany do drugiej, zaczynał krzyczeć i wymachiwać rękami. Czas wlókł się powoli a Joel zaczynał się zastanawiać gdzie są Jack i Darleen, przecież powinni już wrócić. Czy natknęli się na jakieś kłopoty? Coś ich zatrzymało? Czy może już nie wrócą? Cholerne telefony nie działały a on nie wiedział co robić. Im bardziej się denerwował, tym bardziej dokuczały mu zawroty głowy. Samonapędzająca się maszyna. Proszę unikać stresów - dobre sobie. Słońce stało już nisko ale gdyby teraz jeszcze wyszedł z domu, zostawiając Barrego samego, może zdołałby dojść do małej apteki dwie przecznice dalej i wrócić przed godziną policyjną?

William JAEGER
W domu na przeciwko, gdzie starszy mężczyzna z atrakcyjną dziewczyną zabrali słaniającego się na nogach ćpuna, odpowiedziało mu echo. Stary Ford pickup, który tutaj wcześniej stał, zniknął. Zaklął. Niby dlaczego starszy człowiek miał go nie oszukać? Czy mieszkańcy Diamond Taint traktowali ich jako zbawców? Czy może mieli pełne prawo traktować ich jako najeźdźców? Czy byli dla nich wrogami? Czy przyjaciółmi?
Zawyły syreny. Przynajmniej karetka przyjechała na czas.

Anthony ABRAMS
Anthony potrząsnął głową. W uszach ciągle świdrował mu przeraźliwie wysoki ton wrzeszczącej kobiety.

- Niech ktoś ją uciszy! - rzucił do interkomu.

Nie. To nie jest ten rodzaj horroru. Tutaj nie ma resident evila, mackowatych obcych i żądnych mięsa zombi. Są za to trupy, wrzeszczące ze strachu spocone baby i coś przed czym mają ich chronić te cholerne maski przez które pot ściekał po twarzy zalewając oczy.

Sytuacja zaczęła przybierać lepszy obrót z każdą kolejną chwilą. Karetka wezwana do rannego funkcjonariusza przyjechała na prawdę szybko. Niestety postrzelona dziewczyna zmarła. Pieprznik w komisariacie został opanowany. Dave Murey, szeryf miasta, roztrzęsiony galaretowaty policjant osobiście podziękował mu za utrzymanie spokoju, lecz Tony miał wrażenie, że prócz strachu widzi w jego oczach skrywaną nienawiść.

W końcu przyszła zmiana i mogli wrócić do tymczasowych koszar.

Anthony ABRAMS, William JAEGER
Miasto otoczono zasiekami. Z trudem dojechali do pierwszej. Cywile, próbujący wyjechać z miasta prawie całkowicie zablokowali samochodami drogę. Gwardia próbowała ich zawrócić i zrobić porządek. Na poboczu drogi leżał trup mężczyzny. Spuchniętą już twarz zdobiła rana po kuli. Żołnierze w maskach usunęli przed hamweyami zaporę. Jeden z samochodów widząc szansę na ucieczkę z kordonu, wyjechał z szeregu i nacisnął pedał gazu. Padł ostrzegawczy strzał. Samochód nabierał tempa. Żołnierz na rogatkach złożył się do strzału. Huknęło. Pędzący samochód skręcił gwałtownie, zjechał na pobocze i przekoziołkował lądując na zasiekach.
Kilometr dalej przed drugą zaporą z zasieków tłoczyli się dziennikarze.

***
Obóz zbudowano za drugą zaporą. Kolejna enklawa otoczona drutem kolczastym i strażnikami, w której mogli zaznać choć chwilę spokoju. W wojskowej kantynie, pod wielkim namiotem było cicho i ponuro. Wszyscy siedzieli w milczeniu nad przydziałowym posiłkiem, gdy jeden z żołnierzy, szeregowy z innego oddziału wstał i rzucając miskę z resztą posiłku na podłogę zaczął wrzeszczeć.

- Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Czy tylko ja widzę, że coś jest nie tak?

* w poście wykorzystano fragmenty sesji DOM MARZEŃ I KOSZMARÓW:
http://lastinn.info/792158-post160.html ([Horror 18+] DOM MARZEŃ I KOSZMARÓW)
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline