Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2018, 15:00   #22
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Odgłosy dochodzące z kuchni były obiecujące… ciche westchnienia i głośne jęki Jagody roznosiły się po korytarzach domostwa.
Perka słysząc je, postanowiła, że po drodze zahaczy o swoj pokój i jednak się w coś ubierze, a także pochowa jednak część ubrań do szafek nim zostanie ona rozszabrowana przez resztę dziewczyn. Dopiero uzbrojona w pełen komplet bielizny, dżinsy i jakąś koszulkę, ruszyła w kierunku kuchni.
Nie słyszała nic… z początku. Potem jednak dochodziły ciche westchnienia do jej uszu. Dochodząc do drzwi widziała siedzącą Jagodę na stole, drżącą i w zasadzie nagą… jej ubrania były rozrzucone po całej kuchni. A także ręcznik Marylki… jej usta pieściły krągłą pierś malarki, której czarne włosy ukrywały twarz artystki za czarną kurtyną. Palce Ruty masowały udo kochanki, leniwie i powoli. Najwyraźniej pomagała Wildze ochłonąć po niedawno przeżytych doznaniach. Perka uznała że da dziewczynom się pozbierać… i sama na chwilę wyrwie się z wiru, który powoli zaczęła wpadać. Nagie ciało Jagody sprawiło, że znów poczuła przyjemny gorąc między nogami. Jak najciszej się dało minęła kuchnię i bez pośpiechu wyszła na zewnątrz, zgarniając po drodze buty. Założyła je na ganku i ruszyła dalej w kierunku łąki, wydobywając po drodze z samochodu jakieś porzucone jabłka. Jak tak dalej pójdzie będzie musiała posprzątać w aucie… ale nie był to dobry moment. Spokojnym krokiem ruszyła na łąkę powoli wkraczając do świata duchów.
Tu… było spokojnie. Tu nie było śladów śmierci i rozkładu. Tu było przyjemnie… i świat duchów odbijał ten fakt. Stare uroki i zaklęcia otaczały posiadłość Wilgi migoczącym lekko miękkim kokonem. Perka rozejrzała się w poszukiwaniu Julków, bawiąc się w dłoniach znalezionymi jabłkami. Musiała odejść nieco dalej od dworku, by dostrzec je.. podchodziły ostrożnie przedzierając się przez niekoszone nigdy trawy. Zosia przystanęła przytrzymując jabłka w dłoni i pozwalając niewielki duchom podejść do siebie.
- To znowu ja. - Uśmiechnęła się na powitanie.
- Pamiętamy… pamiętamy… pamiętamy… jabłka…- niosło się wraz z szelestem traw.
- To dla was, ale przyszłam o coś spytać. - Zosia przyklęknęła. - Czy wiecie o jakiejś szeptusze we wsi?
- We wsi… nie ma już żadnej z was, poza tą… w dworku. Nikt nie praktykuje starych dróg oceniły Julki cicho. To oznaczało, że ta sztuczka z koniem była jednorazowym wybrykiem.
- Czy Leszy wychodził jeszcze z lasu nie licząc dzisiejszego poranka? - Perka poruszyła jabłkami. - To ostatnie pytanie.
- Nie… nie wychodzi w słońce. Blask słoneczny... wzmacnia ból i wściekłość. Nie wyszedł z lasu poza porankiem. Nie opuścił leża…- odparły Julki.
- Dziękuję. - Perka położyła jabłka, obserwując jak Julki je zabierają. Odprowadziła duchy wzrokiem nim powróciła do normalnego świata.

W sumie to dobrze, że był to pojedynczy wybryk. Choć teraz nie będzie miała zbyt wielu powodów by odwiedzać ośrodek Patryka. W sumie… gdyby sprowadzić tam ubożęta… tylko kto pozostawiałby im jedzenie? Czy byłyby usatysfakcjonowane z tego co znajdą w stajni? Ruszyła dalej łąką rozglądając się w poszukiwaniu skrzypu i lubczyku, którego zapasy mocno ostatnio nadwyrężyła. Słońce prażyło przyjemnie gdy zrywała kolejne zioła… oczywiście musiała podejść bliżej lasu, by zerwać rosnący w cieniu drzew skrzyp. I wtedy poczuła to… silne podmuchy wiatru. Co jakiś czas. Nabierające tempa. Dziś… albo jutro, będzie silna burza. Wyczuła tą zmianę w pogodzie. Ostrożnie zrywając ziele, które niemal wepchnęło ją w ręce Katarzyny, niepewnie spoglądała na las. Czy Leszy odważyłby się podejść tak blisko siedziby czarownicy? Zdjęła koszulkę i zawinęła w nią zebrany SKrzyp, razem ze znalezionym wcześniej lubczykiem. Powinna mieć koszyk, ale… w sumie nie planowała tu być. Cofnęła się o kilka kroków od lasu i wzięła głębszy oddech znów spoglądając na świat duchów. W lesie kryły się dziewy.. córki Dziewanny. Duchy lasy które były równie namiętne jak ich matka… i równie groźne, zwłaszcza jeśli były obrażone lub odrzucone. Gdzieniegdzie widziała drzewice kryjące się za świętymi niegdyś drzewami, które zamieszkiwały i ani śladu Leszego. Perka odetchnęła. Obecność innych duchów uspokajała, na chwilę zawiesiła wzrok na zgrabnych dziewczętach lasu, po czym wróciła do normalnego świata i ruszyła z powrotem do domu. Ciekawe czy Jagoda wyczuwa zmiany pogody… Uznała, że będzie musiała ją o to spytać, gdy już znajdzie się na miejscu. Przyspieszyła kroku ściskając w dłoniach koszulkę z zawiniętymi w nań ziołami.

W domu panował chaos i harmider. Dochodzący z kuchni. Ruta zabrała się za gotowanie.
Co było już i słychać i czuć, bo druga kucharka miała wyraźne zamiłowanie do przypraw. Na szczęście nie tylko do kuchennej świętej trójcy, czyli soli cukru i pieprzu. Perka pewnie wkroczyła do środka ze swoją zdobyczą.
- Co tak dobrze pachnie?
- Pierożki z nadzieniem wegetariańskim, moja własna receptura…- rzekła Ruta trajkocząc i ganiając po kuchni ubrana w fartuszek. Nie uszło uwagi Perki, że tylko w fartuszek. I jej goła pupa przyciągała wzrok, gdy czarownica pochylała się nad farszem.
Zosia wydobyła z szuflady jakąś ścierkę i zabrała się za rozkładanie na niej zebranych ziół.
- Brzmi dobrze.- Perka uśmiechnęła się spoglądając na gołą pupę Marylki czując jak cały oddech który udało się jej złapać znika jak za dotknięciem magicznej różdżki. - Ładnie ci w tym fartuszku.
- Dzięki.- zamruczała Marylka machając zadziornie pupę i dodała poważniej.- Jak przygotuję jedzenie to narzucę jakąś kieckę na siebie. Teraz nie ma sensu, prawda?
- A potem będzie sens? - Zosia niechętnie odwróciła wzrok od golizny Ruty i skupiła się na przerwanej pracy. - Mam nieco świeżego lubczyku, chcesz trochę?
- Oo... przyda się na później.- rzekła zachwycona dziewczyna wyciągając dłoń.- Tego już doprawiać nim nie będę. Mam już dobrane składniki, by nadzienie było smaczne.
- Jasne, to zostawię tu nieco, a resztę wyniosę do ususzenia. - Perka podała Rucie kilka gałązek, a resztę, ziół zwinęła w ścierkę, nakładając na siebie ubrudzoną koszulkę. - Widziałaś Jagodę i Aśkę?
- Joanna jest u ciebie… zagroziła mi że jak ciągle będę prowokować swoim gołym tyłkiem, to mnie wykorzysta na oczach reszty. A Jagoda… chyba zamknęła się w tym no… pokoiku pełnym sztalug.- zamyśliła się Ruta.
- Dzięki. - Perka zgarnęła zwinięte zioła i ruszyła najpierw w kierunku swojej sypialni, sprawdzając co też planuje jej zabrać Asia.
Tam znów te same kuszące widoki gołej kobiecej pupy. Joanna pochylona nad rzeczami Zosi zabrała się za dobieranie bielizny, wpierw zabierając dla siebie jedną trzecią ciuchów czarownicy. Oczywiście wybierała te najładniejsze ciuszki dla siebie.
Perka stanęła w progu, opierając się o framugę.
- Zostaw mi coś na randkę. -Prawie parsknęła z rozbawienia. Nie to że była przywiązana do tych rzeczy, większość i tak wysłała jej matka.
- Czarna koronkowa bielizna… tyle wystarczy ci na randkę ze mną.- rzekła naciągając czerwone majteczki na swoje pośladki. -Hmmm… trochę ciasne i wrzynając mi się w tyłek.
- Potem możemy się przejechać, kupisz coś na siebie. Staniki też mogą być przyciasne. - Perka odepchnęła się od framugi. - Idę zobaczyć co u Jagody i niebawem wrócę.
- Dobra…a przy okazji wspominała coś o ciuchach swojej prababki… popytaj ją to.- rzekła na pożegnanie Świerga, gdy Zofia ruszyła do drzwi pracowni malarskiej Jagody. Zamkniętych na cztery spusty, jak się okazało.
To ją nieco zaniepokoiło. Delikatnie dotknęła drzwi.
- Jagoda, to ja Zosia. Mogę wejść?
Nie padła żadna odpowiedź, choć Zosia miała wrażenie że słyszy… cichy szloch. Perka odetchnęła i po raz kolejny tego dnia weszła do świata duchów. Czuła jak z każdym kolejnym widzeniem wzrasta jej głód na kofeinę.
- Dobre duchy tego domu. - Szepnęła cicho. - Czy pozwolicie mi wejść i zająć się waszą gospodynią?
Widać było, że ubożęta wyraźnie rozdarte. Skrzaty chodziły tam i wewte, naradzały się między sobą. W końcu wpuściły Zosię, otwierając ostrożnie drzwi. Perka weszła do środka, zamykając za sobą drzwi na zamek. Jagoda była golutka, co zazwyczaj budziłoby żar w lędźwiach Perki. Ale nie tym razem… tym razem jej czarne włosy otulały jej plecy niczym całun pogrzebowy. Ciało było skulone i drżące… jakby zapadła się w sobie. Jagoda płakała… łzy spływały jej po policzkach… między stopami była żółta kałuża moczu, którego w sobie nie utrzymała. Za to drżąc trzymała w palcach węgielek, malując na obrazie… tym najgroźniejszym, tym przedstawiającym samo zło. Kreatura zyskiwała przypominające szczeliny oczy i szeroki uśmiech ozdobiony kilkoma jeno zębami, ale i tak... wyglądający jak uśmiech drapieżnika mającego pożreć ofiarę. Perka odłożyła zioła na bok i podeszła do Jagody obejmując ją od tyłu.
- Już dobrze. - Odgarnęła włosy malarki z jej pleców i oparła na jej łopatce swój policzek. - Poradzimy sobie z tym syfem.
- Nie. Nie… jest dobrze… nie chcę… byś mnie dotykała, widziała… w takim stanie… jestem żałosna…- rozpaczała Wilga drżąc i niemal oślepiona od łez ciurkiem wypływających z jej oczu.- … brudna, słaba, bezużyteczna.
- Wyglądasz ślicznie jak zwykle, jesteś cieplutka. - Perka wtuliła się mocniej. - Właśnie wróżysz więc nie jesteś bezużyteczna. Skończ i zaraz pomogę ci się ogarnąć, dobrze?
- Posikałam się…- jęknęła Wilga smutno w odpowiedzi. -... a bywa jeszcze gorzej.
- Ten gostek na obrazie wygląda okropnie, też bym się posikała jakbym miała coś takiego w głowie. - Zosia pozwoliła jednej z dłoni zawędrować na pierś malarki. - Nie przejmuj się.
- Poprawiłam obrazek… ten z Leszym. - mruknęła cicho malarka “poprawiając” uzębienie typka. Na bardziej rekinie… ostre kły wypełniły uśmiech. A Jagoda po prostu… zemdlała stając się ciepłym ciałem obejmowanym przez Perkę.
Zosia przytrzymała ją i odciągnęła na bok z dala od kałuży moczu. Ledwo łapiąc oddech, ułożyła Wilgę na podłodze.
- Przypakować… muszę przypakować i to szybko. - Rozejrzała się za czymś czym mogłaby okryć Jagodę i w końcu zdecydowała się na jedną z zasłon. Przysiadła obok na podłodze sprawdzając czy dziewczyna oddycha płynnie. Wydawała się być tylko nieprzytomna i pogrążona w śnie, a może… letargu? Zdecydowanie nie była to lekka drzemka, a jej ciało pociło jak przy gorączce. I pomyśleć, że Jagoda musiała to jakoś znosić zupełnie sama. Westchnęła ciężko podnosząc się z podłogi i spoglądając na rysunki wróżbitki temu z potworem już się przyjrzała, więc na chwilę skupiła uwagę na rysunku Leszego. Widać było na nim krople deszczu i szarugę… i cztery, a nie dwie, zarysowane postaci.

Szybkim krokiem podeszła do drzwi i otworzyła zamek.
- Nie wpuszczajcie nikogo. Zaraz wrócę z torbą lekarską. - Odezwała się, pozwalając by jej głos sięgnął ubożąt. Biegiem ruszyła w kierunku samochodu, gdzie pozostała lekarska torba, wracając zgarniając z sobą ręcznik i jakąś luźną sukienkę dla Jagody.
Nie natknęła się, na szczęście przy tym na nikogo. Sądząc po odgłosach, Ruta była w łazience a Świerga narzekała w kuchni na “zielsko” jakimi były nabite pierożki. Jakoś nie dziwiło Perki, że nieco wilcza Aśka nie była fanką wegetarianizmu. Jak tak dalej pójdzie zacznie podjadać karmę Duchowi. Perka pokręciła głową i szybko wróciła do pracowni Jagody.

Obserwujące ją obrazy sprawiały, że czuła na plecach nieprzyjemne dreszcze. Wolałaby zabrać stąd Jagodą ale nie czułą się na siłach, a i nie chciała prosić dziewczyn o pomoc. Sprawnie wytarła ją ręcznikiem i znalazła coś otrzeźwiającego w swojej torbie. Ostrożnie odkorkowała fiolkę i przysunęła ją do nosa malarki.
Nie budziła się za prędko. Dopiero kilkunau sekundach kichnęła głośno i otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła i mruknęła.
- Zasłoń… i… okulary… zostawiłam je…- wskazała drżącą dłonią na podpórkę jednej ze sztalug.- … bałam się zobaczyć, to co przyjdzie mi… rysować.
- Zaraz to zrobię, ale najpierw cię nieco ogarniemy. - Zosia wydobyła z torby słoiczek. - Wystaw język. To na zbicie gorączki, ale niestety mam tylko to co daje zwierzakom.
- Nie potrzeba… ona zaraz przejdzie…- wymruczała zawstydzona Jagoda.- To nie jest choroba. Jestem zdrowa. Przepraszam że musiałaś to widzieć.
- Nie marudź tylko wystawiaj. Lubię jak oblizujesz mi paluszki. - Perka uśmiechnęła się, mimo iż malarka nie mogła tego widzieć.
- Dobrze…- odparła cicho Wilga wysuwając język, by przyjąć lekarstwo.
Zosia nabrała sporą porcję i ułożyła dwa palce na języku Jagody delikatnym ruchem zachęcając by ta je oblizała.
- Mam nadzieję, że wybaczysz swoim duszkom opiekuńczym to, że mnie tu wpuściły.
- One i tak nie za bardzo mnie słuchają. - mruknęła Wilga, po otoczeniu palców kochanki ustami i tak uwięzionych muskaniu czubkiem języka… powoli i wyraźnie się tym rozkoszując.
- Ale bardzo się martwiły i miały wyraźne opory, by mnie wpuścić do środka. - Perka zaczęła pomału wsuwać i wysuwać palce. Odrobinę tak, jak uczyła Wilgę by zająć się Patrykiem. - To dobre duchy. Powinnyśmy je później wynagrodzić.
Malarka nie odpowiedziała, jedynie lekko skinęła głową pieszcząc językiem pochwycone palce Zosi.
Perka niechętnie wysunęła je z ust Jagody i podała jej sukienkę.
- Ubierz się. Ruta zrobiła coś na co strasznie marudzi Świerga, więc na pewno jest pyszne. - Podniosła się z podłogi i podeszła do przerażającego obrazu by go zasłonić. Zrobiła to szybko i zgarnęła okulary malarki by jej je przynieść. - Byłam niedaleko lasu… wyczułam zmianę pogody. Niebawem powinna przyjść burza. - Kucnęła tuż obok Wilgi wyciągając w jej stronę oprawki.
- Ach… no tak… przegapiłam…- wymruczała z ciepłym uśmiechem malarka zakładając je na nos.- Nie masz się co martwić. Żaden piorun, żadna wichura nie uszkodzi budowli w której przebywam. Ani żar słońca, ani chłód zimy…
Powoli wstała na nieco chwiejnych nogach i zabrała się za zasłanianie swojej nagości.
Perka przyglądała się jej uważnie, czując nieprzyjemne rozdrażnienie. Sama przyniosłaś tą kieckę głupia! Skrzyżowała ręce na piersi.
- Matka doradziła mi, że piorun może zabić Leszego… będzie burza… myślisz że byłybyśmy w stanie ją wykorzystać?
- Teoretycznie. Widziałam jak matka sprowadzała pioruny, znam… zasady i wszelkie wiersze i ruchy i gesty… i… mam strój. Jednak nigdy tego nie robiłam.- wyjaśniła cicho Jagoda poprawiając strój na swoim ciele.
- Warto spróbować. Będzie nas cztery jeśli pozostałe się zgodzą… pięć jeśli damy znać Liszce. - Perka schyliła się i zamknęła swoją torbę. - Pytanie czy Leszy ma stać nieruchomo i czekać na ten piorun.
- Nie… Piorun go trafi tak czy siak. Płanetnik nim pokieruje. Potrzeba jednak trochę czasu i golizny, by go ubłagać.- wyjaśniła cicho malarka odgarniając włosy z twarzy i zakładając pukle za uszy. - To znaczy… tańca w odpowiednim stroju.
- Myślę, że tego jesteśmy w stanie zapewnić całkiem sporo. Czujesz się na siłach iść? - Perka przyjrzała się uważnie swojej pacjentce. W takich chwilach zawsze załączały się w niej matczyne odruchy, które irytowały ją zawsze nie mniej niż jej własną matkę. - Wybacz jesteś dorosła.
- Mogę iść... - uśmiechnęła się nieco blado.- Nie martw się, to… nie jest mój pierwszy raz. Dojdę do siebie wkrótce.
- Niestety na moje martwienie się nie ma lekarstwa. - Perka podała Jagodzie swoje ramię. - Da się Pani odprowadzić do kuchni?
- Tak… dam…- uśmiechnęła ciepło artystka podając swoje ramię.
Spokojnym krokiem Zosia zaprowadziła wyższą od siebie Jagodę do kuchni. Czując jak z każdym krokiem jej ciało zaczyna domagać się więcej kofeiny… a co gorsza zaczyna też rozważać opcje drzemki.
- Wszystko w porządku?- zapytała cicho Wilga, gdy obie weszły do kuchni w której to Joanna i Marylka jadły pierożki popijając ją ziołowym naparem. Ruta była wyraźnie zadowolona ze swoich smakołyków. Świerga nieco mniej, co jednak nie zmniejszało jej apetytu.
- Długo was nie było.- mruknęła na powitanie.
- Zazdrosna, że nie zajmowałam się tobą, sunio? - Perka wyszczerzyła się, odstawiając torbę w progu. Odholowała Jagodę do stołu jednak przy nim nie usiadła, zabierając się wcześniej za robienie kawy.
- Ty naprawdę chcesz mi zaleźć za skórę co?- odparła z drapieżnym pomrukiem w głosie Joanna. A Ruta zdziwiona spytała. - Nie rozumiem.-
Malarka tymczasem zadowolona, że jej rozmowa nie dotyczy, zabrała się za pałaszowanie produktów talenty kulinarnego Maryli.
- Sprawdzam tylko twoją cierpliwość. - Perka wzruszyła ramionami wsypując nieco zmielonej kawy do zaparzacza. - Jakby co zamówiłam tylko jeden worek karmy dla Ducha, więc… jakbyś mogła nie podjadać.
- Zdecydowanie chcesz sobie u mnie nagrabić.- uśmiechnęła się drapieżnie Aśka wodząc spojrzeniem za pupą Zosi. I dodała krótko.- Nie jem psiego pokarmu. Nie martw się.
- To dobrze. - Perka zalała kawę i odwróciła się do reszty czarownic. Uśmiechnęła się niewinnie do Asi. - Ale jakby co w lodówce jest nieco kiełbasy dla Ducha, myślę, że się z tobą podzieli.
Posłyszała ruch za sobą, poczuła dłonie zaciskające się na pośladkach, pazury przebijające spodnie i piersi ocierające się o jej plecy.
- A jak mam ochotę na ciebie… to też się mam tobą podzielić...z Rutą, tu i teraz?- wymruczała jej do ucha Perki, delikatnie kąsając płatek uszny czarownicy.
- Za te spodnie będziesz mi musiała oddać coś z tego co “pożyczyłaś” i ja to wybiorę. - Perka spojrzała ponad ramieniem na Asię. Podobała się jej drapieżność wilczycy. Do tego to jak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi bardzo poprawiało Zosi nastrój. - I przyznaję, że liczyłam na to że dane mi będzie chociaż zjeść i napić się kawy przed kolejnymi igraszkami.
- Trzeba było trzymać swój śliczny języczek za zębami…- mruknęła Świerka całując zachłannie szyję Perki i delikatnie kąsając kark, na oczach pozostałych czarownic.
- Będziesz usatysfakcjonowana jak ci usnę w trakcie igraszek? - Zosia jęknęła od pieszczot. - No już suniu, daj panci zjeść.
- Nie… i zasnąć też ci nie dam….- pazury rozerwały ubranie na pośladkach i przeszyły ciało Zosi dreszczykiem bólu. Joanna pochwyciła Zofię za włosy i dość brutalnie przyciągnęła ją do stołu jadalnego. Była wyraźnie poirytowana i podniecona, gdy zmusiła Perkę do położenia się na nim i wypięcia pośladków.
- Czas cię… nauczyć nieco pokory.- syknęła gniewnie i mocnym klapsem obdarzyła wypięty pośladek kochanki.
Jagoda próbowała nieśmiało wkroczyć i powstrzymać to co się działo, ale Ruta zatrzymała ją gestem dłoni.
- Stół jest całkiem wygodny… - Perka przymknęła oczy mimo iż dolne partie jej ciała wyraźnie dawały sygnał, że o spaniu nie ma mowy. Między nogami zrobiło się nazbyt przyjemnie gorąco i mokro. - Oj nie bądź taka suniu, obiecuję, że podrapię cię za uszami.
- A ja ci obiecuję czerwony tyłek.- sapnęła gniewnie Aśka rozrywajac całkiem spodnie i odsłaniając całkowicie pośladki Zosi.
Zaczęła uderzać, mocno i głośno i bezlitośnie. Pupa drżała pod każdym ciosem przeszywając całe ciało iskierkami bólu. Ruta i Jagoda obserwowały ten “spór” z rosnącym podnieceniem w oczach. A i pewnie Świerga, robiła się coraz bardziej pobudzona podczas tego energicznego “karania” ciała Zosi.
- Mhm… trzeba było… powiedzieć. - Perka zaparła się dłońmi o stół. Nogi odruchowo rozchyliły się na tyle na ile pozwalały rozerwane spodnie. - Opa… opalam się na czerwono. Mogłam pobiegać nago… po łące. - W końcu z jej ust wyrwało się jęknięcie. - Mniej zachodu.
- Już ja ci poopalam się…- syknęła gniewnie Joanna przesuwając pazurami po pośladkach Perki, nieco boleśnie… acz tak by nie zranić za mocno.
- Mhm… a da.. się opalać.. przez futerko? - Perka zamruczała przytulając policzek do blatu.
- Na razie masz większe zmartwienia…- pazury Aśki zerwały z głośnym trzaskiem majtki z ciała Zosi i jej palce wbiły się brutalnie w kobiecość kochanki. Mocno, szybko i gwałtownie nimi poruszała patrząc z podnieceniem na czerwoną od klapsów, obolałą pupę kochanki.
- Moje… zmartwienia. - Perka naparła biodrami na dłoń wilczycy. Jej ciało dużo lepiej odpowiadało na te “pieszczoty” po tym jak Aśka sama je rozgrzała. -... właśnie znikają.
- Jesteś pewna? - mruczała Joanna, jej dłoń znów pochwyciła za włosy odpoczywającą dziewczynę i szarpnęła za nie… mocniej dociskając i tak już uległe ciało rudowłosej do palców swojej dłoni głęboko znikające w jej kobiecości. Rozpalona i rozgniewana wilczyca nie próbowała nawet udawać delikatności… bawiąc się ciałem Perki jakby była jej niewolnicą.
- Ach suniu… - Perka czuła, że jak tak dalej pójdzie zaraz dojdzie. Aśka doskonale grała pod jej nutę… czasami aż nazbyt dobrze. - Tak mnie nie zniewolisz. - Wymruczała czując napięcie zbierające się tam, gdzie atakowały ją palce wilczycy.
- Tak ci się tylko wydaje…- sapnęła gniewnie Aśka i wysunęła palce z rozpalonego kwiatuszka. Jej dłoń wodziła pomiędzy pośladkami muskając drugi zakątek.
- Aaa teraz… trochę się podroczę.- syknęła z podstępnym uśmieszkiem Świerga.- Co mi dasz za zabawę o… tu… - naparła kciukiem między pośladkami, na moment dając Perce przedsmak tego, co ją może czekać.
Perka zadrżała na całym ciele, a jej biodra poruszyły się, chcąc nabić się na palec wilczycy.
- Mmmm… pół penta? - Wymruczała Perka, zerkając ponad ramieniem na Asię.
- Nie żartuj sobie… bo nie dostaniesz nic. Zabiorę cię do pokoju, zamknę niezaspokojoną i nie dam się tym dwóm zbliżyć… ręce ci zwiążę, byś sama nie mogła.- Joanna odsunęła palec by dać bolesnego klapsa całą dłonią, lecz teraz rozgrzaneg ciało Zosi pragnęło czegoś więcej.
Perka oparła rozgrzane czoło o blat stołu. Chciała więcej, całe jej cholerne ciało wołało o to by je ktoś zaspokoił tyle, że uparta głowa nie chciała ulec. Nie po tej całej gadaninie o pseudo samcach alfa.
- A jak nie będę żartować po prostu dasz sobie spokój. - Rzuciła na tyle poważnie, na ile pozwalał jej rozpalony głos.
Asia zaśmiała się chrapliwie i kolejnym mocnym klapsem rozgrzała ciało Perki.
- Musisz popracować… nad dyplomacją…- syknęła następnym uderzeniem dłoni rozpalając tyłeczek i zmysły Perki. - Chcę twój języczek na moim kwiatuszku. Chcę byś uklękła, zdjęła ze mnie spodnie i majtki… i sprawiła mi przyjemność tam… tylko jak to obiecasz zrobić… teraz… tooo… pozwolę ci dojść na szczyt.
Wizja była na tyle przyjemna, że Zosia aż przygryzła wargę nieco ją przy tym rozcinając. Szybko zlizałą kropelkę krwi.
- Właśnie powiedziałam, że poradzę… sobie jeśli mnie nie doprowadzisz. - Perka czuła jak własne słowa kłują ją w serce. - Jeśli chcesz bym się tobą zajęła musisz ładnie poprosić.
- Nie chcę… po tym całym przygadywaniu… jesteś mi to winna…- wilczyca syknęła wprost do ucha Zosi. Równie uparta co ona. A że przy tym otarła się biustem o jej plecy, to już inna sprawa.
Wodzić znów zaczęła palcem po łonie i między pośladkami pochwyconej ofiary, nie dając Perce ostygnąć.
- To twoja wina, że się łatwo irytujesz. - Perka zerknęła ponad ramieniem prosto w twarz Asi. - Poproś to cię doprowadzę.
- Nie… żądam tego… - syknęła gniewnie Aśka również walcząca z własnymi pragnieniami. Sięgnęła palcami do łona i przeciągnęła nimi po wilgotnym kwiatuszku. Posmakowała tego oblizując po kolei wszystkie palce.- Oceniam, że jesteś.. bardzo spragniona. -
Przyganiał kocioł garnkowi, jej własne jeansy były bardzo przemoknięte. A i sukienki oglądających to Ruty i Wilgi też lepiły się do ich ciał w okolicy bioder.
- Poradzę sobie, widziałaś że mam sprawne paluszki. - Zosia aż zadrżała, ale oparła czoło na chłodnym blacie skupiając się na tym uczuciu. - A ty? Zajmiesz się grzecznie sobą?
- Zwiążę ci te ładne sprawne paluszki, tak byś nie mogła się dosięgnąć… i zajmę się sobą… tak byś na to patrzyła.- wyszeptała zmysłowym tonem swoją małą zemstę, za zniewagi.
- Och… i w ramach kary zapewnisz mi takie ładne widoczki? To kochane… - Perka aż zamruczała na samo wyobrażenie i była to bardzo szczera reakcja. - A już myślałam, że jesteś na mnie zła.
- Pewnie… inaczej powiesz… gdy będziesz mogła obserwować, a nie dotykać…- szepnęła cicho Aśka muskając pazurem bramę wyuzdanych rozkoszy kochanki.
- Skoro mi grozisz nie pchaj tam paluszków, bo jeszcze dojdę… wiesz… jestem taaaka rozpalona. - Perka zakręciła lekko biodrami.
- Wiedźma…- syknęła sfrustrowana Joanna nie mogąc łatwo przełamać tego patu i dała kolejnego klapsa Zosi.
- To co robimy? Wiążesz mnie i zapewniasz ładne widoczki, czy przestaniesz się przejmować tym, że sobie żartowałam i dasz się zaspokoić? - Perka zakręciła biodrami ocierając się o dłoń blondynki. - Wystarczy poprosić.
- Wiążę…- syknęła gniewnie Joanna dając mocnego klapsa w wypięty tyłeczek Perki, ale… została zaatakowana podstępnie. Ruta podkradła się od tyłu i chwyciła za piersi Świergi ściskając je lekko i masując.
- No dość tych dąsów.- mruknęła ugniatając biust Joanny i wywołując cichy jęk rozkoszy. - Poproś ładnie… kiedy indziej ją powiążesz i pobawisz się nią. Poproś ładnie.
- I ty przeciwko mnie?- syknęła gniewnie wilczyca, ale jej syk przeszedł w cichy jęk rozkoszy.
- Ja? Ja chciałam w miłej atmosferze zjeść obiad, a wy dwie urządzacie sobie tutaj pokazy…- zamruczała liżąc blondynkę po szyi.- Jakby nie było świata poza wami. Poproś… dla mnie.
- Dobrze… ulżyj… memu ciału.. poliż… mnie…- poddała się w końcu Świerga wijąc się pod dotykiem dłoni Ruty ściskającej jej biust.
Perka uśmiechnęła się i przyklęknęła przed Asią, uwalniając ją spodni i bielizny.
- Dobra wilczyca. - Przywarła ustami do kobiecości blondynki. Mokrej, gorącej i spragnionej pieszczot… miękkiej.
- Zemszcz…- próbowała grozić Joanna, ale jej głos przeszedł w głośny jęk. Poruszyła nerwowo biodrami, całkowicie poddając się dłoniom Maryli miętoszącej jej biust oraz językiem wodzącym po jej podbrzuszu. Jej ciało drżało, nogi miękły, ale w oczach kochanki, Zosia widziała tą obietnicę… zemsty. Wyuzdanej i lubieżnej. Perwersyjnej zapewne. Joanna nie rzucała chyba słów na wiatr.
Perka wsunęła swoje palce w jej kobiecość i skupiła się na zaspokojeniu kochanki. Jej groźbami zajmie się później. Uśmiechnęła się do swoich myśli i przyspieszyła ruchy, jak najmocniej atakując wnętrze blondynki.
Atakowana z dwóch stron Joanna poddawała się napastniczkom. Jej ciało drżało i wiło się jak piskorz, coraz bardziej rozpalone… coraz bliższe szczytowi. Prężyła się pod ich dotykiem zmysłowo, aż w końcu wygięła się w łuk krzycząc głośno i dochodząc mocno. Zosia jeszcze przez chwilę zajmowała się kobiecością kochanki nim odsunęła usta. Delikatnie klepnęła Asię w pośladek.
- Jesteś cudowna, szkoda tylko, że taka mściwa. - Perka niechętnie podniosła się na miękkich nogach i spojrzała na stan swojego odzienia. Cóż… przynajmniej nie zamoczyła spodni, choć teraz niezbyt im by to zaszkodziło. - Idę założyć coś całego na tyłek.
- Ty też… ale….- mruknęła z lubieżnym i sadystycznym zaraz uśmieszkiem.- Uważaj… będę czekała cierpliwie. A gdy przyjdzie czas…-
Oblizała lubieżnie usta.
Perka zatrzymała się w drzwiach.
- Będę musiała teraz dopilnować byś nie mogła mnie dotknąć. - Mrugnęła do wilczycy i ruszyła w stronę swojego pokoju. Dawno nie musiała się przed kimś chronić i nigdy nie spodziewała się, że będzie musiała to robić przed kochanką.
Spłoszona Jagoda pogoniła za Zosią i gdy znalazły się na korytarzu szepnęła cicho.
- Po co ją drażniłaś? Przecież teraz pewnie będzie chciała… coś zrobić ci.-
Coś niewątpliwie wyuzdanego, z czego Perka zdawała sobie sprawę.
- To co najwyżej będzie seks. Ostry.. nie powiem, ale tylko seks. - Zosia uśmiechnęła się do Wilgi i objęła ją w pasie. - Wieki nie ćwiczyłam chronienia się przed kimś. Będę musiała co nieco sobie przypomnieć.
Perka weszła do pokoju przydzielonego Asi i zgodnie z obietnicą zgarnęła jedne ze swoich spodni. Nie kusił jednak losu na tyle by się tam przebierać. Zamiast tego dotarła do swojej sypialni i zamknęła drzwi na klucz.

Miała chwilę czasu dla siebie, na ochłonięcie i na przemyślenie sytuacji. Pozostałe dziewczyny pewnie w tej chwili jadły posiłek. Nieśmiała Jagoda, wesolutka Marylka… i Joanna, wulkan ukryty pod lodem opanowania. To się jej krąg trafił. Wszystkie były młode i mniej lub bardziej niedoświadczone. Nie było wśród nich prawdziwej starszej. Perka założyła zdobyczne spodnie i wydobyła z szafy plecak, w którym dotarły tu ubrania. Na razie sprawdzi jak bardzo Joanna jest z psowatych. Delikatnie spryskała się cytrusowymi perfumami, które zrobiła sobie specjalnie na odwiedziny we wsiach. Psy, szczególnie łowcze nigdy nie przepadały za tego typu owocami i zapachami, a ona jedynie to podkręciła. Będzie mogła poprosić ubożęta by strzegły jej drzwi, za niewielki wynagrodzenie może się zgodzą. Ale będzie musiała pokombinować trochę bardziej.

Niestety rozpalony kwiatuszek nie zachęcał do myślenia. I niestety jej towarzyszki tak bardzo, jak nie były doświadczone, były też napalone. Zmieniła brudną koszulkę i narzuciła na nią bluzę. Dopiero tak uzbrojona ruszyła z powrotem do kuchni, by w końcu coś zjeść.
W kuchni na szczęście już nie było nikogo. Sądząc po odgłosach z mijanych pokoi, Joanna oraz Ruta urządzały pokoje nadając im indywidualnej nuty. A Jagoda pomagała im w tym przynosząc bibeloty. Miała więc czas na spokojny posiłek… choć jej ciało… nie domagało się spokoju. Wchodząc do kuchni spojrzenie Perki spoczęło na telefonie. Wypadałoby powiadomić Patryka o sytuacji.
Zgarnęła z talerza dwa pierogi i pochłonęła je niemal naraz. Odrobinę niepewnie podeszła do telefonu. Przy Patryku zachowywała się dziwnie. Aśka… jej po prostu nie chciała dać się zdominować, ale czemu nie skorzystała z propozycji Katarzyny? Wybrała numer i czekała na połączenie niepewnie zerkając na drzwi do kuchni.
- Halo? Jagoda? Zosia?- usłyszała w słuchawce głos Patryka.
- Zosia, ale teraz musisz uważać jest nas tu więcej. - Odruchowo uśmiechnęła się do słuchawki. - Melduję, że wróciłyśmPy.
- Jak to… więcej?- zapytał zaskoczony Patryk.
- Przygarnęłyśmy dwie studentki. Będzie nam tu trochę raźniej.
- Acha… a gdzie się one zgubiły, że musiałyście je przygarnąć?- zapytał żartobliwie mężczyzna. Po czym dodał.- No to będziemy musieli być bardziej dyskretni. Przyjechać do was wieczorem?
- Wiesz, że jesteś mile widziany… - Zosia zamyśliła się. Znów załączyły się jej strasznie egoistyczne myśli. - …. tylko uprzedzam, że możesz mieć więcej adoratorek.
- No cóż… pewnie będę jedynie obiektem ich żartów.- Patryk naiwnie sądził, że jedynie Zofia jest tak obyczajowo wyzwolona. Czekała go więc niespodzianka.
- Słuchaj… wpadniesz tu do mnie na ranczo? Ja co prawda muszę jechać do starostwa w kwestii odszkodowania za niedźwiedzia, ale zostawię informacje dla ciebie w gabinecie lekarskim. Znaleźliśmy sarnę… paskudne rany na grzbiecie ma i osłabła z upływu krwi. Może byś jej pomogła. A jak wrócę… wiesz… stęskniłem się.- ostatnie słowa wręcz ociekały jego pożądaniem.
- Mogę podjechać, zerknę jak moi pozostali pacjenci. - Perka chwilę się wahała w końcu jednak dodała. - No i obiecałam Katarzynie, że wpadnę na kawę.
- Dzięki. Szkoda tej sarny mi było. Nie wiem czy nie padnie bez sił, ale jeśli ktoś jej może pomóc, to… taka cudotwórczyni jak ty.- odparł ciepło Patryk i mruknął lubieżnie.- I już cię rozbieram w myślach. W ramach treningu przed naszym spotkaniem.
Perka się zaśmiała i ostrożnie zerknęła na drzwi nim dodała szeptem.
- Śniło mi się jak brałeś mnie na stojąco.
- Od przodu… czy od tyłu? Oparta byłaś o coś?- ciekawiły go szczegóły.
- Od przodu i wydaje mi się, że nie byłam o nic oparta. - Perka apoczuła jak robi się jej jeszcze bardziej gorąco na samo wspomnienie snu.
- To musiałbym cię trzymać za pupę… i brać szybko… wolałbym jednak wygodniejsze pozycje… jakbyś siedziała, albo leżała na biurku… to wtedy mógłbym… mocniej.- szeptał Patryk, bo i na niego ta wizja z pewnością działała.
- Pospiesz się w tym starostwie, dobra? - Perka zatrzymała te wyobrażenia, zauważając, że już zaczyna dotykać swoich piersi.
- Postaram się. Poczekasz na mnie? Aaaa… i kupić ci coś? Albo Jagodzie?- zapytał mężczyzna.
- Heh możesz mi kupić coś w czym chciałbyś mnie zobaczyć. - Perka zaśmiała się. - Zostałam ograbiona z części ubrań. A tak serio… nie chyba nic nie potrzebujemy.
- To by niewiele zakrywało. Nie kupowałem jeszcze nikomu seksownej bielizny.- odparł ze śmiechem i zawstydzeniem Patryk.
- Jakby co na serio nic nie trzeba, tego też mam… jeszcze mam tego zapas. - Perka zamyśliła się, analizując zasoby swojej garderoby. - Jeśli cię kusi to Jolanta zna mój rozmiar, ostatnio kupiłam u niej dwie sztuki. Ale spodziewaj się plotek.
- Oook… zajrzę do niej. Coś jeszcze powinienem wiedzieć?- zapytał wesoło mężczyzna.
- Tylko tyle, że też się stęskniłam, a teraz spadaj do tego starostwa. - Perka chciała odłożyć słuchawkę ale nie była w stanie. Odsunęła ją jednak lekko od ucha.
- Ja… też się stęskniłem za tobą. I niełatwo będzie mi nie myśleć o twoim śnie.- odparł Patryk kończąc rozmowę.
Perka odetchnęła i też odłożyła słuchawkę. No to się lekko zbłaźniła. Przeczesała rude włosy, czując jak się rumieni i spojrzała na pozostawione na stole pierogi. Będzie musiała je w siebie wcisnąć, mimo że żołądek nagle postanowił się ścisnąć w ciasny supeł. Kawa… zacznie od obrzydliwej, przeparzonej, gorzkiej kawy. To ją nieco ocuci. Podeszła do blatu i powróciła do przerwanego przez Asię zajęcia.
Ruta pojawiła się w kuchni, gdy Zofia kończyła jedzenie. Narzucona na ciało biała sukienka, prześwitywała to tu to tam… pozwalając podejrzeć parę szczegółów anatomicznych wesołej czarownicy.
- Smakowało? - spytała, a potem zabrała się za zmywanie.
- Pyszne. - Perka wstała by podać jej talerz. - Jakby co jest zmywarka… - Stojąc obok Marylki nachyliła się i pocałowała ją w policzek. - Dziękuję, nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś zrobił mi obiad.
- Nie ma za co.- mrugnęła wesoło Marylka i dodała z dwuznacznym uśmieszkiem.- Z pewnością znajdziesz okazję, by mi się odwdzięczyć.
- Postaram się. - Zosia odsunęła się i wróciła do stołu by dopić kawę. - Muszę pojechać do rannej sarny.
- To znaczy, gdzie? - zapytała zaciekawiona Ruta.
Perka westchnęła.
- Wspominałam Patryka prawda? Jadę do jego ośrodka, zerknę przy okazji na swoich pozostałych pacjentów.
- Jechać z tobą?- zapytała bez chwili namysłu dziewczyna. Ale szybko zmieniła zdanie dodając. - Ale pewnie będę tylko przeszkadzać.
- Przyznaję się, że chciałabym go mieć jeszcze chwilę tylko dla siebie. - Zosia zaśmiała się. - Będzie wieczorem i chyba nie jest świadom na kogo tu trafi.
- Myślę że się jakoś dogadamy w tej sprawie.- odparła z uśmiechem Ruta i mrugnęła zalotnie.- Nie martw się. Nawet Świergę da się przekonać by go zostawiła. Bądź co bądź, to na tobie chce się mścić.. nie na tym Patryczku.
- Zastanawiam się czy wkurzyłam ją już na tyle, by chciała się nim posłużyć. - Perka podniosła wzrok na sufit by odkryć na nim kolejne połacie pajęczyn. - Fakt faktem… będzie na kolacji. Postaram się wrócić wcześniej by coś upichcić… albo przynajmniej pomóc. - Zosia mrugnęła do Marylki. - Idę dać znać Jagodzie, ok?
- Ok. I nie przejmuj się tak… Aśka raczej posłuży się jakąś liną, tasiemką, lub kajdankami… nie mężczyzną. - zaśmiała się w odpowiedzi Ruda.
- Muszę wszystko pochować. - Perka pokręciła głową i ruszyła na poszukiwanie Jagody.
Po kilku minutach posłyszała jej głos.
- Tak? Czuję się niezręcznie…-
- Podnieś wyżej. Jak mogę docenić to piękno jeśli nie uniesiesz wyżej.- i głos Joanny dochodzące z tego samego pokoju.
Perka zapukała do drzwi.
- To tylko ja, mogę wam zająć chwilę?
- No… wchodź .- odparła zaczepnie Aśka.- Jeśli się nie boisz.
Zosia uchyliła drzwi pokoju i zajrzała do środka.
Wieszały obraz… to znaczy Jagoda wieszała, a Świerga komentowała jej działania. Obraz był oczywiście autorstwem Wilgi i przedstawiał konie na łące.
- Piękny… - Perka przez sekundę przyglądała się ich działaniom. Wszystko to było tak przyjemnie rodzinne. - Jadę do Patryka, podobno znaleźli jakąś ranną sarnę. Upewnię się czy to znowu nie Leszy.
- Acha… ok…- odparła Jagoda z nieśmiałym uśmiechem, a Joanna spojrzała na Zosię mówiąc uspokajającym tonem. - Nie martw się. Dopilnuję, by tu wszystko było w porządku.
- Patryk pytał czy może przyjechać wieczorem. Nie broniłam mu ale jeśli uważasz inaczej mogę mu przekazać by nie przyjeżdżał.
- Ja nie wiem…- zafrapowała się Wilga i zerkając to na Świergę to na Perkę dodała.- Sama pewnie będziesz wiedziała najlepiej.
- Dobra… - Perka spojrzała na Joannę. - Zostawiam je w twoich łapkach wilczku.
- Pilnuj swojego tyłeczka.- rzekła na pożegnanie Świerga zadziornym tonem.
- Yhym… - Zosia pomachała czarownicom i ruszyła do auta, zgarniając po drodzę torbę lekarską z kuchni.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline