Randulf do zwierząt stadnych co prawda nie należał, ale nie miał nic przeciwko przebywaniu w towarzystwie innych ludzi. Jednak co do towarzystwa, jakie przebywało akurat w chacie zielarza, miał pewne wątpliwości, dlatego też nie zamierzał się do niego dołączyć.
A gdy zobaczył osobnika, który wyszedł zza rogu chałupy, zdecydowanie się ucieszył, że znajduje się dość daleko.
Normalnie poczęstowałby odmieńca strzałą, ale chwilowo wolał nie zdradzać swej obecności. Poza tym przy chacie stało dosyć zbrojnych, by móc w mig rozprawić się z jednym truposzem, który jeszcze nie zrozumiał, że już nie żyje.
Słowa Otwina, których z niczym skojarzyć nie potrafił, po prostu zlekceważył.