Zamiast spodziewanego potwora, spośród listowia wychyliła się ludzka postać. Odziana w skórzane ubranie, z powtykanymi tu i ówdzie dla kamuflażu liśćmi paproci przysadzista dziewczyna, w rękach trzymała napięty łuk. Grot strzały wodził od Berwina do Wilhelma i z powrotem. Na wysmarowanej błotem twarzy dziewczyny pojawił się drwiący uśmiech.
-
A jużem myślała, że to jakieś potwory, a to tylko dwóch zbłąkanych wędrowców - puściła oko do awanturników. Umilkła i najwyraźniej czekała na jakąś odpowiedź na zaczepkę.
*
Dwaj magowie podjęli marsz. Coś czającego się tuż poza granicą światła postanowiło tylko obserwować, a nie angażować się w starcie. Po chwili wycofało się. Las uspokoił się. Johannes i Elmer mogli kontynuować wędrówkę. Szli wolno, cały czas mając się na baczności. W pewnym momencie gdzieś przed sobą na ścieżce usłyszeli głosy. Ktoś rozmawiał.