Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2018, 18:30   #75
Zapatashura
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXXII. Poszukiwania nauczycieli


Senny tryumf nad Czerwoną Królową sprawił, że Alicja od rana miała dobry nastrój. Tak dużo się w jej życiu zmieniało i to przez jej własne decyzje, upór i odwagę. Żadne tam prowadzenie za rączkę i grzeczne potakiwanie. Miała odpowiedzialną pracę, nudne lekcje miały zostać zastąpione bardziej interesującymi i to z nowymi ludźmi. Może ci okażą się intrygujący i nie będą traktować dziewczyny jak niezdary? Ciekawe, czy pani de Fou zgodzi się udzielać jej lekcji? I kto zostanie jej nauczycielem tańca? Tego, że matka mogłaby się na nic nie zgodzić, nie przyjmowała nawet do wiadomości. I los jej najwyraźniej sprzyjał, bowiem pani Liddell, choć dąsała się przy śniadaniu i stroiła miny, zgodziła się na propozycje Henry’ego. Nudne posiadówki u pani Proppery stały się przeszłością przez jedną, przychylną decyzję. Oznaczało to, że przez najbliższe dni Alicja miała mieć więcej czasu dla siebie, wszak najęcie nowych nauczycieli musiało swoje zająć.
Dzień stawał się zatem lepszy i lepszy. Nauczycielka francuskiego mogła przecież stać się oknem na kontynentalne obyczaje i plotki. A tancerz… no, tancerz mógłby w końcu potwierdzić, że panna Liddell ma duży talent! Z tego wszystkiego Alicja nie myślała nawet o liście od Hargreavesa… aż do chwili, gdy pomyślała. I znowu coś ją ukłuło.
Otworzyła szufladę szafki nocnej i jeszcze raz spojrzała na prezent. Czy powinna go odesłać? To na pewno zabolałoby Reginalda. Z drugiej zaś strony, czy przyjmowanie go nie stanowiło jakiegoś rodzaju niewypowiedzianej obietnicy. Odetchnęła głęboko. Nie, jeśli da znać młodemu sportowcowi, że nie może liczyć na więcej niż jej przyjaźń.
Usiadła przy sekretarzyku i powoli zaczęła kreślić odpowiedź, celowo pomijając wcześniejszą grę powitań.

Cytat:
Drogi Reginaldzie
Mam nadzieję, że mój list zastanie Ciebie i Twoją siostrę w dobrym zdrowiu. Dziękuję za podarek, jest bardzo <dłuższą chwilę myślała nad właściwym określeniem> ładny.
Myślę jednak, że nie powinieneś składać obietnic, jeśli nie musisz tego robić. Życie jest zbyt nieprzewidywalne, by być wszystkiego pewnym. U mnie na przykład wiele się ostatnio dzieje i mam szansę wyjechać za granicę za jakiś czas. Pracuję też w biurze ojca, więc jeśli zechcesz odpisać na ten list, dołączam nowy adres. Niestety, nie mogę zapewnić, że ktoś go nie przechwyci, dlatego prosiłabym, byś uwzględnił to w treści.

Pozdrawiam i życzę Ci miłego dnia
A.
I to tyle. Miało być sympatycznie, miło, ale... nic poza tym. Będzie co ma być.
Jeszcze tego samego dnia, po obiedzie, ojciec poprosił Alicję o rozmowę. Był trochę ospały po pełnym posiłku, zatem i konwersacja nie mogła być zbyt wymagająca.
- Wspominałaś o jakiejś znajomej Williama w temacie nauki francuskiego, prawda? - zagadnął, nabijając tytoniem fajkę.
- Owszem papo. Chodziło mi o panią de Foe. Pannę. - Poprawiła się po chwili.
- Może przejechałabyś się ze mną w sobotę do Elisabeth? - zaproponował. - Rodzinna herbatka dobrze mi zrobi, a i będzie okazja by zapytać o tą… de Foe - powtórzył ostrożnie obco brzmiące nazwisko.
Dla Alicji oznaczało to kolejne zmarnowane popołudnie, bez dostępu do farb czy książek, ale czy wielkie sprawy nie wymagały poświęceń. No i mogłaby pewnie zobaczyć swoją kotkę. Skinęła więc głową.
- Bardzo chętnie.
- Tylko tyle? Chętnie - przekomarzał się ojciec. - Myślałem, że będziesz się cieszyć na myśl o wizycie u siostry. Jakieś ciasto upieczesz - zaśmiał się dobrodusznie. - No dobrze, a w międzyczasie będę szukał w prasie ogłoszeń nauczycieli tańca. Chyba, że na tym polu też masz jakieś znajomości?
- Przeceniasz papo towarzyskość mojej natury - odpowiedziała Alicja, starając się nie śmiać. Oczy błyszczały jej jednak podejrzanie wesoło.
- Na pewno? - nie ustępował pola. - Przypominam sobie młodą damę, która zamiast siedzieć w swoim pokoju bardzo pragnęła spędzać czas w portowym biurze.
Dziewczyna nie wytrzymała i na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- To co innego, tutaj czuję się przydatna. A spotkania towarzyskie... zazwyczaj niczemu nie służą poza wymianą plotek i jedzeniu ciasta, które jak sam zauważyłeś papo, ktoś musi upiec.
Ostatecznie, to pani Proust musiała w piątkowy wieczór przygotować ciasto, tak aby w sobotę Alicja mogła schować je do koszyczka i zawieźć do siostry. Rzadko ją odwiedzała, nie mając z kim jeździć. Rodzice zawsze byli tacy zajęci. Tego dnia jednak Henry przygotował się bardzo wcześnie, przystrzygł równo brodę, ubrał śnieżnobiałą koszulę i dobrze nakrochmalony kołnierzyk. Stroił się, jakby czekały go negocjacje handlowe, choć w rzeczywistości pewnie tylko chciał okazać należny szacunek gospodarzom. Nawet, jeśli byli nimi jego własna córka i zięć. Przygotował sobie także kilka stron gazet, w roli notatek o tematach, które chciał podjąć z Williamem. Bez wątpienia dotykały jakichś nowych ustaw Izby Lordów, albo pogłoskach o wzroście zapotrzebowania na jakieś towary. Nic ciekawego, ale jako pracownica spółki handlowej panna Liddell chyba musiała tego posłuchać... o ile Lizzie da jej ku temu okazję.
Najęty powóz czekał przed domem, a biały koń nerwowo stukał kopytem, zirytowany przez londyńską mżawkę.
- Tylko się tam nie upijcie z Williamem - Lorina strofowała męża, choć Alicja nigdy nie widziała ojca pijanego.
- Oczywiście kochanie.
- Alicjo, niczego nie zapomniałaś? - matka zmieniła ofiarę.
Dziewczyna zastanowiła się, po czym pokręciła przecząco głową. Nie mogąc znaleźć już innego tematu, do którego mogłaby się troskliwie przyczepić, matka pożegnała się, a Liddellówna z ojcem ruszyli w drogę.
Państwo Bourke mieszkali głębiej w Londynie, ale Henry przygotował temat na rozmowę. Wręczył nieoczekiwanie Alicji kilka gazetowych stron, z różnych periodyków.
- Jest kilka interesujących ofert nauki tańca - wyjaśnił. - Szczególnie państwo Winstonowie przypadli mi do gustu. Mąż i żona, nie trzeba byłoby wysyłać z tobą przyzwoitki.
Nie mając specjalnych wyobrażeń ani oczekiwań, po prawdzie Alicja była raczej obojętna temu z kim przyjdzie jej się uczyć. By jednak nie obrażać ojca swoim brakiem zaangażowania, zaczęła przeglądać ogłoszenia czy coś innego nie wpadnie jej w oko. Jeśli się tak nie stanie, zapewne zgodzi się na propozycję rodzica. Jedna oferta wyglądała intrygująco - Jaques Lacroix, nauka tańców południowych. Blondynce przed oczami stanęły senne sceny, w których na przyjęciu u Kapelusznika Tancerz i Tancerka prezentowali tango. Tylko na coś takiego matka nigdy by się nie zgodziła. Co jednak powie na ten temat ojciec? Postanowiła spróbować.
- Może to, papo? Klasyczne tańce już znam, brakuje mi tylko swobody, a z tego co wiem, te tańce są głównie na to nastawione, żeby wyrażać emocje - zauważyła rzeczowo.
- Tańce południowe - przeczytał pod nosem. - To znaczy jakie? Francuskie? - Henry był dobrym biznesmenem, ale lwem salonowym takim sobie.
- Chyba bardziej hiszpańskie... chociaż kto wie - podsunęła Alicja, starając się nie uciekać wzrokiem.
Ojciec przez chwilę szukał w pamięci jakichś hiszpańskich tańców, a kiedy znalazł, to oczy rozszerzyły mu się ze zdziwienia.
- Ależ to wykluczone - sapnął. - Coby matka pomyślała? Takie pląsy nie przystoją Anglikowi.
- Czasy się zmieniają... no ale jak chcesz to sam coś wybierz, a nie pytaj mnie, papo - odparła speszona Alicja.
- Czasy może i się zmieniają, ale dobre obyczaje to dobre obyczaje - mruknął odbierając gazety. - Skontaktuję się z Winstonami - zadecydował.
Jego córka tylko skinęła głową. Nie był to dla niej tak ważny temat, by męczyć nim ojca.
 
Zapatashura jest offline